piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 7.


Następnego dnia, a właściwie nad ranem, bo przecież Remus zasnął dopiero o drugiej w nocy, budzik zadzwonił o godzinie siódmej.

- Ups... - Remus zaspanym wzrokiem spojrzał na zniszczony zegarek - Ups podwójne...
Wstał i zaczął szukać różdżki. Po około dziesięciu minutach uznał, że nie ma jej w dormitorium.
- Merlinie, co ja zrobiłem?!
Był zaspany i nie myślał stuprocentowo normalnie, więc w samych spodenkach, bez koszulki zszedł do Pokoju Wspólnego. Spotkał tam Damiena.
- Re... - Damien spojrzał na niego. - Remus? Powiesz mi, dlaczego... Eh, nie jesteś ubrany?
- Co? - Dopiero w tym momencie dotarło do Remusa to, że rzeczywiście nie ma na sobie koszulki.
- Ups... Po raz kolejny tego dnia... - przetarł twarz dłonią. - Oj dobra, pomóż mi znaleźć moją różdżkę, okay?
- Spoko - powiedział Dam.
Nie znaleźli jej przy kominku ani na sofie, ani pod fotelami... Nigdzie jej nie było. Remus zwrócił uwagę na pozostałości po szkarłatnych firanach. Teraz wisiało tam coś, co może miało kolor szkarłatu, ale przy końcach było po prostu czarne. Ah, no i to było o ponad połowę krótsze od zwykłych firan, które w swoim pierwotnym stanie sięgały ziemi, a nawet duża ich część leżała na podłodze.
- Jejciu, rzeczywiście się spaliły... - powiedział Remus.
- No przecież mówiłem! I co teraz zrobimy?!
- Nie histeryzuj, nie krzycz, mów ciszej... Boli mnie głowa Damien.
- Przepraszam.
- A może uszyjemy nowe?
- Ja nie potrafię szyć! Erick też! A może dziewczyny? Nie one chyba też nie potrafią szyć... A może jednak pójdziemy do McGonagall? No bo skoro nikt nie umie szyć... Albo nie, spróbujemy, w bibliotece musi być jakaś książka o szyciu, to nam by pomogło. Ale jak nie będzie, to co? - Damien mówił bardzo szybko.
- Doobra, szycie to był zły, zły pomysł! Damien, proszę mów wolniej i przestań się denerwować.
- Przepraszam.
- Skończ mnie przepraszać!
- Przepraszam, że cię przep... - gdy Dam zauważył minę Remusa, uśmiechnął się szeroko. - Ups.
- Robisz to specjalnie! - Remus odwzajemnił uśmiech. - Idę się przebrać...
- Raczej ubrać - Wszedł mu w słowo Damien.
- Oh, okej. Idę się ubrać, potem dalej będę szukać mojej różdżki.
- Biegnij.
Więc Remus pobiegł. Wpadł do sypialni i po kolejnym przeszukaniu pokoju, i uznaniu, że różdżki rzeczywiście tutaj nie ma, poszedł do toalety.
Gdy przebrał się i załatwił wszystkie poranne potrzeby znów zaczął szukać różdżki. I znów jej nie znalazł.
Był już bardzo zły i zrezygnowany, gdy schodził po raz kolejny do Pokoju Wspólnego. Wszyscy już na nego czekali.
- Chodźmy na śniadanie, a potem poszukamy twojej różdżki - powiedział Erick.
- Skąd... Ah, Damien - Remus uśmiechnął się.
- Prze... Eee... No. - Mina Damiena była wybitnie zabawna.
- Właśnie.
- O co wam chodzi? - Zapytała Dorcas.
- Damien mnie w kółko za coś przeprasza.
- Robi to specjalnie. On uwielbia irytować ludzi - Erick szturchnął Damiena.
Gdy byli niedaleko Wielkiej Sali, ktoś z nich rzucił hasło "ścigamy się" . Więc wszyscy zaczęli biec. Pierwszy dobiegł oczywiście Remus. Druga Megan. Długo po niej przybiegł Erick, Damien i na szarym końcu - Dorcas. Remus zastanawiał się, czemu Meg tak szybko biega. Była w Wielkiej Sali chwilę po nim.
Znacie to uczucie, gdy nie możecie poznać jakiejś tajemnicy? Gorzki smak tego, że ktoś ją zna, a wy nie. I próbujecie ją poznać. Nawet czasem zmuszacie się do szantażu... Ale i tak nie możecie jej poznać. I nachodzi was pytanie 'Czemu nie mogę wiedzieć, co to za tajemnica?'. I próbujecie, próbujecie...
Dlatego Remus postanowił trochę pomyszkować. Jego charakter, a gwoli ścisłości jedna cecha - dociekliwość - zmuszała go do tego. Teraz jednak powiedział sobie, że dowie się później.
Usiedli przy stole. Jednocześnie jedząc, pijąc i rozmawiając, Remus przyglądał się wystrojowi Wielkiej Sali. Z sufitu 'padał' zaczarowany śnieg, na parapetach leżał biały puch. W każdym rogu stała wielka choinka ustrojona lampkami i śmiesznymi bombkami. Zwrócił też uwagę na Dorcas, która chyba nie lubiła wstawać wcześnie rano.
Chociaż w zasadzie było już dobrze po dziewiątej.
- Dorcas, wyspałaś się? - Zapytał milutkim głosem.
- A mam kłamać, czy mówić prawdę?
- Kłam.
- Och, jakże się wyspałam! Jejciu, jaka jestem pełna energii! Merlinie, już zawsze będę wstawać tak wcześnie rano!!  - Mówiąc to (raczej krzycząc, ale...) wymachiwała rękami.
- Dobrze, już się uspokój - Erick zwrócił jej uwagę. - A skoro jesteś tak bardzo pełna energii...
I rozpętała się wielka bitwa na jedzenie. Erick rzucił w Dor sałatką, którą nałożył na łyżkę, ona oddała mu pięknym za nadobne - dostał w twarz z kubeczka lodów truskawkowych. Remusowi oberwało się kawałkiem kurczaka, we włosach miał trochę groszku, gdzieś pod koszulką czół szpinak. Po chwili cała Wielka Sala była polem bitwy. Nawet Slytherin się przyłączył. Wszędzie latało jedzenie. Gdzieś obok lewego ucha Remusa przeleciał kawałek ryby, nad głową Ericka lewitowała szklanka z sokiem pomarańczowym, która po chwili przechyliła się, oblewając chłopaka lepkim napojem. Remus zauważył, że to Ethan - chłopak z Ravenclawu, też na pierwszym roku - trzymał różdżkę wycelowaną w ową szklankę. Ale zaraz tę różdżkę upuścił, ponieważ uderzył go kawałek sera, rzucony przez Veronicę. Ale co to? Victoria ze Slytherinu rzuciła keczupem w swojego starszego kolegę. Remus chwycił łyżkę, nabrał na nią sporą ilość dżemu i cisnął nim w Damiena. Trafił jednak w Dorcas, która odpłaciła mu się rzucając w niego makaronem. Megan Przyłączyła się do niej i wylała na Remusa sok jabłkowy, ale to było niczym w porównaniu z Alexandrą z Hufflepuffu, która była brudna od płynnej czekolady. Bitwa trwałaby dłużej, gdyby nie...
- Co?! Co tutaj się dzieje?! - Usłyszeli głos profesora Slughorna.
- Ekhm... Tylko mała bitwa - powiedziała Ślizgonka, która rzuciła keczupem w starszego kolegę.
- Panno Novered, śmiem twierdzić, że nie była to tylko 'mała bitwa'. Ale nie będę drążyć, macie wolne, więc powiedzmy, że... Ujdzie wam płazem, ten drobny występek. - Powiedział z uśmiechem. - Ale musicie pomóc mi tutaj posprzątać. Przy okazji nauczycie się nowego zaklęcia. Chłoszczyść!
Remus schował się do małego, bocznego korytarzu. Rozejrzał się. Korytarzyk miał co najwyżej metr szerokości, ale jeśli idzie o długość... Remus nie potrafił jednoznacznie tego określić.
Dokąd on prowadzi?
Dociekliwość wygrała, więc zagłębił się w korytarz. Wywnioskował, że musi to być korytarz dla nauczycieli, bo wejście do niego, znajduje się obok stołu prezydialnego. Ale gdzie jest wyjście?
Szedł mijając małe okienka i pochodnie. W rogu, przy zakręcie stała srebrna zbroja. Minął pewne drzwi, na których widniał napis "Gabinet Argusa Filcha". Szedł dalej. Kolejna pochodnia. Z nudów zaczął je liczyć. Siedem. Osiem. Dziewięć. Dziesięć...
Długi ten korytarz. 
Dwadzieścia...
W końcu zobaczył światło. Pobiegł do niego i wyszedł po lewej stronie drzwi do Wielkiej Sali.
To jest ten korytarz, do którego na początku roku wszedł Hagrid i z którego wyszła profesor McGonagall.
Odkrywszy to, Remus zauważył swoich przyjaciół na schodach.
- Ej, czekajcie! - Zawołał.
- Gdzie ty wyparowałeś? - Zapytał Damien.
- Ja... Nie mam różdżki, więc schowałem się do jakiegoś korytarzyka i postanowiłem się nim przejść.
- I co? - Ten temat zainteresował Megan.
- I nic. Wychodzi o tutaj - wskazał na łuk po lewej od wrót Wielkiej Sali. - Jest tam wejście do gabinetu pana Filcha. To wszystko.
- Eee tam. Nuda - Dorcas ziewnęła przeciągle. - Chodźmy, pomimo wszystko chciałabym się umyć.
- Dobry pomysł - potwierdził Erick.
Gdy doszli do portretu Grubej Damy okazało się, że zmieniła hasło.
- Ale my byliśmy na śniadaniu, a nikogo poza nami nie ma z Gryffindoru! Gruba Damo... Wpuść nas! Przecież nas znasz! - Błagała Dor.
- Nie ma hasła, nie ma przejścia - powiedziała wyniośle.
- Nie... - jęknął Remus. Usiadł na podłodze koło portretu.
- I co teraz?
- Idźmy do McGonagall...
- PROFESOR McGonagall, panie Monter. - Usłyszęli głos swojej nauczycielki.
- Pani profesor! Przepraszam... - powiedział Damien.
- Co się stało?
- Gruba Dama zmieniła hasło i nie chce nas wpuścić.
- Iustitia* 
Gruba Dama prychnęła i otworzyła im drzwi do Pokoju Wspólnego.
- Skąd pani... - zaczęła Megan.
- Jestem na bieżąco informowana o zmianach haseł. Nie martwcie si... - profesor McGonagall spojrzała w głąb pokoju, a potem przeniosła swój surowy wzrok na nich. - CO SIĘ STAŁO Z FIRANAMI?!
Pierwszy odzyskał głos Remus.
- Spaliły się, ponieważ Erickowi zaczęły palić się spodnie. Spanikował i zaczął biegać po Pokoju Wspólnym, przez co zajęły się ogniem. Uratowaliśmy tylko taką część.
- Erick? Nic ci się nie stało? - Zapytała łagodniej.
- Nie... Damien i Dorcas mi pomogli. A Remus i Megan ratowali te zasłonki...
- No dobrze, w takiej sytuacji... Gryffindor dostaje po pięć punktów za każdego, oprócz pana, panie Lawson, a co do firan... - Wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała jakieś zaklęcie i firany były jak nowe. - Do widzenia.
Powoli weszli do Pokoju Wspólnego i usiedli na sofie.
- No to super. Firanki mamy z głosy - powiedziała Megan.
- Taak... Nikt nie będzie musiał nic szyć - dodał Remus.
- No tak, a to bardzo pocieszające. - Erick powiedział to z tak wielką ulgą, że wszyscy parsknęli śmiechem.
- Szukajmy mojej różdżki! - Remus zerwał się z sofy.
- Jasne - powiedzieli wszyscy chórem.
Po dwóch godzinach przeszukiwania Pokoju Wspólnego, przeszli do sypialni Remusa, Jamesa, Syriusza i Petera.
- Jejku, jak wy macie tu czysto! - Krzyknął Damien.
- Ja tutaj sprzątam. Nie lubię, jak jest niepoukładane - powiedział Remus z uśmiechem.
- Reemi... Nie chcę nic mówić, ale znalazłam twoją różdżkę - powiedziała Dorcas.
- CO?! GDZIE?!
- Hah, zawiniętą w kołdrze, chyba na twoim łóżku, co? - Dorcas siedziała rzeczywiście na jego łóżku, trzymając w ręku jego różdżkę.
Remus zaśmiał się z lekka nerwowo.
                                 
Usiadł koło Dorcas i przytulił ją tak mocno, że przewrócili się. Wyglądało to trochę dziwnie, ale i tak się śmiali.
- Wiesz, nie jesteś aż taki lekki, zejdź ze mnie - powiedziała Dor.
- Okeej...
Tym razem siedzieli w jego sypialni. Znów do pierwszej w nocy. Znów śmiejąc się, rozmawiając, przy okazji jeszcze bili się poduszkami. Remus zaczął uważać te święta za jedne z najlepszych, chociaż tak na prawdę jeszcze się nie zaczęły.






Siemka podglądacze!
Co u was?
Mam dzisiaj dobre samopoczucie (chociaż jeszcze przed chwilą pisałam wypracowanie z fizyki, o samochodach elektrycznych), więc notka też z lekka humorystyczna.
Mam nadzieję, że chociaż troszkę się pośmialiście.
BŁAGAM O KOMENTARZE, bo one pomagają pisać i podbudowują wenę :*
Nie bądźcie obojętni - komentujcie!
Chcę wiedzieć jakie są wasze wrażenia :*
Do napisania.
Megan Lunaris Moony
Ps. Chyba chciałam coś jeszcze wam napisać w tej części 'komunikacyjnej', że tak powiem, więc jakby coś, dopiszę to, a tutaj znajdzie się napis "EDIT" :*


7 komentarzy:

  1. Świetna notka. Notka naprawdę mnie rozśmieszyła. Bitwa na jedzenie genialna...
    Nie mogę się doczekać dalszego rozwoju sytuacji...
    Czy Megan czasem nie jest wampirkiem? Tak mi się wydaje...ale pewnie się mylę. Ja zawsze się mylę...
    Życz mi powodzenia bo mam dzisiaj ważny konkurs... XD
    Pozdrowionka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że co się podobało. Co do Megan... Skąd ja mogę to wiedzieć? Nic mi nie mówiła... :/ XD
      No i czymam kciuki za Ciebie! Powodzenia :*
      Dziękuję za komentarz i przesyłam uściski
      Megan Lunaris Moony

      Usuń
    2. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award
      Szczegóły u mnie: http://wspomnienia-bellatrix.blogspot.com/

      Usuń
  2. Baaardzo fajny, rozdział :) Remus jest cudowny! Czekam na więcej i życzę weny! :*
    Lily

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Cieszę się, że ci się podoba ;)
      Pozdrawiam
      Megan Lunaris Moony

      Usuń
  3. Historia świetna i nie mogę się doczekać dalszego ciągu... :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będę tego poprawiać teraz, bo to nie ma sensu, ale rzeczywiście taki drobny fail, bo to serio bez sensu jest XD No, ale musimy przeżyć. I hej! Dzięki za komentarz XD Za uwagę. Mam nadzieję, że zostaniesz z nami. Tu.
    Bo wiesz. Ja nie zmuszam, ale fajnie by było mieć jeszcze jednego komentującego ;*
    Lunaris

    OdpowiedzUsuń