środa, 22 lipca 2015

Wakacje i zdjęcia z wyjazdu bo czemu by się nie chwalić?

Siemka podglądacze!
Macie tu kilka piosenek do czytania tego:

Notka jakaś tam nie wiem :P
Są wakacje
Także postanowiłam, że pochwalę się wam zdjęciami. Czemu nie zrobiłam tego szybciej? Nie wiem XD
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że to nie są zdjęcia z wakacji, tylko z wyjazdy, który był końcem maja... Ale ok. Muszę się pochwalić.
Byłam w... Londynie!! :3 
To jeszcze przed Londynem. Wyżerka w autobusie :3
Sławnie Lonon Eye... To było megaśne =^.^=


 Next London eye :3
Panorama Londynu no.1

Panorama Londynu no.2

Panorama Londynu no.3

Paczcie, co kupiłam *v*

Majkel! :3 U Madame Tussauds
 Johny! :o
Bond. James bond.

A to łapka mojej koleżanki, ale... Mega :*

 Widać napis.
 To jest chyba typowe dla Anglii :3

 Benio XD
 Byliśmy też w Oxfordzie więc...


     Bardzo mi się podobało i może uda mi się pojechać w przyszłym roku, bo będziemy zwiedzać King's Cross (a w zasadzie sam fakt tegoż peronu 9 i 3/4) i muzeum HP. Ale nie wiem, czy pojadę, bo rodzice coś o Chorwacji mówią... Ale ja nie chcę Chorwacji!! Ja chcę Harry'ego!! *płacze*
A wakacje spędzam nudno. Działka, wypad do miasta ze znajomymi, działka, wypad do koleżanki na noc, działka, wesele, może wyjazd do Torunia... Nie wiem. Wiem, że na 75% będę na Coperniconie.       Wiem. Dopiero we wrześniu. Wiem XD Szczerze mówiąc jeśli to pyknie to będzie mój pierwszy raz na takim konwencie... I ja się nie znam i ja się boję XDD Ktoś także się wybiera? Jakieś uwagi, ostrzeżenia, zalecenia? Nigdy w życiu nie byłam na czymś takim. ;-;
     I w ogóle rzeczą, którą chcę się wam pochwalić jest fakt, że dostałam soczewki! Pomarańczowe i czarne. W pierwszych wyglądam jak wilkołak, a w drugich jak demon X3 Megaśnie.
     Jeśli miałabym podsumować te wakacje, to jest fajnie. Nie wybitnie, czy zajebiście, ale fajnie.  Dzisiaj jestem u koleżanki na noc (chociaż, kiedy ja to piszę to jest poniedziałek godzina 22:10) i jest miło (jak przypuszczam). Chcemy zrobić coś jak "nadnaturalna księga nadnaturalności". Pracuję nad tym najbardziej ja, ale ok XD Laski! Ruszyć dupencje i pomagać! (one wiedzo, że to do nich :P)
     W ogóle to chciałabym też powiedzieć moim kochanym przyjaciółeczkom, że MACIE MI PRZYSŁAĆ TE OPISY WASZYCH LUDZI, BO NAJPIERW WYSSAM WAM KREW, POTEM UGRYZĘ I PRZEMIENIĘ W WILKOŁAKA (a przemiana bardzo boli... Oj jak boli...), RZUCĘ NA WAS CRUCIO, POWIEM MOJEMU SMOKOWI, ŻEBY WYZIONĄŁ NA WAS TROCHĘ OGNIA, ZRZUCĘ WAS Z PUNKTU OBSERWACYJNEGO (nie, nie do siana), NARYSUJĘ WAM RUNĘ (a nie jesteście nefilim, więc będzie bolało), I NA KONIEC ZROBIĘ NA WAS JAKIŚ RYTUAŁ, ŻEBY WASZE CIAŁA ZNIKNĘŁY. No. Dziękuję.
     Chwalcie się w komentarzach swoimi wakacjami!! :* 
Lunaris

poniedziałek, 20 lipca 2015

Abrarier


UWAGA, UWAGA.
Zwierzak został wybrany bardziej przeze mnie, niż przez was i przez jakiekolwiek odpowiedzi na pytanie "który lepszy". Wybaczcie. Więc...

Poznajcie Abrariera.
Jest to mały, biały wilczek, który znalazł się w schronisku, ponieważ jego wilcza mama umarła. Znalazł go pewien miły wampir i przyniósł go tam. Wilczek pozostał bezimienny, więc mogłam go nazwać jak tylko zechciałam. Nadałam mu imię anioła - Abrarier. Kocham to imię.
Abrarier jest bardzo słodki. Jest mały, więc nie umie jeszcze wyć jak wilk. Jest za to bardzo przekonywujący - potrafi zdziałać wszystko swoją słodkością. Może was przymusić do zostawienia komentarzy poprzez patrzenie na was swoimi oczkami i zavufowywanie was przez cały czas czytania notki. Mnie za to może zmusić do pisania... Przez zostawianie słodkich adnotacji w wersjach roboczych postów. Ogółem trudno będzie wam i mnie zostawić bloga na długo, bo przecież Abrarier jest tu zakotwiczony, więc będzie siedział sam... A tego nie chcemy, prawda?

Więc to jest nasz zwierzak. Pogłaszczcie go... Zobaczcie, czy was polubi.

Rozdział 31.

Ołkeejj... Oto rozdział 4 u! Niedługo koljen części opowiadań, np Zmysłowej! Tiaa! :3
Nie mam co tu pisać... Więc.. Plose!
Pamiętajcie -
Czytam - Komentuję
______________________________________________________________________________________________

- Jesteś wilkołakiem.
Zakręciło mu się w głowie.

     Opadł z powrotem na łóżko.
- N-nie, ja... - Zaczął się jąkać.
W jaki sposób się dowiedzieli?! W zasadzie... Remus przeczuwał to. Wiedział, że od kilku dni spotykali się bez jego wiedzy. Widział ukradkowe spojrzenia w jego stronę. Ale... Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że chodzi właśnie o to! Świat wariował. Ile razy jego życie wywróciło się już do góry nogami? Nie wiedział, ale za każdym razem, kiedy wydawało mu się, że wszystko jest już dobrze, wszystko jest świetnie i nic się nie stanie... Coś musiało wyskoczyć. Nie mógł mieć spokoju. To tak, jakby zacząć układać domek z kart i być już prawie przy końcu, prawie skończyć tą misterną budowlę... Która w przypadku Remusa oznaczała imitację spokoju i normalnego życia... I nagle przychodzi jakiś zuchwały człowiek i niszczy ją. Wtedy każdy jest załamany i zły. Sfrustrowany. Remus właśnie tak się czuł i na prawdę nie miał ochoty słuchać wyjaśnień. Jedyne, co przyszło mu na myśl, to fakt... Że jeśli oni wiedzą... To powiedzą rodzicom... A jak powiedzą rodzicom to oni napiszą do Dumbledore'a... A jak napiszą do Dumbledore'a... To wydalą go ze szkoły. Więc nie ma co tu być, prawda? Bez sensu.
     Wilk szarpnął po raz pierwszy. Remus wzdrygnął się i zrobił duże oczy.
- Remus nie kłam - powiedział James z irytacją.
Remus przygryzł dolną wargę. Tak skończyła się jego jedyna przyjaźń? Czy kolejny rozdział w jego życiu się zamknął. Co do oby dwóch rzeczy był pewien.
     Wilk szarpnął po raz drugi. Remus przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył zobaczył przestraszone miny swoich kolegów. Zauważył też, że James i Peter cofnęli się o krok. Skrzywił się. Jego tęczówki najpewniej zmieniły kolor. Spojrzał w bok.
- Ale Remus. To nie ma znaczenia, bo my... Nie mamy nic do tego. - Powiedział Syriusz.
Spojrzał na niego. A kiedy Syriusz również cofnął się o krok, wypuścił powoli powietrze z ust.
- Boicie się mnie. To normalne. Kłamiesz, Syriusz. Nie kłam. Już nie ma to sensu... - Przetarł twarz dłonią.
- Nie kłamię! Jak mógłbym w takiej sytuacji?? - Krzyknął Black, rozkładając ręce.
- Normalnie. - Remus wzruszył ramionami.
- Ale Remus... No dobrze, może masz rację. Może się boimy. Ale to ludzki strach przed nieznanym, rozumiesz? - Zabrał głos James. - Nadal jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Tylko... - spojrzał w bok.
Tylko. Nienawidzę tego słowa.
- Tylko? - Warknął Remus. Ale po chwili tego pożałował, bo jego koledzy wzdrygnęli się lekko.
- Tylko... - pisnął Peter. - Nie rozumiemy, czemu nam nie powiedziałeś...
Westchnął głęboko. Tak. Typowe pytanie. Ale jak miał to zrobić?! Jak miał im powiedzieć, wiedząc, co zrobią?!!
- Bo zdawałem sobie sprawę z tego, jak zareagujecie. Wiedziałem. Cały czas. - Warknął.
- Hej - James uniósł ręce. - Nie krzycz...
Ale wtedy to Peter uniósł rękę.
- Remus. Nie zareagujemy tak, jak myślałeś. Nie... Bo cię kochamy. Jesteś naszym przyjacielem. - Powiedział.
Remus spojrzał na niego zdziwiony.
- Ale mogłeś nam powiedzieć, Remm. Serio. - Powiedział Pet.
- Taa, ale to już nie ma znaczenia, bo wiemy i tak - Jim wzruszył ramionami.
- Na pewno...? - Odezwał się Syriusz, który teraz już stał oparty nonszalancko o ścianę.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Na pewno nie ma znaczenia? Co jeszcze ukrywasz, Remus? Powiedz nam. Przyjaźnimy się. - Syriusz westchnął głęboko. - Czemu nam nie powiedziałeś o tym. Nie rozumiem.
Remus wstał i zaczął szybciej oddychać. Jego wilk szarpał jak nigdy, bo to, co się działo było inne od wszystkiego. Zbyt dziwne i zbyt nienormalne. Nigdy nie przeżył czegoś takiego.
***
     Remus wstał. James miał ochotę zabić Syriusza. Już wszystko było dobrze, Lupin się już uspokajał... A on wyskoczył z czymś takim. Gdyby nie on, wszystko było by dobrze! A teraz nie wiadomo, co się stanie. Nie znał się na wilkołakach. Nie wiedział jak uspokoić Remusa. Nie rozumiał tego, co się z nim działo, ale starał się. Czemu Black musiał wyskoczyć z tym wszystkim?! Dlaczego. Był wściekły. A skoro on był wściekły, to jak musiał czuć się Remus...
- Co jeszcze?! Nie wiem, zobaczę... Albo może WY szybciej się dowiecie, bo będziecie węszyć za moimi plecami, co?! - Warknął Remus gardłowym głosem i zaczął powoli iść w stronę Syriusza. Ten nadal stał nonszalancko, ale lekki strach zdradził w nim przyśpieszony oddech.
Jim westchnął głęboko i odsunął się wgłąb pokoju, ciągnąc za sobą Petera.
- To robi się niebezpieczne - mruknął Pet.
- Wiem... - Odszepnął.
***
     Nie pokazywał strachu. Nie chciał tego robić. Kochał Remusa, kochał go jak brata. Ale jakie to ma znaczenie? Przyjaciół się nie okłamuje. Przyjaciół się traktuje jak najważniejsze osoby na świecie! A on co zrobił? Nie powiedział im o tak ważnej rzeczy! Złość wzbierała w nim z każdą kolejną myślą. Oddech mu przyśpieszył i nie wiedział czy to z owej złości czy z lekkiego jednak strachu, bo Remus z wilkołaczymi oczami zbliżał się do niego powoli, łypiąc na niego groźnie.
- Jeśli taka będzie potrzeba to tak. Będziemy! Będziemy, bo TY coś przed nami ukrywasz! A my chcemy wiedzieć o co chodzi! To takie złe?? - Rozłożył ręce w geście bezradności i złości. Zmarszczył brwi. Widział, jak mięśnie Lupina się napinają. Nie przejął się tym.
- A jeśli będzie taka potrzeba, to ja będę coś ukrywać. Przyjaźnimy się, ale to nie znaczy, że możecie grzebać w moim życiu i decydować sobie o tym bez mojej wiedzy! - Remus stał blisko niego.
Zaczął się bać.
- Ale twojej winy tu nie ma, tak? Chcieliśmy wiedzieć, czemu zawsze co miesiąc wracasz posiniaczony. A teraz masz pretensje. Jasne, Super. - Prychnął.
Przegiął. Zdał sobie z tego sprawę... Ale za późno.
     Remus uderzył go w twarz. Może przeżyłby, gdyby to był ktoś inny. Ale to był Remus! Jego przyjaciel, jego brat! Chciał się zrewanżować, ale nie miał jak. Wilkołak kopnął go w krocze kolanem. Syriusz krzyknął i padł na kolana. Z nadnaturalnym nie ma szans.
***
     Przestań!! TO SYRIUSZ!!
Oddychał głęboko. Wiedział, że wilk nad nim panuje, ale nie potrafił... Nie wiedział jak go opanować.
- Remus... Przepraszam... - Syriusz powiedział stłumionym głosem.
Spojrzał na niego zdziwiony. Black nie przeprasza. Nigdy.
     Potrząsnął głową. Nie. Spojrzał na swoich przyjaciół...
- Ja... Przepraszam. - I po tych słowach wybiegł z dormitorium myśląc tylko o tym, żeby uciec stąd jak najdalej.
***
     Gdy tylko Remus wybiegł z pokoju, Jim pobiegł za nim. Nie chciał stracić przyjaciela. Nie chciał... Ale chciał zabić Syriusza. Więc straciłby przyjaciela...
- REMUS!! - Krzyknął przerywając swoje rozmyślania.
Widział go. Był jakieś dziesięć metrów przed nim... Ale nie obrócił się. Biegł w okropnie szybkim tempie i nie zwracał na nim uwagi. James cieszył się, że są święta i po pierwsze w zamku jest mało ludzi, a po drugie nikt o tej porze w ten dzień nie wyszedłby z Pokoju Wspólnego.
     Zgubił go. Zaklął pod nosem i zatrzymał się.
     Był podłamany. Straci go. Straci Remusa. Syriusz się załamie. Straci też Syriusza. I co zrobi? Co zrobią z Peterem? Co teraz będzie z Huncwotami?
***
     - Jesteś idiotą - stwierdził Peter, kiedy Jim pobiegł za Remusem. Usiadł na łóżko tego drugiego i patrzył na skulonego pod ścianą Blacka. - Jesteś skończonym idiotą. - Rzucił się w tył i opadł na miękki materac.
- Wiem... Ja nie chciałem, żeby tak wyszło... Chciałem tylko mu uświadomić... - Zaczął się tłumaczyć Syriusz.
Jak nie on.


- Kiedy Remus był na granicy wytrzymałości? Super pomysł, ogółem dwa na dziesięć, stary. - Mruknął.
     Przetarł twarz dłonią i usiadł znowu.
                                     

  Westchnął i zamrugał. Co teraz będzie z Huncwotami?
***
     Biegł przed siebie. Nie zwracał uwagi na krzyki Jamesa. Nie chciał zrobić i jemu krzywdy. Już i tak przesadził! Nie powinno go tu być! Nie! Mógł się nie zgodzić... Co myślał?! Że co... Że może normalnie się uczyć? Normalnie żyć? DLA WILKOŁAKÓW NIE MA MIEJSCA W TYM ŚWIECIE!! Nie ma!! I tyle!! Powinien to zrozumieć wcześniej, ale nie!! On wolał być zuchwały i zadufany w sobie i uważać, że jest inny. Lepszy... Na pewno.
     Miał łzy w oczach. Już dawno zgubił Jamesa, lawirując po labiryncie hogwarckich korytarzy. Wybiegł na błonia, wbiegł do zakazanego lasu, zmieniając się w wilka. Zwinął się w kulkę przy jednym z drzew.
     Stracił przyjaciół. Przez własną głupotę i nieopanowanie. Stracił szansę na cokolwiek... Ale... Co teraz będzie z Huncwotami?
***
     Siedział zwinięty w kulkę pod ścianą. To jego wina. Gdyby zamknął mordę i się nie odzywał, byłoby lepiej. Ale nie. On musiał. Bo jednak ma w sobie tą cholerną krew Blacków. Nie może się opanować...
     Był smutny. Bolało go w klatce piersiowej, a w ustach miał nieprzyjemny posmak. Bolała go głowa od uderzenia Remusa.
To moja wina... Znowu spierdoliłem...
Zaklął głośno, nie zważając na Petera. Co teraz będzie z Huncwotami?
***
     Leżała na łóżku. Wiedziała. Słyszała krzyk Remusa. Słyszała słowa Syriusza. Powiedzieli mu i wszystko byłoby dobrze. Gdyby nie fakt, że Black się wpieprzył. Westchnęła. Czy ta rodzina nie może trzymać mordy zamkniętej? Pokręciła głową. Są święta... Czuła, że wszyscy Huncwoci spędzą je w wybitnie miłej atmosferze.
***
     Siedzieli w ciszy na łóżku Syriusza. Nikt się nie odzywał, a każdy był zagłębiony w swoich myślach.
- Chłopaki... Jak myślicie, gdzie jest Remus? - Odezwał się Peter.
To pytanie ciążyło nad nimi od chwili, gdy James wrócił. Nikt jednak nie odważył się go zadać... Aż do teraz.
- Nie wiem. - Powiedział James.
- Nie wiem. - Powtórzył Syriusz, którego głos załamał się dwa razy. Nie panował nad tym. Nikt nie zrobił uwagi.
I znowu nastała cisza. Była ciężka i gęsta. Jakby ktoś się uparł, mógłby ją jeść łyżką. Każdy w tym momencie powstrzymywał łzy i odruch krzywienia się z bólu, który odczuwali. Nie mogli zrozumieć, jak to wszystko mogło zawalić się w jednym momencie. Peter spojrzał na prezenty pod łóżkiem każdego z nich. Żaden nie miał ochoty ich otwierać.
***
     - Jak to, Remusie? Chcesz... Dlaczego? - Profesor Dumbledore był wyraźnie zdziwiony prośbą Lupina.
- Ja popełniłem błąd. Ja nie powinienem... Na prawdę... - Remus mówił płaczliwym głosem.
Dyrektor westchnął.
- Jest przerwa świąteczna. Jedź do domu... Ale wróć. Potem zobaczymy. - Pokręcił głową.
Remus uśmiechnął się blado.
- Weź proszek fiuu i idź do domu - powiedział Dumbledore.
Remus wykonał polecenie. Po chwili znalazł się w swoim salonie. Zobaczył rodziców siedzących na sofie i czytających książki. Tak zwyczajnie i spokojnie... Mam spojrzała na niego.
- Remus? Co się stało...? - Zapytała zaniepokojona. Odłożyła książkę i podeszła do syna. Ojciec zrobił to samo.
- Ja... Jestem potworem mamo... - I nie powstrzymując się już, zaczął płakać.



Lunaris

Zwierzak

Okej.
Witam was moi kochani Podglądacze... W bardzo nietypowej notce.
Zanim przejdę do sedna sprawy chcę wam jednak powiedzieć, że dzisiaj dostaniecie ode mnie nowy rozdział! : 3 Poza tym, zacznę pisać kolejny, więc pojawi się również niedługo.
Owa sprawa jest następująca - wymyśliłam, że ten blog będzie mieć zwierzaczka! Tak. Mam dla niego imię już i wiem jak go wstawić, gdzie umieścić. Wszystko wiem. Nie wiem tylko, jakiego wybrać. Zgłaszam się więc do was! Macie dwa zwierzaczki które zaproponowali mi wolontariusze w pobliskim schronisku dla zwierząt. 


To jest wilko-smok. Jest grzeczny, ale łatwo się denerwuje i może zionąć ogniem... Na przykład, gdy nie zostawisz komentarza. Albo, gdy autor nie chce pisać.
Zaś to jest mały chibi-wilczek. On jest z reguły miły, bardzo lubi ludzi i nie rozumie, czemu nie zostawiają feedbacka. Dlatego zmusza ich swoim niebywale słodziachnym wyglądem. Poza tym jest na tyle przekonujący, że namawia autorów do pisania... Oczywiście swoją słodkością!

Tak. Te dwa zwierzątka zostały mi zaproponowane i nie wiem, które wybrać. Pomóżcie mi, piszcie w komentarzach, którego wziąć!!
Lunaris


poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 30.

Nom. Także ten... Trzymajta. Oto ROOOZDZIAAAŁ *macha rękoma*
Jego tytuł mógłby brzmieć - "Co to?" XD Ale jest.
*kłania się* Wiem. To jest wyczyn.
Proszę. 

___________________________________________________________________________________________

     Grudniowe dni są piękne. To jest prawda ogólna. Okno w dormitorium chłopców było ślicznie ozdobione zimowymi malunkami powietrza, w Pokoju Wspólnym panował świąteczny nastrój, a wychodząc na korytarze czuło się zimno, zaś przez okna dało się zobaczyć błonia opatulone białą pierzynką. Na drzewach Zakazanego Lasu także znajdował się biały puch, wielkie przyszkolne jezioro było zamarznięte i tylko Bijąca Wierzba pozostała głucha na wezwania zimy – raz po raz otrzepywała swoje gigantyczne konary ze śniegu, który lgnął do niej niemo prosząc o schronienie. Dla każdego ucznia Hogwartu prawdziwym wyznacznikiem zimy był moment, kiedy gajowy Hagrid chował narzędzia rolnicze do swojego domku, a z jego komina zaczynał buchać szarawy dym – oznaczało to, że zrobiło się na tyle zimno, że Hagrid musi schować się do chatki i zaprzestać pracy na rzecz błoni szkolnych.
     Syriuszowi święta kojarzyły się ze sztywnymi przygotowaniami, sztywniejszymi powitaniami gości i jeszcze sztywniejszymi obrzędami. Nie lubił jakichkolwiek kresów świątecznych, ponieważ każde zostały doszczętnie zniszczone przez przyzwyczajenia jego – jakże kochającej – rodziny. Z lekkim niezrozumieniem patrzył na uczniów, którzy śpieszyli z pakowaniem toreb i kupowaniem prezentów dla bliskich. Zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy mają takie życie jak on, ale nie potrafił wyobrazić sobie sytuacji, w której starałby się pokazać, że zależy mu na kimś poza sobą samym i przyjaciółmi. Ale właśnie ci jego przyjaciele byli tacy, jak wszyscy – poszli z całą chmarą społeczeństwa do Hogsmeade. Po co? Po prezenty. *
     Nie wiedząc, co ze sobą zrobić… Rzucił się na sofę przed kominkiem.
- Dlaczego oni to robią… - mruknął sam do siebie, wpatrując się w ogień.
Po kilku minutach zaczęło mu się robić ciepło w szarym sweterku, więc po krótkim namyśle zdjął go. Leżał teraz na zwykłej białej koszulce, którą każdy normalny człowiek uznałby za zbyt prześwitującą, ale co to dla Syriusza Blacka? On jest przecież ponad takie przyziemne rzeczy.
- Hmmm. Pan Niesamowity siedzi sam? – Usłyszał czyjś głos. Wystarczyło jedno spojrzenie na burzę czarnych loków by wiedzieć, że była to Dorcas Meadowes.
- Pan Niesamowity? Niezłe określenie… Może powiem reszcie, żeby zaczęli tak na mnie mówić – spojrzał na nią spod pół przymkniętych powiek.
- Wątpię, żeby się zgodzili – usiadła na fotelu znajdującym się obok sofy.
Był on po lewej stronie, więc Syriusz – leżący na owej sofie – aby spojrzeć na swoją koleżankę musiał patrzeć w jakby w dół.
- Nie mogłaś usiąść tu, prawda? – Zapytał wskazując na fotel, stojący obok jego głowy. – Teraz muszę się wyginać, żeby na ciebie spojrzeć.
Dorcas uśmiechnęła się.
- Chyba będzie bolał cię kręgosłup, w takim razie, bo tak ładnego widoku jak ja to sobie nie odmówisz - zatrzepotała rzęsami.
Syriusz parsknął śmiechem i pokręcił głową z uznaniem.
- Born to be rebel. Świetnie – mrugnął do niej i spojrzał w ogień.
- Dlaczego nie jesteś z całą zgrają w Hogsmeade? – Zapytała Dor.
Westchnął.
- Nie mam, po co tam być.
- A prezenty? Kupiłeś już? Bo ja tak…
- Nie. – Przerwał jej, mimo, że zasady etykiety zabraniały przerywania kobietom. – Nie kupuję prezentów rodzinie i tyle. Wszyscy mogliby się odwalić ode mnie i przestać o to pytać.
Dorcas spojrzała na niego zbita z tropu.
- Przepraszam. Skąd mogłam wiedzieć, że tego nie lubisz? Pan Niesamowity nie przemyślał, że jeśli nie chce, żeby ktoś go o coś pytał, miło by było go uprzedzić o tym fakcie, bo inaczej wychodzą niezbyt przyjemne sytuacje. – Powiedziała z przekąsem.
- Jasne – przewrócił oczami. – Wybacz.
Dorcas pokręciła głową z zaciśniętymi ustami.
- Jesteś Blackiem. I choćbyś nie wiem, jak się starał i tak to widać – stwierdziła i wstała. Spojrzała na niego jeszcze, ale nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji na swoje słowa, odeszła.
Nie miała racji. Wszyscy pieprzeni ludzie nie mieli racji!
- Nie jestem taki, jak oni. – Mruknął do siebie i zamknął oczy.
     Nie zdawał sobie sprawy, że ta jedna mała rozmowa z Dorcas zrazi ją do niego na tyle, że potem będzie mu trudno ją przeprosić.
***
     Patrzyła na ludzi chodzących po mieście, z lekką zazdrością. Kupują prezenty rodzicom, śmiejąc się z ich upodobań. Potem, w czasie świąt, siadają z nimi, wymieniają się słodkimi złośliwościami i rozdają sobie prezenty, opowiadają rodzinne historie. Dlaczego ona tak nie miała? Dlaczego jej bracia, i ojciec zostali zamordowani, matka popełniła samobójstwo, siostra została zabita przez ich wrogów, zaś ostatni z braci umarł walcząc w sprawie, której sam w stu procentach nie rozumiał? Nie miała nikogo. Po co jej mąż, skoro jest zbyt duże prawdopodobieństwo, że jej wrogowie go zabiją? Po co jej dzieci, skoro wie, że zabraliby je albo ci źli – dla szantażu -, albo ci dobrzy – żeby je szkolić. Jedno i drugie jest okropne. Była sama. I jak zawsze samotnie, siedziała na dachu najwyższego budynku w Hogsmeade. Patrzyła na ludzi chodzących po mieście, z lekką zazdrością… I wypatrywała wśród nich swoich uczniów.
***

     Śmiejąc się, wracali do zamku. Grupką chłopaków – Remus, James, Peter, Erick, Damien i Ethan. Ten ostatni nie był w Gryffindorze, a w Ravenclawie, ale poznali go dzisiaj, w bardzo ciekawy sposób – wpadł do jeziora w Hog. Oczywiście przez własną głupotę, bo myślał, że lód jest na tyle gruby, że go utrzyma… Lecz mylił się. Na szczęście chłopcy mu pomogli, a Erick znał zaklęcie osuszające.
- Nadal mi zimno – mruknął Ethan.
- No wybacz, ale to twoja wina – zaśmiał się James. – Trzeba było nie chodzić po lodzie.
Wate odburknął coś w odpowiedzi.
- Ale z drugiej strony, poznaliśmy nową osobę, więc… Pół biedy – stwierdził Peter nieśmiało.
- Pół biedy może dla was. Mnie jest zimno – zaśmiał się Eth.
Parsknęli śmiechem.
- A teraz z uwagi na późną porę, proszę wszystkich o udanie się do swoich dormitoriów! – Rozległ się krzyk profesor McGonagall.
     Pożegnali się z nowym kolegą i udali się w stronę Pokoju Wspólnego Gryfonów. Szli w ciszy.
Remus pogrążył się w myślach. Wszystko było świetnie… James i Peter rozmawiali z nim normalnie. Ale przyglądali mu się badawczo, co jakiś czas. Zaczynał się bać. Krótka wymiana zdań z Megan wystarczyła, by nabrał podejrzeń, co do swoich przyjaciół. Lekki dreszcz – bynajmniej nie zimna – przebiegł po jego plecach. Co jeśli się dowiedzą? Co jeśli JUŻ wiedzą…? Nie chciał tego. Wolał, żeby żyli w nieświadomości i nadal go lubili. Nie chciał ich tracić… Poza tym, czy to, że dowiedzieli się, nie oznaczało, że będzie musiał zaprzestań nauki w szkole? Żaden rodzic nie chciałby, żeby jego dziecko uczyło się tam, gdzie uczy się także wilkołak. Ale… Skoro już wiedzą, dlaczego udają, że wszystko jest dobrze? Czyżby im to nie przeszkadzało? Nie. Musiało. A może szykują jakąś zasadzkę, żeby go zabić, jak kiedyś Bellatrix i Lucjusz? Albo chcą zorganizować coś, żeby cała szkoła dowiedziała się, kim jest? Może będzie tak jak w tamtym śnie, wszyscy umrą, a on będzie musiał być z Greybackiem…
- Remus…! – Ktoś machał mu dłonią przed twarzą. Wrócił do żywych… James.
- Coo? – Zapytał spoglądając ponad nim. Byli przy drzwiach do ich dormitorium i zostali już tylko we trójkę – Damien i Erick poszli do swojej sypialni.
- Wróć do nas. – Zaśmiał się Peter, otwierając drzwi i wchodząc do sypialni. Remus z westchnieniem podążył za nim.
***
     - Chodźmy na spacer. – Zaproponował Syriusz.
- Chodźmy na spacer, szybko, szybko, spacer potrzebny, jak woda rybkom, chodźmy na spacer, wśród zieleni można wspaniale się dotlenić – zaczął śpiewać Peter. Wszyscy przyjaciele spojrzeli na niego ze znakami zapytania na twarzy. – No, co? To taka mugolska piosenka.
I po nanosekundzie w ich pokoju zrobiło się głośno z powodu śmiechu wszystkich Huncwotów.
- Oj, Pete… - powiedział James na wydechu. – Piękny występ to był. Świetny…
- Dwa na dziesięć, dobre dwa na dziesięć, stary… - zaśmiał się Syriusz.
     Ale poszli na ten spacer.
     Chodzili po błoniach, a raczej brodzili w śniegu po błoniach. Tutaj nikt nie miał pytań, co do grubości lodu na jeziorze – skoro na takiej małej powierzchni, jaką ma jezioro w Hogsmeade lód był na tyle cienki, że załamał się pod jednym chłopakiem, to co dopiero tu, gdzie jezioro jest wielkie i chłopców jest aż czterech… Omijali je szerokim łukiem. Szli właśnie przy lesie, kiedy usłyszeli prychanie.
- Co to? – Zapytał Peter.
Wszyscy rozejrzeli się.
- Nie wiem. – Powiedział Remus.
Peter poszedł kilka kroków do przodu, kiedy coś spadło na niego z gałęzi drzewa. Było to rude, wielkie i dziwne coś, co przypominało kota. Wydawało z siebie dźwięki, które rzeczywiście można było określi mianem „prychania”.  Peter zaczął krzyczeć.
- Weźcie to! – Powiedział zdławionym głosem i przewrócił się na ziemię bo „to” zaczęło szarpać go swoimi pazurami po plecach.
Chłopcy stali z lekka zdziwieni, patrząc na przyjaciela, lecz po chwili otrząsnęli się i pobiegli mu na ratunek.
- To mnie ugryzło!! – Krzyknął Pettigrew.
- James, trzymaj Petera! – Polecił Syriusz.
Remus razem z Blackiem zdjęli dziwne zwierzę z przyjaciela, podczas, gdy James trzymał go, żeby się nie ruszał.
- Rzuć to gdzieś! – Powiedział Remus do Syriusza.
Więc Syriusz szybko rzucił zwierzę na bok i krzyknął do przyjaciół, by zaczęli uciekać, bo to rudo coś ich goni. Wszyscy go posłuchali.
Wbiegli do jednej z cieplarń i zamknęli jej drzwi. Kocur przybiegł chwilę po nich i uderzył swoją brzydką mordką o ściankę cieplarni. Zaczął prychać i drapać drzwi, ale gdy to nie poskutkowało, dał sobie spokój i odszedł.
Chłopcy opadli na podłogę.
- Co… To było? – Zapytał Peter, dotykając krwawiącej rany na szyi.
- Kuguchar… - mruknął Remus. – To kotopodob…
- Nie mów. Wystarczy, że jest okropne – Syriusz uniósł rękę, przerywając przyjacielowi.
- Ej, chłopaki – usłyszeli głos Jamesa. – Zobaczcie.
Wszyscy spojrzeli na niego i podeszli. Za jedną z roślin była klapa w podłodzie, a James leżał na ziemi obok niej.
- Co to? – Zapytał Syriusz.
- Klapa w podłodze – stwierdził Peter. – Myślę, że niegroźna.
Huncwoci parsknęli śmiechem.
- Idziemy? - Remus nie chciał iść, ale coś zmusiło go do zadania tego pytania.
- Idziemy – powiedzieli jego przyjaciele chórem.
***
     Szli ciemnym korytarzem, który oświetlały jedynie pochodnie, wiszące w bardzo dużych odstępach. Ziemia była nieprzyjemnie mokra, wszystkim było niemiłosiernie zimno. Szli w ciszy… Przerywanej jedynie cichym sykiem, bo ktoś się potknął, lub pociąganiem nosem i chrząkaniem, bo zimno.
- Drabina – powiedział zachrypniętym głosem Syriusz.
Spojrzeli po sobie.
- Niech będzie – mruknął Remus, kiedy przyjaciele patrzyli na niego wyczekująco. – Idę. – Po czym podszedł do drabiny i zaczął wspinać się po jakże wąskich stopniach.
Wyszedł i oślepiło go wątłe światło. Gdzie był? Nie wiedział, ale pachniało tu benzyną.
- Chodźcie! – Powiedział do swoich kolegów czekających w napięciu na dole.
Stanął na podłodze i omal się nie przewrócił – było tu bardzo ślisko. Rozejrzał się.
Wszędzie wokół były rośliny z dużymi, ciemnymi liśćmi. Domyślił się więc, że wciąż są w cieplarniach, lecz nie wiedział w której.  Po chwili z tunelu wygramolił się Syriusz, potem Peter, a na końcu James. Zamknęli klapę.
- Gdzie jesteśmy? Czemu tu tak śmierdzi? – Zapytał Jim.
- Jesteśmy w cieplarni… Podejrzewam, że tej, w której są niebezpieczne rośliny… Ona ma numer ósmy. ** - Powiedział Remus.
- Wo. Miło… - mruknął Peter.
Przeszli kawałek, ale więcej nie było im dane, ponieważ James upadł na podłogę, wyrywając jeden z kafelków.
- Świetnie Jim. Lepiej zrobić nie mogłeś –Syriusz przetarł twarz dłonią.
- Przepraszam! Nie… - zaczął, lecz nie skończył, bo chcąc poprawić kafelek, który wyrwał, spostrzegł, że pod podłogą była dziura, a w niej coś leżało. Wyciągnął to.
Był to pas. Skórzany, czarny, z czerwonymi wstawkami. Miał on przegródki na coś… Jakby na noże. Poza tym, na jego boku były doczepione pochwy do mieczy – długiego i krótkiego. Jednak rzeczą, która najbardziej zwracała uwagę w tym pasie, był symbol, który przyczepiony był na jego środku – metalowy, rzeźbiony, w kształcie trójkąta ze skrzydełkami.
- Co to? – Zapytał Remus.
- To pytanie padło stanowczo za dużo razy, jak na jeden dzień. – Stwierdził James, trzymając pas w rękach. – Nie wiem.
- Kartka! Jest kartka! – Powiedział Peter, wyciągając z dziury pod podłogą zbrązowiałą karteczkę.
- Co jest na niej napisane? – Zapytał Syriusz.
- Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone… - Przeczytał Pettigrew.
Chłopcy spojrzeli po sobie. Znowu nie wiedzieli, o co chodzi.
***
     Pas niedługo zaprzątał im głowę. I tak nie wiedzieli, co oznacza symbol, który jest na nim. Nie wiedzieli też, co znaczą słowa z kartki. Remusowi wydawało się jedynie, że już kiedyś widział ten symbol i słyszał te słowa. Ale nie wiedział, skąd ma to przeczucie. Zostawili to, więc i zajęli się innymi rzeczami – nauką. Przed świętami było jej dziwnie dużo. Jakby nauczyciele specjalnie chcieli, żeby uczniowie nie robili nic poza odrabianiem zadań. To było deprymujące.
Remus i tak niezbyt przejmował się nauką. Miał dobre wyniki, nie musiał się zbytnio przykładać. Nie miał nawet na to ochoty. Czuł, że coś jest nie tak.
***
     Trzy osoby. Na korytarzu było już ciemno. Nikogo poza nimi.
- Mówimy mu? - Zapytał Syriusz.
- Mówimy - odpowiedzieli Peter i James chórem.
- Nie będzie zadowolony.
***
     Święta. Remus lubił ten czas. Wysłał prezenty do rodziców kilka dni wcześniej, z krótkim liścikiem. Przyjaciołom tez kupił jakieś drobiazgi... Nie mógł doczekać się, kiedy zobaczy, co dostał. Obudził się więc szybko... I zdziwił się, kiedy zobaczył, że jego koledzy już nie śpią, a siedzą na łóżku Jamesa i rozmawiają o czymś przyciszonymi głosami.
- Co się stało, chłopaki? - Zapytał, przecierając oczy ręką i wstając.
- Remus... - zaczął James poważnym głosem. - Wiemy.
Spojrzał na niego nierozumiejącym głosem, chociaż wewnętrznie zaczął się bać.
- Co wiecie? - zapytał.
- Kim jesteś. - Powiedział Syriusz.
- T-to znaczy...?
- Jesteś wilkołakiem.
Zakręciło mu się w głowie.







*- dopiero w 3 klasie chodziło się do Hog, ale uznajmy, że w 2. XD
**- takiej cieplarni nie było. To nic.


Jak się podoba? Niezbyt długi, ale akcji jest duużo XD
Czekam na komentarze i zapraszam do zakładki "postacie"!
Do napisania, wąchacze!
:*
Lunaris

sobota, 4 lipca 2015

Stadium pierwsze - ból.

Po trzech miesiącach wracam na internety... Brawo dla mnie, nie? XD To nie jest rozdział, ale takowy wstawię jutro w okolicach godziny 18, może 20 najpóźniej. :*
Opo z moimi ludźmi. Dam wam ich opisy. Może dzisiaj to zrobię.
Nie przedłużam, bo przyszła po mnie kuzynka. idę pływać w jeziorze! : 3333
Miłego czytania!
Jak dawno tego nie pisałam XD
_____________________________________________________________________________________________________________________
Typ: Seria opowiadań - "Choroba zwana tragiczną miłością."
Gatunek: Fantasy, romans
Bohaterowie: Megan Night, Remus Lupin, Syriusz Black, Fenrir Greyback, Ethan Wate, Lexy Darkness
Zastrzeżenia: Przekleństwa
Informacje dodatkowe: pochyłą czcionką pisane są wiadomości sms, pochyłą z wyrównaniem do środka - myśli 

_____________________________________________________________________________________________________________________

"Poświęcenie dla bliskiej nam osoby nie powinno być aktem bohaterstwa, lecz powinnością"


        Syriusz. Idiota. Mówiłam mu, że ma przestać brać. Ale nie! On będzie robił to dalej, bo tak. Poszedł do jakiegoś kolegi na imprezę, przecież nie mogłam mu pozwolić znowu się naćpać i nachlać, prawda? Więc, gdy tylko dostałam tą wiadomość, ubrałam się i poszłam tam. Gdy tylko dojechałam na aleję 23 stycznia – główny łącznik autobusów w naszym nędznym mieście – westchnęłam głośno. Nie chciałam brać udziału w takich imprezach. W ogóle nie powinnam brać udziału w jakichkolwiek imprezach! 15 lat to nie jest dużo! To wszystko przez Blacka.
        Napisałam szybką wiadomość do Syriusza:
ZAJEBIE CIĘ! WYCIĄGNĘ Z TAMTĄD ZAKLĘCIEM! NIE POZWOLĘ CI TAM BYĆ, BLACK!!! JESZCZE CI COŚ STRZELI DO TEGO GŁUPIEGO ŁBA!
Czyli ogólnie dzięki, za podanie adresu.
I w taki sposób znalazłam się w dwupiętrowym mieszkaniu, w którym nie dało się oddychać, a widoczność ograniczała się do metra. Dym papierosów i innych skrętów był tak gęsty, że mogłabym go jeść łyżeczką. Do tego dochodziła także niebywała woń alkoholu. Syriuszu, świetna ta twoja impreza!
        Usłyszałam dźwięk wiadomości. Syriusz.
Nie, ale ja nie chcę iść.
Zostałem zaproszony i muszę zostać do końca.
Prychnęłam. Telefon prawie mi wypadł, bo potknęłam się o nogi jakiegoś chłopaka, który siedział na ziemi. Mruknęłam niewyraźnie przepraszam i poszłam dalej. Lawirowałam między postaciami, których wygląd przypominał mi albo bezdomnych, albo dziwki i alfonsów. Świetnie.
Nie. Zrobię ci siarę przed kolegą. Trzeba było nie iść. Gdzie ty jesteś?! Ile tu jest ludzi! Ja jego...
Postanowiłam, że zabiję go przy pierwszej lepszej okazji. Ale najpierw musiałam go stąd wyciągnąć. No musisz wejść po schodach i jest taki mały pokój…
Szczerze mówiąc, bałam się tego małego pokoju. Idąc na wpół po omacku, dotarłam do schodów. Wspięłam się na nie z niemałym wysiłkiem, potykając się raz po raz. A to przez kogoś, kto tak siedział, a to przez coś, co leżało na stopniu. Nie chciałam wiedzieć, co to były za rzeczy. Przeklinałam w duchu tego idiotę, przez którego się tu znalazłam.
        Drzwi. Podeszłam do nich z wyrazem tryumfu na twarzy. Doszłam. Otworzyłam.
        I zatrzymałam się w progu.
        Cztery dziewczyny. Każda w niesamowicie długiej sukience, sięgającej ledwie za pośladki, z dużym dekoltem. Jakiś nieznany mi chłopak i on. Niesamowity Syriusz Black.
        Podeszłam do niego i pociągnęłam na włosy.
- Idziesz ze mną – warknęłam. Wyrwał mi się.
- Nigdzie nie idę. Usiądź z nami – powiedział wesoło.
Trzymał w ręku skręta, a przed nim na stoliku stały dwie butelki wódki. Westchnęłam.
- Mówiłam ci. Idziesz, idioto! – Krzyknęłam.
- On nie chce, nie widzisz?! Zostaw go – pisnęła jedna z tych niesamowitych lasek.
Spojrzałam na nią drwiąco.
- Odwal się ćpunko – mruknęłam.
- A co ty niby możesz mi zrobić? – Zapytała piskliwym głosem.
Zaśmiałam się.
- Dużo. Nawet nie wiesz, jak dużo – przeniosłam wzrok z niej, na mojego przyjaciela. - Myślisz, że serio chcę ćpać jak ty? Pokazywać, że nie potrafię sobie poradzić z problemami? Że jestem ciotą? Syriusz, po dobroci, albo po złości. Chodź – wyciągnęłam dłoń.
- Megan, ja… - nie skończył swojej zapewne mądrej wypowiedzi, bo zemdlał. Westchnęła teatralnie i założyłam sobie jego rękę za głowę. Trzymając go i starając się wyglądać naturalnie, wyszłam z tego okropnego miejsca. Gdy tylko przekroczyłam próg, odetchnęłam świeżym powietrzem kilka razy. Dym wydostał się z moich płuc, zimne powietrze owinęło się wokół mnie. To dało mi dużo siły, więc poszłam dalej. Skierowałam się do parku. Najmniej uczęszczanej jego części.
        Jestem Ethy. Eh… Zaraz go wybudzę.
Napisałam, kiedy siedzieliśmy z Panem Nieprzytomnym na ławce. Było mi przyjemnie chłodno. Oddychałam głęboko, żeby w stu procentach pozbyć się zapachu dymu papierosowego – i nie tylko. No, jezuuuniu, on jest idiotą. Syri.
Stuprocentowo zgadzałam się z Ethanem.
Tak. Wiem. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak tam śmierdziało.
Nie chcę wiedzieć
A te laski... Tragedia. Wiesz. Sukienka ledwo dupe i cycki zasłania, kabaretki... Te takie, co jak siatka wyglądają. Ja też je mam, ale... One wyglądają okropnie. I Syriuszek. Czarna koszula (trzy jak nie cztery guziki rozpięte), skórzane spodnie, wysokie buty. Eh. Nie powiem Lexy. Też nie mówcie. Okej?
Nie, nie powiemy
Dzięki.
Czy on się kiedyś nauczy?
Kiedy zaczął, wiesz? Wy znacie go dłużej. Od zawsze praktycznie
Trzy lata temu... Jakoś tak. Szczerze to sam już nie pamiętam. Może robił to wcześniej, ale nic nie mówił.
        Z westchnieniem wstałam i poszłam do najbliższego sklepu. Kupiłam wodę mocno gazowaną – też nie wiedziałam, że taka istnieje – i sól. Malutką paczuszkę soli. Co zrobiłam? Pomieszałam to z zamiarem dania Syriuszowi do wypicia. Jeśli połknął jakieś tabletki to je wyrzyga. To samo z alkoholem. Usiadłam z powrotem na ławce i zaczęłam bawić się butelką. Czekałam, aż Black się obudzi. Mogłam pójść do Wisły i wziąć trochę tej zimnej wody, a potem go nią oblać… Ale uznałam, że nie będę tego robić.
        Moją uwagę przykuły dwie osoby, które stały kawałek od nas. Był to jednak na tyle duży kawałek, że nie słyszałam ich rozmowy. Jedna z postaci stanęła bokiem do mnie. To był Remus. Uśmiechnęłam się i już miałam do niego krzyczeć, kiedy zobaczyłam, co drugi mężczyzna robi. Uderzył Remusa mocno w twarz i zaczął krzyczeć.
- Miało jej tu nie być! Miałbym więcej czasu! Teraz wszystko będzie szybciej! Ty… - Kopnął Remusa w brzuch. Mój chłopak zgiął się wpół.
- Megan… Co się dzieje – usłyszałam mruczenie Syriusza.
- Zamknij się. Co mam robić?! – Powiedziałam i napisałam do Ethana.
- O co chodzi?! – Krzyknął Black. – Ja nic nie pamiętam, powiedz mi…
- Zamknij ryj!
Rzuciłam telefon i zaczęłam biec w stronę Lupina i tej drugiej osoby. Słyszałam krzyki Syriusza, ale nie obchodziły mnie, W tej chwili liczyła się jedna rzecz. Święcąca wyrwa w czasoprzestrzeni, którą wyczarował ‘towarzysz’ mojego ukochanego. Byłam już kawałeczek od nich, ale spóźniłam się. Jedyne, co dostałam to spojrzenie smutnych i przepełnionych bólem oczu Remusa i szept z jego zakrwawionych ust:
- Przepraszam… Kocham cię…
Potem zniknęli.
        Padłam na kolana. Wiedziałam, kto to był. Kto mu to zrobił. Mężczyzna w szarych spodniach, czarnej koszuli i tak samo mrocznym, długim płaszczu. Z płowymi włosami i brodą. Z jasnymi oczami szaleńca. Greyback. Fenrir Greyback. Najbardziej niebezpieczny wilkołak wszechczasów, który przemienił, zgwałcił i nadal gnębił mojego Remusa.
        Syriusz podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Co się dzieje? – Zapytał.
Spojrzałam na niego.
- To Greyback – powiedziałam, łamiącym się głosem. – Zabrał Remusa. Gdzieś.
Zaczęłam krzyczeć. Syriusz przytulił mnie, ale nie dało mu to zbyt wiele, bo pobiłam jego klatkę piersiową.
- Ja nie wiem… Nie wiem, co robić, Megan – powiedział Syriusz.
- N-nie wiem co on od niego chciał. Wiecie... Co... On może... Zrobić mu... To nie jest człowiek. To zwierzę... Ja... Nie wiem nawet gdzie oni mogą być.
Zaczęłam płakać, nadal bijąc Syriusza.
- Wiem Meg. Ale ja nie mam pojęcia… Nie wiem – Syriuszowi załamał się głos.
- Remus mu się nie wyrywał. A jak na niego spojrzałam, to był smutny. Bardzo. I przeprosił, I powiedział ze mnie kocha.
Znowu zaczęłam go bić.
- Nie wiem nawet, gdzie on jest. Tak bardzo się martwię – powiedziałam załamującym się głosem.
Siedzieliśmy tak godzinę. Nawet nie zauważyliśmy, że pada.
        - Wypij to w końcu – mruknęłam smutno, kiedy szliśmy z Syriuszem. Nadal nie wypił tej wody z solą.
- Megan znajdziemy Remusa… Greyback na pewno ma jakiś słaby punkt. Każdy ma. – Powiedział mądrze Syriusz.
        Nie ON. ON nie ma. ON jest inny.
        Po chwili westchnieniem słuchałam, jak Syriusz wymiotuje w krzakach.
        Nie zostawia śladów. Zawsze wszystko zaciera. Ministerstwo Magii szuka go od ponad siedmiu lat i kiedy tylko dowiedzą się więcej, on zmienia miejsce zamieszkania... I wszystko. I cichnie. Na jakiś czas.
Remus dużo mi mówił o Greybacku. Jest nie do złapania.
Syriusz przytulił mnie, gdy skończył wyrzucać z siebie resztę tych gówien, które wypił i zjadł.
- Ja chyba zaraz zemdleję… - mruknęłam.
- Ale skoro on teraz ma ze sobą Remusa to będzie się wolniej przemieszczać. I możemy go złapać – stwierdził Syriusz.
- Oni już są tam. Najpewniej. Poza Ministerstwem do spraw teleportacji nikt nie może sprawdzać miejsc de i aportacji. Wiec najlepiej by mu było, gdyby od razu pojawił się na miejscu. A zresztą on pewnie i tak ma na sobie jakieś skomplikowane zaklęcie i oni i tak go nie widzą. Nawet gdyby nie miał, oni maja ten spis tylko tak 'żeby mieć'. Chyba nikt go nie sprawdza.
- No, a jeśli chodzi o demony i bogów śmierci przecież oni wiedzą gdzie jest każdy człowiek. Nawet nadnaturalny… Sebastian nam pomoże.
- Nie wiem, czy to coś da. Myślę, że Greyback i przed tym się zabezpieczył.
Syriusz westchnął.
- Syriusz... Odprowadzisz mnie do domu? – Spojrzałam mu w oczy.
- No jasne. Nie zostawię cię. – Powiedział. – I dzięki za tą wodę. Trochę mi lepiej.
Uśmiechnęłam się blado.
Usiadłam na ziemi. Nie chciałam dalej iść. Syriusz spojrzał na mnie pytająco, ale po chwili zrobił to samo, co ja. Położyłam się i spojrzałam w niebo. Leżałam, jednocześnie myśląc o Remusie.
- Chcesz iść, czy nie – zapytał Syriusz. Spojrzałam na niego mętnym wzrokiem.
- Chodźmy. Marcel pewnie się denerwuje. Bo na pewno już wie. On zawsze wszystko wie.
Szliśmy w ciszy.
        - Syriusz… Złap mnie jakoś. Nie mam siły – mruknęłam słabo, kiedy byliśmy w parku botanicznym. Ledwo oddychałam. - Z drugiej strony to dobrze, że poszedłeś tam. Jakbyś nie poszedł, ja bym nie przyszła i nie zobaczyłabym Remusa.
Czarnowłosy westchnął głęboko.
- Tak, ale nie powinienem był tam iść. Ale ja jestem ostatni załamany tym wszystkim, co się dzieje w domu. Jeszcze gdyby nie to, że Lex przeze mnie cierpi, bo się o mnie martwi, to teraz jeszcze Remus zniknął…
Przytuliłam go.
- Syriusz, będzie dobrze. Znajdziemy go, nie? – Znowu zaczęłam płakać.
- Wiem. Na pewno.
Usiedliśmy na ławce. Nogi się pode mną uginały.
Jeszcze kilka godzin temu był ze mną... Jakbym mu nie pozwoliła wyjść... Gdyby nie poszedł... 
- To nie twoja wina… - Powiedział Syriusz, patrząc na mnie. Musiałam wyglądać strasznie.
- Ale był ze mną! Gdyby nie poszedł, to byłoby dobrze! Dlaczego w ogóle to zrobił? To wyglądało tak, jakby zaplanował to spotkanie z nim! Tyle razy wychodził do kolegi... Może wtedy nie wychodził do kolegi, a do niego? Ja nie wiem... Jak mogłam nie zauważyć? Czemu to robił?! Co ja źle zrobiłam...
- Megan! To nie twoja wina! Przestań… Znajdziemy go i będzie dobrze. – Mój przyjaciel złapał mnie za ramiona  i potrząsnął mną lekko.
Westchnęłam.
- Idziemy? – Zapytałam, wstając.
- Megan ja nie mogę muszę iść gdzieś. Muszę mu pomóc.
- Nie. Błagam Syriusz. Zostań w domu… Albo u Lexy. Tak. U Lexy. Ona nie pozwoli ci wyjść.
- Ale ja chcę mu pomóc! – Krzyknął. – Nie mogę… Muszę coś zrobić! Nie pozwolę, żeby on znów… Nie!
- Syriusz, do cholery! Idziesz. Nic nie zrobisz, nie teraz. Merlinie... Dlaczego to taki zły dzień dla mnie?! – Pociągnęłam go w bok, tak, żebyśmy nie stali w obrębie wzroku kamer.
ETHAN! Zadzwoń do Lexy, powiedz jej, że przysyłam Syriusza… Tam, na Dębowe. Bo tam jest punkt teleportacyjno-portalowy.  I powiedz, że nie ma wypuszczać go z domu. Już!
Pisałam szybko do kolegi, jednocześnie krzycząc na Syriusza.
- Nie! Nie idę do niej! Nie chcę! Muszę coś zrobić, zostaw mnie!! – Syriusz już miał biec, ale uznałam, że nie pozwolę mu na to. Miałam kilka dodatkowych przywilejów, jako asasyn… Więc wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam na Blacka zaklęcie. Po chwili leżał pod moimi nogami, owinięty węzłami, które zaciskały się bardziej, gdy tylko wykonał gwałtowny ruch.
- Megan, wypuść mnie!! – Krzyknął.
Już. Lexy biegnie. Weź go tam.
Narysowałam w powietrzy runę portalu. Bardzo cieszyłam się, że moja koleżanka mi ją pokazała. Kiedy jesteś czarownikiem od kilku dni, nie potrafisz zrobić portalu. A jako czarodziej… Nie znałam zaklęcia na to.
- Obiecaj, że nie wyjdziesz od niej z domu. Błagam… Nie chcę, żeby i tobie się coś stało – powiedziałam. Byłam załamana.
- No… Dobra – mruknął Syriusz.
Rozwiązałam go. Gdy tylko wstał, przytulił mnie mocno.
- Znajdziemy go i będziecie znów razem – powiedział zachrypniętym głosem.
- Tak… Tak – szepnęłam. – Idę do domu. Do… Do zobaczenia Syriusz.
I zniknął w otchłani czasoprzestrzeni.
        Szłam powoli, a ta droga wydawała mi się drogą do śmierci. Drogą usłaną różami… Z ostrymi kolcami, która zadawały mi okropny ból. Ból serca. Ono krwawiło. Krwawiło miłością, która nie miała granic.
Megan… Kocham cię, mój mały wilczku.
- Remus? – Zapytałam.
Nigdy nie zostawię mojego małego wilczka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – Krzyczałam.
Muszę cię chronić, wilczku.
Będę cię chronił przed całym światem, bylebym tylko mógł być przy tobie.
- Nie ma cię tu teraz! Dlaczego cię nie ma?!!
Nie pozwolę, żeby ktoś zranił mojego wilczka.

- Ty go zraniłeś! Zraniłeś swojego wilczka, zrobiłeś to! Jak mogłeś?! – Uderzyłam pięścią o beton, padając na kolana. Chyba złamałam sobie kość w nadgarstku. Krwawił.
        Co chwila przewracałam się, coraz bardziej zdzierając sobie skórę na kolanach i dłoniach. Mój nadgarstek piekł niemiłosiernie. Ale ten ból pomagał.
***
         Upadłem na twardą, kamienną posadzkę. Nagły ból w boku. Kopnął mnie. Krew na twarzy. Uderzył mnie z pięści. I zaraz siedział na mnie, chwilę po tym, jak ciągnąc mnie za włosy, przewrócił tak, że leżałem na plecach.
- Co ona tam robiła?! - Warknął, kolanem naciskając na moje krocze.
Miałem mroczki przed oczami.
- CO ONA TAM ROBIŁA?!! - Ryknął.
- Nie wiem! Nie wiem, zostawiłem ją w domu i powiedziałem, że idę do siebie! Nie miała wychodzić! - Zakryłem twarz rękoma.
Greyback zszedł mnie i westchnął.
- Czyli to przez tą idiotkę - mruknął.
Spojrzałem na niego.
- Nie wyzywaj... - Kopnął mnie w głowę.
Więcej grzechów nie pamiętam.




Do napisania!! Tym razem za dosłownie kilka dni. Serio.
Lunaris


[EDIT]  Mówiąc, że wracam na internety mam na myśli też to, że wracam na Wasze blogi. Jutro wieczorem jadę do domu z powrotem, soł  poczytam i pokomentuję. ฅ'ω'ฅ