Komentarze pomagają!
Czytam-komentuję.
Czytam-komentuję.
Zanim oddam wam do czytania ten rozdział, chciałabym was przeprosić za to, że nie wstawiłam go wcześniej. Nie miałam internetu, a jeszcze przygotowuję się do wyjazdu w góry, także... Wybaczcie.. ;-;~
Ps. ROZDZIAŁ NIEPOPRAWIONY!
Ps. ROZDZIAŁ NIEPOPRAWIONY!
Megan poszła do domu dopiero o dwudziestej. W zasadzie Hope powiedziała jej, że Charlie na pewno się o nią martwi i powinna już iść. I Remus myślał. Zastanawiał się. Co ona robiła tak głęboko w lesie? Z Forks można było dojść do jego domu lasem, ale… Trzeba było przedzierać się przez chaszcze lasu iść wśród gęstych zarośli bardzo długo… W jaki sposób ona tu doszła? Jak to zrobiła? Mogła iść drogą, a potem skręcić w las. Tylko, po co?
- Nad czym tak myślisz? – Głos jego mamy wyrwał go z rozmyślań nad jego dziwną przyjaciółką.
- O niczym – powiedział.
- O jakiejś dziewczynie, co? – Uśmiechnęła się, siadając obok niego na łóżku; siedzieli w pokoju Remusa.
- W zasadzie tak, ale nie w sposób, jaki ci przyszedł do głowy, mamuś – powiedział. – Zastanawiam się, co Megan robiła w lesie, tak głęboko.
- Może była na grzybach? Albo tak jak my poszła pozbierać rośliny…
- Ona nienawidzi roślin. A co do grzybów… Szłaby sama tak głęboko w las? Bez przesady – przetarł twarz dłonią.
- Nie wiem. A dlaczego tak cię to interesuje?
- Zauważyłem już dawno… Jestem dobrym obserwatorem. Megan… Ona jest wybitnie szybka. Ma dobry słuch i wzrok. Jest silna i zwinna. Ludzie tacy nie są! Ale czym ona jest…
I sam nie doszedł do rozwiązania. Postanowił, że ją o to zapyta. Tylko jak?
~~
Pełnia. Zawsze przyprawiała Remusa o dreszcze, bóle brzucha i inne tak samo przyjemne rzeczy. Siedział w pokoju i czekał. Była dwudziesta. Księżyc wzejdzie za pół godziny. Smutne. Niektórzy mają tak proste życie. Na przykład taki James. Remus bardzo mu zazdrościł. Miał wszystko: bogatych rodziców, duży dom, nowe szaty… Ale miał też wiernego psa, a sam… Miał takie łatwe życie. Peter też. Syriusz… Syriusz był bardzo podobny do Remusa. Też wiele przeżył pomimo swojego młodego wieku i Remus czuł, że kiedyś dzięki temu będą ze sobą bardzo blisko. Chociaż… Wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby im powiedział o likantropii. Czy by się od niego odwrócili? Prychnął. Pytanie… Oczywiście, że by się odwrócili! Przecież jest tyle okropnych opowieści o wilkołakach rozpowiadanych przez ministerstwo! W zasadzie… Nie wiedział, jak zachowują się inne wilkołaki. Znał Greybacka. I tyle. Wiedział jak on sam się zachowuje, ale nic poza tym. Więc dlaczego mieliby uwierzyć, że jest normalny, skoro nie potrafił nawet powiedzieć, czy wszystkie wilkołaki się tak zachowują. Skoro nie wiedział, czy jest w stu procentach bezpieczny. Chociaż on wiedział. Nie jest bezpieczny. Jest okropnym zwierzęciem, bestią. Nie powinni się z nim zadawać. Tak. Powie im to. Da im do zrozumienia, że nie mogą się przyjaźnić, ale nie powie, czym jest. Na to sobie nie pozwoli. A jeżeli to nie zadziała, to zrazi ich do siebie. Mogą go znienawidzić. Muszą być bezpieczni. Nie może niczego im zrobić. Tak, tak zrobi. Lepiej żeby go nienawidzili, niż żeby coś im się stało. On wytrzyma, wytrzymał już wiele. A co z resztą? Lily, Eleanor… Dorcas, Megan, Erick, Damien… Tak, im też to powie. Musi, dla ich dobra.
~~
Pełnia. Pełnia, pełnia, pełnia. Dla Remusa zawsze okropny czas. Nienawidził… A z resztą, po co mówić o tym, co miesiąc? Wiadomo – nienawidził pełni, bał się jej, bał się bólu. A kto się go nie boi? Chyba tylko masochiści.
Siedział w pokoju i czekał. Czekał na mamę, która w tym miesiącu miała zastąpić ojca. Nie wiedział jak to zrobi. Zawsze płakała podczas jego przemian, a teraz musi go sprowadzić do piwnicy, jakby miała zaprowadzić własnego syna na śmierć. Później odebrać go stamtąd – poranionego, brudnego i śmierdzącego potem, moczem i krwią. Bo ostatnio jego przemiany uległy minimalnej zmianie – stały się brutalniejsze. Wcześniej… Były mniej drastyczne, a teraz, gdy księżyc skończył swoje comiesięczne żniwo pod postacią zadawania bólu wilkołakom, Remus nie potrafił sam wstać, zrobić czegokolwiek. Po pełni musiał odpoczywać przynajmniej jeden dzień, inaczej był nie do życia.
Pełnia. Zawsze przyprawiała Remusa o dreszcze, bóle brzucha i inne tak samo przyjemne rzeczy. Siedział w pokoju i czekał. Była dwudziesta. Księżyc wzejdzie za pół godziny. Smutne. Niektórzy mają tak proste życie. Na przykład taki James. Remus bardzo mu zazdrościł. Miał wszystko: bogatych rodziców, duży dom, nowe szaty… Ale miał też wiernego psa, a sam… Miał takie łatwe życie. Peter też. Syriusz… Syriusz był bardzo podobny do Remusa. Też wiele przeżył pomimo swojego młodego wieku i Remus czuł, że kiedyś dzięki temu będą ze sobą bardzo blisko. Chociaż… Wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby im powiedział o likantropii. Czy by się od niego odwrócili? Prychnął. Pytanie… Oczywiście, że by się odwrócili! Przecież jest tyle okropnych opowieści o wilkołakach rozpowiadanych przez ministerstwo! W zasadzie… Nie wiedział, jak zachowują się inne wilkołaki. Znał Greybacka. I tyle. Wiedział jak on sam się zachowuje, ale nic poza tym. Więc dlaczego mieliby uwierzyć, że jest normalny, skoro nie potrafił nawet powiedzieć, czy wszystkie wilkołaki się tak zachowują. Skoro nie wiedział, czy jest w stu procentach bezpieczny. Chociaż on wiedział. Nie jest bezpieczny. Jest okropnym zwierzęciem, bestią. Nie powinni się z nim zadawać. Tak. Powie im to. Da im do zrozumienia, że nie mogą się przyjaźnić, ale nie powie, czym jest. Na to sobie nie pozwoli. A jeżeli to nie zadziała, to zrazi ich do siebie. Mogą go znienawidzić. Muszą być bezpieczni. Nie może niczego im zrobić. Tak, tak zrobi. Lepiej żeby go nienawidzili, niż żeby coś im się stało. On wytrzyma, wytrzymał już wiele. A co z resztą? Lily, Eleanor… Dorcas, Megan, Erick, Damien… Tak, im też to powie. Musi, dla ich dobra.
~~
Pełnia. Pełnia, pełnia, pełnia. Dla Remusa zawsze okropny czas. Nienawidził… A z resztą, po co mówić o tym, co miesiąc? Wiadomo – nienawidził pełni, bał się jej, bał się bólu. A kto się go nie boi? Chyba tylko masochiści.
Siedział w pokoju i czekał. Czekał na mamę, która w tym miesiącu miała zastąpić ojca. Nie wiedział jak to zrobi. Zawsze płakała podczas jego przemian, a teraz musi go sprowadzić do piwnicy, jakby miała zaprowadzić własnego syna na śmierć. Później odebrać go stamtąd – poranionego, brudnego i śmierdzącego potem, moczem i krwią. Bo ostatnio jego przemiany uległy minimalnej zmianie – stały się brutalniejsze. Wcześniej… Były mniej drastyczne, a teraz, gdy księżyc skończył swoje comiesięczne żniwo pod postacią zadawania bólu wilkołakom, Remus nie potrafił sam wstać, zrobić czegokolwiek. Po pełni musiał odpoczywać przynajmniej jeden dzień, inaczej był nie do życia.
I live uptown
I live downtown
I live all around
I had money
I had none
I had money
I had none
But I never been so broke that I couldn`t leave town
I`m a changeling
See me change
I`m a changeling
See me change
I`m the air you breathe
Food you eat
Friends you greet
In the swarming street
See me change
See me change
I live uptown
I live downtown
I live all around
I had money, yeah
I had none
I had money, yeah
I had none
But I never been so broke that I couldn`t leave town
I`m the air you breathe
Food you eat
Friends you greet
In the swarming street
You gotta see me change
See me change*
Piosenka zespołu The
Doors leciała w radiu. Stara, sprzed roku. Ale w jakimś stopniu oddawała
to… Zresztą nieważne. Remusowi nawet się podobała. Siedział po turecku na łóżku
i czekał. Telefon zaczął dzwonić.
- Słucham? – Powiedział.
- Remus! Jak się czujesz, co u ciebie? – Głos Petera.
- Słucham? – Powiedział.
- Remus! Jak się czujesz, co u ciebie? – Głos Petera.
Super. Wiesz, za dwie godziny księżyc wschodzi, jutro
obudzę się w po prostu świetnym stanie…
Przed pełnią był bardzo zgryźliwy. Przynajmniej chciał taki
być.
- Dobrze, normalnie – powiedział, perfekcyjnie udając wesoły i pozytywnie zaskoczony głos. – Niedługo z mamą będziemy robić przyjęcie niespodziankę dla taty, bo wraca do domu.
- Co konkretnie będziecie robić? – Zainteresował się Pet.
- Ugotujemy jakieś ciasteczka, coś ciekawego na obiad… Wiesz, taki wystawny posiłek.
- To nie można ugotować czegoś zwykłego i wystawić na taras? Wiesz, prościej by było… A też byłby wystawny. No, okay, może wystawiony, ale to już blisko.
Remus się zaśmiał. Peter powiedział to dla śmiechu, nie był taki głupi. Przynajmniej Remus miał taką nadzieję.
- Głupi jesteś – powiedział.- Nie, ale będzie super. Lubię gotować, a tym bardziej z mamą.
- No widzisz, mamko! To świetnie!
- Zamknij się.
Usłyszał śmiech Petera.
- A co u ciebie? – Zignorował go.
- No, tak jak mówiłem, jestem w Japonii. Anime, znasz?
- Anime? Jasne! Oglądałem kilka, bardzo lubię.
- Ale te dziewczyny poprzebierane za postacie z tych chińskich bajek, to przesada. Niektóre wyglądają… Tragicznie!
- To. Nie. Są. Chińskie. Bajki. Zapamiętaj.
- Wybacz! Ale te laski są dziwne! Jak one wyglądają!
- Dobra! Nie przeżywaj. Kiedy wracasz? Może spotkalibyśmy się na pokątnej pod koniec wakacji? – Zapytał, zapominając o swoim postanowieniu opuszczenia przyjaciół.
- Wracam dwudziestego piątego sierpnia. Możemy się spotkać dzień po. Myślę, że mama się zgodzi.
- To ja podzwonię po chłopakach.
- Jasne. Kończę, idziemy do miasta. Nie, tylko nie to! Znowu te kobiety… - jęknął.
- Dasz radę. Pa, Peter.
- Pa.
Gdy wykonał swoje zadanie „podzwonienia po chłopakach” dochodziła dwudziesta pierwsza. Pukanie do drzwi przerwało ciszę w jego pokoju.
- Remmy? – Zapytała jego mama, smutnym głosem. – Chodź, kochanie…
Więc wyszedł. Szli w ciszy przez dom, a atmosfera była taka jak Remus przypuszczał – grobowa. Jakby Hope prowadziła go na ścięcie, albo miała go oddać Greybackowi. W zasadzie, można by to nawet tak nazwać, bo to on go przemienił. Podeszli do drzwi od piwnicy. Remus wszedł do środka, oparł się o framugę.
- Do jutra mamuś – pocałował ją.
- Zostaw ubrania na górze. Rano… - Zawahała się. Wiedziała, że nie może wejść, bo Remus będzie leżał nago. – Zrzucę ci je. Dobrze? – Zapytała, przytulając go.
- Dobrze – szepnął. Bał się.
Czekanie na coś takiego zawsze jest okropne. To jak czekanie na wyrok w sądzie, na wieści od lekarza o naszym stanie zdrowia, na ciężką operację… Straszne. Siedział na zimnej podłodze i czekał. W piwnicy były dwa małe okienka. Dwa miejsca, przez które wpada światło księżyca. A co byłoby, gdyby nie było tu okienek? Nie przemieniłby się?
Nie zdążył się zastanowić, bo księżyc wyszedł zza chmur. Jego stary przyjaciel wróg. Jego ukochany kat. Perfidnie i z uśmiechem oświetlił Remusa swoim jasnym blaskiem. A Remus krzyczał z bólu. Piekł go każdy milimetr skóry, czuł się, jak gdyby stał w płomieniach. Bolała go każda kość, było to tak, jakby wszystkie nagle się złamały. Jednocześnie i w kilku miejscach. Połykał łzy pomieszane z potem. Krzyczał i chciał, żeby to się już skończyło. Potem zawył. Ale to nie był już Remus John Lupin. To był wilkołak.
- Dobrze, normalnie – powiedział, perfekcyjnie udając wesoły i pozytywnie zaskoczony głos. – Niedługo z mamą będziemy robić przyjęcie niespodziankę dla taty, bo wraca do domu.
- Co konkretnie będziecie robić? – Zainteresował się Pet.
- Ugotujemy jakieś ciasteczka, coś ciekawego na obiad… Wiesz, taki wystawny posiłek.
- To nie można ugotować czegoś zwykłego i wystawić na taras? Wiesz, prościej by było… A też byłby wystawny. No, okay, może wystawiony, ale to już blisko.
Remus się zaśmiał. Peter powiedział to dla śmiechu, nie był taki głupi. Przynajmniej Remus miał taką nadzieję.
- Głupi jesteś – powiedział.- Nie, ale będzie super. Lubię gotować, a tym bardziej z mamą.
- No widzisz, mamko! To świetnie!
- Zamknij się.
Usłyszał śmiech Petera.
- A co u ciebie? – Zignorował go.
- No, tak jak mówiłem, jestem w Japonii. Anime, znasz?
- Anime? Jasne! Oglądałem kilka, bardzo lubię.
- Ale te dziewczyny poprzebierane za postacie z tych chińskich bajek, to przesada. Niektóre wyglądają… Tragicznie!
- To. Nie. Są. Chińskie. Bajki. Zapamiętaj.
- Wybacz! Ale te laski są dziwne! Jak one wyglądają!
- Dobra! Nie przeżywaj. Kiedy wracasz? Może spotkalibyśmy się na pokątnej pod koniec wakacji? – Zapytał, zapominając o swoim postanowieniu opuszczenia przyjaciół.
- Wracam dwudziestego piątego sierpnia. Możemy się spotkać dzień po. Myślę, że mama się zgodzi.
- To ja podzwonię po chłopakach.
- Jasne. Kończę, idziemy do miasta. Nie, tylko nie to! Znowu te kobiety… - jęknął.
- Dasz radę. Pa, Peter.
- Pa.
Gdy wykonał swoje zadanie „podzwonienia po chłopakach” dochodziła dwudziesta pierwsza. Pukanie do drzwi przerwało ciszę w jego pokoju.
- Remmy? – Zapytała jego mama, smutnym głosem. – Chodź, kochanie…
Więc wyszedł. Szli w ciszy przez dom, a atmosfera była taka jak Remus przypuszczał – grobowa. Jakby Hope prowadziła go na ścięcie, albo miała go oddać Greybackowi. W zasadzie, można by to nawet tak nazwać, bo to on go przemienił. Podeszli do drzwi od piwnicy. Remus wszedł do środka, oparł się o framugę.
- Do jutra mamuś – pocałował ją.
- Zostaw ubrania na górze. Rano… - Zawahała się. Wiedziała, że nie może wejść, bo Remus będzie leżał nago. – Zrzucę ci je. Dobrze? – Zapytała, przytulając go.
- Dobrze – szepnął. Bał się.
Czekanie na coś takiego zawsze jest okropne. To jak czekanie na wyrok w sądzie, na wieści od lekarza o naszym stanie zdrowia, na ciężką operację… Straszne. Siedział na zimnej podłodze i czekał. W piwnicy były dwa małe okienka. Dwa miejsca, przez które wpada światło księżyca. A co byłoby, gdyby nie było tu okienek? Nie przemieniłby się?
Nie zdążył się zastanowić, bo księżyc wyszedł zza chmur. Jego stary przyjaciel wróg. Jego ukochany kat. Perfidnie i z uśmiechem oświetlił Remusa swoim jasnym blaskiem. A Remus krzyczał z bólu. Piekł go każdy milimetr skóry, czuł się, jak gdyby stał w płomieniach. Bolała go każda kość, było to tak, jakby wszystkie nagle się złamały. Jednocześnie i w kilku miejscach. Połykał łzy pomieszane z potem. Krzyczał i chciał, żeby to się już skończyło. Potem zawył. Ale to nie był już Remus John Lupin. To był wilkołak.
~~
Obudził się obolały. Ubrania leżały gdzieś obok, ale nie
potrafił ich dosięgnąć. Na ścianach było pełno krwi, w nozdrzach miał zapach
moczu, a cały aż lepił się od potu. Czuł obrzydzenie do samego siebie.
Podsumowując – normalka.
Udało mu się przewrócić na plecy. Rozłożył ramiona i czekał na nagły przypływ energii, chociaż wiedział, że takowy nie nadejdzie. Uśmiechnął się do własnych myśli. Spróbował się podnieść, ale jedyne, co mu się udało, to lekkie uniesienie barków i wydanie z siebie okropnego jęku pomieszanego z piskiem. Poddał się. Po kilku minutach kolejna próba. To samo. Następna – usiadł. Kolejna – klęczał. Jeszcze jedna – stał opierając się plecami o ścianę. Jakimś cudem ubrał się i doszedł do schodów. Spróbował na nie wejść, ale organizm odmówił posłuszeństwa; już i tak dużo mu się udało. Zwymiotował gdzieś obok schodów. Tak na „artystyczne wykończenie” swojej „zabawy” w piwnicy. Tak, krew, mocz, pot i wymiociny – idealnie.
- Mamo! – Krzyknął.
Po chwili usłyszał jej kroki, odryglowywanie drzwi i zobaczył ją. Krzywiła się, czyli musiało tu ślicznie pachnieć. On leżał na schodach.
- Remus! – Pisnęła. Podbiegła do niego i pomogła mu podejść na górę. Jakby był starcem, a miał zaledwie trzynaście lat.
Udało mu się przewrócić na plecy. Rozłożył ramiona i czekał na nagły przypływ energii, chociaż wiedział, że takowy nie nadejdzie. Uśmiechnął się do własnych myśli. Spróbował się podnieść, ale jedyne, co mu się udało, to lekkie uniesienie barków i wydanie z siebie okropnego jęku pomieszanego z piskiem. Poddał się. Po kilku minutach kolejna próba. To samo. Następna – usiadł. Kolejna – klęczał. Jeszcze jedna – stał opierając się plecami o ścianę. Jakimś cudem ubrał się i doszedł do schodów. Spróbował na nie wejść, ale organizm odmówił posłuszeństwa; już i tak dużo mu się udało. Zwymiotował gdzieś obok schodów. Tak na „artystyczne wykończenie” swojej „zabawy” w piwnicy. Tak, krew, mocz, pot i wymiociny – idealnie.
- Mamo! – Krzyknął.
Po chwili usłyszał jej kroki, odryglowywanie drzwi i zobaczył ją. Krzywiła się, czyli musiało tu ślicznie pachnieć. On leżał na schodach.
- Remus! – Pisnęła. Podbiegła do niego i pomogła mu podejść na górę. Jakby był starcem, a miał zaledwie trzynaście lat.
~~
Leżąc w swoim pokoju rozmyślał. Była niedziela. Spał bardzo
długo. Wiedział, że w sobotę około trzynastej w południe wyszedł z piwnicy. Po
trzech godzinach walki ze swoim ciałem udało mu się umyć, zjeść coś i wypić
leki. Potem zasnął i obudził się o szóstej. Jego mamy już nie było – nie
słyszał jej oddechu, kroków, czy bicia jej serca ani nie czuł też jej zapachu.
Przewrócił się na brzuch i zaczął nucić pierwszą piosenkę, jaka przyszła mu do
głowy. Po jakimś czasie wstał i zszedł do kuchni. Na stoliku leżała mała
karteczka.
Jestem w mieście, wrócę dość późno.
Muszę zrobić zakupy.
Mam nadzieję, że czujesz się dobrze
Mimo wszystko kupię Ci czekoladę i jeszcze coś słodkiego.
Tulę mocno
Mama
Uśmiechnął się. Odłożył kartkę i poszedł do lodówki. Wyciągnął
z niej ser, kiełbasę, ogórki, masło i ketchup. Potem sięgnął po chleb, zrobił
kanapki i włożył do mikrofalówki. Tak, zapiekanki zawsze były dobrym pomysłem.
Potem zaparzył herbaty, dodał do niej dwie i pół łyżeczki cukru, i – zadowolony
ze swojej pracy – usiadł na sofie.
- Tak bardzo zwyczajnie – mruknął. – Ciekawe jak wygląda teraz piwnica.
Zastanowił się przez chwilę.
- Nie… Mama na pewno tam nie posprzątała. Bez przesady.
Po zjedzeniu śniadania przemógł się i wszedł do piwnicy. Było czysto.
Przetarł twarz dłonią i pokręcił głową z niedowierzaniem i politowaniem. Kiedy wrócił na górę była siódma. Pomyślał, że mógłby zadzwonić do Megan. Bo w zasadzie czuje się dobrze, a przez cały dzień bez kogokolwiek w domu będzie mu się nudziło.
- Wcześniej, przed pierwszą klasą, nie przeszkadzałoby mi to. A teraz pan Lupin zasmakował przyjaźni i już sobie sam w domu przez cały dzień nie posiedzi – uśmiechnął się kąśliwie, jakby właśnie obraził kogoś innego. Zbyt często mówił sam do siebie. Zdecydowanie zbyt często.
Zadzwonił i umówił się z nią na dziewiątą* pod kafejką bez nazwy, ponieważ była jedyną w Forks. Uśmiechnięty poszedł się przebrać. Potem uznał, że ma jeszcze dużo czasu, więc wyszedł z domu i postanowił kupić coś słodkiego dla niego i jego przyjaciółki. Szedł ulicą, kopiąc każdy napotkany kamyk. Cieszył się. Bardzo. Kupił chipsy, czekoladę i coś do picia. Jego torba stała się o wiele cięższa, ale to nic. I tak nie zwracał na to uwagi - wilkołactwo (!).
Siedział na murku pod kafejką i czekał. Czy Megan to kolejna dziewczyna, która potrzebuje miliona godzin na przygotowanie się do zwykłego wyjścia na dwór? No dobrze, zwyczajne wyjścia na dwór (tj. żeby pograć w piłkę, czy skakać przez skakankę) już chyba odeszły do lamusa, no, ale bez przesady. Piętnaście po dziewiątej...
- Remus! - Krzyknął ktoś. Megan.
Spojrzał na nią. Miała spodnie w kolorze zielonym i czarną koszulę. On ubrał zwykłą białą koszulkę z wyciętym dekoltem i czarne spodnie.
- Wyglądasz, jakbyś był ubrany na galowo - powiedziała, wtulając się w niego.
- Przestań się czepiać - zaśmiał się w jej włosy. - Kupiłem jedzonko. - Stwierdził, kiedy odsunęli się od siebie.
- Świetnie - uśmiechnęła się.
Poszli do parku i usiedli na ławce.
- Ogółem... Co robiłaś tak głęboko w lesie wtedy? - Zapytał szybko.
Zmieszała się i odwróciła na chwilę wzrok. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Byłam... Na grzybach.
- Nie wierzę.
- A co innego mogłabym robić, co?! - Spojrzała na niego wściekłym wzrokiem.
- Dobrze, spokojnie, hej... O co ci chodzi? - Uniósł ręce w poddańczym geście.
Znów odwróciła wzrok.
- Wybacz. Nie lubię się tłumaczyć. Nie lubię kiedy ktoś wie o mnie zbyt dużo. Nie miałam wcześniej przyjaciół.
Siedziała jak chłopak. Nie jakoś z "nogą na nogę" czy coś, tylko w lekkim rozkroku z łokciami opartymi na nogach.
- Nie jesteś jedyna - odrzucił głowę do tyłu.
Spojrzała na niego.
- Ja... Jestem dziwną dziewczyną.
- Zauważyłem...
- Nie psuj atmosfery. Właśnie zaczynam ci się zwierzać, więc się zamknij.
- Przepraszam.
- Miałam jedenaście lat. Mieszkałam we Francji i miałam świetne życie. Moi rodzice byli dość bogaci, często razem wychodziliśmy do miasta, z tatą grałam w różne gry planszowe, mama uczyła mnie gotować... Byliśmy taką szczęśliwą rodziną... Mój tata z zawodu był archeologiem. Pewnego razu musiał wyjechać do Rosji, gdzieś do jakiegoś starego miasteczka. Pojechałyśmy z nim. Przez kilka dni chodziłyśmy po wiosce, ja rozmawiałam z wieloma starszymi kobietami. Opowiadały różne historie, o wielkich wilkach, które atakują tutejszych mieszkańców. - Remusowi zrobiło się niedobrze - Akurat tego dnia byłam w domu jednej z takich kobiet. Rozmawiałyśmy i po chili usłyszałam krzyk mojej mamy z dworu. Wołała mnie. Wybiegłam i mama powiedziała, że z tatą coś się stało. Poszłyśmy tam, gdzie był. Leżał na ziemi, z rozciętą klatka piersiową. Nie było nikogo z jego zespołu, wszyscy poszli coś zjeść, a on został sam. Uklękłyśmy przy nim. Bałam się wtedy. Bałam się, że go stracę. Wtedy z lasu wybiegł wielki wilk i szarpnął moją mamę. Złamał jej bark. Krzyczała. A ja siedziałam oniemiała, bo nie mogłam się ruszyć ze strachu. Potem rozgryzł mojemu tacie gardło, a mamę szarpał na nogi. A mi nic nie zrobił. Zobaczyłam w jego oczach coś ludzkiego i wiedziałam, że to nie jest zwierze. Ale potem on ug... Uciekł - odwróciła wzrok. - Uciekł i zostawił mnie z martwymi ciałami moich rodziców.
Nie wiedział co powiedzieć.
- Potem trafiłam do domu dziecka. Nie zachowywałam się normalnie, chłopcy mnie bili. Dwóch, starszych, chciało mnie zgwałcić. Nie udało im się... Zaadoptował mnie Charlie. I teraz jestem w Hogwarcie.
Spojrzała na niego.
- N-nie musiałaś mi tego opowiadać - powiedział Remus. - Teraz nie wiem, co mam powiedzieć...
- Nic. Nie musisz. Komuś musiałam powiedzieć. Padło na ciebie, wybacz - uśmiechnęła się.
Uznał, że jej zycie było (i jest nadal) bardzo nie fair. Dlaczego tyle cierpiała? Nawet on, czy Syriusz... Do tego jest dziewczyną. Nie, zdecydowanie, zbyt wiele cierpienia, jak na jedną, małą osóbkę.
- Ale to wszystko wiele mnie nauczyło. Jestem wytrzymalsza psychicznie. - Uśmiechnęła się.
- Przez co mniej dziewczęca - powiedział, ale zaraz zrobiło mu się głupio.
- Pewnie tak... Kiedyś cie zaskoczę! Wcale nie jestem aż taka chłopięca! - Uklękła na ławce i potargała mu włosy.
Potem siedzieli długo. Zjedli wszystko co Remus kupił. Rozmawiali... Tak, to było pierwsze i bardzo udane wyjście na dwór.
- Tak bardzo zwyczajnie – mruknął. – Ciekawe jak wygląda teraz piwnica.
Zastanowił się przez chwilę.
- Nie… Mama na pewno tam nie posprzątała. Bez przesady.
Po zjedzeniu śniadania przemógł się i wszedł do piwnicy. Było czysto.
Przetarł twarz dłonią i pokręcił głową z niedowierzaniem i politowaniem. Kiedy wrócił na górę była siódma. Pomyślał, że mógłby zadzwonić do Megan. Bo w zasadzie czuje się dobrze, a przez cały dzień bez kogokolwiek w domu będzie mu się nudziło.
- Wcześniej, przed pierwszą klasą, nie przeszkadzałoby mi to. A teraz pan Lupin zasmakował przyjaźni i już sobie sam w domu przez cały dzień nie posiedzi – uśmiechnął się kąśliwie, jakby właśnie obraził kogoś innego. Zbyt często mówił sam do siebie. Zdecydowanie zbyt często.
Zadzwonił i umówił się z nią na dziewiątą* pod kafejką bez nazwy, ponieważ była jedyną w Forks. Uśmiechnięty poszedł się przebrać. Potem uznał, że ma jeszcze dużo czasu, więc wyszedł z domu i postanowił kupić coś słodkiego dla niego i jego przyjaciółki. Szedł ulicą, kopiąc każdy napotkany kamyk. Cieszył się. Bardzo. Kupił chipsy, czekoladę i coś do picia. Jego torba stała się o wiele cięższa, ale to nic. I tak nie zwracał na to uwagi - wilkołactwo (!).
Siedział na murku pod kafejką i czekał. Czy Megan to kolejna dziewczyna, która potrzebuje miliona godzin na przygotowanie się do zwykłego wyjścia na dwór? No dobrze, zwyczajne wyjścia na dwór (tj. żeby pograć w piłkę, czy skakać przez skakankę) już chyba odeszły do lamusa, no, ale bez przesady. Piętnaście po dziewiątej...
- Remus! - Krzyknął ktoś. Megan.
Spojrzał na nią. Miała spodnie w kolorze zielonym i czarną koszulę. On ubrał zwykłą białą koszulkę z wyciętym dekoltem i czarne spodnie.
- Wyglądasz, jakbyś był ubrany na galowo - powiedziała, wtulając się w niego.
- Przestań się czepiać - zaśmiał się w jej włosy. - Kupiłem jedzonko. - Stwierdził, kiedy odsunęli się od siebie.
- Świetnie - uśmiechnęła się.
Poszli do parku i usiedli na ławce.
- Ogółem... Co robiłaś tak głęboko w lesie wtedy? - Zapytał szybko.
Zmieszała się i odwróciła na chwilę wzrok. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Byłam... Na grzybach.
- Nie wierzę.
- A co innego mogłabym robić, co?! - Spojrzała na niego wściekłym wzrokiem.
- Dobrze, spokojnie, hej... O co ci chodzi? - Uniósł ręce w poddańczym geście.
Znów odwróciła wzrok.
- Wybacz. Nie lubię się tłumaczyć. Nie lubię kiedy ktoś wie o mnie zbyt dużo. Nie miałam wcześniej przyjaciół.
Siedziała jak chłopak. Nie jakoś z "nogą na nogę" czy coś, tylko w lekkim rozkroku z łokciami opartymi na nogach.
- Nie jesteś jedyna - odrzucił głowę do tyłu.
Spojrzała na niego.
- Ja... Jestem dziwną dziewczyną.
- Zauważyłem...
- Nie psuj atmosfery. Właśnie zaczynam ci się zwierzać, więc się zamknij.
- Przepraszam.
- Miałam jedenaście lat. Mieszkałam we Francji i miałam świetne życie. Moi rodzice byli dość bogaci, często razem wychodziliśmy do miasta, z tatą grałam w różne gry planszowe, mama uczyła mnie gotować... Byliśmy taką szczęśliwą rodziną... Mój tata z zawodu był archeologiem. Pewnego razu musiał wyjechać do Rosji, gdzieś do jakiegoś starego miasteczka. Pojechałyśmy z nim. Przez kilka dni chodziłyśmy po wiosce, ja rozmawiałam z wieloma starszymi kobietami. Opowiadały różne historie, o wielkich wilkach, które atakują tutejszych mieszkańców. - Remusowi zrobiło się niedobrze - Akurat tego dnia byłam w domu jednej z takich kobiet. Rozmawiałyśmy i po chili usłyszałam krzyk mojej mamy z dworu. Wołała mnie. Wybiegłam i mama powiedziała, że z tatą coś się stało. Poszłyśmy tam, gdzie był. Leżał na ziemi, z rozciętą klatka piersiową. Nie było nikogo z jego zespołu, wszyscy poszli coś zjeść, a on został sam. Uklękłyśmy przy nim. Bałam się wtedy. Bałam się, że go stracę. Wtedy z lasu wybiegł wielki wilk i szarpnął moją mamę. Złamał jej bark. Krzyczała. A ja siedziałam oniemiała, bo nie mogłam się ruszyć ze strachu. Potem rozgryzł mojemu tacie gardło, a mamę szarpał na nogi. A mi nic nie zrobił. Zobaczyłam w jego oczach coś ludzkiego i wiedziałam, że to nie jest zwierze. Ale potem on ug... Uciekł - odwróciła wzrok. - Uciekł i zostawił mnie z martwymi ciałami moich rodziców.
Nie wiedział co powiedzieć.
- Potem trafiłam do domu dziecka. Nie zachowywałam się normalnie, chłopcy mnie bili. Dwóch, starszych, chciało mnie zgwałcić. Nie udało im się... Zaadoptował mnie Charlie. I teraz jestem w Hogwarcie.
Spojrzała na niego.
- N-nie musiałaś mi tego opowiadać - powiedział Remus. - Teraz nie wiem, co mam powiedzieć...
- Nic. Nie musisz. Komuś musiałam powiedzieć. Padło na ciebie, wybacz - uśmiechnęła się.
Uznał, że jej zycie było (i jest nadal) bardzo nie fair. Dlaczego tyle cierpiała? Nawet on, czy Syriusz... Do tego jest dziewczyną. Nie, zdecydowanie, zbyt wiele cierpienia, jak na jedną, małą osóbkę.
- Ale to wszystko wiele mnie nauczyło. Jestem wytrzymalsza psychicznie. - Uśmiechnęła się.
- Przez co mniej dziewczęca - powiedział, ale zaraz zrobiło mu się głupio.
- Pewnie tak... Kiedyś cie zaskoczę! Wcale nie jestem aż taka chłopięca! - Uklękła na ławce i potargała mu włosy.
Potem siedzieli długo. Zjedli wszystko co Remus kupił. Rozmawiali... Tak, to było pierwsze i bardzo udane wyjście na dwór.
* (Tłumaczenie, uznałam, że nawet pasuje…)
Mieszkam w samym mieście
Mieszkam na przedmieściu
Mieszkam gdzie się da
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Lecz nie byłem w takim dole
Żebym nie dał sobie rady
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
To ja - oddech twój
Pokarm twój
Twych przyjaciół rój
Gdy mówię stój!
Zmieniam się
Patrzcie więc
Mieszkam w samym mieście
Mieszkam na przedmieściu
Mieszkam gdzie się da
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Lecz nie byłem w takim dole
Żebym nie dał sobie rady
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
To ja - oddech twój
Pokarm twój
Twych przyjaciół rój
Gdy mówię stój!
Zmieniam się
Patrzcie więc
W nocy weźmie mnie
Z miasta pociąg ten
Patrzcie zmieniam się, ciągle
zmieniam się
Zmieniam się, zmieniam się
*Umówiłem się z nią na dziewiątą… XD
Hahaha, jaka ja głupia! Szukałam specjalnie piosenki z lat 70’
tylko po to, żeby jej tutaj użyć, ale nie pomyślałam o najważniejszym! W
tamtych czasach nie było telefonów komórkowych! Pomińmy to, nagnijmy
rzeczywistość i uznajmy, że były, ok? =^.^=Mieszkam na przedmieściu
Mieszkam gdzie się da
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Lecz nie byłem w takim dole
Żebym nie dał sobie rady
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
To ja - oddech twój
Pokarm twój
Twych przyjaciół rój
Gdy mówię stój!
Zmieniam się
Patrzcie więc
Mieszkam w samym mieście
Mieszkam na przedmieściu
Mieszkam gdzie się da
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Forsę mam w kieszeni
Albo dziurę mam
Lecz nie byłem w takim dole
Żebym nie dał sobie rady
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
Jestem jak podrzutek
Patrzcie jak się rzucam
To ja - oddech twój
Pokarm twój
Twych przyjaciół rój
Gdy mówię stój!
Zmieniam się
Patrzcie więc
W nocy weźmie mnie
Z miasta pociąg ten
Patrzcie zmieniam się, ciągle
zmieniam się
Zmieniam się, zmieniam się
*Umówiłem się z nią na dziewiątą… XD
Jeszcze raz przepraszam. Serio.
I MAM PROŚBĘ.
Czy znacie kogoś, albo sami umielibyście przetłumaczyć jedno zdanie na japoński uproszczony? Jedno, potrzebuję, bo z tłumacza, to wiadomo... XD
Teraz przygotowuję się do wyjazdu w góry i informuję was, że przez przynajmniej dwa tygodnie nie będzie nowych postów. Niestety ;-;
Będę w Słowackim Raju i wejdę na Rysy od samego dołu! Nie mogę się odczekać...
Na pewno znajdę dużo weny tam, w górach X3
Chciałabym też kogoś poznać... :D
Nieważne.
Do napisania!
Lunaris
I MAM PROŚBĘ.
Czy znacie kogoś, albo sami umielibyście przetłumaczyć jedno zdanie na japoński uproszczony? Jedno, potrzebuję, bo z tłumacza, to wiadomo... XD
Teraz przygotowuję się do wyjazdu w góry i informuję was, że przez przynajmniej dwa tygodnie nie będzie nowych postów. Niestety ;-;
Będę w Słowackim Raju i wejdę na Rysy od samego dołu! Nie mogę się odczekać...
Na pewno znajdę dużo weny tam, w górach X3
Chciałabym też kogoś poznać... :D
Nieważne.
Do napisania!
Lunaris
Racja ta piosenka bardzo pasuje. :) Tak mi szkoda Megan - tyle przeszła. To takie smutne. ,,Ale potem on ug... Uciekł" Intrygujacy kawałek. W latach siedemdziesiątych byłu telefony. Wielkie jak żelasko, ale były :) Wiec (wiem nie zaczyna sie tak zdania) tej piosenki to nie na darmo szukałaś :)
OdpowiedzUsuńZycze Ci milych wakacji i obyś w gorach znalazła to czego szukasz :)
Pozdrawiam Tonks <3
Właśnie spaliłam pizzę, którą chciałam zrobić na obiad ;-; XD
UsuńByły? No ok, ale takie cegły, a mi chodzi o takie np. z klapką, albo cuś :D Więc i tak nagnijmy tę rzeczywistość, bo takiej cegły to do kieszeni nie włożysz O.o
Z Megan chciałam zrobić inaczej, ale uznałam, że to jednak Huncwoci powinni się pierwsi dowiedzieć o "przypadłości" Remusiaka. A Megan jest ciekawą postacią na moim blogu ;) I będzie miała dużo bardzo ważnych wystąpień.
Dziękuję za komentarz i życzenia ;)
Pozdrawiam
Lunaris
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNie wiem co jeszcze napisać, bo wszystko zostało napisane wyżej ^.^
W każdym razie strasznie żal mi Megan. Nie wiem jakim cudem ona jeszcze normalnie funkcjonuje, ale ok :D
I wiem, że na pewno były takie telefony stacjonarne, bo takich "z klapką albo cuś" to raczej nie :D
Weny!
Lily
Ciekawe kiedy Remi kapnie sie ze oboje sa wilkolakami
OdpowiedzUsuńEkstra Rozdział :3, ale mam pytanie: czemu jak mama przyszła do niego co zwymiotował na schodach to było tam zdanie: "(...)Jakby był starcem, a miał zaledwie trzynaście lat" a w poprzednim rozdziale było jak chyba siedzieli na ławce że on ma czternaście lat ?? Czy może ja coś pomyliłam ;) Ogólnie historia jest świetna i mam nadzieje że kiedyś wydasz książkę :> życzę weny :3 pozdrawiam M.Z :3
OdpowiedzUsuńMasz rację, to ja się pomyliłam :)
UsuńCieszę się, że komentujesz i zapraszam do dalszego udzielania się - że tak powiem - na moim blogu ;)
Miło się czyta takie komentarze
Pozdrawiam
Lunaris