Jego tytuł mógłby brzmieć - "Co to?" XD Ale jest.
*kłania się* Wiem. To jest wyczyn.
Proszę.
___________________________________________________________________________________________
Grudniowe dni są piękne. To jest prawda
ogólna. Okno w dormitorium chłopców było ślicznie ozdobione zimowymi malunkami
powietrza, w Pokoju Wspólnym panował świąteczny nastrój, a wychodząc na
korytarze czuło się zimno, zaś przez okna dało się zobaczyć błonia opatulone
białą pierzynką. Na drzewach Zakazanego Lasu także znajdował się biały puch,
wielkie przyszkolne jezioro było zamarznięte i tylko Bijąca Wierzba pozostała
głucha na wezwania zimy – raz po raz otrzepywała swoje gigantyczne konary ze
śniegu, który lgnął do niej niemo prosząc o schronienie. Dla każdego ucznia
Hogwartu prawdziwym wyznacznikiem zimy był moment, kiedy gajowy Hagrid chował
narzędzia rolnicze do swojego domku, a z jego komina zaczynał buchać szarawy
dym – oznaczało to, że zrobiło się na tyle zimno, że Hagrid musi schować się do
chatki i zaprzestać pracy na rzecz błoni szkolnych.
Syriuszowi święta kojarzyły się ze sztywnymi przygotowaniami, sztywniejszymi powitaniami gości i jeszcze sztywniejszymi obrzędami. Nie lubił jakichkolwiek kresów świątecznych, ponieważ każde zostały doszczętnie zniszczone przez przyzwyczajenia jego – jakże kochającej – rodziny. Z lekkim niezrozumieniem patrzył na uczniów, którzy śpieszyli z pakowaniem toreb i kupowaniem prezentów dla bliskich. Zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy mają takie życie jak on, ale nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, w której starałby się pokazać, że zależy mu na kimś poza sobą samym i przyjaciółmi. Ale właśnie ci jego przyjaciele byli tacy, jak wszyscy – poszli z całą chmarą społeczeństwa do Hogsmeade. Po co? Po prezenty. *
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić… Rzucił się na sofę przed kominkiem.
- Dlaczego oni to robią… - mruknął sam do siebie, wpatrując się w ogień.
Po kilku minutach zaczęło mu się robić ciepło w szarym sweterku, więc po krótkim namyśle zdjął go. Leżał teraz na zwykłej białej koszulce, którą każdy normalny człowiek uznałby za zbyt prześwitującą, ale co to dla Syriusza Blacka? On jest przecież ponad takie przyziemne rzeczy.
- Hmmm. Pan Niesamowity siedzi sam? – Usłyszał czyjś głos. Wystarczyło jedno spojrzenie na burzę czarnych loków by wiedzieć, że była to Dorcas Meadowes.
- Pan Niesamowity? Niezłe określenie… Może powiem reszcie, żeby zaczęli tak na mnie mówić – spojrzał na nią spod pół przymkniętych powiek.
- Wątpię, żeby się zgodzili – usiadła na fotelu znajdującym się obok sofy.
Był on po lewej stronie, więc Syriusz – leżący na owej sofie – aby spojrzeć na swoją koleżankę musiał patrzeć w jakby w dół.
- Nie mogłaś usiąść tu, prawda? – Zapytał wskazując na fotel, stojący obok jego głowy. – Teraz muszę się wyginać, żeby na ciebie spojrzeć.
Dorcas uśmiechnęła się.
- Chyba będzie bolał cię kręgosłup, w takim razie, bo tak ładnego widoku jak ja to sobie nie odmówisz - zatrzepotała rzęsami.
Syriusz parsknął śmiechem i pokręcił głową z uznaniem.
- Born to be rebel. Świetnie – mrugnął do niej i spojrzał w ogień.
- Dlaczego nie jesteś z całą zgrają w Hogsmeade? – Zapytała Dor.
Westchnął.
- Nie mam, po co tam być.
- A prezenty? Kupiłeś już? Bo ja tak…
- Nie. – Przerwał jej, mimo, że zasady etykiety zabraniały przerywania kobietom. – Nie kupuję prezentów rodzinie i tyle. Wszyscy mogliby się odwalić ode mnie i przestać o to pytać.
Dorcas spojrzała na niego zbita z tropu.
- Przepraszam. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie lubisz? Pan Niesamowity nie przemyślał, że jeśli nie chce, żeby ktoś go o coś pytał, miło by było go uprzedzić o tym fakcie, bo inaczej wychodzą niezbyt przyjemne sytuacje. – Powiedziała z przekąsem.
- Jasne – przewrócił oczami. – Wybacz.
Dorcas pokręciła głową z zaciśniętymi ustami.
- Jesteś Blackiem. I choćbyś nie wiem, jak się starał i tak to widać – stwierdziła i wstała. Spojrzała na niego jeszcze, ale nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji na swoje słowa, odeszła.
Nie miała racji. Wszyscy pieprzeni ludzie nie mieli racji!
- Nie jestem taki, jak oni. – Mruknął do siebie i zamknął oczy.
Nie zdawał sobie sprawy, że ta jedna mała rozmowa z Dorcas zrazi ją do niego na tyle, że potem będzie mu trudno ją przeprosić.
***
Patrzyła na ludzi chodzących po mieście, z lekką zazdrością. Kupują prezenty rodzicom, śmiejąc się z ich upodobań. Potem, w czasie świąt, siadają z nimi, wymieniają się słodkimi złośliwościami i rozdają sobie prezenty, opowiadają rodzinne historie. Dlaczego ona tak nie miała? Dlaczego jej bracia, i ojciec zostali zamordowani, matka popełniła samobójstwo, siostra została zabita przez ich wrogów, zaś ostatni z braci umarł walcząc w sprawie, której sam w stu procentach nie rozumiał? Nie miała nikogo. Po co jej mąż, skoro jest zbyt duże prawdopodobieństwo, że jej wrogowie go zabiją? Po co jej dzieci, skoro wie, że zabraliby je albo ci źli – dla szantażu -, albo ci dobrzy – żeby je szkolić. Jedno i drugie jest okropne. Była sama. I jak zawsze samotnie, siedziała na dachu najwyższego budynku w Hogsmeade. Patrzyła na ludzi chodzących po mieście, z lekką zazdrością… I wypatrywała wśród nich swoich uczniów.
***
Syriuszowi święta kojarzyły się ze sztywnymi przygotowaniami, sztywniejszymi powitaniami gości i jeszcze sztywniejszymi obrzędami. Nie lubił jakichkolwiek kresów świątecznych, ponieważ każde zostały doszczętnie zniszczone przez przyzwyczajenia jego – jakże kochającej – rodziny. Z lekkim niezrozumieniem patrzył na uczniów, którzy śpieszyli z pakowaniem toreb i kupowaniem prezentów dla bliskich. Zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy mają takie życie jak on, ale nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, w której starałby się pokazać, że zależy mu na kimś poza sobą samym i przyjaciółmi. Ale właśnie ci jego przyjaciele byli tacy, jak wszyscy – poszli z całą chmarą społeczeństwa do Hogsmeade. Po co? Po prezenty. *
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić… Rzucił się na sofę przed kominkiem.
- Dlaczego oni to robią… - mruknął sam do siebie, wpatrując się w ogień.
Po kilku minutach zaczęło mu się robić ciepło w szarym sweterku, więc po krótkim namyśle zdjął go. Leżał teraz na zwykłej białej koszulce, którą każdy normalny człowiek uznałby za zbyt prześwitującą, ale co to dla Syriusza Blacka? On jest przecież ponad takie przyziemne rzeczy.
- Hmmm. Pan Niesamowity siedzi sam? – Usłyszał czyjś głos. Wystarczyło jedno spojrzenie na burzę czarnych loków by wiedzieć, że była to Dorcas Meadowes.
- Pan Niesamowity? Niezłe określenie… Może powiem reszcie, żeby zaczęli tak na mnie mówić – spojrzał na nią spod pół przymkniętych powiek.
- Wątpię, żeby się zgodzili – usiadła na fotelu znajdującym się obok sofy.
Był on po lewej stronie, więc Syriusz – leżący na owej sofie – aby spojrzeć na swoją koleżankę musiał patrzeć w jakby w dół.
- Nie mogłaś usiąść tu, prawda? – Zapytał wskazując na fotel, stojący obok jego głowy. – Teraz muszę się wyginać, żeby na ciebie spojrzeć.
Dorcas uśmiechnęła się.
- Chyba będzie bolał cię kręgosłup, w takim razie, bo tak ładnego widoku jak ja to sobie nie odmówisz - zatrzepotała rzęsami.
Syriusz parsknął śmiechem i pokręcił głową z uznaniem.
- Born to be rebel. Świetnie – mrugnął do niej i spojrzał w ogień.
- Dlaczego nie jesteś z całą zgrają w Hogsmeade? – Zapytała Dor.
Westchnął.
- Nie mam, po co tam być.
- A prezenty? Kupiłeś już? Bo ja tak…
- Nie. – Przerwał jej, mimo, że zasady etykiety zabraniały przerywania kobietom. – Nie kupuję prezentów rodzinie i tyle. Wszyscy mogliby się odwalić ode mnie i przestać o to pytać.
Dorcas spojrzała na niego zbita z tropu.
- Przepraszam. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie lubisz? Pan Niesamowity nie przemyślał, że jeśli nie chce, żeby ktoś go o coś pytał, miło by było go uprzedzić o tym fakcie, bo inaczej wychodzą niezbyt przyjemne sytuacje. – Powiedziała z przekąsem.
- Jasne – przewrócił oczami. – Wybacz.
Dorcas pokręciła głową z zaciśniętymi ustami.
- Jesteś Blackiem. I choćbyś nie wiem, jak się starał i tak to widać – stwierdziła i wstała. Spojrzała na niego jeszcze, ale nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji na swoje słowa, odeszła.
Nie miała racji. Wszyscy pieprzeni ludzie nie mieli racji!
- Nie jestem taki, jak oni. – Mruknął do siebie i zamknął oczy.
Nie zdawał sobie sprawy, że ta jedna mała rozmowa z Dorcas zrazi ją do niego na tyle, że potem będzie mu trudno ją przeprosić.
***
Patrzyła na ludzi chodzących po mieście, z lekką zazdrością. Kupują prezenty rodzicom, śmiejąc się z ich upodobań. Potem, w czasie świąt, siadają z nimi, wymieniają się słodkimi złośliwościami i rozdają sobie prezenty, opowiadają rodzinne historie. Dlaczego ona tak nie miała? Dlaczego jej bracia, i ojciec zostali zamordowani, matka popełniła samobójstwo, siostra została zabita przez ich wrogów, zaś ostatni z braci umarł walcząc w sprawie, której sam w stu procentach nie rozumiał? Nie miała nikogo. Po co jej mąż, skoro jest zbyt duże prawdopodobieństwo, że jej wrogowie go zabiją? Po co jej dzieci, skoro wie, że zabraliby je albo ci źli – dla szantażu -, albo ci dobrzy – żeby je szkolić. Jedno i drugie jest okropne. Była sama. I jak zawsze samotnie, siedziała na dachu najwyższego budynku w Hogsmeade. Patrzyła na ludzi chodzących po mieście, z lekką zazdrością… I wypatrywała wśród nich swoich uczniów.
***
Śmiejąc się, wracali do zamku. Grupką
chłopaków – Remus, James, Peter, Erick, Damien i Ethan. Ten ostatni nie był w
Gryffindorze, a w Ravenclawie, ale poznali go dzisiaj, w bardzo ciekawy sposób –
wpadł do jeziora w Hog. Oczywiście przez własną głupotę, bo myślał, że lód jest
na tyle gruby, że go utrzyma… Lecz mylił się. Na szczęście chłopcy mu pomogli,
a Erick znał zaklęcie osuszające.
- Nadal mi zimno – mruknął Ethan.
- No wybacz, ale to twoja wina – zaśmiał się James. – Trzeba było nie chodzić po lodzie.
Wate odburknął coś w odpowiedzi.
- Ale z drugiej strony, poznaliśmy nową osobę, więc… Pół biedy – stwierdził Peter nieśmiało.
- Pół biedy może dla was. Mnie jest zimno – zaśmiał się Eth.
Parsknęli śmiechem.
- A teraz z uwagi na późną porę, proszę wszystkich o udanie się do swoich dormitoriów! – Rozległ się krzyk profesor McGonagall.
Pożegnali się z nowym kolegą i udali się w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Szli w ciszy.
Remus pogrążył się w myślach. Wszystko było świetnie… James i Peter rozmawiali z nim normalnie. Ale przyglądali mu się badawczo, co jakiś czas. Zaczynał się bać. Krótka wymiana zdań z Megan wystarczyła, by nabrał podejrzeń, co do swoich przyjaciół. Lekki dreszcz – bynajmniej nie zimna – przebiegł po jego plecach. Co jeśli się dowiedzą? Co jeśli JUŻ wiedzą…? Nie chciał tego. Wolał, żeby żyli w nieświadomości i nadal go lubili. Nie chciał ich tracić… Poza tym, czy to, że dowiedzieli się, nie oznaczało, że będzie musiał zaprzestań nauki w szkole? Żaden rodzic nie chciałby, żeby jego dziecko uczyło się tam, gdzie uczy się także wilkołak. Ale… Skoro już wiedzą, dlaczego udają, że wszystko jest dobrze? Czyżby im to nie przeszkadzało? Nie. Musiało. A może szykują jakąś zasadzkę, żeby go zabić, jak kiedyś Bellatrix i Lucjusz? Albo chcą zorganizować coś, żeby cała szkoła dowiedziała się, kim jest? Może będzie tak jak w tamtym śnie, wszyscy umrą, a on będzie musiał być z Greybackiem…
- Remus…! – Ktoś machał mu dłonią przed twarzą. Wrócił do żywych… James.
- Coo? – Zapytał spoglądając ponad nim. Byli przy drzwiach do ich dormitorium i zostali już tylko we trójkę – Damien i Erick poszli do swojej sypialni.
- Wróć do nas. – Zaśmiał się Peter, otwierając drzwi i wchodząc do sypialni. Remus z westchnieniem podążył za nim.
***
- Chodźmy na spacer. – Zaproponował Syriusz.
- Chodźmy na spacer, szybko, szybko, spacer potrzebny, jak woda rybkom, chodźmy na spacer, wśród zieleni można wspaniale się dotlenić – zaczął śpiewać Peter. Wszyscy przyjaciele spojrzeli na niego ze znakami zapytania na twarzy. – No, co? To taka mugolska piosenka.
I po nanosekundzie w ich pokoju zrobiło się głośno z powodu śmiechu wszystkich Huncwotów.
- Oj, Pete… - powiedział James na wydechu. – Piękny występ to był. Świetny…
- Dwa na dziesięć, dobre dwa na dziesięć, stary… - zaśmiał się Syriusz.
Ale poszli na ten spacer.
Chodzili po błoniach, a raczej brodzili w śniegu po błoniach. Tutaj nikt nie miał pytań, co do grubości lodu na jeziorze – skoro na takiej małej powierzchni, jaką ma jezioro w Hogsmeade lód był na tyle cienki, że załamał się pod jednym chłopakiem, to co dopiero tu, gdzie jezioro jest wielkie i chłopców jest aż czterech… Omijali je szerokim łukiem. Szli właśnie przy lesie, kiedy usłyszeli prychanie.
- Co to? – Zapytał Peter.
Wszyscy rozejrzeli się.
- Nie wiem. – Powiedział Remus.
Peter poszedł kilka kroków do przodu, kiedy coś spadło na niego z gałęzi drzewa. Było to rude, wielkie i dziwne coś, co przypominało kota. Wydawało z siebie dźwięki, które rzeczywiście można było określi mianem „prychania”. Peter zaczął krzyczeć.
- Weźcie to! – Powiedział zdławionym głosem i przewrócił się na ziemię bo „to” zaczęło szarpać go swoimi pazurami po plecach.
Chłopcy stali z lekka zdziwieni, patrząc na przyjaciela, lecz po chwili otrząsnęli się i pobiegli mu na ratunek.
- To mnie ugryzło!! – Krzyknął Pettigrew.
- James, trzymaj Petera! – Polecił Syriusz.
Remus razem z Blackiem zdjęli dziwne zwierzę z przyjaciela, podczas, gdy James trzymał go, żeby się nie ruszał.
- Rzuć to gdzieś! – Powiedział Remus do Syriusza.
Więc Syriusz szybko rzucił zwierzę na bok i krzyknął do przyjaciół, by zaczęli uciekać, bo to rudo coś ich goni. Wszyscy go posłuchali.
Wbiegli do jednej z cieplarń i zamknęli jej drzwi. Kocur przybiegł chwilę po nich i uderzył swoją brzydką mordką o ściankę cieplarni. Zaczął prychać i drapać drzwi, ale gdy to nie poskutkowało, dał sobie spokój i odszedł.
Chłopcy opadli na podłogę.
- Co… To było? – Zapytał Peter, dotykając krwawiącej rany na szyi.
- Kuguchar… - mruknął Remus. – To kotopodob…
- Nie mów. Wystarczy, że jest okropne – Syriusz uniósł rękę, przerywając przyjacielowi.
- Ej, chłopaki – usłyszeli głos Jamesa. – Zobaczcie.
Wszyscy spojrzeli na niego i podeszli. Za jedną z roślin była klapa w podłodzie, a James leżał na ziemi obok niej.
- Co to? – Zapytał Syriusz.
- Klapa w podłodze – stwierdził Peter. – Myślę, że niegroźna.
Huncwoci parsknęli śmiechem.
- Idziemy? - Remus nie chciał iść, ale coś zmusiło go do zadania tego pytania.
- Idziemy – powiedzieli jego przyjaciele chórem.
***
Szli ciemnym korytarzem, który oświetlały jedynie pochodnie, wiszące w bardzo dużych odstępach. Ziemia była nieprzyjemnie mokra, wszystkim było niemiłosiernie zimno. Szli w ciszy… Przerywanej jedynie cichym sykiem, bo ktoś się potknął, lub pociąganiem nosem i chrząkaniem, bo zimno.
- Drabina – powiedział zachrypniętym głosem Syriusz.
Spojrzeli po sobie.
- Niech będzie – mruknął Remus, kiedy przyjaciele patrzyli na niego wyczekująco. – Idę. – Po czym podszedł do drabiny i zaczął wspinać się po jakże wąskich stopniach.
Wyszedł i oślepiło go wątłe światło. Gdzie był? Nie wiedział, ale pachniało tu benzyną.
- Chodźcie! – Powiedział do swoich kolegów czekających w napięciu na dole.
Stanął na podłodze i omal się nie przewrócił – było tu bardzo ślisko. Rozejrzał się.
Wszędzie wokół były rośliny z dużymi, ciemnymi liśćmi. Domyślił się więc, że wciąż są w cieplarniach, lecz nie wiedział w której. Po chwili z tunelu wygramolił się Syriusz, potem Peter, a na końcu James. Zamknęli klapę.
- Gdzie jesteśmy? Czemu tu tak śmierdzi? – Zapytał Jim.
- Jesteśmy w cieplarni… Podejrzewam, że tej, w której są niebezpieczne rośliny… Ona ma numer ósmy. ** - Powiedział Remus.
- Wo. Miło… - mruknął Peter.
Przeszli kawałek, ale więcej nie było im dane, ponieważ James upadł na podłogę, wyrywając jeden z kafelków.
- Świetnie Jim. Lepiej zrobić nie mogłeś –Syriusz przetarł twarz dłonią.
- Przepraszam! Nie… - zaczął, lecz nie skończył, bo chcąc poprawić kafelek, który wyrwał, spostrzegł, że pod podłogą była dziura, a w niej coś leżało. Wyciągnął to.
Był to pas. Skórzany, czarny, z czerwonymi wstawkami. Miał on przegródki na coś… Jakby na noże. Poza tym, na jego boku były doczepione pochwy do mieczy – długiego i krótkiego. Jednak rzeczą, która najbardziej zwracała uwagę w tym pasie, był symbol, który przyczepiony był na jego środku – metalowy, rzeźbiony, w kształcie trójkąta ze skrzydełkami.
- Co to? – Zapytał Remus.
- To pytanie padło stanowczo za dużo razy, jak na jeden dzień. – Stwierdził James, trzymając pas w rękach. – Nie wiem.
- Kartka! Jest kartka! – Powiedział Peter, wyciągając z dziury pod podłogą zbrązowiałą karteczkę.
- Co jest na niej napisane? – Zapytał Syriusz.
- Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone… - Przeczytał Pettigrew.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Znowu nie wiedzieli, o co chodzi.
***
Pas niedługo zaprzątał im głowę. I tak nie wiedzieli, co oznacza symbol, który jest na nim. Nie wiedzieli też, co znaczą słowa z kartki. Remusowi wydawało się jedynie, że już kiedyś widział ten symbol i słyszał te słowa. Ale nie wiedział, skąd ma to przeczucie. Zostawili to, więc i zajęli się innymi rzeczami – nauką. Przed świętami było jej dziwnie dużo. Jakby nauczyciele specjalnie chcieli, żeby uczniowie nie robili nic poza odrabianiem zadań. To było deprymujące.
Remus i tak niezbyt przejmował się nauką. Miał dobre wyniki, nie musiał się zbytnio przykładać. Nie miał nawet na to ochoty. Czuł, że coś jest nie tak.
***
Trzy osoby. Na korytarzu było już ciemno. Nikogo poza nimi.
- Mówimy mu? - Zapytał Syriusz.
- Mówimy - odpowiedzieli Peter i James chórem.
- Nie będzie zadowolony.
***
Święta. Remus lubił ten czas. Wysłał prezenty do rodziców kilka dni wcześniej, z krótkim liścikiem. Przyjaciołom tez kupił jakieś drobiazgi... Nie mógł doczekać się, kiedy zobaczy, co dostał. Obudził się więc szybko... I zdziwił się, kiedy zobaczył, że jego koledzy już nie śpią, a siedzą na łóżku Jamesa i rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami.
- Co się stało, chłopaki? - Zapytał, przecierając oczy ręką i wstając.
- Remus... - zaczął James poważnym głosem. - Wiemy.
Spojrzał na niego nierozumiejącym głosem, chociaż wewnętrznie zaczął się bać.
- Co wiecie? - zapytał.
- Kim jesteś. - Powiedział Syriusz.
- T-to znaczy...?
- Jesteś wilkołakiem.
Zakręciło mu się w głowie.
- Nadal mi zimno – mruknął Ethan.
- No wybacz, ale to twoja wina – zaśmiał się James. – Trzeba było nie chodzić po lodzie.
Wate odburknął coś w odpowiedzi.
- Ale z drugiej strony, poznaliśmy nową osobę, więc… Pół biedy – stwierdził Peter nieśmiało.
- Pół biedy może dla was. Mnie jest zimno – zaśmiał się Eth.
Parsknęli śmiechem.
- A teraz z uwagi na późną porę, proszę wszystkich o udanie się do swoich dormitoriów! – Rozległ się krzyk profesor McGonagall.
Pożegnali się z nowym kolegą i udali się w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Szli w ciszy.
Remus pogrążył się w myślach. Wszystko było świetnie… James i Peter rozmawiali z nim normalnie. Ale przyglądali mu się badawczo, co jakiś czas. Zaczynał się bać. Krótka wymiana zdań z Megan wystarczyła, by nabrał podejrzeń, co do swoich przyjaciół. Lekki dreszcz – bynajmniej nie zimna – przebiegł po jego plecach. Co jeśli się dowiedzą? Co jeśli JUŻ wiedzą…? Nie chciał tego. Wolał, żeby żyli w nieświadomości i nadal go lubili. Nie chciał ich tracić… Poza tym, czy to, że dowiedzieli się, nie oznaczało, że będzie musiał zaprzestań nauki w szkole? Żaden rodzic nie chciałby, żeby jego dziecko uczyło się tam, gdzie uczy się także wilkołak. Ale… Skoro już wiedzą, dlaczego udają, że wszystko jest dobrze? Czyżby im to nie przeszkadzało? Nie. Musiało. A może szykują jakąś zasadzkę, żeby go zabić, jak kiedyś Bellatrix i Lucjusz? Albo chcą zorganizować coś, żeby cała szkoła dowiedziała się, kim jest? Może będzie tak jak w tamtym śnie, wszyscy umrą, a on będzie musiał być z Greybackiem…
- Remus…! – Ktoś machał mu dłonią przed twarzą. Wrócił do żywych… James.
- Coo? – Zapytał spoglądając ponad nim. Byli przy drzwiach do ich dormitorium i zostali już tylko we trójkę – Damien i Erick poszli do swojej sypialni.
- Wróć do nas. – Zaśmiał się Peter, otwierając drzwi i wchodząc do sypialni. Remus z westchnieniem podążył za nim.
***
- Chodźmy na spacer. – Zaproponował Syriusz.
- Chodźmy na spacer, szybko, szybko, spacer potrzebny, jak woda rybkom, chodźmy na spacer, wśród zieleni można wspaniale się dotlenić – zaczął śpiewać Peter. Wszyscy przyjaciele spojrzeli na niego ze znakami zapytania na twarzy. – No, co? To taka mugolska piosenka.
I po nanosekundzie w ich pokoju zrobiło się głośno z powodu śmiechu wszystkich Huncwotów.
- Oj, Pete… - powiedział James na wydechu. – Piękny występ to był. Świetny…
- Dwa na dziesięć, dobre dwa na dziesięć, stary… - zaśmiał się Syriusz.
Ale poszli na ten spacer.
Chodzili po błoniach, a raczej brodzili w śniegu po błoniach. Tutaj nikt nie miał pytań, co do grubości lodu na jeziorze – skoro na takiej małej powierzchni, jaką ma jezioro w Hogsmeade lód był na tyle cienki, że załamał się pod jednym chłopakiem, to co dopiero tu, gdzie jezioro jest wielkie i chłopców jest aż czterech… Omijali je szerokim łukiem. Szli właśnie przy lesie, kiedy usłyszeli prychanie.
- Co to? – Zapytał Peter.
Wszyscy rozejrzeli się.
- Nie wiem. – Powiedział Remus.
Peter poszedł kilka kroków do przodu, kiedy coś spadło na niego z gałęzi drzewa. Było to rude, wielkie i dziwne coś, co przypominało kota. Wydawało z siebie dźwięki, które rzeczywiście można było określi mianem „prychania”. Peter zaczął krzyczeć.
- Weźcie to! – Powiedział zdławionym głosem i przewrócił się na ziemię bo „to” zaczęło szarpać go swoimi pazurami po plecach.
Chłopcy stali z lekka zdziwieni, patrząc na przyjaciela, lecz po chwili otrząsnęli się i pobiegli mu na ratunek.
- To mnie ugryzło!! – Krzyknął Pettigrew.
- James, trzymaj Petera! – Polecił Syriusz.
Remus razem z Blackiem zdjęli dziwne zwierzę z przyjaciela, podczas, gdy James trzymał go, żeby się nie ruszał.
- Rzuć to gdzieś! – Powiedział Remus do Syriusza.
Więc Syriusz szybko rzucił zwierzę na bok i krzyknął do przyjaciół, by zaczęli uciekać, bo to rudo coś ich goni. Wszyscy go posłuchali.
Wbiegli do jednej z cieplarń i zamknęli jej drzwi. Kocur przybiegł chwilę po nich i uderzył swoją brzydką mordką o ściankę cieplarni. Zaczął prychać i drapać drzwi, ale gdy to nie poskutkowało, dał sobie spokój i odszedł.
Chłopcy opadli na podłogę.
- Co… To było? – Zapytał Peter, dotykając krwawiącej rany na szyi.
- Kuguchar… - mruknął Remus. – To kotopodob…
- Nie mów. Wystarczy, że jest okropne – Syriusz uniósł rękę, przerywając przyjacielowi.
- Ej, chłopaki – usłyszeli głos Jamesa. – Zobaczcie.
Wszyscy spojrzeli na niego i podeszli. Za jedną z roślin była klapa w podłodzie, a James leżał na ziemi obok niej.
- Co to? – Zapytał Syriusz.
- Klapa w podłodze – stwierdził Peter. – Myślę, że niegroźna.
Huncwoci parsknęli śmiechem.
- Idziemy? - Remus nie chciał iść, ale coś zmusiło go do zadania tego pytania.
- Idziemy – powiedzieli jego przyjaciele chórem.
***
Szli ciemnym korytarzem, który oświetlały jedynie pochodnie, wiszące w bardzo dużych odstępach. Ziemia była nieprzyjemnie mokra, wszystkim było niemiłosiernie zimno. Szli w ciszy… Przerywanej jedynie cichym sykiem, bo ktoś się potknął, lub pociąganiem nosem i chrząkaniem, bo zimno.
- Drabina – powiedział zachrypniętym głosem Syriusz.
Spojrzeli po sobie.
- Niech będzie – mruknął Remus, kiedy przyjaciele patrzyli na niego wyczekująco. – Idę. – Po czym podszedł do drabiny i zaczął wspinać się po jakże wąskich stopniach.
Wyszedł i oślepiło go wątłe światło. Gdzie był? Nie wiedział, ale pachniało tu benzyną.
- Chodźcie! – Powiedział do swoich kolegów czekających w napięciu na dole.
Stanął na podłodze i omal się nie przewrócił – było tu bardzo ślisko. Rozejrzał się.
Wszędzie wokół były rośliny z dużymi, ciemnymi liśćmi. Domyślił się więc, że wciąż są w cieplarniach, lecz nie wiedział w której. Po chwili z tunelu wygramolił się Syriusz, potem Peter, a na końcu James. Zamknęli klapę.
- Gdzie jesteśmy? Czemu tu tak śmierdzi? – Zapytał Jim.
- Jesteśmy w cieplarni… Podejrzewam, że tej, w której są niebezpieczne rośliny… Ona ma numer ósmy. ** - Powiedział Remus.
- Wo. Miło… - mruknął Peter.
Przeszli kawałek, ale więcej nie było im dane, ponieważ James upadł na podłogę, wyrywając jeden z kafelków.
- Świetnie Jim. Lepiej zrobić nie mogłeś –Syriusz przetarł twarz dłonią.
- Przepraszam! Nie… - zaczął, lecz nie skończył, bo chcąc poprawić kafelek, który wyrwał, spostrzegł, że pod podłogą była dziura, a w niej coś leżało. Wyciągnął to.
Był to pas. Skórzany, czarny, z czerwonymi wstawkami. Miał on przegródki na coś… Jakby na noże. Poza tym, na jego boku były doczepione pochwy do mieczy – długiego i krótkiego. Jednak rzeczą, która najbardziej zwracała uwagę w tym pasie, był symbol, który przyczepiony był na jego środku – metalowy, rzeźbiony, w kształcie trójkąta ze skrzydełkami.
- Co to? – Zapytał Remus.
- To pytanie padło stanowczo za dużo razy, jak na jeden dzień. – Stwierdził James, trzymając pas w rękach. – Nie wiem.
- Kartka! Jest kartka! – Powiedział Peter, wyciągając z dziury pod podłogą zbrązowiałą karteczkę.
- Co jest na niej napisane? – Zapytał Syriusz.
- Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone… - Przeczytał Pettigrew.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Znowu nie wiedzieli, o co chodzi.
***
Pas niedługo zaprzątał im głowę. I tak nie wiedzieli, co oznacza symbol, który jest na nim. Nie wiedzieli też, co znaczą słowa z kartki. Remusowi wydawało się jedynie, że już kiedyś widział ten symbol i słyszał te słowa. Ale nie wiedział, skąd ma to przeczucie. Zostawili to, więc i zajęli się innymi rzeczami – nauką. Przed świętami było jej dziwnie dużo. Jakby nauczyciele specjalnie chcieli, żeby uczniowie nie robili nic poza odrabianiem zadań. To było deprymujące.
Remus i tak niezbyt przejmował się nauką. Miał dobre wyniki, nie musiał się zbytnio przykładać. Nie miał nawet na to ochoty. Czuł, że coś jest nie tak.
***
Trzy osoby. Na korytarzu było już ciemno. Nikogo poza nimi.
- Mówimy mu? - Zapytał Syriusz.
- Mówimy - odpowiedzieli Peter i James chórem.
- Nie będzie zadowolony.
***
Święta. Remus lubił ten czas. Wysłał prezenty do rodziców kilka dni wcześniej, z krótkim liścikiem. Przyjaciołom tez kupił jakieś drobiazgi... Nie mógł doczekać się, kiedy zobaczy, co dostał. Obudził się więc szybko... I zdziwił się, kiedy zobaczył, że jego koledzy już nie śpią, a siedzą na łóżku Jamesa i rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami.
- Co się stało, chłopaki? - Zapytał, przecierając oczy ręką i wstając.
- Remus... - zaczął James poważnym głosem. - Wiemy.
Spojrzał na niego nierozumiejącym głosem, chociaż wewnętrznie zaczął się bać.
- Co wiecie? - zapytał.
- Kim jesteś. - Powiedział Syriusz.
- T-to znaczy...?
- Jesteś wilkołakiem.
Zakręciło mu się w głowie.
*- dopiero w 3 klasie chodziło się do Hog, ale uznajmy, że w 2. XD
**- takiej cieplarni nie było. To nic.
Jak się podoba? Niezbyt długi, ale akcji jest duużo XD
Czekam na komentarze i zapraszam do zakładki "postacie"!
Do napisania, wąchacze!
:*
Lunaris
**- takiej cieplarni nie było. To nic.
Jak się podoba? Niezbyt długi, ale akcji jest duużo XD
Czekam na komentarze i zapraszam do zakładki "postacie"!
Do napisania, wąchacze!
:*
Lunaris
Rozdział super :3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam go już wczoraj, ale dopiero dziś komentuję, bo... Bo tak. ;-;
Bardzo mi się podoba z samego powodu, że tyle się dzieje! :D I jest Ethaniunio! Yay :3 Który jest idiotą, ale *wzrusza*.
No i jako fakt, że nienawidzę kogoś tylko i wyłącznie wychwalać to masz tam literówkę. O. Wkradło się "w" gdzieś.
Chcę uczepić się czegoś jeszcze... Noaleniemam -_-
I pisz kolejną notkę! Taki moment... <;O;>
Alex
Tfuj lofciak yup. XD
UsuńBrawo dla mnie za literówkę? :D
Dzięki za kom, wybacz, że nie masz się do czego przyczepić
Lunaris
Przepraszam, że dopiero teraz ale no...Wybacz! Co do rozdziału to bardzo mi się spodobał. Już nie mogę się doczekać następnego! *skacze po pokoju* I jest Ethy! Jej! Zaciekawił mnie ten pasek, oczywiście wiem jak on wygląda, bo można się domyślić skąd go wzięłaś XD Czekam na następny! Mam nadzieję, że szybko go napiszesz! :*
OdpowiedzUsuńLeksii XD
UsuńEtah jest... Chyba bez jakiegoś przeznaczenia, no... Może coś mi wyskoczy. Zobaczymy :*
Dzięki za kom!
Lunaris
Więc tak... Nie przepraszam cię, że dopiero teraz komentuję. Nie czuję sie winna, wybacz.
OdpowiedzUsuńCiesze sie, że wróciłaś. :3
A teraz przejdźmy do konkretów.
Tyle akcji, tyle akcji, aż nie wiem od czego zacząć...
Nowy kolega... Rozumiem, że bedzie jakoś potrzebny... xx
Dorcas, Syriusz... Dlaczego?! Każdy blog o huncwotach ich razem łączy... Jeśli oni powielą los ich sobowtórów wiedz, że będę płakać...
Dalej...
Nadal główkuję nad nauczycielem z bardzo dramatyczną przeszłością...
A teraz najdziwniejsze....
Na co do cholery Sprout pas z pochwami na miecze etc.?!
A skoro było już najdziwniejsze, to pora na najważniejsze...
Nareszcie się przyznali!
:D
Rozdział ardzo mi się podobał no i oczywiście czekam na nexta.
Pozdrawiam i życze weny Dominika <3
A ja dopiero teraz odpowiadam!! Taak! Jej. *załamka*
UsuńNie dziwię się, że nie czujesz się winna. JA powinnam czuć się winna, bo jestem gównem i nie ma mnie u ciebie, ale będę jutro, bo jutro się będę nudzić i jutro piszę notkę i jutro wstawiam notkę i dwie inne rzeczy i będzie dobrze! *nabiera powietrza, bo za dużo słów na raz*
Zostawiam twoje domysły i komenty...
Ale ten pas... Hmm to jest bardzo dziwna rzecz! Zobaczycie wszyscy. Tak *uśmiech chytry* Poza mną tylko jedna osoba zna oprzeznaczenie tego i historię! A to będzie miało duuuużeee konsekwencje dla Remusa w jego przyszłości (późnej przyszłości)
Tak.
Dzięki za kom, mimo mojej ZAJEBISTEJ (musiałam XD) aktywności u ciebie, która powinna być przykładem dla innych etc, etc... XD
Jutro spodziewaj się wysypu komentarzy. Ode mnie. :*
Lunaris