niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 12.

Pomimo braku swoich przyjaciół, Remus cieszył się z tych kilku dni wolności. Po Bożym Narodzeniu został tydzień dni wolnych od zajęć. Nowy Rok w Hogwarcie był wspaniały - zniknęły choinki, a na ich miejsce ustawiono duże zegary, które odliczały czas do nadchodzącego roku. W sylwestrową noc, cały Hogwart oświetlały jedynie świece lewitujące w wyznaczonych miejscach zamku. O północy wszyscy wyszli na błonia, a nauczyciele dali pokaz magicznych sztucznych ogni, oraz fajerwerek, które sami wyczarowali. To było coś niesamowitego i Remus cieszył się, że może brać w tym udział.
Ale stało się też kilka nieprzyjemnych rzeczy. Malfoy podszedł zbyt blisko i byłby się poparzył, ale nauczyciel Starożytnych Run, Marcel Eiri zdążył go ocalić; iaczej jednak, było z nim samym. Doznał poważnych obrażeń. Profesor Nickmann szybko zaniósł go do skrzydła szpitalnego, bo na szczęście pielęgniarka nie chciała brać udziału w imprezie. Było kolorowko, głośno... Po prostu świetnie.  Ale Remusowi coś przeszkadzało.
- Remus? Wszystko w porządku? - Zapytał Erick.
- Tak - odpowiedział dziwnym, piskliwym i nienaturalnie... Wystraszonym głosem.
- Nigdy nie widziałeś fajerwerków?
- Widziałem - powiedział z politowaniem - ale nie tak blisko.
I wtedy zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje, bo profesor Binns (nauczyciel Historii Magii) wystrzelił kilka kolorowych ogni tuż obok niego.
Poczuł go znowu. Po raz kolejny próbował przejąć kontrolę. A nie powinien. Nigdy się to nie działo. Nigdy, kiedy był w domu. W Hogwarcie już kilka razy miało to miejsce.
Wyrywał się. Gryzł. Drapał.
Remus rozejrzał się dziko i odszedł wolnym krokiem od swoich przyjaciół.
Czuł go. Czuł jego strach, zdezorientowanie i złość.
Kierował się w stronę Zakazanego Lasu.
A on nadal o sobie przypominał. Skamlał. Wył. Próbował zawładnąć Remusem.
Wbiegł między drzewa. Jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności w sekundę. A może nawet mniej. Biegł szybko. Tak jak wilkołaki.
I upadł. Bo nie potrafił go opanować. Swojego alter ego, które towarzyszyć mu będzie do śmierci. Które będzie jego zmorą i odskocznią jednocześnie. Które będzie go dręczyło i pomagało mu. Wilk wygrał. Przejął ciało Remusa. A jego przegrana była bardzo bolesna.
Ale śmiał się z wilka. Bo był tchórzem. Bał się fajerwerków.
***
Siedział w pokoju, pijąc herbatę. Kubek dostał od taty, tak dla śmiechu. Wodę wyczarował, torebkę do zaparzenia napoju miał... Dzięki Jamesowi, który zwinął kilka (czytaj około trzydziestu) na którymś ze śniadań*, wodę zaparzył sam. Siedział więc na łóżku i pił, trzymając kubek jak zawsze - obiema dłońmi.
Była dwudziesta. Na dworze egipskie ciemności. I jedynym naturalnym światłem był blask sierpu księżyca. Ten znienawidzony blask. Koszmar.
Wziął do ręki list.
Od nieznajomego.
I nie wiedział jak go rozkminić.
Nadal nie zauważył tych inicjałów.
A przecież były tak oczywiste.
Wręcz jarzyły się własnym blaskiem na tle innych liter i samej kartki.
A on ich nie widział.
A ich właściciel stał na skraju pewnego ciemnego lasu, tak bardzo przypominającego ten Zakazany.
I patrzył na ten sam księżyc, na który Remus wkońcu odważył się spojrzeć.
I zastanawiał się, dlaczego akurat ten idiotyczny Lupin tak go interesuje.
I nie wywnioskował nic, poza tym, że kobieta, którą całował miała podobny kolor włosów.
Podobny do jego.
Do Remusa.
Ale tylko podobny.
Bo Remus był jedyny w swoim rodzaju.
***
Obudził się z jej wspomnieniem przed oczami.
Megan.
        Miałem ją zdemaskować.
Ale nie zrobił nic, z braku chęci. Już drugą książkę od Petera odłożył na małą stertę tych przeczytanych. Ta kolekcja znajdowała się za jego łóżkiem. A ta nieprzeczytanych była nad łóżkiem.
Oto kolejny wymysł młodych czarodziejów.
Półki nad łóżkiem.
Bo ich nie mieli, a Peter uznał, że muszą być. Tak samo było z syriuszowym biurkiem, jamesową wanną... I remusowymi zasłonami na trzech dużych oknach, które były symetrycznie rozmieszczone na ścianie sypialni i sięgały podłogi. Odkładając książkę zauważył Malfoy'a i Black. Znów razem.
  Irytują mnie samym swoim 'ja'.
Uznając, że nie ma sensu siedzieć dalej samemu w dormitorium, skierował się w stronę drzwi. Czekało go jednak niemałe zdziwienie, ponieważ, gdy otwierał drzwi stanął twarz w twarz z nikim innym jak Megan. Było to nawet bliżej niż twarzą w twarz, bo prawie stykali się nosami. Jej dłoń zastygła w powietrzu, bo właśnie chciała chwycić klamkę. Remus poczuł, jak na jego policzki wpływa fala górąca i, nie chcąc by się z niege śmiała, obrócił się na pięcie dookoła własnej osi, równocześnie się śmiejąc.
Przebywanie w domu bez rówieśników wcale nie jest dobre. A dodając mój nieśmiały charakter... Dno, dno, dno i osiem metrów mułu.
- Niezłe - powiedziała lekko się uśmiechając. - A teraz chodź do skrzydła szpitalnego. Dorcas spadła ze schodów.
Pobladł, jeśli w jego wykonaniu było to możliwe. Przynajmniej czuł się, jakby pobladł. Rzucił się do drzwi i - przesuwając Meg - zbiegł po schodach w zawrotnym tempie. Cieszył się z tego, że nie poszedł do biblioteki. Wtedy Megan by go nie znalazła.
Dogoniła go po chwili.
- Co jej się stało?
- Spadła ze schodów. Dużo jej się stało. Wymieniać?
- Nie. - Powiedział stanowczo - nie będę martwić się na zapas.
- Dobrze. Żebyś się tylko nie zdziwił - jej grobowy głos sprawił, że włosy stanęły mu dęba.
Mijali kolejne korytarze, schody, przejścia i zbroje. Widzieli też - w którymś z tajnych przejść - jakichś "zakochańców" jak to powiedziała Megan, którzy dość entuzjastycznie okazywali sobie uczucia. Nie widzieli kto to, ale usłyszeli głosy.
- Marcel, nie teraz - powiedział jakiś mężczyzna.
- Ojej, Louis... - kolejny męski głos.
Dziwna zbieżność imion. Ich dwaj nauczyciele - Marcel Eiri i Louis Nickmann - przecież mieli takie imiona. Ale nie mogliby...
                 Nieważne.
Biegli dalej. Zbroja, zbroja, zbroja, irytek, zbroja, zbroja.
Dotarli do skrzydła szpitalnego. Otworzyli drzwi.
Remus spodziewał się połamanych kości, siniaków, rozcięć... A Dorcas siedziała na kozetce z małą raną na nadgarstu i spuchniętym palcem wskazującym.
Remusowi opadły ręce.
- Ale... - nie wiedział, ci powiedzieć.
- Spadłam ze schodów. Wiem, jestem głupia. - Zaczęła Dor.
- Ale...
- Spadła ze schodów. Trzech schodów. - Megan była wyraźnie rozbawiona.
- A... Ja... Ugh... Megan! - Podszedł do niej i, z braku pomysłów, mocno potargał jej włosy.
- Ej!
- A co się stało? - Zapytał Damien.
- Powiedziałam mu, że Dorcas spadła ze schodów i jest w skrzydle szpitalnym.
- No, bo tak jest... - zaczął Erick.
- Tak, ale ja myślałem, że coś jej się stało. Wiesz krew, połamane kości, krzyki i takie tam... Czekałem na jakąś akcję, albo coś... A ty mi wyskakujesz z... - wskazał na Dorcas - tym.
- Oh, wybacz.
Remus rozejrzał się, w poszukiwaniu profesora Eiri'ego. Nie znalazł go.
Wrócili do Pokoju Wspólnego w dobrych nastrojach. Każdy myślał o czym innym. Remus o Eirim i Nickmannie, Damien o swoim młodszym bracie, który się rozchorował, Erick o tym, że niedługo zaczną się lekcje, Dorcas o tym, że bolą ją knykcie, a Megan o swoich rodzicach. Rocznica ich śmierci zbliżała się wielkimi krokami.
***
Przerwa świąteczna skończyła się tak samo, jak się zaczęła - zbyt nagle. Nic nie trwa wiecznie, a już na pewno nie to, co najlepsze.
Remus stał na peronie w Hogsmeade, czekając na pociąg. Obok niego dzielnie trzymała się Dorcas, której nos był nienaturalnie czerwony. Miała szkolny szal i czapkę, grubą, puchową kurtkę i rekawiczki.
- Czmu tobie nie jest zimno?! - Zapytała z wyrzutem.
- Przepraszam... - powiedział ironicznie - po prostu. Nie jest i tyle.
Chciał usiąść na ławkę, ale uznał, że byłaby to zbyt jawna niesubordynacja w stosunku do zwyczajnych praw człowieczeństwa. Ludziom w zimę raczej jest zimno.
Oparł się więc o mur z czerwonej cegły i po chwili zganił siebie w duchu, bo prawie na pewno pobrudzi sobie kurtkę.
Uslyszał jadący pociąg, ale wiedział, że tylko on go słyszy. Po chwili dźwięk narastał i razem z Dorcas podeszli bliżej.
Czerwony pociąg zatrzymał się z niemałym piskiem i zaczęli z niego wypływać uczniowie. Dorcas pożegnała się z Remusem i pobiegła w stronę Lily, Eleanor i Agathy. On nadal czekał. Zdał sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy - Syriusz na pewno nie będzie chciał się przepychać, więc wyjdą ostatni. Postanowił, że jednak usiądzie na ławce. Czekał.
Ludzie spieszyli się, biegli, krzyczeli. Zobaczył Dor i jej przyjaciółki. Pokiwała mu, a on odpowiedział tym samym dodając uśmiech i wstając. Usłyszał bowiem śmiech Petera.
Stanął stosunkowo blisko pociągu. I wtedy wybiegli.
- Remus! Remmy! - James biegł do niego z zawrotną (jak na człowieka) szybkością. Dopadł go i Remus prawie się przewrócił. Niespodziewany atak ciężkiego obiektu.
- Nie. Jesteś. Aż. Taki. Lekki. - Wydyszał.
- Chcesz go zabić Jim? Dopiero co wróciliśmy! - Syriusz dołączył do nich.
- A ja?! - Peter też.
I stali tak przytuleni. Jak najlepszi przyjaciele, których nie obchodzi, czy ktoś źle o nich pomyśli, czy nie. Którzy mają w nosie to, jak zazwyczaj zachowują się chłopcy, gdy uważają się za przyjaciół. Bo oni mieli swoje zasady. Od początku i - choć jeszcze tego nie wiedzieli - to miało im przysporzyć wielu problemów.


*jestem zwolenniczką własnej wersji śniadań w WS. Uważam, że było po kilka rodzajów soków i wody, ale też torebki z kilkoma rodzajami herbaty, ułożone np. na 'postumencie do owoców' (jak ja to mówię ;)

Siemaneczko!
Jak tam u was samopoczucie?
Ja jestem wesoła od kilku dni.
Udało mi się poprawić fizykę!
Notka z lekka sentymentalna i dramaryczna z tego co widzę... XD
JAK ZGADNIECIE, O KOGO MO CHODZI Z INICJAŁAMI TO NIE PISZCIE! NIC! NAWET SŁOWA!
Cieszę się, że niektórzy mają lepszą dedukcję. Ale nie pieszcie
Ah, a tak dla sprawdzenia kto czyta tę część komunikacyjną (jeśli to czytasz-odpowiedz):
Wasz ulubiomy parring z HP?
;3
Megan Lunaris Moony

środa, 21 maja 2014

Rozdział 11.

Remus obudził się w Boże Narodzenie dość wcześnie. Przetarł twarz dłonią i... Zobaczył coś, czego nigdy by się nie spodziewał.
Przy jego łóżku leżało kilka prezentów. Dało się je policzyć na palcach, ale Remus i tak się cieszył. Rzucił się do nich.
- Ojej! - Krzyknął.
Prezent od rodziców. Szare spodnie rurki i fasolki wszystkich smaków.
- Oh, oni są niesamowici - powiedział Remus.
Pewnie niektórzy z was zastanawiają się, dlaczego Remus się cieszył. Na święta dostać jedynie spodnie i opakowanie fasolek? Ale dla niego, wychowanego w ubogiej rodzinie i bardzo skromnego, to było wiele.
Prezent od cioci. Siostry jego mamy. Miała na imię Astrid, Ben i Gabriele - jej dzieci - byli rok młodsi od niego. Bardzo ich lubił, chociaż rzadko widywał. To była jego jedyna rodzina poza rodzicami. Wiedzieli o dolegliwości Remusa, chociaż byli mugolami.  Dostał od niej kilka czekolad i książkę. Był w siódmym niebie.
Kolejny prezent był od Jamesa. Otworzył go i... Z kartonu wyleciał chochlik. Mały, fioletowy chochlik. Remus był zaskoczony. Chochlik zaczął go ciągnąć za włosy i gryźć w uszy. Próbował go złapać, ale nawet z jego wilczą szybkością, nie udało się. Chochlik latał nad nim i wydawał z siebie dziwne dźwięki. Był bardzo nadpobudliwy. Remus podjął kolejną próbę złapania niechcianego gościa. I kolejną. A potem jeszcze jedną. I za każdym razem chochlik uciekał.
- James przysięgam, zabiję cię! - Krzyknął, z jednej strony zły, z drugiej rozbawiony.
Gonił chochlika po całym pokoju. I już prawie go miał, już prawie trzymał w rękach... Chochlik uciekał. Podleciał bardzo blisko niego i ugryzł go w policzek. Remus myśląc, że uda mu się złapać stworzonko, chciał je uderzyć, ale ono uciekło i uderzył sam siebie. 
- Aua!
Nadal gonił śmiesznego, latającego człowieczka. Skakał po łóżkach swoich współlokatorów, wszedł nawet na biurko. Potem uznał, że ta walka nie ma większego sensu i usiadł z powrotem na łóżku. Na spodzie pudełka od Jima był liścik
Kochany Remusiku!
Podoba się? Ja wieem... Na pewno Ci się podoba!
Co sądzisz o swoim nowym koleżce?
Nazwij go Syriusz. Jest tak samo wkurzający jak jego ludzki odpowiednik.
Tylko błagam, nie zabijaj go!
Nawet nie wiesz, ile czasu zajęło mi wpakowanie go do tego pudełka.
Nie wspominam w ogóle o złapaniu go!
Pomagał mi tata...
Tęsknię!
Jim.
 Pod listem ukryte było opakowanie dziesięciu czekoladowych żab i kwaśne żelki. Chochlik przypomniał sobie o nim i podleciał do niego. Zaczął piszczeć i gryźć Remusa w ręce. Ten odgonił go i zabrał się, za odpakowywanie kolejnych prezentów.
Następny był od Megan. 
Także tak.
Oto mój prezent dla Ciebie!
Nie pytaj jak go zdobyłam, tylko się ciesz.
A jak się zapytasz - umrzesz. Śmiercią tragiczną.
Mam nadzieję, że będzie ci pasować.
Odwinął misternie zawinięty prezent i na łóżko wysypały się małe czekoladki. Remus wziął do ręki jedną z nich. Na opakowaniu było napisane: 
Produkt  dopuszczony do sprzedaży jedynie w Miodowym Królestwie.
Więc Megan była w Hogsmeade. Ale jak?! Przecież im nie wolno!
Oprócz czekoladek Remus zauważył okulary. Zerówki. Kujonki. Była doczepiona kartka. 
Jak one się nazywają?
No?
Taka aluzja, kochany.
Mini aluzja.
Ah, i nie bierz sobie do serca tego 'kochany'
Tylko się przyzwyczaj.
Ja tak mówię.
Do wszystkich, którzy coś dla mnie znaczą.
Erick na mnie krzyczał, gdy tak do niego powiedziałam.
Mam nadzieję, że Ty nie będziesz.
Meg
Uśmiechnął się i założył okulary. Rozwinął jedną z czekoladek i włożył do ust. Gdy tylko przegryzł ją stało się coś nieoczekiwanego. Poczuł jak gdyby w jego ustach wybuchło milion bąbelków. To było zabawne. Przełknął tę dziwną czekoladę i to samo poczuł w brzuchu.
- Ciekawe uczucie. Super pomysł Megan! - Powiedział.
Potem prezent od Syriusza.
Otwieraj na własną odpowiedzialność. 
Przestraszył się i uśmiechnął. Otworzył pudełko i od razu szybko je puścił. Zaczęły z niego wychodzić pająki! To było przerażające. Remus pisnął i wyskoczył z łóżka. Pająki zrobiły to samo. Pobiegł do łazienki, ale nie zdążył zamknąć drzwi i weszły za nim. Chochlik też tutaj wleciał. Remus wybiegł z łazienki depcząc kilka pająków. Po chwili wszystkie zniknęły. Odetchnął z ulgą. 
Podszedł do łóżka (ówcześnie odbywając krótką bitwę z chochlikiem) i wyciągnął list od Syriusza. 
Na pewno mi się udało, bo próbowałem tego kilka razy w domu.
Powiedz, że się przestraszyłeś, chociarz troszkę!
Błagaaam *robi słodkie oczka*
Moim słodkim oczkom się nie oprzesz!
Nikt się im nie oprze!
Nikt!
Twuj
Syri

- Syriusz, twoja ortografia, jest na poziomie pięciolatka. Tragedia.
Dostał od niego śliczny, czarny scyzoryk.
- Wow! Świetne!
Kolejny prezent od Petera. Wiedział, co od niego dostanie.
Wyciągnął dziesięć książek. Każda po pięćset stron. Były tam tytuły, których nie znał i takie, o których słyszał. Ucieszył się bardzo. 
Remusie.
Wiedziałeś, co ode mnie dostaniesz. 
Mam nadzieję, że Ci się podobają.
Stęskniony
Pet
Uśmiechnięty otworzył prezent od Dorcas. 
Postanowiłam, że nie będę wymyślać. 
Mój tata kupił to i przysłał do mnie. 
Mam nadzieję, że Ci się spodoba. 
Podarł papier, w którym było zapakowanego coś kwadratowego. Gdy uporał się z papierem zobaczył napis na plastikowym pudełku: 
Mini zestaw rzeźbiarski.
Był tam ostry nóż, mały młotek i kilka innych rzeczy.
- Dorcas... Ubóstwiam cię! - Chyba jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy.
Następnie prezent od Damiena.
Nie było kartki. Ale nie zdziwił się. Przecież mieszkają obok siebie.
Dostał od niego niebieską koszulkę z czarną koroną. Była bardzo ładna. Podobała się Remusowi.
Od Ericka dostał bransoletkę i naszyjnik ze skóry. Remus od razu je założył.
Został jeszcze jeden prezent.
- Od kogo to?
Wziął go do ręki. Rozpakował. Na łóżko wypadł nóż. A raczej mały mieczyk. Z rzeźbioną rączką. Były na niej wilki wyjące do księżyca. I była karteczka. 
Tęsknię.
I mam nadzieję, że w Hogwarcie Ci się podoba.
Tęsknię.
Remus nie znał tego pisma. Nie wiedział, od kogo był ten prezent. Odłożył nóż do półki w etażerce, posprzątał łóżko i odłożył wszystkie listy (z tym od nieznanej osoby na wierzchu) i wyszedł z pokoju.
Nie zauważył jednak czegoś.
W rogu kartki od nieznajomego były inicjały. Napisane malutkimi literkami. 
F.G.

Szkoda, że o tym nie wiedział.
**
Wbiegł do pokoju Damiena i Ericka z głośnym krzykiem. Ściągnął kołdrę najpierw z jednego, później z drugiego.
- Co…? Co robisz Lupin?! – Krzyknął Erick zamiast powitania.
- Budzę was – stwierdził rzeczowym tonem.
- Ciekawy sposób. Oddaj mi kołdrę – Damien wstał. Był bardzo chudy jak na swój wiek. Podbiegł do Remusa (, który trzymał obydwie kołdry w rękach) i szarpał się z nim. Po chwili Remus leżał na ziemi, na nim Damien, a nad nimi stał Erick. Damien próbował wyciągnąć od Remusa kołdry, zaś Erick ukląkł obok i gilgotał go. Remus śmiał się głośno i mocno trzymał kołdry. Wszyscy krzyczeli i wyzywali się, ale nikt dokładnie nie wiedział, co który mówi. Było wielkie zamieszanie. Remus nadal nie puszczał kołder.
- Oddaj! Już! – Krzyczał Damien.
- Co ci to teraz da? I tak już nie zaśniesz… - Remus uśmiechnął się.
- Nie znasz jego możliwości Remmy… Dam potrafi zasnąć w każdej sytuacji. Serio. - Erick uśmiechnął się szeroko.
- No dobra, no... Ale już koniec. Chcę zobaczyć wasze reakcje na moje prezenty! - Krzyknął i usiadł na łóżku Damiena. Chłopacy nadal leżeli na ziemi patrząc na niego z udawanym zdziwieniem. Wyglądało to co najmniej komicznie. - No już! Otwierajcie!
- Remus. Wróć. Do. Normalności! - Damien mówiąc ostatnie słowo rzucił w niego ledwo co odzyskaną kołdrą. Remus złapał ją, położył obok siebie i usiadł po turecku na łóżku. W tym czasie Erick wstał, usiadł obok swojego pokaźnego stosu prezentów i sięgnął po leżącą najbliżej paczuszkę.
- Skąd mam wiedzieć, która jest twoja? Nie będę jej specjalnie szukał! - Powiedział.
Remus przewrócił się na plecy, wymachując rękoma.

Damien zaczął się śmiać, nadal leżąc na podłodze. Erick spojrzał na nich, ukrywając śmiech.
- Obaj jesteście głupi - stwierdził.
Wziął do ręki niebieską, małą paczuszkę.
- TO ODE MNIE! - Krzyknął Remus.
- Czy w twoim słowniku istnieje zwrot "mówić cicho" ? - Zapytał Dam.
- Dzisiaj nie! - Odkrzyknął.
Erick otworzył opakowanie i na łóżko wypadły śliczne skrzydła anioła.
- Ojej! Remus, są idealne! Jak ty to zrobiłeś! Dziękuję!! - Erick był wniebowzięty.
- A mój? Ja też chcę zobaczyć! - Damien zerwał się z podłogi, podbiegł do swojego stosu prezentów.
- Nikt ci nie... - Remus nie zdążył dokończyć, ponieważ Damien wyjął jeden z prezentów leżących najniżej i cały stos się przewrócił. Oczywiście na niego.
- Pomocy? - Powiedział.
Nikt mu oczywiście nie pomógł. Erick i Remus pokładali się ze śmiechu.
- Dziękuję - wydyszał Dam, przygnieciony prezentami.
Do pokoju weszły Megan i Dorcas. Megan miała na szyi zawieszony naszyjnik z wilkiem wyjącym do księżyca, zaś na ręku Dor, była bransoletka z motylkiem.
- Dzięki Remmy! Eee... Damien? Co ty robisz? - Zapytała Dorcas.
- Okład z prezentów. Bardzo odżywczy, a do tego nawilża skórę - powiedział poważnym głosem.
- Tak. Nie wątpię. - Megan ledwie powstrzymywała śmiech, a Remusa zaczął boleć brzuch i policzki.
Gdy Damien wydostał się spod "okładu" i skończył zachwycać się swoim prezentem, Erick rozpakował resztę prezentów, a Megan pobiła Remusa za to, że powiedział iż jest dziwna, wszyscy razem poszli do Wielkiej Sali.
Po przyjściu reszty szkoły (czyli raptem dwudziestu osób), wszyscy ucichli. Albus Dumbledore wstał, powiewając swoją długą, srebrną brodą i patrząc na nich przez okulary połówki.
- Wszystkiego najlepszego z okazji świąt! Cieszę się, że zostaliście tutaj, chociaż w tym roku jest to chyba rekordowo niska ilość uczniów. Jednakże teraz proszę wszystkich o powstanie. - Profesor uśmiechnął się.
Przed każdym pojawił się duży kawałek opłatka.
- Weźcie opłatek i podzielcie się nim ze sobą.
Remus podzielił się ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi. Poznał też nowego chłopaka - Ethana Wate'a, który był krukonem. Do ślizgonów nie podszedł nikt, a i oni nie dzielili się z nikim poza sobą, swoim opiekunem i dyrektorem. Właśnie w tym momencie profesor Dumbledore podszedł do Remusa.
- Więc Remusie... Życzę ci, abyś był wytrwały i zawsze pozostał taki jaki jesteś teraz. Żebyś wiódł wesołe życie, nie zważając na to, kim jesteś. Aby każdy dzień, był dla ciebie niesamowity. Żeby nigdy nie przytrafiło ci się już nic złego, bo wycierpiałeś już dostatecznie dużo - uśmiechnął się. Remus zastanawiał się, co powiedzieć profesorowi.
Czego mam mu życzyć?!
- J-ja życzę profesorowi, aby... Dalej był pan, taki jaki jest teraz. Żeby pomagał pan ludziom i zmieniał ich życie na lepsze, aby można było do pana przyjść i powiedzieć wszystko, czego nie rozumiemy, lub czego się boimy. No i, żeby żył pan jeszcze bardzo, bardzo długo - powiedział czując, że się czerwieni.
- Jesteś bardzo miłym chłopcem Remusie - przełamali się opłatkiem. - Ah, jeszcze coś. Żebyś nigdy nie musiał używać zaklęcia zapomnienia. Nigdy. 





Witam!
Czy tylko u mnie jest tak bardzo gorąco??
Po prostu się gotuję!
A jeszcze jutro biegnę na 800m. - zawody... .__. 
Nie wiem, jak to zrobię i nie umrę .-.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba i, że jest ok. 
Błagam o komentarze.
A co do Nimfadory, Lily i Leviosy - DZIĘKUJĘ WAM ZA TO, ŻE KOMENTUJECIE!
Chociaż wy... :'(
< 4
Megan Lunaris Moony

wtorek, 20 maja 2014

Mistrzostwa Świata w Quidditch'u 2014

To nie jest nowa notka ;)
Po prostu chcę was uświadomić, że niedługo Polska będzie grała z Japonią. Także trzymajmy kciuki!
Ale wiecie nasze Gobliny z Grodziska mają Wrońskiego, także... Myślę, że z Japonią wygramy. Jeśli Walia wygra z Niemcami, będzie słabo, bo Walia jest dobra... Zobaczymy.
Kto kibicuje?
 


Zdjęcie wzięte z PottermoreInsider.
:)

Megan Lunaris Moony

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 10.

...
Próbował powstrzymać złość. Próbował powstrzymać wściekłość. Próbował powstrzymać wilka, którego futro czuł pod skórą. Który wręcz wyrywał się na zewnątrz, z taką siłą, że Remusa zaczęły boleć plecy. Patrzał na Bellatrix Black wiedząc, że jednego nie udało mu się zachamować.
Oczy... Moje tęczówki. Kolor. Merlinie...
Tak. Miał rację. Jego tęczówki zmieniły kolor na jaskrawo miodowy. Nienaturalny. Wściekły. Wilkołaczy. Bellatrix powoli podnosiła różdżkę.
- Czym ty jesteś Lupin? - Zapytała. W jej głosie obrzydzenie mieszało się ze strachem. - Czym
- Zwierzęciem. Greyback już się odpłacił twojemu ojcu, co? - Głos zabrał Malfoy. Zbliżył się do niego. Jego długie włosy spływały za ramiona, opływały szyję. Remus czuł jego oddech na sobie.
- Jedno zaklęcie uśmiercające. Będzie jednego psa mniej.
- Pomożemy Fenrirowi i jeszcze bardziej skrzywdzimy twojego ojczulka. Twojego idiotycznego, lubującego się w szlamach, mugolach i mieszańcach ojczulka. Zdrajcę krwi...
- Nie obrażaj mojej rodziny - powiedział. Głos miał ochrypły i niski. Lodowaty. To nie był jego głos. To był głos tej drugiej osoby zamieszkującej jego ciało.
Bellatrix i Lucjusz stali bardzo blisko niego. O kilka metrów bliżej, niż to jest dopuszczalne społecznie, w momencie, kiedy prawie się nie znali. Nadal czuł oddech Lucjusza na tuż przy swojej lewej skroni. Malfoy był od niego wyższy. Black patrzała na niego wściekle z okropnym uśmieszkiem na twarzy. On sam nadal powstrzymywał wilka, który uparcie próbował się z niego wydostać. Ból pleców się nasilał, a teraz doszedł jeszcze ból głowy. Zbyt wielki i zbyt nagły wysiłek.
Bellatrix prychnęła.
- Mamy nie obrażać twojej rodziny? To oni są obrazą dla całego gatunku czarodziei! Od kilku pokoleń mieszają się z mugolami! Od dłuższego czasu hańbią nas! A co wtedy mają zrobić takie szlachetne rody jak nasze? - Cały strach już chyba jej przeszedł.
- No właśnie. Co mamy zrobić w takiej sytuacji? Hmmm...? - Lucjusz odszedł od Remusa, który stał oparty o ścianę sowiarni. Remus widział, jak Malfoy pogładził swoją różdżkę, żeby pokazać, że jest gotów zaatakować. Bellatrix także odeszła od niego. Ustała naprzeciwko, nonszalancko opierając się o kolumnę. Różdżkę trzymała mocno.
- No to jak? Nie będziesz krzyczeć? To nie boli... Chyba. Nie wiem. Nigdy nie umierałem. Nigdy też nie zabijałem. Ale dla ciebie zrobię wyjątek. Wystarczy, że potem Bellatrix trochę cię potnie... Będzie wyglądało jak wypadek. - Malfoy spojrzał na Remusa swoim arystokratycznym wzrokiem.
- Oh, Lucjuszu! Szybciej! Nie będę na tego psa marnowała całego dnia! - Powiedziała Bellatrix znudzonym głosem.
Już dawno temu przegięłaś. Dość. 
Przestał się powstrzymywać.
Z jego ust wydostał się ukrywany od dłuższego czasu ryk. Skowyt. Wycie wilka.
I wtedy wyrazy twarzy Malfoy'a i Black zmieniły się. Lucjusz cofnął się, a Bellatrix wskoczyła za kolumnę.
Czuł jak wydłużają mu się kły. Czuł, że zmienia swoją postawę.
Ale nie przemienił się w wilka. Jedyne co się zmieniło, to jego wzrok - bardziej wściekły i zwierzęcy - , jego kły - o wiele dłuższe - , jego postawa - szedł pochylony w stronę Malfoy'a, ze wzrokiem utkwionym w jego przestraszonych oczach. Uśmiechnął się perfidnie. Bawił się nimi.
Teraz nie był tym samym Remusem. Teraz nie miał zasady, że nie atakuje nikogo. Teraz nie obchodziło go, co o nim myślą. Czy się go boją. A bali się. I to bardzo.
A on o tym wiedział. I w bardzo nieremusowy sposób, wykorzystywał to.
Podszedł do Lucjusza i wyrwał mu różdżkę z ręki. Swoją już jakiś czas temu schował do wewnętrznej kieszeni szaty.
Malfoy pisnął z przerażenia.
- Teraz już nie jesteś taki odważny, co? Przeciągnęliście strunę. I to bardzo. Na tyle, że teraz możecie się bać o własne zdrowie. - Powiedział Remus. A raczej ten inny Remus. Wilkołak, nie człowiek.
Zamachnął się lekko i uderzył Malfoy'a w twarz zostawiając na jego policzku ślad swojej dłoni i paznokci, które wbiły się w skórę. Potem, gdy ten leżał na ziemi, kopnął go w brzuch. I wcale nie skrzywił się, gdy usłyszał okrzyk bólu. Co więcej, zaśmiał się. Cieszył się.
Przestań! Nie przesadzaj!
W głębi duszy próbował się powstrzymać. Ale nie mógł. Tak właśnie wyglądało wilkołactwo. Miałeś w sobie dwie osoby - człowieka i wilka.
Skierował się w stronę oniemiałej i przestraszonej Bellatrix.
- Trzeba było jechać do domu na święta - powiedział powoli.
Co jak co, ale to jest dziewczyna. Kobiet się nie bije. 
Pchnął ją na ścianę. Jęknęła z bólu, ale to go nie zraziło. Podniósł jej różdżkę i bardzo powoli, patrząc jej w oczy, wycelował w nią.
- Incarcerous - powiedział. Bellatrix upadła na podłogę, opleciona linami. - Effray Tantibus.*
Zaczęła krzyczeć, chociaż usta miała związane sznurem. 
I wtedy Remusowi udało się opanować wilka. Opadł na kolana, wypuszczając różdżkę Bellatrix z rąk. Potoczyła się w stronę jej właścicielki, ale co z tego, skoro Bella nie mogła nic zrobić?
- Co ja zrobiłem! Merlinie!
Szybko się opamiętał. Najpierw (tak dla bezpieczeństwa) zamknął drzwi i oszołomił Malfoy'a. Cofnął wszystkie zaklęcia rzucone na Bellatrix. Spojrzał na nią smutno.
- To się nie wydarzyło. Obliviate.
To samo zrobił z Lucjuszem. 
"Po rzuceniu zaklęcia zapomnienia, przeciwnik jest w stanie oszołomienia przez około pięć minut" 
Przypomniał sobie słowa zawarte w książce z zaklęciami, z szóstego roku. Przejrzał ją w bibliotece miesiąc temu. Teraz wydawało mu się, że od tego momentu minęły całe lata.
Miał więc pięć minut. Doprowadził Malfoy'a do normalnego stanu, odblokował drzwi i szybko wybiegł z sowiarni. Nie tak 'szybko' jak ludzie, tylko tak szybko jak wilkołaki.
Wpadł do sypialni.
Rzucił się na łóżko.
- Nigdy więcej nie wdawaj się w rozmowę z Malfoy'em, lub Black. - powiedział do siebie, zmęczonym głosem. - Nie wysłałem listów. Świetnie.
Położył się, jednak po chwili znowu usiadł, wspierając głowę na rękach. 
- Co ja zrobiłem?! Co ja sobie myślę?! Muszę nauczyć się to - spojrzał na siebie - powstrzymywać. Muszę.

Siedząc w sypialni usłyszał śmiech Megan. To znaczy, że Dorcas była z nią. Śmiech się nasilał. Czyżby szły tutaj?
Ktoś zapukał do drzwi. Otworzyły się, a Remus szybko przetarł twarz dłonią i uśmiechnął się, jak gdyby nigdy nic.
- Cześć Remmy! - Powiedziała Dorcas.
- Cześć. Gdzie chłopaki? - Zapytał.
- Poszli do biblioteki.
- Idę do sowiarni, wysłać list do Charliego. Wysłać wam coś? - Zapytała Megan.
- Tak. Mogłabyś? - Powiedział, podając jej listy.
- No przecież się pytam... - wzięła je od niego. - Są... Tak są zaadresowane. Znaczy...
- Jest napisane do kogo. Tak.
Wyszła z pokoju, a Remus został z Dorcas. Po chwili przyszli Damien i Erick. Potem wróciła również Meg.
***
Święta zbliżały się wielkimi krokami. Remus spotkał się ze swoją stałą grupką i razem wyszli na błonia, opatuleni kurtkami. Nawet on, chociaż nie musiał.
Usiedli przy zamarzniętym jeziorze, na ławce, która stała obok wysokiego, starego dębu. Był on jedynym drzewem (oprócz kilku sosen rosnących blisko Zakazanego Lasu i Bijącej Wierzby) rosnącym na błoniach Hogwartu. Już w pierwszych dniach szkoły, on, James, Syriusz i Peter zajęli sobie to miejsce. A raczej przywłaszczyli.
Remus wspiął się na drzewo i urwał kilka grubszych gałęzi.
- Możesz nam łaskawie powiedzieć, co robisz? - Zapytał go Erick.
- Prezenty na święta. Chcę zrobić coś oryginalnego. Powiedzcie mi, co najbardziej lubicie. Coś, żebym mógł to wyrzeźbić.
- Potrafisz rzeźbić w drewnie? - Dorcas była szczerze zdziwiona.
- Tak. I nie tylko w drewnie. No, mów Dor. Ty pierwsza.
- Lubię... Motyle. Są śliczne.
- Okej. Dalej. Megan?
- Wilki. Wilkołaki. - Powiedziała entuzjastycznie. Remus się zdziwił. I nie tylko on.
- Co? - Zapytał Damien.
- Interesuję się stworzeniami nadnaturalnymi. Wilkołak wyjący do księżyca. Uda ci się? - Zwróciła się do Remusa.
- Jasne - powiedział. Był szczerze zdziwiony. - Damien?
- Gwiazdka! Taka pięcioramienna, coś jak pentagram, tylko wypełniony - uśmiechnął się.
- Hahaha, dobrze. I na koniec... Erick?
- Skrzydła anioła. Nie jestem wymagający.
- Spoko. Mam już pomysł. Nie wszyscy dostaniecie z drewna.
- Oh! Remus, ty jesteś niesamowity... - Krzyknęła Dorcas. Potem wszyscy zaczęli się śmiać.
**
Zbierając materiały do prezentów usilnie starał się nie myśleć o tym, co zrobił. Napisał kolejne listy do Jim'a, Syriusza i Petera. Dla Megan wyrzeźbił ślicznego wilka, i księżyc w pełni. Księżyc pomalował na srebrno i skleił te dwa elementy zaklęciem. Dorcas dostanie kolorowego motyla. Dla dziewczyn postanowił zrobić to jako medaliki, żeby mogły zrobić sobie naszyjnik, lub przyczepić do bransoletki. Erick'owi wyrzeźbił śliczne skrzydła anioła z granitu. Gwiazda dla Damiena była zrobiona z diabazu. Remus znalazł te skały przy Zakazanym Lesie. Dla Jamesa szukał jakiejś ciemnobrązowej skały. Kiedyś Jim powiedział, że bardzo lubi jelenie. A one są zazwyczaj brązowe. Znalazł piaskowiec, którym musiał się zadowolić. Dla Syriusza już miał materiał. Zostało mu trochę diabazu, także z niego zrobi psa. Syriusz - psia gwiazda. Remus miał nadzieję, że przyjacielowi spodoba się takie kojarzenie faktów. Długo zastanawiał się nad tym, co zrobi Peterowi.
- Macie jakieś zwierzątka? - Zapytał James.
- Tak! Ja mam szura. On jest taki super! Miałem już kilka szczurów. Bardzo je lubię. Są świetne. 
Przypomniał sobie wypowiedź Petera. Już wiedział, co zrobi. Gdy przechodził obok jeziora, spojrzał na Hogwart. Nigdy nie był po tej stronie. Widział stąd stary dąb. Był naprzeciwko niego, przy drugim brzegu. Spojrzał w dół i zobaczył na czym stoi.
- Bazalt! - Krzyknął.
Odłupał kawałek i wrócił do sypialni. Syriusz wyczarował tutaj biurko, także nie musieli odrabiać lekcji w  Pokoju Wspólnym. Było to bardzo wygodne, tym bardziej teraz, kiedy potrzebował spokojnego miejsca i nie mógł pozwolić sobie na to, żeby ktokolwiek go zobaczył.
Skończył wszystkie prezenty i poszedł do sowiarni. 

Szedł powoli i czuł się coraz gorzej. Jak gdyby ciężar tego, co się tutaj stało przygniatał go coraz bardziej. Było mu ciężko. Wysłał prezenty i - myśląc o tym, że jutro jest Boże Narodzenie** - wrócił do sypialni. 


*Jest to zaklęcie, które ma na celu przestraszenie przeciwnika. Oczom ofiary ukazuje się to, czego się najbardziej boi. To zaklęcie może cofnąć tylko ten, który je rzucił.
Etymologia- effrayer z francuskiego oznacza straszyć, zaś tantinus to z łaciny koszmar.
**
Pierwsza zmiana miejsca i czasu, przenosi nas o jeden dzień do przodu, kolejna o dwa dni, czyli teraz jest 23.12.1971 r. :)



Kochani wąchacze i podglądacze
Wysyłam wam kolejny rozdział z nadziejami, że nie jest zbyt krótki i ma dość dużo opisów (Nimfadoro, ciesz się :* )
Teraz szybko muszę się ulotnić, z racji tego, że chcę jeszcz enapisać trochę swojej własnej książki i pograć w The Sims 3 (lokowanie produktu), a zaraz impreza.
Rodzinka przyjeżdża. Oh, jakże się cieszę *przewraca oczami i przeciera twarz dłonią*
Do napisania kochani!
Błagam o komentarze!
Megan Lunaris Moony

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział 9.

20 Grudnia 1971
           Kochani rodzice!
Tutaj w Hogwarcie jest wprost nieprawdopodobnie! Cieszę się, że mam możliwość tutaj być. Chociaż z drugiej strony chciałbym być z Wami. Jeśli chodzi o oceny i wyniki w nauce, jest super. Uczę się dobrze, ale jak mogłoby być inaczej, w momencie kiedy na tę naukę tak długo czekałem? Mam też wielu przyjaciół i kolegów. Oczywiście nikt z nich nie wie, czym jestem. Ale są. I to mi się podoba. Nigdy nie miałem żadnych przyjaciół, a teraz? Mogę Wam wymienic ich i opisać. Chcecie? Wydaje mi się, że tak.
     Syriusz Black - tak, z TYCH Blacków. Jest inny niż jego rodzina, jest w Gryffindorze, ze mną w dormitorium. Jest spontaniczny, żywiołowy i... Czasem widać z jakiej rodziny pochodzi. Uważa, że nikt nie może mu nic zrobić, bo jest idealny. Ale i tak go uwielbiam
James Potter - wielki fan quidditcha. Dumny, wierny i przyjacielski. Jest w stanie wiele zrobić dla przyjaciół. Zabawny... Nienawidzi wstawać wcześnie rano. Zresztą jak my wszyscy. Nawet mi daje się to we znaki.
Peter Pettigrew - żarłok. Zabawny, skromny, ale bardzo dosłowny. Nienawidzi sportu, ale uwielbia mugoli. Często czyta mugolskie komiksy.
Megan Night - specyficzna. Jej rodzice nie żyją, więc żyje trochę na własną rękę. Jej opiekun - Charlie Night - jest bardzo znanym i kompetentnym lekarzem. Sama Meggy jest zabawna, przyjacielska, miła... Ale potrafi się obronić... Często też mówi to co myśli... A potem przeprasza.
Dorcas Meadowes - miła, zabawna, przyjacielska... Bardzo, bardzo żywiołowa i pozytywna. Uważa, że z każdej sytuacji można wyjść z uśmiechem i, że zawsze wszystko ma jakieś pozytywne strony.
Damien Monter - miły chłopak. Jest dość nieśmiały, ale też pomocny. Nie lubi, kiedy komuś dzieje się krzywda. Jest dość delikatny i uczuciowy.
Erick Lawson - bardzo pewny siebie i odważny, ale też opiekuńczy i miły, i przyjacielski. Jak wszyscy - ma poczucie humoru.
     Oni wszyscy są świetni. Najwięcej czasu spędzam z Syriuszem, Jamesem i Peterem, ale teraz kiedy oni pojechali do domu, jestem z Meg, Dor, Damieniem i Erickiem.
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku.Wiecie dlaczego nie przyjechałem, nie każcie mi tego tłumaczyć. Życzę wam bardzo wesołych świąt i super prezentów. Ja wysyłam Wam ten list i - dla Ciebie Mamo - kilka kwiatów i roślin do leków, a dla Taty kryształ górski, który znalazłem, gdy przechadzałem się po błoniach. Przyrko mi, że nie mogę - jak co roku - pomóc wam w przygotowaniach. Mam nadzieję, że nie jesteście źli, i że sobie poradzicie. Tęsknię za Wami!
Kocham.
Wasz
Remmy

Kończąc pisać list, Remusowi robiło się coraz bardziej przykro. Chciał pomóc rodzicom, a nie mógł. Z drugiej strony cieszył się, bo przecież jest w Hogwarcie.
Wziął kolejny pergamin i zaczął pisać do Jamesa.

20 Grudnia 1971
                 Drogi Jamesie!
     Jak się czujesz? Co u Ciebie? Poznałem się lepiej z Erickiem i Damienem! I Megan i Dorcas. Są świetni. Jak wy zresztą.
     Kontaktowałeś się z Syriuszem? Boję się o niego. Pamietasz jak mówił, że jego matka jest okropna? Że bije go i wyzywa, i porównuje do Regulusa? W jego głosie słyszałem lekki strach, kiedy mówił mi, że ciekawi go, jak zareagują jego rodzice na to, że jest w Gryffindorze. Ale nie mów mu tego. Martwię się. Wiesz co? Uważam, że każdy z nas powienien sobie kupić telefon komórkowy. To takie urządzenie, dzięki któremu mugole się kominikują. Nie musisz czekać na list z odpowiedzią - po prostu dzwonisz i druga osoba odbiera, i już rozmawiacie. To byłoby o wiele wygodniejsze, nie sądzisz? Znalazłem zaklęcie, dzięki któremu ten telefon by się nie popsuł. No bo tutaj w Hogwacie jest zbyt wiele magicznych przedmiotów, a zwykłe (mugolskie) mogą się zepsuć. Myślisz, że to się uda?
     Życzę Ci wesołych świąt! Oczywiście drugi list z życzeniami też dostaniesz, ale jak już piszę, to napiszę też to. Koamicznie to zabrzmiało, ale... Chcę już was z powrotem! Tęsknię!
Smutny i stęskniony
Remus

Spojrzał na list i podobne napisał do Petera Syriusza (w liście Syriuszowym zamienił jedynie przemyślenia na jego temat na pytania o samopoczucie itp). Uznał, że listy są zadowalające i poszedł do sowiarni.
- Hahaha, nawet nie wiesz! - Usłyszał wysoki i lodowaty, męski głos. - Narcyza do mnie pisała. Mówię ci. Ciotka Black się bardzo wkurwiła. Ja się jej nie dziwię. Nigdy bym nie pozwolił, żeby mój potomek był w Gryfindorze! A on jest z tego dumny! Jak tak można!
- On jest idiotą. Od zawsze to wiedziałam. Crucio, to jedyne co chciałabym mu podarować na święta - ten głos był wysoki i piskliwy. Była w nim pogardliwa nuta. Głos kobiety.
- I jeszcze ci jego przyjaciele... Potter to dobra partia. Ale Pettigrew?! Zdrajcy krwi! Jego matka to mugolka, a ojciec... szlama.
- A Lupin? Pff... - gdy Remus usłyszał swoje nazwisko, zaczął się zastanawiać co robić. Odejść, czy zareagować? - Kolejny półkrwisty. Matka mugolka. Ojciec zdrajca krwi. Postawił się Fenrirowi... Ciekawe, jak się na nim zemści... Albo zemścił. Powiem mu, żeby przemienił młodego. Będzie zabawnie. Pewnie jeszcze się nim pobawi... Jak każdym.
- Tak, Greyback uwielbia małe dzieci. Powiedział kiedyś, że są o wiele lepsze od dorosłych. Niewinne, niedoświadczone i łatwowiernie... Bezbronne... To go rajcuje, podnieca... Nie wiem. Jest nienormalny.
- Ale ciekawy.
- Bardzo.
- Kim z zawodu jest ten cały Lyall Lupin?
- Chyba pracuje w ministerstwie. Nie obchodzi mnie to. Nikt z mojej rodziny nie zadaje się ze zdrajcami, idiotami i ludźmi takimi jak on. Strata czasu. Chołota.
Remus nie wytrzymał. Wparował do sowiarni i spojrzał na ludzi, którzy rozmawiali o nim. Rozpoznał w nich Bellatrix Black i Lucjusza Malfoya.
- Macie coś do mojego ojca? Powiedzcie to mnie, albo jemu. A nie rozmawiacie o tym między sobą. Jak tchórze.
- Oh, młody Lupin! Jak ty masz na imie? - Zapytał Lucjusz.
- A co cię to obchodzi? Ty nie musisz się przedstawiać. Idiotyczne, białe włosy, zawsze długie, nieważne, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, wywyższający głos i arystorkratyczne spojrzenie... Malfoy. Lucjusz. - Parsknął smiechem.
- Twoja wiedza na mój temat jest ograniczona, Lupin. - Uśmiechnął się kąśliwie.
- A co wiesz o mnie? - Zapytała dziewczyna z uśmiechem.
- Bellatrix Black. Kuzynka Syriusza. Z tego co wiem, idiotka i głupia lizuska.
Uśmieszek zszedł z ich twarzy.
- No więc? Powtórzycie mi w twarz to, co mówiliście o moim ojcu? Czy może boicie się pierwszaczka?
- Uważaj, żebyś nie powiedział za dużo - powiedział Lucjusz powoli, ostrzegawczym głosem.
- Słucham? A co TY możesz mi zrobić?
- Dużo. - Powiedziała Bellatrix, wyciągając różdżkę. Lucjusz i Remus zrobili to samo.
- Drętwota! - Krzyknął Lucjusz.
- Protego! - Remus był szybszy.
- Nie bądź taki delikatny Lucjuszu! Crucio!
Remus ze zdziwionym spojrzeniem szybko odskoczył w bok. Spojrzał na nią wściekle. W jej oczach także pojawiło się zdziwienie. I strach.

Podglądacze daję wam ten rodział i mam nadzieję, że nie jest aż taki krótki.
Czekam na komentarze, nawet krótkie. Fajnie by było, gdyby więcej osób komentowało mi rozdziały... No, ale...
Do napisania!
<4
Megan Lunaris Moony

poniedziałek, 5 maja 2014

Ty mnie nigdy nie zabijesz

Tytuł pasuje zarówno do jednej jak i do drugiej osoby tu występującej.
Korespondencja z lekką nutą humoru.


12 Styczeń 1998
          (Nie) Kochany Harry!

     Witam cię (pozwól, że nie będę pisać tego z wielkiej), bardzo serdecznie (na ile serdecznie można witać swego wroga). Na wstępie powiem, że nie poddam się i będę walczył, bo wiem, że i tak wygram. Więc możesz sobie darować, przyjść tu i dać się zabić. Dla wszystkich lepiej i łatwiej.
     Mam do ciebie kilka pytań, ale najpiew stwierdzenia. Po pierwsze: to JA tutaj jestem starszy, odważniejszy i mądrzejszy. A to TY jesteś młodszy, bardziej tchórzliwy i głupszy. Więc zastanówmy się, kto wygra? To oczywiście było pytanie retoryczne, ale gdybyś ze swoją głupotą i tak go nie zrozumiał, odpowiedź brzmi: JA. Kolejne stwierdzenie - według mnie jesteś stanowczo za młody, na zajmowanie się ratowaniem świata przed Największym Czarodziejem Wszechczasów... Także mógłbyś po prostu dać się zabić i miałbyś mniej problemów. To jak?
Następnie, Hermiona. Gdyby nie ona, już byś nie żył. Zrozum, ona mądra. Ty nie.
Dumbledore ci nie pomógł? Umarł sobie i cię zostawił? Oh, jakże mi (nie) jest przykro...
     Teraz czas na pytania. Po pierwsze - dlaczego ty zawsze musisz przeżyć? Dlaczego zawsze, gdy już mam rzucić tą Avadę, ty wygrywasz?!
Kolejne pytanie brzmi: czemu zabrałeś mi Ginny? To była jedyna dziewczyna, którą zbajerowałem, a ty ją mi odbiłeś. Skoro jesteś taki miły, powinieneś mi ją oddać.
Ostatnie pytanie. Masz gdzieś obok siebie nóż? Jeśli tak - wbij go sobie w serce. Serio, to super uczucie! Spróbuj, nie pożałujesz!
     Wiesz, mógłbyś mi trochę dopomóc. Niby taki wybraniec, taki miły, taki pomocny, taki bezinteresowny... Ale MI nie pomożesz? Nie mogłyś, no nie wiem... Na przykład skoczyć z mostu? Albo coś takiego... Liczę na twoją inwencję twórczą. Możesz coś wymyślić... Fajnie by było, serio.
Wiesz co mnie jeszcze boli? Fakt, że Lupin jest z tobą. Oh, gdyby przeszedł na moją stronę... Greyback tak by go wytresował, że byłby chyba najlepszym śmierciożercą! Przy okazji nie musiałbym zawracać sobie głowy zabawkami dla Fenrira, miałby Lupina. Ten człowiek (??) jest niewyżyty! A ja mu obiecałem, że będę podsyłać jakichś ludzi, którzy i tak mają umrzeć, żeby się zaspokoił... Mogłem to przemyśleć.
Nie pogardziłbym też Moodym. Szkoda, że umarł, byłby z niego świetny śmierciożerca...

                    Twój przyszły zabójca 
                            Lord Voldemort

Ps. To jak z tym nożem? Kusząca propozycja, co nie?


15 Styczeń 1998
           Drogi (*heh*) Tomie!

     Zdziwiłem się twoim listem, chociaż miałem pewne przeczucie, że do mnie napiszesz.
Wiesz, propozycja z tym nożem brzmi kusząco, jednakże nie skorzystam. Muszę cię jeszcze zabić, a tak z nożem w klacie (taa, nawet nie wiesz jak ostatanio przypakowałem!) nie byłoby to zbyt przyjemne.
     Odpowiem na twoje pytania.
Dlaczego zawsze muszę przeżyć? Bo jestem tym, który wygra. Wybrańcem. Chłopcem, który przeżył. Harrym Potterem. Jestem po prostu lepszy.
Odwal się od Ginny. Ona jest moja. W stu procentach moja (ah, tak. Było bardzo przyjemnie), także wiesz...
Co do Remusa, powiem ci tyle. On jest wilkołakiem. Nawet wilkołak nie chce się do ciebie przyłączyć. Zastanów się. Taka aluzja.
A Greyback? On jest odrażający! Ostatnio dowiedziałem się co zrobił Remusowi... Na twoim miejscu dawno bym się go pozbył. Bałbym się o siebie, po prostu!
     Teraz moja kolej. Słuchaj.
Zastanawiam się po co ci jest ten idiota Glizdodon. On nic nie potrafi. Ale ty go tam trzymasz. Nie wiem po co...
Jeśli idzie o twój wygląd... Weź się ogarnij! Mówiłeś, że Ginny to jedyna dziewczyna którą zbajerowałeś. No ja się nie dziwię z takim wyglądem?! Nigdy! Wiesz, na przykład operacja plastyczna nosa... Sztuczne włosy... Wybielanie zębów... Ponoć masz masę kasy. No to na co ty czekasz chłopie?!
Tak mnie teraz naszło... Długa różdżka, długi wąż, długie palce... Co ty masz krótkie? Hmm... Takie dowartościowywanie siebie samego, jak widzę? Mówię, operacja plastyczna i żadna laska nie zwróci uwagi!
Powiedz na głos. Wybraniec. Chłopiec, który przeżył. I co, nadał uważasz, że jesteś lepszy?
Czekaj, ty serio niegdy nie miałeś dziewczyny? Więc, co, nigdy z nikim się nie...? Uuu, facet, współczuję...
Zastanowiłbym się też nad kilkoma nazwami. Zobacz, ja mam Golden Trio, Gwardię Dumbledore'a, Zakon Feniksa, Huncwotów, Potterheads...  A ty? Śmierciożercy... Jedzący śmierć? Serio?
Ah, jeszcze jedna ważna sprawa! O kim jest więcej Fan Fiction? O mnie, czy o tobie? To już świadczy o tym, kto jest lepszy. Kolejna propozycja, abyś się zastanowił.

                    Z wyrazami nienawiści
                                   Harry Potter







Tylko dwa listy, ale mam nadzieję, że się chociaż trochę podoba.
Według mnie jest to nawet śmieszne.
Co wy sądzicie?
Piszcie w komentarzach!
Megan Lunaris Moony
Ps. Nowa notka niedługo (przynajmniej tak sądzę) :* < 4

sobota, 3 maja 2014

Nominacja

Nimfadora Riddl - Tonks nominowała mnie do Liebster Blog Award za co meega jej dziękuję, ponieważ nawet nie myślałam, że ktokolwiek mógłby... No wiadomo, zdziwienie poziom hard :D

Pytania.
1. Dlaczego na swoim blogu postanowiłaś opisać właśnie taką historię?
- Ponieważ uwielbiam, kocham Remusa Lupina i chciałam pokazać moje wyobrażenie jego i jego przyjaciół.
2. Czy twoja rodzina wie o tym, że prowadzisz bloga?
- Tak. Czasem czytam im komentarze, jak mi się nudzi
3. Ile miałaś lat, gry przeczytałaś pierwszą część HP?
- Ojej, nie pamiętam... Około dziewięciu, ośmiu... Jakoś tak.
4.Czym byłby twój bogin?
- Wydaje mi się, że jakąś dziwna, straszną postacią, która powoli do mnie podchodzi i chce mi coś zrobić. Albo moimi rodzicami, którzy są martwi.
5. Gwardia Dumbledore'a czy Brygada Inkwizycyjna?
- GD
6. Do jakiego domu w Hogwarcie chciałabyś należeć?
- Gryffindor
7. Gdybyś mogła ożywić dwie postacie z HP, kto by to był?
- Remus i Syriusz
8. Czy twoi przyjaciele również piszą bloga?
- Kilka osób chyba tak
9. Twój ulubiony nauczyciel OPCM?
- Remus John Lupin
10. Czy zaraz po napisaniu rozdziału dodajesz go na bloga?
- To zależy. Najczęściej tak.
11. Czy możesz o sobie powiedzieć Potterhead?
- Tak. Na pewno tak.



Dziękuję ci, a jak wrócę do domu sama kogoś nominuję i napiszę pytania. Teraz nie mogę juz tergo zrobić, bo czas mnie goni. :*
EDIT

Nominuję:
Dorcas Meadowers - Wspomnienia Huncwotów
Nimfadora Riddl - Tonks - Wspomnienia Bellatrix 
Leviosa - Lily i James Potter "Dążąc do szczęśliwego końca" 
Lily Evans - Labirynt Miłości Lily Evans
Dorcas Meadowes - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego! 
fankaFregaiGeogre'a - "Frenny-Najsłodsza Hogwarcka para" 
Wanda P - Dziennik Lily Evans 
Hope Bernadetta Lestrange - Hope Evans i Strażnicy AzkabanuCzarna Róża - Wielkie Nadzieje 

Lilka - Rocznik 1960 
Lil - "Jesteś odpowiedzią na każdą modlitwę, jaką zanosiłem. Jesteś pieśnią, marzeniem i szeptem" N. Sparks

Pytania:
1. Czy uważasz się za Potterhead?
2. Jak długo lubisz Harrego Pottera?
3. Ktoś wspiera cię w pisaniu bloga?
4. Jak długo zastanawiałaś/łeś się zanim założyłeś swojego bloga?
5. Ile dni zajmuje ci napisanie jednego rozdziału?
6. Skąd dowiedziałeś się o Harrym Potterze?
7. Masz konto na Pottermore? (jesli tak - podaj nick)
8. Ilu twoich znajomych pisze bloga?
9. Znienawidzona para z HP?
10. Ulubiona postać z HP?
11. Dlaczego akurat tą historię wybrałaś/łeś na tematykę swojego bloga?

Wiem, że pytania kompletnie bez sensu, ładu i składu, ale... :)

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 8.

Siedząc w pokoju Remus starał się opanować śmiech. Wciąż nie mógł uwierzyć, że nie zauważył swojej różdżki. Dzisiaj postanowił, że powłóczy się po zamku, zobaczy, kto z innych domów został na święta. Nie wiedział, czemu, ale chciał być sam.
Ubrał się i wyszedł z sypialni. Było wcześnie, więc nikogo nie spotkał. Wychodząc z Pokoju Wspólnego prawie potknął się o próg. Skierował się do Wielkiej Sali. W pośpiechu zjadł śniadanie, aby jak najszybciej wyjść. Z jednej strony rozśmieszała go ta gra, w którą sam zaczął grać – unikanie Damiena, Ericka, Megan i Dorcas – z drugiej strony był na siebie zły, że nie powiedział im nic, tylko po prostu przed nimi ucieka. Uśmiechnął się do samego siebie i wyszedł z Wielkiej Sali.
- Widzieliście go? – Usłyszał głos Megan.
- Nie. Może jest w WS? – Tym razem to Erick się odezwał.
- Może... 
Nie… Nie spotkam was.
I - powstrzymując śmiech – szybko wyszedł ze szkoły. Starał się iść w tempie, żeby nikt go nie zauważył, ponieważ nie miał na sobie kurtki, ani bluzy. Zwykła koszulka z rękawem trzy-czwarte stanowiła całe jego okrycie. Wszedł w pierwsze drzwi, jakie spotkał na swojej drodze. Okazało się, że znajduje się w jednym z miliona korytarzy. Poszedł nim i dotarł do holu głównego na pierwszym piętrze. Ustał, plecami opierając się o ścianę – i wytężył słuch. Chciał usłyszeć swoich przyjaciół.
To nie jest jakaś wielka odległość, powinno się udać.
Po chwili rzeczywiście udało się.
- Nie wiem – usłyszał Dorcas.
- A może jeszcze śpi? – Zapytała Megan.
- Nie. Byliśmy u niego w sypialni. Nie było go tam. – Odpowiedział Erick.
- Ojej, przejmujecie się, jakby to było nie wiadomo, co! Może po prostu nie chciał dzisiaj być z nami? Tak po prostu. Każdy czasem chce być sam. A Remus ma takie humorki dość często, z tego, co widziałem wcześniej.
Podziękował Damienowi w duchu. Chociaż zastanawiał się skąd wiedział, że Remus często lubi być sam. Postanowił, że zapyta go o to w najbliższej przyszłości.
- Może masz racje. Dobra, zostawmy go, jak będzie chciał to przyjdzie. Idziemy na dwór? – Erick nie był zły.
- No to najpierw do dormitoriów, po kurtki – w głosie Dorcas dało się słyszeć uśmiech.
Więc Remus obrócił się na pięcie i poszedł korytarzem. Błądził po szkole, znalazł nawet jedno tajne przejście. Kiedy stał przed obrazem pewnego starszego człowieka, w szacie koloru śliwki i z dziwną tiarą, która była tak długa, że sięgała namalowanej na obrazie trawy, ów człowiek zapytał go, gdzie znajduje się jego drugi obraz. Remus zastanowił się i powiedział, że w korytarzu na czwartym piętrze. Obok łazienki prefektów. Czarodziej z obrazu kiwnął głową i odskoczył, ukazując tajne przejście. Remus rozejrzał się, sprawdzając czy nikt go nie widzi i wszedł do środka. Wyszedł oczywiście na czwartym piętrze obok łazienki prefektów.
Zapamiętaj – jeden z obrazów na czwartym piętrze, drugi na siódmym.
Uśmiechnięty szedł dalej.
- Nie… - usłyszał wysoki, dziewczęcy głos, którego ton wskazywał jedynie na rezygnacje.
Skierował się w stronę skąd dobiegł ten głos. Zobaczył tam dziewczynę z długimi, brązowymi włosami. Stała jakieś siedem metrów od niego, odwrócona tyłem do wejścia do korytarzu, a raczej ślepej uliczki, ponieważ owy korytarz kończył się oknem. Miała w dłoni różdżkę. Była ubrana w ciemnoniebieskie dżinsy, czerwoną koszulkę i szarą bluzę.
- Coś się stało? – Zapytał.
Dziewczyna odwróciła się i Remus rozpoznał ją. To Alexandra Cureed z Hufflepuffu.
- Nic ważnego – powiedziała wymijająco.
- A coś nieważnego się stało?
- Tak – uśmiechnęła się. – Nie potrafię rzucić zaklęcia Alohomora.
- Pomóc ci?
- W zasadzie…
Więc Remus wyciągnął różdżkę i podszedł do niej.
- Wybacz, ale nie wiem, jak się nazywasz – powiedziała Alexandra przepraszająco.
Ta ludzka pamięć…
Uśmiechnął się i powiedział:
- Remus Lupin.
Gryffindor.
- Alex…
- Alexandra Cureed z Huffu.
Wiem. Pamiętam.
- Okropny jesteś. Ale mów do mnie Alex, okay?
- Dobrze. No to powiedz mi, czego nie rozumiesz w rzucaniu tego zaklęcia?
- Ja nie wiem. Po prostu nie potrafię i tyle.
- No to mi pokaż, jak to robisz.
Alex machnęła energicznie różdżką i wypowiedziała inkantacje zaklęcia.
- No to już wiem, w czym jest problem. Machasz. Chcesz komuś wybić oko, czy po prostu coś otworzyć? – Zapytał retorycznie.
- Znasz odpowiedź. Jak ty niby to robisz?
Wypowiedział zaklęcie i lekko skinął nadgarstkiem. Drzwi, w które celował pyknęły cicho.
- Jesteś jeszcze bardziej okropny.
Parsknął śmiechem. Nigdy by nie pomyślał, że będzie tak swobodnie rozmawiać z kimkolwiek. Tym bardziej z dziewczynami. A tu nagle okazuje się, że ma wiele przyjaciółek.
- Teraz ty. Lekko skiń nadgarstkiem. Nie machaj.
Jednak Alex nie zastosowała się do tego w stu procentach.
- Nadal chcesz komuś wybić oko.
Spojrzała na niego z udawaną złością i spróbowała jeszcze raz. Drzwi, które Remus uprzednio zamknął otworzyły się.
- No to jeszcze raz, bo to mogła być tylko kwestia szczęścia – powiedział powstrzymując śmiech.
Kolejnym razem też jej się udało.
- Dzięki Remus! Dzięki wielkie! – Krzyknęła Alexandra szeroko się uśmiechając.
- Nie ma, za co. Do zobaczenia Alex! – Odpowiedział jej.
- Cześć!
Ona skręciła w lewo – tam skąd wcześniej przyszedł Remus – zaś on poszedł w prawo. Po chwili zauważył dyrektora.
- Witaj Remusie! Zechcesz mnie odwiedzić? – Zapytał uprzejmie się uśmiechając.
- Ależ oczywiście, panie profesorze!
Gdy siedzieli już u dyrektora w gabinecie, profesor powiedział z podziwem:
- Świetnie, że pomogłeś pannie Cureed. Masz w sobie coś, dzięki czemu inni łatwo się od ciebie uczą, czy zauważyłeś? Wiem, że pomagasz swoim przyjaciołom. Powinieneś być nauczycielem w przyszłości.
- Z całym szacunkiem dyrektorze, ale kto przyjmie do pracy wilkołaka?
- Ja na przykład – uśmiechnął się szeroko.
Remus spojrzał na niego. Dyrektor tyle dla niego zrobił, a teraz daje mu coś w rodzaju… Obietnicy? Przecież Dumbledore na pewno dobrze wie, że Remus nie znajdzie pracy. Czarodzieje baliby się go zatrudnić, a mugole… Zwolniliby go po kilku miesiącach, bo przecież musiałby brać tydzień wolnego podczas pełni.
- Panie profesorze, powiedział pan, że mój przydział do Gryffindoru był do przewidzenia. Ale tiara chciała przydzielić mnie do Slytherinu…
- To zrozumiałe. Pewnie sam myślałeś, że tam trafisz, hmm?
- Szczerze, nie obchodziło mnie gdzie zostanę przydzielony. Sama nauka tutaj jest dla mnie niesamowita.
Dyrektor spojrzał na niego zdziwiony.
- Wiesz Remusie… Przez to, co przeszedłeś, jesteś… Bardzo bezinteresowny. To już w zasadzie wyklucza Slytherin. Niektórzy na twoim miejscu, po tak okropnych rzeczach staliby się zawistni i źli. Ale ty nie. Ty, z tego, co zauważyłem, starasz się za wszelką cenę odpłacić światu, za to, kim jesteś. Prawda?
- Ja nie… - zaczął niepewnie.
- Więc robisz to nieświadomie. Jesteś mądry, miły, przyjacielski, wierny odważny, sprytny… To już wskazuje na Gryffindor. Dodając do tego siłę charakteru i chęć sprawdzenia siebie samego… Wynik jest jednoznaczny.
- Tak, pewnie ma pan rację, panie profesorze – powiedział szybko.
- Wybacz, ale raczej rzadko się mylę. – Dyrektor uśmiechnął się szeroko.
Albus Dumbledore wstał z fotela i, przepraszając Remusa, wyszedł z gabinetu. Remus wstał i rozejrzał się dookoła. Pokój był wielki, okrągły, w barwach szkarłatnych i szarych. Wszędzie stały dziwne przedmioty, gdzieniegdzie leżały stare numery Proroka Codziennego, tu i ówdzie dało się zauważyć porozrzucane notatki.  Dawało to wrażenie bardziej nieładu, aniżeli bałaganu. Remus uznał, że pokój wygląda ślicznie. Zauważył Tiarę Przydziału; podszedł do półki, na której stała i dotknął jej. Chciał założyć ją na głowę, ale uznał, że jeżeli nie powiedział o tym profesorowi, nie zrobi tego. To byłoby niemiłe. Usiadł z powrotem na fotelu naprzeciwko biurka, ponieważ usłyszał kroki dyrektora.
- Nie nudziłeś się Remusie? – Zapytał Dumbledore, gdy przekroczył próg swojego gabinetu.
- Nie, proszę pana.
- No tak. Mądrzy ludzie nigdy się nie nudzą – powiedział z uśmiechem.
Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym Remus uznał, że nie będzie zajmował czasu dyrektorowi i grzecznie pożegnał się z nim. Idąc do Pokoju Wspólnego usłyszał Ericka.
- Znowu padam na twarz. Jak jeszcze raz będziecie chcieli bitwę na śnieżki, nie angażujcie mnie w to – powiedział.
- Wybacz Erick, ale to ty zaproponowałeś wyjście na dwór. – Stwierdził Damien.
- A to jest już równoznaczne z bitwą na śnieżki – dodała Megan.
- Więc jak zwykle zwalą winę na kogoś innego – powiedział Remus, wychodząc zza rogu i stając przed nimi.
Dorcas, Megan, Damien i Erick stanęli jak wryci, bo nie spodziewali się zobaczyć tutaj brakującego ogniwa ich mini paczki.
- No, co? – Spojrzał na nich z uśmiechem.
- Gdzieś był?! – Dorcas udając złość, rzuciła się Remusowi na szyję. 
- Chodziłem po zamku… - odpowiedział.
- JA jestem obrażona. Nie było cię z nami – Megan odwróciła się tyłem do niego i tupnęła nogami.
- Jasne – powiedział puszczając Dor i obejmując Megan.
- Nigdy nie atakuj mnie od tyłu – powiedziała odwracając się i śmiejąc głośno.

Po chwili każdy z nich się śmiał. Poszli do bocznej uliczki na ósmym piętrze i usiedli na ziemi – w większości, ponieważ Damien i Dorcas siedzieli na parapecie okna. Megan położyła się i oparła głowę o kolana Ericka, który podparł się na ramieniu Remusa. Dor siedziała oparta o Damiena. Wyglądało to bardzo komicznie. Rozmawiali i śmiali się. Do Pokoju Wspólnego wrócili dopiero o dwudziestej.
- Ja idę do sypialni. Muszę napisać list do rodziców i może do reszty chłopaków.
- Może dzisiaj pójdziemy spać szybciej? Ja jestem już zmęczona... - powiedziała Meg.
- Podpisuję się pod słowami Megan - dodała Dor ziewając przeciągle. 
- Okej, miłych snów. - Erick przytulił wszystkich po kolei, po czym reszta także się pożegnała i każdy poszedł w swoją stronę. Remus rozmawiał z chłopakami, gdy wchodzili po schodach do swoich sypialni. 
- To do jutra, Remmy - powiedział Damien. 
- Cześć.
Wchodząc do pokoju zauważył zniszczony zegarek, wyciągnął swoją różdżkę (którą teraz nosił zawsze przy sobie) i naprawił go, jednym krótkim 'reparo'.
Opadł na łóżko i (także zaklęciem) włączył gramofon, który przywiózł ze sobą James. 
Swoją drogą, to nienormalne przywozić ze sobą gramofon. Czy James jest niepoważny? 
Eh, po co ja się pytam...
Uśmiechając się do własnych myśli Remus wyciągnął kufer spod swojego łóżka, a z kufra wyjął pergaminy, pióro i atrament.
Usiadł 'po turecku' na łóżku, opierając się o ścianę.
- Accio książka - powiedział, celując końcem różdżki w dużą książkę, leżącą na etażerce Syriusza. 
Trzymając książkę na kolanach (zauważył, że jest to mugolska książka o motorach), położył na niej jeden pergamin i zastanowił się jak zacząć list do rodziców. 







Wąchacze drodzy
Przesyłam kolejny rozdział z nadzieją na komentarze ;)
Serio one pomagają
Życzę wam także miłej majówki! 
Ja chyba całą spędzę na działce... :/
Co do owego rozdziału, wiem, że jest nudny, ale jakoś nie miałam pomysłu. 
Chciałabym dodać trochę pikanterii i jakiejś akcji, ale co mogą robić pierwszoklasiści?! 
Jestem zła, bo nie chcę ich przenosić XD
Miłego dnia (wieczoru?)
Megan Lunaris Moony