Siedząc w pokoju Remus starał się opanować śmiech. Wciąż nie
mógł uwierzyć, że nie zauważył swojej różdżki. Dzisiaj postanowił, że powłóczy
się po zamku, zobaczy, kto z innych domów został na święta. Nie wiedział,
czemu, ale chciał być sam.
Ubrał się i wyszedł z sypialni. Było wcześnie, więc nikogo nie spotkał. Wychodząc z Pokoju Wspólnego prawie potknął się o próg. Skierował się do Wielkiej Sali. W pośpiechu zjadł śniadanie, aby jak najszybciej wyjść. Z jednej strony rozśmieszała go ta gra, w którą sam zaczął grać – unikanie Damiena, Ericka, Megan i Dorcas – z drugiej strony był na siebie zły, że nie powiedział im nic, tylko po prostu przed nimi ucieka. Uśmiechnął się do samego siebie i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Widzieliście go? – Usłyszał głos Megan.
- Nie. Może jest w WS? – Tym razem to Erick się odezwał.
- Może...
Ubrał się i wyszedł z sypialni. Było wcześnie, więc nikogo nie spotkał. Wychodząc z Pokoju Wspólnego prawie potknął się o próg. Skierował się do Wielkiej Sali. W pośpiechu zjadł śniadanie, aby jak najszybciej wyjść. Z jednej strony rozśmieszała go ta gra, w którą sam zaczął grać – unikanie Damiena, Ericka, Megan i Dorcas – z drugiej strony był na siebie zły, że nie powiedział im nic, tylko po prostu przed nimi ucieka. Uśmiechnął się do samego siebie i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Widzieliście go? – Usłyszał głos Megan.
- Nie. Może jest w WS? – Tym razem to Erick się odezwał.
- Może...
Nie… Nie spotkam was.
I - powstrzymując śmiech – szybko wyszedł ze szkoły. Starał
się iść w tempie, żeby nikt go nie zauważył, ponieważ nie miał na sobie kurtki,
ani bluzy. Zwykła koszulka z rękawem trzy-czwarte stanowiła całe jego okrycie.
Wszedł w pierwsze drzwi, jakie spotkał na swojej drodze. Okazało się, że
znajduje się w jednym z miliona korytarzy. Poszedł nim i dotarł do holu
głównego na pierwszym piętrze. Ustał, plecami opierając się o ścianę – i
wytężył słuch. Chciał usłyszeć swoich przyjaciół.
To nie jest jakaś wielka odległość, powinno się udać.
Po chwili rzeczywiście udało się.
- Nie wiem – usłyszał Dorcas.
- A może jeszcze śpi? – Zapytała Megan.
- Nie. Byliśmy u niego w sypialni. Nie było go tam. – Odpowiedział Erick.
- Ojej, przejmujecie się, jakby to było nie wiadomo, co! Może po prostu nie chciał dzisiaj być z nami? Tak po prostu. Każdy czasem chce być sam. A Remus ma takie humorki dość często, z tego, co widziałem wcześniej.
Podziękował Damienowi w duchu. Chociaż zastanawiał się skąd wiedział, że Remus często lubi być sam. Postanowił, że zapyta go o to w najbliższej przyszłości.
- Może masz racje. Dobra, zostawmy go, jak będzie chciał to przyjdzie. Idziemy na dwór? – Erick nie był zły.
- No to najpierw do dormitoriów, po kurtki – w głosie Dorcas dało się słyszeć uśmiech.
Więc Remus obrócił się na pięcie i poszedł korytarzem. Błądził po szkole, znalazł nawet jedno tajne przejście. Kiedy stał przed obrazem pewnego starszego człowieka, w szacie koloru śliwki i z dziwną tiarą, która była tak długa, że sięgała namalowanej na obrazie trawy, ów człowiek zapytał go, gdzie znajduje się jego drugi obraz. Remus zastanowił się i powiedział, że w korytarzu na czwartym piętrze. Obok łazienki prefektów. Czarodziej z obrazu kiwnął głową i odskoczył, ukazując tajne przejście. Remus rozejrzał się, sprawdzając czy nikt go nie widzi i wszedł do środka. Wyszedł oczywiście na czwartym piętrze obok łazienki prefektów.
- Nie wiem – usłyszał Dorcas.
- A może jeszcze śpi? – Zapytała Megan.
- Nie. Byliśmy u niego w sypialni. Nie było go tam. – Odpowiedział Erick.
- Ojej, przejmujecie się, jakby to było nie wiadomo, co! Może po prostu nie chciał dzisiaj być z nami? Tak po prostu. Każdy czasem chce być sam. A Remus ma takie humorki dość często, z tego, co widziałem wcześniej.
Podziękował Damienowi w duchu. Chociaż zastanawiał się skąd wiedział, że Remus często lubi być sam. Postanowił, że zapyta go o to w najbliższej przyszłości.
- Może masz racje. Dobra, zostawmy go, jak będzie chciał to przyjdzie. Idziemy na dwór? – Erick nie był zły.
- No to najpierw do dormitoriów, po kurtki – w głosie Dorcas dało się słyszeć uśmiech.
Więc Remus obrócił się na pięcie i poszedł korytarzem. Błądził po szkole, znalazł nawet jedno tajne przejście. Kiedy stał przed obrazem pewnego starszego człowieka, w szacie koloru śliwki i z dziwną tiarą, która była tak długa, że sięgała namalowanej na obrazie trawy, ów człowiek zapytał go, gdzie znajduje się jego drugi obraz. Remus zastanowił się i powiedział, że w korytarzu na czwartym piętrze. Obok łazienki prefektów. Czarodziej z obrazu kiwnął głową i odskoczył, ukazując tajne przejście. Remus rozejrzał się, sprawdzając czy nikt go nie widzi i wszedł do środka. Wyszedł oczywiście na czwartym piętrze obok łazienki prefektów.
Zapamiętaj – jeden z obrazów na czwartym piętrze, drugi
na siódmym.
Uśmiechnięty szedł dalej.
- Nie… - usłyszał wysoki, dziewczęcy głos, którego ton wskazywał jedynie na rezygnacje.
Skierował się w stronę skąd dobiegł ten głos. Zobaczył tam dziewczynę z długimi, brązowymi włosami. Stała jakieś siedem metrów od niego, odwrócona tyłem do wejścia do korytarzu, a raczej ślepej uliczki, ponieważ owy korytarz kończył się oknem. Miała w dłoni różdżkę. Była ubrana w ciemnoniebieskie dżinsy, czerwoną koszulkę i szarą bluzę.
- Coś się stało? – Zapytał.
Dziewczyna odwróciła się i Remus rozpoznał ją. To Alexandra Cureed z Hufflepuffu.
- Nic ważnego – powiedziała wymijająco.
- A coś nieważnego się stało?
- Tak – uśmiechnęła się. – Nie potrafię rzucić zaklęcia Alohomora.
- Pomóc ci?
- W zasadzie…
Więc Remus wyciągnął różdżkę i podszedł do niej.
- Wybacz, ale nie wiem, jak się nazywasz – powiedziała Alexandra przepraszająco.
- Nie… - usłyszał wysoki, dziewczęcy głos, którego ton wskazywał jedynie na rezygnacje.
Skierował się w stronę skąd dobiegł ten głos. Zobaczył tam dziewczynę z długimi, brązowymi włosami. Stała jakieś siedem metrów od niego, odwrócona tyłem do wejścia do korytarzu, a raczej ślepej uliczki, ponieważ owy korytarz kończył się oknem. Miała w dłoni różdżkę. Była ubrana w ciemnoniebieskie dżinsy, czerwoną koszulkę i szarą bluzę.
- Coś się stało? – Zapytał.
Dziewczyna odwróciła się i Remus rozpoznał ją. To Alexandra Cureed z Hufflepuffu.
- Nic ważnego – powiedziała wymijająco.
- A coś nieważnego się stało?
- Tak – uśmiechnęła się. – Nie potrafię rzucić zaklęcia Alohomora.
- Pomóc ci?
- W zasadzie…
Więc Remus wyciągnął różdżkę i podszedł do niej.
- Wybacz, ale nie wiem, jak się nazywasz – powiedziała Alexandra przepraszająco.
Ta ludzka pamięć…
Uśmiechnął
się i powiedział:- Remus Lupin. Gryffindor.
- Alex…
- Alexandra Cureed z Huffu. Wiem. Pamiętam.
- Okropny jesteś. Ale mów do mnie Alex, okay?
- Dobrze. No to powiedz mi, czego nie rozumiesz w rzucaniu tego zaklęcia?
- Ja nie wiem. Po prostu nie potrafię i tyle.
- No to mi pokaż, jak to robisz.
Alex machnęła energicznie różdżką i wypowiedziała inkantacje zaklęcia.
- No to już wiem, w czym jest problem. Machasz. Chcesz komuś wybić oko, czy po prostu coś otworzyć? – Zapytał retorycznie.
- Znasz odpowiedź. Jak ty niby to robisz?
Wypowiedział zaklęcie i lekko skinął nadgarstkiem. Drzwi, w które celował pyknęły cicho.
- Jesteś jeszcze bardziej okropny.
Parsknął śmiechem. Nigdy by nie pomyślał, że będzie tak swobodnie rozmawiać z kimkolwiek. Tym bardziej z dziewczynami. A tu nagle okazuje się, że ma wiele przyjaciółek.
- Teraz ty. Lekko skiń nadgarstkiem. Nie machaj.
Jednak Alex nie zastosowała się do tego w stu procentach.
- Nadal chcesz komuś wybić oko.
Spojrzała na niego z udawaną złością i spróbowała jeszcze raz. Drzwi, które Remus uprzednio zamknął otworzyły się.
- No to jeszcze raz, bo to mogła być tylko kwestia szczęścia – powiedział powstrzymując śmiech.
Kolejnym razem też jej się udało.
- Dzięki Remus! Dzięki wielkie! – Krzyknęła Alexandra szeroko się uśmiechając.
- Nie ma, za co. Do zobaczenia Alex! – Odpowiedział jej.
- Cześć!
Ona skręciła w lewo – tam skąd wcześniej przyszedł Remus – zaś on poszedł w prawo. Po chwili zauważył dyrektora.
- Witaj Remusie! Zechcesz mnie odwiedzić? – Zapytał uprzejmie się uśmiechając.
- Ależ oczywiście, panie profesorze!
Gdy siedzieli już u dyrektora w gabinecie, profesor powiedział z podziwem:
- Świetnie, że pomogłeś pannie Cureed. Masz w sobie coś, dzięki czemu inni łatwo się od ciebie uczą, czy zauważyłeś? Wiem, że pomagasz swoim przyjaciołom. Powinieneś być nauczycielem w przyszłości.
- Z całym szacunkiem dyrektorze, ale kto przyjmie do pracy wilkołaka?
- Ja na przykład – uśmiechnął się szeroko.
Remus spojrzał na niego. Dyrektor tyle dla niego zrobił, a teraz daje mu coś w rodzaju… Obietnicy? Przecież Dumbledore na pewno dobrze wie, że Remus nie znajdzie pracy. Czarodzieje baliby się go zatrudnić, a mugole… Zwolniliby go po kilku miesiącach, bo przecież musiałby brać tydzień wolnego podczas pełni.
- Panie profesorze, powiedział pan, że mój przydział do Gryffindoru był do przewidzenia. Ale tiara chciała przydzielić mnie do Slytherinu…
- To zrozumiałe. Pewnie sam myślałeś, że tam trafisz, hmm?
- Szczerze, nie obchodziło mnie gdzie zostanę przydzielony. Sama nauka tutaj jest dla mnie niesamowita.
Dyrektor spojrzał na niego zdziwiony.
- Wiesz Remusie… Przez to, co przeszedłeś, jesteś… Bardzo bezinteresowny. To już w zasadzie wyklucza Slytherin. Niektórzy na twoim miejscu, po tak okropnych rzeczach staliby się zawistni i źli. Ale ty nie. Ty, z tego, co zauważyłem, starasz się za wszelką cenę odpłacić światu, za to, kim jesteś. Prawda?
- Ja nie… - zaczął niepewnie.
- Więc robisz to nieświadomie. Jesteś mądry, miły, przyjacielski, wierny odważny, sprytny… To już wskazuje na Gryffindor. Dodając do tego siłę charakteru i chęć sprawdzenia siebie samego… Wynik jest jednoznaczny.
- Tak, pewnie ma pan rację, panie profesorze – powiedział szybko.
- Wybacz, ale raczej rzadko się mylę. – Dyrektor uśmiechnął się szeroko.
Albus Dumbledore wstał z fotela i, przepraszając Remusa, wyszedł z gabinetu. Remus wstał i rozejrzał się dookoła. Pokój był wielki, okrągły, w barwach szkarłatnych i szarych. Wszędzie stały dziwne przedmioty, gdzieniegdzie leżały stare numery Proroka Codziennego, tu i ówdzie dało się zauważyć porozrzucane notatki. Dawało to wrażenie bardziej nieładu, aniżeli bałaganu. Remus uznał, że pokój wygląda ślicznie. Zauważył Tiarę Przydziału; podszedł do półki, na której stała i dotknął jej. Chciał założyć ją na głowę, ale uznał, że jeżeli nie powiedział o tym profesorowi, nie zrobi tego. To byłoby niemiłe. Usiadł z powrotem na fotelu naprzeciwko biurka, ponieważ usłyszał kroki dyrektora.
- Nie nudziłeś się Remusie? – Zapytał Dumbledore, gdy przekroczył próg swojego gabinetu.
- Nie, proszę pana.
- No tak. Mądrzy ludzie nigdy się nie nudzą – powiedział z uśmiechem.
Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Remus uznał, że nie będzie zajmował czasu dyrektorowi i grzecznie pożegnał się z nim. Idąc do Pokoju Wspólnego usłyszał Ericka.
- Znowu padam na twarz. Jak jeszcze raz będziecie chcieli bitwę na śnieżki, nie angażujcie mnie w to – powiedział.
- Wybacz Erick, ale to ty zaproponowałeś wyjście na dwór. – Stwierdził Damien.
- A to jest już równoznaczne z bitwą na śnieżki – dodała Megan.
- Więc jak zwykle zwalą winę na kogoś innego – powiedział Remus, wychodząc zza rogu i stając przed nimi.
Dorcas, Megan, Damien i Erick stanęli jak wryci, bo nie spodziewali się zobaczyć tutaj brakującego ogniwa ich mini paczki.
- No, co? – Spojrzał na nich z uśmiechem.
- Gdzieś był?! – Dorcas udając złość, rzuciła się Remusowi na szyję.
- Chodziłem po zamku… - odpowiedział.- JA jestem obrażona. Nie było cię z nami – Megan odwróciła się tyłem do niego i tupnęła nogami.
- Jasne – powiedział puszczając Dor i obejmując Megan.
- Nigdy nie atakuj mnie od tyłu – powiedziała odwracając się i śmiejąc głośno.
- Ja idę do sypialni. Muszę napisać list do rodziców i może do reszty chłopaków.
- Może dzisiaj pójdziemy spać szybciej? Ja jestem już zmęczona... - powiedziała Meg.
- Podpisuję się pod słowami Megan - dodała Dor ziewając przeciągle.
- Okej, miłych snów. - Erick przytulił wszystkich po kolei, po czym reszta także się pożegnała i każdy poszedł w swoją stronę. Remus rozmawiał z chłopakami, gdy wchodzili po schodach do swoich sypialni.
- To do jutra, Remmy - powiedział Damien.
- Cześć.
Wchodząc do pokoju zauważył zniszczony zegarek, wyciągnął swoją różdżkę (którą teraz nosił zawsze przy sobie) i naprawił go, jednym krótkim 'reparo'.
Opadł na łóżko i (także zaklęciem) włączył gramofon, który przywiózł ze sobą James.
Swoją drogą, to nienormalne przywozić ze sobą gramofon. Czy James jest niepoważny?
Eh, po co ja się pytam...
Eh, po co ja się pytam...
Uśmiechając się do własnych myśli Remus wyciągnął kufer spod swojego łóżka, a z kufra wyjął pergaminy, pióro i atrament.
Usiadł 'po turecku' na łóżku, opierając się o ścianę.
- Accio książka - powiedział, celując końcem różdżki w dużą książkę, leżącą na etażerce Syriusza.
Trzymając książkę na kolanach (zauważył, że jest to mugolska książka o motorach), położył na niej jeden pergamin i zastanowił się jak zacząć list do rodziców.
Wąchacze drodzy
Przesyłam kolejny rozdział z nadzieją na komentarze ;)
Serio one pomagają
Życzę wam także miłej majówki!
Ja chyba całą spędzę na działce... :/
Co do owego rozdziału, wiem, że jest nudny, ale jakoś nie miałam pomysłu.
Chciałabym dodać trochę pikanterii i jakiejś akcji, ale co mogą robić pierwszoklasiści?!
Jestem zła, bo nie chcę ich przenosić XD
Miłego dnia (wieczoru?)
Megan Lunaris Moony
Usiadł 'po turecku' na łóżku, opierając się o ścianę.
- Accio książka - powiedział, celując końcem różdżki w dużą książkę, leżącą na etażerce Syriusza.
Trzymając książkę na kolanach (zauważył, że jest to mugolska książka o motorach), położył na niej jeden pergamin i zastanowił się jak zacząć list do rodziców.
Wąchacze drodzy
Przesyłam kolejny rozdział z nadzieją na komentarze ;)
Serio one pomagają
Życzę wam także miłej majówki!
Ja chyba całą spędzę na działce... :/
Co do owego rozdziału, wiem, że jest nudny, ale jakoś nie miałam pomysłu.
Chciałabym dodać trochę pikanterii i jakiejś akcji, ale co mogą robić pierwszoklasiści?!
Jestem zła, bo nie chcę ich przenosić XD
Miłego dnia (wieczoru?)
Megan Lunaris Moony
Śliczny rozdział. Tak masz rację trochę nudny, ale zrozumiałe że nie masz pomysłu na akcje pierwszoroczniaków. Fajnie że w tym rozdziale było więcej opisów. Tak jakoś dziwnie jak Remus koleguje się z kimś innym niż James, Syriusz czy Petter. Megan mnie zachwyca...
OdpowiedzUsuńMoja wyobraźnia jest na majówce więc komentarz bez konkretnego przekazu dla ciebie oraz bez ładu i składu.
Pozdrowionka, miłej majówki i dużo weny oraz czasu Tonks <3
Mówiłam i ostrzegałam, że moi Huncwoci są niekanoniczni! :D
UsuńDla mnie Remi, może nie jest duszą towarzystwa, ale ze swoim miłym charakterem wiele osób go lubi. No bo jak tu nie lubić takiego Remusika? :o
Co do "Megan mnie zachwyca..." nawet nie wiesz jaką radość mi tym sprawiłaś. *le krótka historia*
Szłam na klatce schodowej i czytałam ten twój komentarz. Po przeczytaniu "Dlaczego Meg ją zachwyca? Przecież jej w tym rozdziale było mało!" i zaczęłam się śmiać. A, że byłam na tej klatce i, że szłam sama, sąsiad który szedł w przeciwnym kierunku spojrzał na mnie dziwnie ;)
Tak czy siak, dziękuję za miły komentarz i pozdrawiam!
Megan Lunaris Moony
Superowy rozdział! Znalazłam parę błędów, ale nie będę Ci tu ich wypisywać :*
OdpowiedzUsuńRemus jest taki kochany! Uwielbiam go w Twoim opowiadaniu! Pisz szybciutko następny rozdzialik :)
Co prawda niewiele się tu działo, ale i tak fajnie się czytało :D Nawet się zrymowało xD KIedy wracają Huncwoci?? Mogę spodziewać się jakiegoś listu od nich do Remiego?? Albo od Lily :D
Pozdrawiam i weny życzę
Lily
PS Baaardzo przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam zasadę, że najpierw czytam, a dopiero potem wstawiam komentarz. ;)