środa, 12 marca 2014

Prolog


Dawno, dawno temu… Za górami, za lasami…
Albo nie, zacznijmy to inaczej.

Widzieliście kiedyś wschód słońca? Nie taki zwykły, taki pospolity wschód, tylko nad jeziorem, w lato, kiedy księżyc jeszcze nie zdecydował, czy ma zostać na niebie, czy jednak ustąpić miejsca nadchodzącemu dniu. Jeśli nie, to spróbujcie go sobie wyobrazić. Bo właśnie taki wschód słońca widział Remus Lupin. Siedział nad brzegiem jeziora, rzucając do niego kamienie. Był przystojny. Miał ciemnoblond włosy, miodowe oczy, mocno zarysowaną szczękę, miał też bliznę. Bliznę, która przechodziła od skroni, do ust. I ta blizna świadczyła o tym, czym Remus był naprawdę. Był wilkołakiem. Tak, prawdziwym wilkołakiem. Podczas pełni księżyca zmieniał się w potwora, poza nią potrafił zmienić się w wielkiego wilka. Miał wyczulone zmysły, był niewyobrażalnie silny, nie odczuwał zmian temperatury. Stało się to trzy lata temu. Gdy Lupin był dziesięciolatkiem.

-Remus wracaj! No już!- Mały chłopiec chcąc nie chcąc, musiał wracać do mamy. Biegł szybko do domu, prawie przewracając się o kamienie wystające z drogi, niczym potwory czyhające na niego. Udawał, że jest super bohaterem biegnącym na ratunek, a te straszne kamienie chcą mu przeszkodzić. Gdy wrócił i zjadł kanapki, mama kazała mu iść się wykąpać. A potem spać, oczywiście. Tak, więc młody Remus Lupin leżał w swoim łóżeczku, przytulony do ulubionej zabawki- małego, brązowego pieska. Po wejściu do domu, zobaczył, że jego tata jest smutny. Teraz zaczął się zastanawiać, dlaczego, ale po chwili uznał, że nic z tego nie wyjdzie i zasnął.

To było ostatnie wspomnienie Remusa z czasów, gdy nie odmierzał jeszcze dni do pełni księżyca.

Coś było w jego pokoju. Remus obudził się. Nie zauważył niczego. Jednak coś usłyszał. Śmiech. Straszny, mrożący krew w żyłach śmiech. Zerwał się z łóżka.
-Śpisz z misiem? Oh, jakież to słodkie- pewien mężczyzna wziął jego ulubioną maskotkę do ręki i oderwał jej głowę. – Twoich rodziców nie ma w domu. Zostawiają dziesięciolatka samego?
-Jestem już duży- powiedział z przekonaniem Remus.
-Tak? Zaraz się przekonamy.
Podszedł do niego. Lupin zobaczył jego twarz. Miał jasne oczy, długie kły, włosy brudne. Wyglądał strasznie. Przewrócił Remusa na łóżko. 
-Mówisz, że jesteś duży. Skoro jesteś dużym chłopcem, powinieneś wiedzieć niektóre rzeczy.
Rozpiął mu pidżamę, polizał jego szyję. 
Remus nie potrafił (lub nie chciał) przypomnieć sobie, co było dalej. Wiedział, że tamtego wieczoru zmienił się bardzo. W tedy naprawdę przestał być dzieckiem. 
Gdy Fenrir Grayback skończył zabawiać się Remusem, jeszcze raz pocałował jego szyję i wyszeptał do jego ucha:
-Twoje życie się zmieni. Będziesz taki jak ja- po czym ugryzł go. Remus nigdy nie doznał takiego bólu. Krzyczał, wyrywał się, wołał rodziców. 
-Ich tutaj nie ma. Nie pilnowali synka. Nie obchodzi ich, co się z tobą dzieje. Zobaczysz, odwrócą się od ciebie. Nie tylko oni. Nikt przy zdrowych zmysłach, nie będzie sobie zawracał tobą głowy. Zostaniesz sam.
-Kłamiesz!- Wykrztusił Remus.
-Nie, nie kłamię. Zobaczysz. Ale dziękuję ci, za miły wieczór.
I wyszedł. 
Remus nie wiedział, co się działo. Rodzice nie wytłumaczyli mu niczego. Powiedzieli jedynie, że „ugryzł go brzydki pan i teraz, co miesiąc będzie się zmieniał w dużego pieska”. 
Jego mama-, która była chora na raka- przestała dbać o siebie i zaczęła zajmować się synkiem, jeszcze bardziej niż kiedyś. Jeździli od lekarza, do lekarza, ale nikt nie chciał mu pomóc. Hope coraz gorzej się czuła i straciła pracę ojciec, który pracował w Ministerstwie Magii w departamencie Kontroli magicznych stworzeń nigdy dużo nie zarabiał, a teraz, gdy Minister Magii dowiedział się o przypadłości jego syna, było jeszcze gorzej.
„I to jest moja wina”- pomyślał Remus pewnego dnia.



Do dzisiaj ma te kawałki swojej starej Przytulanki. Do dzisiaj nic się nie zmieniło. Tak samo jak kiedyś, Remus ciągle miał nadzieję, że księżyc nie będzie rósł. Zostanie w pierwszej kwadrze i większy już się nie stanie. Że nie będzie musiał odczuwać tego bólu.
Greyback miał jednak rację. Nikt się z nim nie przyjaźnił. Nikt z nim nie rozmawiał. Wszyscy wiedzieli, że Remus Lupin jest niebezpieczny.
Ale co do jednego pomylił się.
Jego rodzice nie odwrócili się od niego.
Spojrzał na księżyc. Nienawidził go.
Nienawidził księżyca, bo kojarzył mu się z bólem.
Nienawidził wilków, bo przypominały mu, kim jest.
-A powinienem być w Szkole magii i czarodziejstwa. W Hogwarcie- powiedział Remus sam, do siebie.
Był czarodziejem, to wiedział on i jego rodzice także. Tylko, co z tego skoro był też Bestią?

Tak. Remus Lupin był Bestią i nienawidził sam siebie.

4 komentarze:

  1. Ciekawie się zaczyna. Nie poddawaj się i pisz dale masz naprawdę ciekawy styl pisania.
    Czekam na nn.
    Pozdro Dorka <3
    PS.
    Błagam wyłącz weryfikacje obrazkową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :*
      Tak myślę, że dzisiaj wstawię nn, zobaczymy :3
      Ps. Zaraz wyłączę. Ja wgl o tym zapomniałam, więc... XD
      Megan Lunaris Moony

      Usuń
  2. Ło... Remmy moim rówieśnikiem? Ciekawe, ciekawe...
    O cholera... Gwałt na Remusie O_O No przecież zabiję tego Greybacka O_O Gunwo cholerne ;__;
    No to co? Lecę do kolejnego ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu, aż mną wstrząsnęło jak czytałam o.O Tak prawdziwie to opisałaś, że aż płakać mi się chciało :< Obrzydziło mnie to, że Greyback go lizał XD Fuj! Ale prolog świetny i lecę czytać dalej :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń