niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 12.

Pomimo braku swoich przyjaciół, Remus cieszył się z tych kilku dni wolności. Po Bożym Narodzeniu został tydzień dni wolnych od zajęć. Nowy Rok w Hogwarcie był wspaniały - zniknęły choinki, a na ich miejsce ustawiono duże zegary, które odliczały czas do nadchodzącego roku. W sylwestrową noc, cały Hogwart oświetlały jedynie świece lewitujące w wyznaczonych miejscach zamku. O północy wszyscy wyszli na błonia, a nauczyciele dali pokaz magicznych sztucznych ogni, oraz fajerwerek, które sami wyczarowali. To było coś niesamowitego i Remus cieszył się, że może brać w tym udział.
Ale stało się też kilka nieprzyjemnych rzeczy. Malfoy podszedł zbyt blisko i byłby się poparzył, ale nauczyciel Starożytnych Run, Marcel Eiri zdążył go ocalić; iaczej jednak, było z nim samym. Doznał poważnych obrażeń. Profesor Nickmann szybko zaniósł go do skrzydła szpitalnego, bo na szczęście pielęgniarka nie chciała brać udziału w imprezie. Było kolorowko, głośno... Po prostu świetnie.  Ale Remusowi coś przeszkadzało.
- Remus? Wszystko w porządku? - Zapytał Erick.
- Tak - odpowiedział dziwnym, piskliwym i nienaturalnie... Wystraszonym głosem.
- Nigdy nie widziałeś fajerwerków?
- Widziałem - powiedział z politowaniem - ale nie tak blisko.
I wtedy zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje, bo profesor Binns (nauczyciel Historii Magii) wystrzelił kilka kolorowych ogni tuż obok niego.
Poczuł go znowu. Po raz kolejny próbował przejąć kontrolę. A nie powinien. Nigdy się to nie działo. Nigdy, kiedy był w domu. W Hogwarcie już kilka razy miało to miejsce.
Wyrywał się. Gryzł. Drapał.
Remus rozejrzał się dziko i odszedł wolnym krokiem od swoich przyjaciół.
Czuł go. Czuł jego strach, zdezorientowanie i złość.
Kierował się w stronę Zakazanego Lasu.
A on nadal o sobie przypominał. Skamlał. Wył. Próbował zawładnąć Remusem.
Wbiegł między drzewa. Jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności w sekundę. A może nawet mniej. Biegł szybko. Tak jak wilkołaki.
I upadł. Bo nie potrafił go opanować. Swojego alter ego, które towarzyszyć mu będzie do śmierci. Które będzie jego zmorą i odskocznią jednocześnie. Które będzie go dręczyło i pomagało mu. Wilk wygrał. Przejął ciało Remusa. A jego przegrana była bardzo bolesna.
Ale śmiał się z wilka. Bo był tchórzem. Bał się fajerwerków.
***
Siedział w pokoju, pijąc herbatę. Kubek dostał od taty, tak dla śmiechu. Wodę wyczarował, torebkę do zaparzenia napoju miał... Dzięki Jamesowi, który zwinął kilka (czytaj około trzydziestu) na którymś ze śniadań*, wodę zaparzył sam. Siedział więc na łóżku i pił, trzymając kubek jak zawsze - obiema dłońmi.
Była dwudziesta. Na dworze egipskie ciemności. I jedynym naturalnym światłem był blask sierpu księżyca. Ten znienawidzony blask. Koszmar.
Wziął do ręki list.
Od nieznajomego.
I nie wiedział jak go rozkminić.
Nadal nie zauważył tych inicjałów.
A przecież były tak oczywiste.
Wręcz jarzyły się własnym blaskiem na tle innych liter i samej kartki.
A on ich nie widział.
A ich właściciel stał na skraju pewnego ciemnego lasu, tak bardzo przypominającego ten Zakazany.
I patrzył na ten sam księżyc, na który Remus wkońcu odważył się spojrzeć.
I zastanawiał się, dlaczego akurat ten idiotyczny Lupin tak go interesuje.
I nie wywnioskował nic, poza tym, że kobieta, którą całował miała podobny kolor włosów.
Podobny do jego.
Do Remusa.
Ale tylko podobny.
Bo Remus był jedyny w swoim rodzaju.
***
Obudził się z jej wspomnieniem przed oczami.
Megan.
        Miałem ją zdemaskować.
Ale nie zrobił nic, z braku chęci. Już drugą książkę od Petera odłożył na małą stertę tych przeczytanych. Ta kolekcja znajdowała się za jego łóżkiem. A ta nieprzeczytanych była nad łóżkiem.
Oto kolejny wymysł młodych czarodziejów.
Półki nad łóżkiem.
Bo ich nie mieli, a Peter uznał, że muszą być. Tak samo było z syriuszowym biurkiem, jamesową wanną... I remusowymi zasłonami na trzech dużych oknach, które były symetrycznie rozmieszczone na ścianie sypialni i sięgały podłogi. Odkładając książkę zauważył Malfoy'a i Black. Znów razem.
  Irytują mnie samym swoim 'ja'.
Uznając, że nie ma sensu siedzieć dalej samemu w dormitorium, skierował się w stronę drzwi. Czekało go jednak niemałe zdziwienie, ponieważ, gdy otwierał drzwi stanął twarz w twarz z nikim innym jak Megan. Było to nawet bliżej niż twarzą w twarz, bo prawie stykali się nosami. Jej dłoń zastygła w powietrzu, bo właśnie chciała chwycić klamkę. Remus poczuł, jak na jego policzki wpływa fala górąca i, nie chcąc by się z niege śmiała, obrócił się na pięcie dookoła własnej osi, równocześnie się śmiejąc.
Przebywanie w domu bez rówieśników wcale nie jest dobre. A dodając mój nieśmiały charakter... Dno, dno, dno i osiem metrów mułu.
- Niezłe - powiedziała lekko się uśmiechając. - A teraz chodź do skrzydła szpitalnego. Dorcas spadła ze schodów.
Pobladł, jeśli w jego wykonaniu było to możliwe. Przynajmniej czuł się, jakby pobladł. Rzucił się do drzwi i - przesuwając Meg - zbiegł po schodach w zawrotnym tempie. Cieszył się z tego, że nie poszedł do biblioteki. Wtedy Megan by go nie znalazła.
Dogoniła go po chwili.
- Co jej się stało?
- Spadła ze schodów. Dużo jej się stało. Wymieniać?
- Nie. - Powiedział stanowczo - nie będę martwić się na zapas.
- Dobrze. Żebyś się tylko nie zdziwił - jej grobowy głos sprawił, że włosy stanęły mu dęba.
Mijali kolejne korytarze, schody, przejścia i zbroje. Widzieli też - w którymś z tajnych przejść - jakichś "zakochańców" jak to powiedziała Megan, którzy dość entuzjastycznie okazywali sobie uczucia. Nie widzieli kto to, ale usłyszeli głosy.
- Marcel, nie teraz - powiedział jakiś mężczyzna.
- Ojej, Louis... - kolejny męski głos.
Dziwna zbieżność imion. Ich dwaj nauczyciele - Marcel Eiri i Louis Nickmann - przecież mieli takie imiona. Ale nie mogliby...
                 Nieważne.
Biegli dalej. Zbroja, zbroja, zbroja, irytek, zbroja, zbroja.
Dotarli do skrzydła szpitalnego. Otworzyli drzwi.
Remus spodziewał się połamanych kości, siniaków, rozcięć... A Dorcas siedziała na kozetce z małą raną na nadgarstu i spuchniętym palcem wskazującym.
Remusowi opadły ręce.
- Ale... - nie wiedział, ci powiedzieć.
- Spadłam ze schodów. Wiem, jestem głupia. - Zaczęła Dor.
- Ale...
- Spadła ze schodów. Trzech schodów. - Megan była wyraźnie rozbawiona.
- A... Ja... Ugh... Megan! - Podszedł do niej i, z braku pomysłów, mocno potargał jej włosy.
- Ej!
- A co się stało? - Zapytał Damien.
- Powiedziałam mu, że Dorcas spadła ze schodów i jest w skrzydle szpitalnym.
- No, bo tak jest... - zaczął Erick.
- Tak, ale ja myślałem, że coś jej się stało. Wiesz krew, połamane kości, krzyki i takie tam... Czekałem na jakąś akcję, albo coś... A ty mi wyskakujesz z... - wskazał na Dorcas - tym.
- Oh, wybacz.
Remus rozejrzał się, w poszukiwaniu profesora Eiri'ego. Nie znalazł go.
Wrócili do Pokoju Wspólnego w dobrych nastrojach. Każdy myślał o czym innym. Remus o Eirim i Nickmannie, Damien o swoim młodszym bracie, który się rozchorował, Erick o tym, że niedługo zaczną się lekcje, Dorcas o tym, że bolą ją knykcie, a Megan o swoich rodzicach. Rocznica ich śmierci zbliżała się wielkimi krokami.
***
Przerwa świąteczna skończyła się tak samo, jak się zaczęła - zbyt nagle. Nic nie trwa wiecznie, a już na pewno nie to, co najlepsze.
Remus stał na peronie w Hogsmeade, czekając na pociąg. Obok niego dzielnie trzymała się Dorcas, której nos był nienaturalnie czerwony. Miała szkolny szal i czapkę, grubą, puchową kurtkę i rekawiczki.
- Czmu tobie nie jest zimno?! - Zapytała z wyrzutem.
- Przepraszam... - powiedział ironicznie - po prostu. Nie jest i tyle.
Chciał usiąść na ławkę, ale uznał, że byłaby to zbyt jawna niesubordynacja w stosunku do zwyczajnych praw człowieczeństwa. Ludziom w zimę raczej jest zimno.
Oparł się więc o mur z czerwonej cegły i po chwili zganił siebie w duchu, bo prawie na pewno pobrudzi sobie kurtkę.
Uslyszał jadący pociąg, ale wiedział, że tylko on go słyszy. Po chwili dźwięk narastał i razem z Dorcas podeszli bliżej.
Czerwony pociąg zatrzymał się z niemałym piskiem i zaczęli z niego wypływać uczniowie. Dorcas pożegnała się z Remusem i pobiegła w stronę Lily, Eleanor i Agathy. On nadal czekał. Zdał sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy - Syriusz na pewno nie będzie chciał się przepychać, więc wyjdą ostatni. Postanowił, że jednak usiądzie na ławce. Czekał.
Ludzie spieszyli się, biegli, krzyczeli. Zobaczył Dor i jej przyjaciółki. Pokiwała mu, a on odpowiedział tym samym dodając uśmiech i wstając. Usłyszał bowiem śmiech Petera.
Stanął stosunkowo blisko pociągu. I wtedy wybiegli.
- Remus! Remmy! - James biegł do niego z zawrotną (jak na człowieka) szybkością. Dopadł go i Remus prawie się przewrócił. Niespodziewany atak ciężkiego obiektu.
- Nie. Jesteś. Aż. Taki. Lekki. - Wydyszał.
- Chcesz go zabić Jim? Dopiero co wróciliśmy! - Syriusz dołączył do nich.
- A ja?! - Peter też.
I stali tak przytuleni. Jak najlepszi przyjaciele, których nie obchodzi, czy ktoś źle o nich pomyśli, czy nie. Którzy mają w nosie to, jak zazwyczaj zachowują się chłopcy, gdy uważają się za przyjaciół. Bo oni mieli swoje zasady. Od początku i - choć jeszcze tego nie wiedzieli - to miało im przysporzyć wielu problemów.


*jestem zwolenniczką własnej wersji śniadań w WS. Uważam, że było po kilka rodzajów soków i wody, ale też torebki z kilkoma rodzajami herbaty, ułożone np. na 'postumencie do owoców' (jak ja to mówię ;)

Siemaneczko!
Jak tam u was samopoczucie?
Ja jestem wesoła od kilku dni.
Udało mi się poprawić fizykę!
Notka z lekka sentymentalna i dramaryczna z tego co widzę... XD
JAK ZGADNIECIE, O KOGO MO CHODZI Z INICJAŁAMI TO NIE PISZCIE! NIC! NAWET SŁOWA!
Cieszę się, że niektórzy mają lepszą dedukcję. Ale nie pieszcie
Ah, a tak dla sprawdzenia kto czyta tę część komunikacyjną (jeśli to czytasz-odpowiedz):
Wasz ulubiomy parring z HP?
;3
Megan Lunaris Moony

7 komentarzy:

  1. Rozdział świetny. Wybacz, że wcześniej nie komentowałam ale byłam na wycieczce bez dostępu do internetu. Ale czytałam to z uśmiechem na twarzy i nareszcie reszta huncwotów wróciła! Proponuję Ci poprawić jeden rażący błąd na początku notki "iaczej" chyba powinnaś zmienić na "inaczej" :D Czepiam się szczegółów, wiem.
    Twoja własna wersja śniadań w WS jest ciekawa.
    Szkoda tylko, że ten rozdział był taki krótki, mam nadzieję, że kolejny uda Ci się napisać dłuższy. :D
    Tajemnicza osoba...Muszę wrócić do poprzednich rozdziałów...
    Nauczyciele? Really? Nauczyciele, gejami?! Nic do nich nie mam, ale, NAUCZYCIELE?! Sory, nie mogę sobie tego jakoś wyobrazić. Proszę powiedz, że to nie byli nauczyciele! Proszę! *Słodkie oczka* Nie odmówisz mi teraz, prawda?
    Co do paringu... B+T = <3 :D
    Pozdrowionka, życzę weny i aby uśmiech nadal Cię trzymał Dora <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS.
      Czyż bym była pierwsza?

      Usuń
    2. Hahah, tak jesteś ;D
      Co do błedu zmienię... Potem. Teraz mi się nie chce. Jest jeszcze kilka błędów, bo jak czytałam, to wyłapałam. Co do Marcela i Louisa - niestety, to byli oni. Wybacz, nie mogłam się powszczymać (tak piszę), czytam dużo yaoi. Ale nie będzie z nimi żadnych odrazających scen. Chociaż, to zależy co dla kogo jest odrażające. ;)
      Mój ulubiony parring to Remus/Syriusz, także XD
      Ah, i tak na przyszłość, żebyś mnie nie zabiła - Bellatrix na moim blogu będzie głupia. I wkurzająca. Wybacz :/ ( :* )
      Megan Lunaris Moony

      Usuń
    3. O ja pier...Nie nie dokończę. Kup obie trumnę bo za Bellatrix i tak Cię zabiję! Nie wybaczę! Jeszcze raz o ja *******ele.
      D. <3

      Usuń
    4. Eh... Już zamówiłam.
      Cóż, może jednak nie będzie aż taka okropna?
      Pójdziemy na kompromis?
      Co o tym sądzisz?
      Hmm...?
      Meggy

      Usuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu :c Otóż...
    WIEM! WIEM! WIEM! Wiem kto jest tajemniczą istotą z listu! WIEM! Ja głupia dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Rozdział wspaniały, świetny, super, extra, WOW :D Fajowo, że Huncwoci wrócili. Szczerze? Nigdy nie wyobrażałam sobie takiego sylwestra, ale podoba mi się takie coś :D Biedna Dorcas :( Ale to i tak było śmieszne.. I zauważyłam coś jeszcze... Remmy bardzo się zmartwił o Dor... Zupełnie jakby byli rodzeństwem... Cieekaawee xD Znalazłam kilkanaście błędów, ale pewnie już je zauważyłaś. Jakby co jestem chętna na betę! :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie jutro! 4. rozdział w drodze!
    Lily :*

    PS Nimfadora była pierwsza! ;< Ale już następnym razem tak nie będzie! (wybacz, Nimfadoro :D )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Ja też się zastanawiałam.. To jest oczywiste. Ah, no i widzę, że nie masz nic przeciwko Eiri'emu i Nickmannowi :P
      "Przyjaciel, to członek rodziny, którego sam sobie wybrałeś" także poniekąd masz rację z Remusem i Dor :D
      Cieszę się, że się podobało i oczywiście wpadnę, chociaż nie musisz pisać - obserwuję twego blogga :*
      Megan Lunaris Moony

      Usuń