sobota, 4 lipca 2015

Stadium pierwsze - ból.

Po trzech miesiącach wracam na internety... Brawo dla mnie, nie? XD To nie jest rozdział, ale takowy wstawię jutro w okolicach godziny 18, może 20 najpóźniej. :*
Opo z moimi ludźmi. Dam wam ich opisy. Może dzisiaj to zrobię.
Nie przedłużam, bo przyszła po mnie kuzynka. idę pływać w jeziorze! : 3333
Miłego czytania!
Jak dawno tego nie pisałam XD
_____________________________________________________________________________________________________________________
Typ: Seria opowiadań - "Choroba zwana tragiczną miłością."
Gatunek: Fantasy, romans
Bohaterowie: Megan Night, Remus Lupin, Syriusz Black, Fenrir Greyback, Ethan Wate, Lexy Darkness
Zastrzeżenia: Przekleństwa
Informacje dodatkowe: pochyłą czcionką pisane są wiadomości sms, pochyłą z wyrównaniem do środka - myśli 

_____________________________________________________________________________________________________________________

"Poświęcenie dla bliskiej nam osoby nie powinno być aktem bohaterstwa, lecz powinnością"


        Syriusz. Idiota. Mówiłam mu, że ma przestać brać. Ale nie! On będzie robił to dalej, bo tak. Poszedł do jakiegoś kolegi na imprezę, przecież nie mogłam mu pozwolić znowu się naćpać i nachlać, prawda? Więc, gdy tylko dostałam tą wiadomość, ubrałam się i poszłam tam. Gdy tylko dojechałam na aleję 23 stycznia – główny łącznik autobusów w naszym nędznym mieście – westchnęłam głośno. Nie chciałam brać udziału w takich imprezach. W ogóle nie powinnam brać udziału w jakichkolwiek imprezach! 15 lat to nie jest dużo! To wszystko przez Blacka.
        Napisałam szybką wiadomość do Syriusza:
ZAJEBIE CIĘ! WYCIĄGNĘ Z TAMTĄD ZAKLĘCIEM! NIE POZWOLĘ CI TAM BYĆ, BLACK!!! JESZCZE CI COŚ STRZELI DO TEGO GŁUPIEGO ŁBA!
Czyli ogólnie dzięki, za podanie adresu.
I w taki sposób znalazłam się w dwupiętrowym mieszkaniu, w którym nie dało się oddychać, a widoczność ograniczała się do metra. Dym papierosów i innych skrętów był tak gęsty, że mogłabym go jeść łyżeczką. Do tego dochodziła także niebywała woń alkoholu. Syriuszu, świetna ta twoja impreza!
        Usłyszałam dźwięk wiadomości. Syriusz.
Nie, ale ja nie chcę iść.
Zostałem zaproszony i muszę zostać do końca.
Prychnęłam. Telefon prawie mi wypadł, bo potknęłam się o nogi jakiegoś chłopaka, który siedział na ziemi. Mruknęłam niewyraźnie przepraszam i poszłam dalej. Lawirowałam między postaciami, których wygląd przypominał mi albo bezdomnych, albo dziwki i alfonsów. Świetnie.
Nie. Zrobię ci siarę przed kolegą. Trzeba było nie iść. Gdzie ty jesteś?! Ile tu jest ludzi! Ja jego...
Postanowiłam, że zabiję go przy pierwszej lepszej okazji. Ale najpierw musiałam go stąd wyciągnąć. No musisz wejść po schodach i jest taki mały pokój…
Szczerze mówiąc, bałam się tego małego pokoju. Idąc na wpół po omacku, dotarłam do schodów. Wspięłam się na nie z niemałym wysiłkiem, potykając się raz po raz. A to przez kogoś, kto tak siedział, a to przez coś, co leżało na stopniu. Nie chciałam wiedzieć, co to były za rzeczy. Przeklinałam w duchu tego idiotę, przez którego się tu znalazłam.
        Drzwi. Podeszłam do nich z wyrazem tryumfu na twarzy. Doszłam. Otworzyłam.
        I zatrzymałam się w progu.
        Cztery dziewczyny. Każda w niesamowicie długiej sukience, sięgającej ledwie za pośladki, z dużym dekoltem. Jakiś nieznany mi chłopak i on. Niesamowity Syriusz Black.
        Podeszłam do niego i pociągnęłam na włosy.
- Idziesz ze mną – warknęłam. Wyrwał mi się.
- Nigdzie nie idę. Usiądź z nami – powiedział wesoło.
Trzymał w ręku skręta, a przed nim na stoliku stały dwie butelki wódki. Westchnęłam.
- Mówiłam ci. Idziesz, idioto! – Krzyknęłam.
- On nie chce, nie widzisz?! Zostaw go – pisnęła jedna z tych niesamowitych lasek.
Spojrzałam na nią drwiąco.
- Odwal się ćpunko – mruknęłam.
- A co ty niby możesz mi zrobić? – Zapytała piskliwym głosem.
Zaśmiałam się.
- Dużo. Nawet nie wiesz, jak dużo – przeniosłam wzrok z niej, na mojego przyjaciela. - Myślisz, że serio chcę ćpać jak ty? Pokazywać, że nie potrafię sobie poradzić z problemami? Że jestem ciotą? Syriusz, po dobroci, albo po złości. Chodź – wyciągnęłam dłoń.
- Megan, ja… - nie skończył swojej zapewne mądrej wypowiedzi, bo zemdlał. Westchnęła teatralnie i założyłam sobie jego rękę za głowę. Trzymając go i starając się wyglądać naturalnie, wyszłam z tego okropnego miejsca. Gdy tylko przekroczyłam próg, odetchnęłam świeżym powietrzem kilka razy. Dym wydostał się z moich płuc, zimne powietrze owinęło się wokół mnie. To dało mi dużo siły, więc poszłam dalej. Skierowałam się do parku. Najmniej uczęszczanej jego części.
        Jestem Ethy. Eh… Zaraz go wybudzę.
Napisałam, kiedy siedzieliśmy z Panem Nieprzytomnym na ławce. Było mi przyjemnie chłodno. Oddychałam głęboko, żeby w stu procentach pozbyć się zapachu dymu papierosowego – i nie tylko. No, jezuuuniu, on jest idiotą. Syri.
Stuprocentowo zgadzałam się z Ethanem.
Tak. Wiem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tam śmierdziało.
Nie chcę wiedzieć
A te laski... Tragedia. Wiesz. Sukienka ledwo dupe i cycki zasłania, kabaretki... Te takie, co jak siatka wyglądają. Ja też je mam, ale... One wyglądają okropnie. I Syriuszek. Czarna koszula (trzy jak nie cztery guziki rozpięte), skórzane spodnie, wysokie buty. Eh. Nie powiem Lexy. Też nie mówcie. Okej?
Nie, nie powiemy
Dzięki.
Czy on się kiedyś nauczy?
Kiedy zaczął, wiesz? Wy znacie go dłużej. Od zawsze praktycznie
Trzy lata temu... Jakoś tak. Szczerze to sam już nie pamiętam. Może robił to wcześniej, ale nic nie mówił.
        Z westchnieniem wstałam i poszłam do najbliższego sklepu. Kupiłam wodę mocno gazowaną – też nie wiedziałam, że taka istnieje – i sól. Malutką paczuszkę soli. Co zrobiłam? Pomieszałam to z zamiarem dania Syriuszowi do wypicia. Jeśli połknął jakieś tabletki to je wyrzyga. To samo z alkoholem. Usiadłam z powrotem na ławce i zaczęłam bawić się butelką. Czekałam, aż Black się obudzi. Mogłam pójść do Wisły i wziąć trochę tej zimnej wody, a potem go nią oblać… Ale uznałam, że nie będę tego robić.
        Moją uwagę przykuły dwie osoby, które stały kawałek od nas. Był to jednak na tyle duży kawałek, że nie słyszałam ich rozmowy. Jedna z postaci stanęła bokiem do mnie. To był Remus. Uśmiechnęłam się i już miałam do niego krzyczeć, kiedy zobaczyłam, co drugi mężczyzna robi. Uderzył Remusa mocno w twarz i zaczął krzyczeć.
- Miało jej tu nie być! Miałbym więcej czasu! Teraz wszystko będzie szybciej! Ty… - Kopnął Remusa w brzuch. Mój chłopak zgiął się wpół.
- Megan… Co się dzieje – usłyszałam mruczenie Syriusza.
- Zamknij się. Co mam robić?! – Powiedziałam i napisałam do Ethana.
- O co chodzi?! – Krzyknął Black. – Ja nic nie pamiętam, powiedz mi…
- Zamknij ryj!
Rzuciłam telefon i zaczęłam biec w stronę Lupina i tej drugiej osoby. Słyszałam krzyki Syriusza, ale nie obchodziły mnie, W tej chwili liczyła się jedna rzecz. Święcąca wyrwa w czasoprzestrzeni, którą wyczarował ‘towarzysz’ mojego ukochanego. Byłam już kawałeczek od nich, ale spóźniłam się. Jedyne, co dostałam to spojrzenie smutnych i przepełnionych bólem oczu Remusa i szept z jego zakrwawionych ust:
- Przepraszam… Kocham cię…
Potem zniknęli.
        Padłam na kolana. Wiedziałam, kto to był. Kto mu to zrobił. Mężczyzna w szarych spodniach, czarnej koszuli i tak samo mrocznym, długim płaszczu. Z płowymi włosami i brodą. Z jasnymi oczami szaleńca. Greyback. Fenrir Greyback. Najbardziej niebezpieczny wilkołak wszechczasów, który przemienił, zgwałcił i nadal gnębił mojego Remusa.
        Syriusz podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Co się dzieje? – Zapytał.
Spojrzałam na niego.
- To Greyback – powiedziałam, łamiącym się głosem. – Zabrał Remusa. Gdzieś.
Zaczęłam krzyczeć. Syriusz przytulił mnie, ale nie dało mu to zbyt wiele, bo pobiłam jego klatkę piersiową.
- Ja nie wiem… Nie wiem, co robić, Megan – powiedział Syriusz.
- N-nie wiem co on od niego chciał. Wiecie... Co... On może... Zrobić mu... To nie jest człowiek. To zwierzę... Ja... Nie wiem nawet gdzie oni mogą być.
Zaczęłam płakać, nadal bijąc Syriusza.
- Wiem Meg. Ale ja nie mam pojęcia… Nie wiem – Syriuszowi załamał się głos.
- Remus mu się nie wyrywał. A jak na niego spojrzałam, to był smutny. Bardzo. I przeprosił, I powiedział ze mnie kocha.
Znowu zaczęłam go bić.
- Nie wiem nawet, gdzie on jest. Tak bardzo się martwię – powiedziałam załamującym się głosem.
Siedzieliśmy tak godzinę. Nawet nie zauważyliśmy, że pada.
        - Wypij to w końcu – mruknęłam smutno, kiedy szliśmy z Syriuszem. Nadal nie wypił tej wody z solą.
- Megan znajdziemy Remusa… Greyback na pewno ma jakiś słaby punkt. Każdy ma. – Powiedział mądrze Syriusz.
        Nie ON. ON nie ma. ON jest inny.
        Po chwili westchnieniem słuchałam, jak Syriusz wymiotuje w krzakach.
        Nie zostawia śladów. Zawsze wszystko zaciera. Ministerstwo Magii szuka go od ponad siedmiu lat i kiedy tylko dowiedzą się więcej, on zmienia miejsce zamieszkania... I wszystko. I cichnie. Na jakiś czas.
Remus dużo mi mówił o Greybacku. Jest nie do złapania.
Syriusz przytulił mnie, gdy skończył wyrzucać z siebie resztę tych gówien, które wypił i zjadł.
- Ja chyba zaraz zemdleję… - mruknęłam.
- Ale skoro on teraz ma ze sobą Remusa to będzie się wolniej przemieszczać. I możemy go złapać – stwierdził Syriusz.
- Oni już są tam. Najpewniej. Poza Ministerstwem do spraw teleportacji nikt nie może sprawdzać miejsc de i aportacji. Wiec najlepiej by mu było, gdyby od razu pojawił się na miejscu. A zresztą on pewnie i tak ma na sobie jakieś skomplikowane zaklęcie i oni i tak go nie widzą. Nawet gdyby nie miał, oni maja ten spis tylko tak 'żeby mieć'. Chyba nikt go nie sprawdza.
- No, a jeśli chodzi o demony i bogów śmierci przecież oni wiedzą gdzie jest każdy człowiek. Nawet nadnaturalny… Sebastian nam pomoże.
- Nie wiem, czy to coś da. Myślę, że Greyback i przed tym się zabezpieczył.
Syriusz westchnął.
- Syriusz... Odprowadzisz mnie do domu? – Spojrzałam mu w oczy.
- No jasne. Nie zostawię cię. – Powiedział. – I dzięki za tą wodę. Trochę mi lepiej.
Uśmiechnęłam się blado.
Usiadłam na ziemi. Nie chciałam dalej iść. Syriusz spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili zrobił to samo, co ja. Położyłam się i spojrzałam w niebo. Leżałam, jednocześnie myśląc o Remusie.
- Chcesz iść, czy nie – zapytał Syriusz. Spojrzałam na niego mętnym wzrokiem.
- Chodźmy. Marcel pewnie się denerwuje. Bo na pewno już wie. On zawsze wszystko wie.
Szliśmy w ciszy.
        - Syriusz… Złap mnie jakoś. Nie mam siły – mruknęłam słabo, kiedy byliśmy w parku botanicznym. Ledwo oddychałam. - Z drugiej strony to dobrze, że poszedłeś tam. Jakbyś nie poszedł, ja bym nie przyszła i nie zobaczyłabym Remusa.
Czarnowłosy westchnął głęboko.
- Tak, ale nie powinienem był tam iść. Ale ja jestem ostatni załamany tym wszystkim, co się dzieje w domu. Jeszcze gdyby nie to, że Lex przeze mnie cierpi, bo się o mnie martwi, to teraz jeszcze Remus zniknął…
Przytuliłam go.
- Syriusz, będzie dobrze. Znajdziemy go, nie? – Znowu zaczęłam płakać.
- Wiem. Na pewno.
Usiedliśmy na ławce. Nogi się pode mną uginały.
Jeszcze kilka godzin temu był ze mną... Jakbym mu nie pozwoliła wyjść... Gdyby nie poszedł... 
- To nie twoja wina… - Powiedział Syriusz, patrząc na mnie. Musiałam wyglądać strasznie.
- Ale był ze mną! Gdyby nie poszedł, to byłoby dobrze! Dlaczego w ogóle to zrobił? To wyglądało tak, jakby zaplanował to spotkanie z nim! Tyle razy wychodził do kolegi... Może wtedy nie wychodził do kolegi, a do niego? Ja nie wiem... Jak mogłam nie zauważyć? Czemu to robił?! Co ja źle zrobiłam...
- Megan! To nie twoja wina! Przestań… Znajdziemy go i będzie dobrze. – Mój przyjaciel złapał mnie za ramiona  i potrząsnął mną lekko.
Westchnęłam.
- Idziemy? – Zapytałam, wstając.
- Megan ja nie mogę muszę iść gdzieś. Muszę mu pomóc.
- Nie. Błagam Syriusz. Zostań w domu… Albo u Lexy. Tak. U Lexy. Ona nie pozwoli ci wyjść.
- Ale ja chcę mu pomóc! – Krzyknął. – Nie mogę… Muszę coś zrobić! Nie pozwolę, żeby on znów… Nie!
- Syriusz, do cholery! Idziesz. Nic nie zrobisz, nie teraz. Merlinie... Dlaczego to taki zły dzień dla mnie?! – Pociągnęłam go w bok, tak, żebyśmy nie stali w obrębie wzroku kamer.
ETHAN! Zadzwoń do Lexy, powiedz jej, że przysyłam Syriusza… Tam, na Dębowe. Bo tam jest punkt teleportacyjno-portalowy.  I powiedz, że nie ma wypuszczać go z domu. Już!
Pisałam szybko do kolegi, jednocześnie krzycząc na Syriusza.
- Nie! Nie idę do niej! Nie chcę! Muszę coś zrobić, zostaw mnie!! – Syriusz już miał biec, ale uznałam, że nie pozwolę mu na to. Miałam kilka dodatkowych przywilejów, jako asasyn… Więc wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam na Blacka zaklęcie. Po chwili leżał pod moimi nogami, owinięty węzłami, które zaciskały się bardziej, gdy tylko wykonał gwałtowny ruch.
- Megan, wypuść mnie!! – Krzyknął.
Już. Lexy biegnie. Weź go tam.
Narysowałam w powietrzy runę portalu. Bardzo cieszyłam się, że moja koleżanka mi ją pokazała. Kiedy jesteś czarownikiem od kilku dni, nie potrafisz zrobić portalu. A jako czarodziej… Nie znałam zaklęcia na to.
- Obiecaj, że nie wyjdziesz od niej z domu. Błagam… Nie chcę, żeby i tobie się coś stało – powiedziałam. Byłam załamana.
- No… Dobra – mruknął Syriusz.
Rozwiązałam go. Gdy tylko wstał, przytulił mnie mocno.
- Znajdziemy go i będziecie znów razem – powiedział zachrypniętym głosem.
- Tak… Tak – szepnęłam. – Idę do domu. Do… Do zobaczenia Syriusz.
I zniknął w otchłani czasoprzestrzeni.
        Szłam powoli, a ta droga wydawała mi się drogą do śmierci. Drogą usłaną różami… Z ostrymi kolcami, która zadawały mi okropny ból. Ból serca. Ono krwawiło. Krwawiło miłością, która nie miała granic.
Megan… Kocham cię, mój mały wilczku.
- Remus? – Zapytałam.
Nigdy nie zostawię mojego małego wilczka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – Krzyczałam.
Muszę cię chronić, wilczku.
Będę cię chronił przed całym światem, bylebym tylko mógł być przy tobie.
- Nie ma cię tu teraz! Dlaczego cię nie ma?!!
Nie pozwolę, żeby ktoś zranił mojego wilczka.

- Ty go zraniłeś! Zraniłeś swojego wilczka, zrobiłeś to! Jak mogłeś?! – Uderzyłam pięścią o beton, padając na kolana. Chyba złamałam sobie kość w nadgarstku. Krwawił.
        Co chwila przewracałam się, coraz bardziej zdzierając sobie skórę na kolanach i dłoniach. Mój nadgarstek piekł niemiłosiernie. Ale ten ból pomagał.
***
         Upadłem na twardą, kamienną posadzkę. Nagły ból w boku. Kopnął mnie. Krew na twarzy. Uderzył mnie z pięści. I zaraz siedział na mnie, chwilę po tym, jak ciągnąc mnie za włosy, przewrócił tak, że leżałem na plecach.
- Co ona tam robiła?! - Warknął, kolanem naciskając na moje krocze.
Miałem mroczki przed oczami.
- CO ONA TAM ROBIŁA?!! - Ryknął.
- Nie wiem! Nie wiem, zostawiłem ją w domu i powiedziałem, że idę do siebie! Nie miała wychodzić! - Zakryłem twarz rękoma.
Greyback zszedł mnie i westchnął.
- Czyli to przez tą idiotkę - mruknął.
Spojrzałem na niego.
- Nie wyzywaj... - Kopnął mnie w głowę.
Więcej grzechów nie pamiętam.




Do napisania!! Tym razem za dosłownie kilka dni. Serio.
Lunaris


[EDIT]  Mówiąc, że wracam na internety mam na myśli też to, że wracam na Wasze blogi. Jutro wieczorem jadę do domu z powrotem, soł  poczytam i pokomentuję. ฅ'ω'ฅ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz