poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 16.

Wiecie, że komentarze pomagają koledze Wenowi? Cieszyłabym się, jeśli zostawialibyście po sobie ślad!
Czytam-komentuję. 

Szczerze? Remus nie mógł się doczekać, żeby wyjść na dwór z Megan. Nie, dlatego, że mu się podobała, czy coś (żebyście sobie nic nie pomyśleli), tylko po prostu. Nigdy, nigdy nie był z nikim na dworze. Bo i z kim? Nikt go nie lubił. A zresztą, nawet gdyby, mieszkał przecież w domu znajdującym się praktycznie w lesie. Przechodziła tutaj polna droga, ale i tak nikt nią nie chodził. Po co komu iść aż tutaj, skoro nikt nie przyjaźnił się z Lupinami? 
         Jego mama siedziała w salonie i czytała gazetę, a on był na podwórku. Siedział na drzewie i patrzał na mamę przez okno. Była taka spokojna, chociaż przybyło jej zmarszczek, schudła i miała więcej siwych włosów. Jego tata też zmizerniał, ale teraz znowu go nie było. Musiał wyjeżdżać na wizytacje do innych krajów, jako delegat z angielskiego Ministerstwa Magii. To było z jednej strony uciążliwe, ale z drugiej… Dzięki temu dużo zarabiał. Kupili sobie nawet telewizor, a jego mama w końcu miała pieniądze na leki dla siebie. Bardzo się cieszył.
         Siedział na drzewie i rozglądał się. Jutro pełnia. Potem spotka się z Megan. Potem napisze do chłopaków (w tym Damiena i Ericka). Potem – razem z mamą – zrobią mini przyjęcie niespodziankę dla taty, który wraca w następny piątek, czyli dokładnie za tydzień. Tak, już nie mógł się doczekać. Hope obiecała, że podczas pełni pójdzie do lasu, aby pozbierać ulubione kwiaty taty, które najpiękniej kwitną właśnie w tej kwadrze księżyca. W czwartek zrobią ciasto, babeczki i kilka dań, które tata uwielbia. Remus bardzo cieszył się tą wizją przyszłości. Spędzi z mamą dużo czasu. Uśmiechnął się do własnych myśli i zeskoczył z drzewa.
- Panie Lupin, jeszcze zrobi pan sobie krzywdę! – Powiedziała jego mama, podchodząc do niego.
- Dobrze wiesz mamo, że nic mi się nie stanie – uśmiechnął się.
- A poudawać zatroskanej mamusi nie mogę? Trochę mi żal, że nic ci się nie dzieje, bo nie mam po co się o ciebie martwić, a i tak to robię – usiadła na ławce obok drzewa, a Remus do niej dołączył.
- Jesteś przewrażliwiona, mamuś – pocałował ją w policzek.
- Może, ale się denerwuję. Martwię się o ciebie…
- Dlaczego? Poradzę sobie. Przeżyłem już trochę, chociaż mam dopiero czternaście lat.
- Już masz czternaście lat… Merlinie, jeszcze niedawno byłeś taki malutki… Uczyłam cię gotować… Pamiętasz jak tata uczyć cię rzeźbić w drewnie? Skaleczyłeś się wtedy w palec i przybiegłeś do mnie z płaczem mówiąc, że drzewa są niedobre, nie lubią cię i cię biją. – Uśmiechnęła się.
- Byłem dziwny – stwierdził Remus, także się uśmiechając.
- Albo, jak miałeś dziewięć lat i uznałeś, że chcesz iść nad jezioro, pomimo, że była dwudziesta. Tata się śmiał, ale poszedł z tobą, a ty po chwili wybiegłeś z wody przerażony.
- W wodzie jest dziwnie, jak jest już późno… - Chciał się wytłumaczyć, ale jego mama zaczęła się śmiać.
- To samo powiedziałeś wtedy, tylko dodatkowo płakałeś.
- Czy jedyną rzeczą, jaką potrafiłem zrobić, było płakanie?
- Nie, oczywiście, że nie! Bardzo ślicznie śpiewałeś i szybko uczyłeś się słów piosenek. Zostało ci to do teraz. – Spojrzała na niego, dotykając jego policzka. – Mimo wszystko, cieszę się. Chyba jednak dobrze cię wychowaliśmy. Jesteś przystojnym, mądrym i miłym chłopcem.
- Oj mamuś! Przestań tak mówić!
- Jak?
- W ogóle wspominać i zalewać mnie komplementami – odwrócił wzrok, uśmiechając się. – Emm…
- Tak? - W poniedziałek chciałbym wyjść na dwór… Mogę?
- Z kim? – Jego mama była zaskoczona. No tak, chyba jeszcze nigdy nie wychodził z kimkolwiek.
- Z koleżanką. Megan Night – zastanawiał się, co jego mama…
- Twoja dziew… - zaczęła z konspiracyjnym uśmiechem na ustach.
- Nie! – Zaczerwienił się. – Nie. Po prostu się przyjaźnimy!
- Okay, okay… Nie wnikam… - uniosła ręce. – Możesz iść, jasne. Ale poczekaj, jak ona ma na nazwisko?
- Night.
- Znam jej ojca, jest lekarzem. Leczył mnie.
- To jej opiekun. – Powiedział smutno.
- Opiekun? Co się stało z jej rodzicami?
- Nie żyją – mówił takim głosem, jakby informował mamę o pogodzie, albo podawał czas.  - Przykre.
Chwila ciszy.
- Chodźmy do lasu. Może znajdziemy jakieś rośliny. – Wstała i wyciągnęła do niego rękę. – Widziałeś, jak urosła ta,
którą mi wysłałeś? – Wskazała na coś, co wyglądało jak bluszcz i pięło się po ścianie ich domu.

„[…] Wilkorosty nie lubią ludzi. W ogóle nie lubią żadnych istot poza wilkami i tylko obok wilków rosną najlepiej. W naszych warunkach potrafią dorosnąć do trzech metrów wysokości, podczas gdy w naturalnym środowisku, nawet do ośmiu. „

- Wygląda ślicznie, nie sądzisz, mamo? – Zapytał.
- Tak. Masz rację.
Skierowali się, więc w stronę lasu. Było spokojnie. Remus lubił spokój, bo tak rzadko go miewał.
         Szli leśną drogą czując zapach lasu i słysząc śpiew ptaków. Tak, definitywnie Remus to uwielbiał. Takie mile spędzanie czasu z mamą było dla niego niesamowite. Co chwila śmiali się z czegoś.
- Zobacz – szepnęła jego mama, wyciągając rękę.
Kilka metrów od nich stał duży jeleń, łania i kilka małych jelonków. To wyglądało uroczo i nawet Remus, który nie za bardzo lubił takie słodkie określenia, nie potrafił znaleźć innego słowa, żeby to opisać.
         Odeszli powoli od mieszkańców lasu i skierowali się w przeciwną stronę. Szli pewnie z racji tego, że Hope znała ten las jak własną kieszeń, a Remus, jako wilkołak był świetnie obeznany w terenie.
- Mamo, tu gdzieś jest dyptam – powiedział.
- Skąd… - zaczęła Hope, ale po chwili przypomniała sobie o wyostrzonych zmysłach syna. – Gdzie dokładnie?
Remus wziął głęboki wdech i wskazał na małą polankę po ich prawej stronie.
- Idziemy – jego mama entuzjastycznie pociągnęła go za rękę.
Doszli do polanki i ich oczom ukazał się dywan z dużych, różowych kwiatów. W Remusa uderzył mocny balsamiczny zapach, był tak intensywny, że przyprawiał go o wymioty.
- Pójdę poszukać czegoś jeszcze… - powiedział, wycofując się.
- Dobrze, tylko uważaj – Hope się uśmiechnęła.
         Chodził pewnie po lesie, co jakiś czas nasłuchując, co się dzieje z jego mamą. Zawsze, kiedy wychodziła do lasu, martwił się o nią. A teraz nie było wiatru, więc każde silniejsze zwierzę mogło ją spokojnie i bez problemu wyczuć. Myśląc zwierzę, miał na myśli nienaturalnie wielkiego wilka, spragnioną pijawkę, napalonego diabła, albo zbłąkanego świętego. Tak, Remus dobrze wiedział, że wilkołaki, wampiry, demony i anioły uwielbiają ten las. Bo był przecież idealny. Gęsty, ciemny i daleko od osad ludzi. Rzadko kiedy ktoś tu chodził. Po prostu świetne miejsce spotkań dla nadnaturalnych.  Przeszedł go dreszcz obrzydzenia.
- Nigdy nie będę taki jak większość tych… Zwierząt – powiedział do siebie, przecierając twarz dłonią.
Ja już tak o nadnaturalnych mówimy…
Usłyszał coś. Coś… A może kogoś?
Wszedł na najbliższe drzewo i starał się jak najciszej oddychać.
- Nigdy! To jest obrzydliwe – usłyszał kobiecy głos.
- Przesadzasz Annabeth. Krew, to krew – tym razem męski, niski.
- A ja myślę, że nie. Piłeś kiedyś krew ludzką? – Kolejny męki głos, tym razem trochę wyższy.
- A po co? Nie jestem wampirem, tylko aniołem, jeśli nie zauważyłeś. Zresztą, po co tobie pić krew, wróżko?
- Nie mów tak do mnie. Przyczepiasz się, bo jestem elfem – Chyba się wkurzył.
- Od elfa, już blisko do irytującej wróżki, więc nie jest to bezpodstawne, Benjaminie – inny kobiecy głos. Niższy.
- Zamknij się Lilith.
Wysoki kobiecy głos należy do niejakiej Annabeth, czyli wampir. Elf ma na imię Benjamin. Ta ostatnia Lilith. A może to tylko przezwisko?
- Jasne. Ja piłam krew ludzką i zwierzęcą też. Ludzka jest o wiele lepsza. – Powiedziała Lilith.
- Po co piłaś krew? – Znowu ten niski głos. – Demony nie muszą…
- No i co? Jesteś bardzo wkurzający jak na anioła, Dave.
I kiedy Remus dopasował imiona do głosów, pojawili się pod drzewem, na którym siedział. Ich zapachy były tak różne, że od ich wdychania zakręciło mu się w głowie, ale na szczęście nie stracił równowagi.
- Co tutaj tak śmierdzi? – Zapytała Lilith. Była wysoką brunetką z bardzo kobiecymi kształtami.
- Psem. Wilkołakiem – wypluł Benjamin. Miał czarne włosy i łagodne rysy twarzy. No i szpiczaste uczy.
- Fu – podsumowała Annabeth. Jej długie blond włosy, sięgały prawie pasa, co sprawiało, że wyglądała na niższą, chociaż już i tak była niska.
- Tutaj przychodzi wiele nadnaturalnych. Nie dziwcie się – powiedział Dave, który miał mysie włosy i bardzo blade usta. Jak to anioły.
Po co tutaj wszedłem? Teraz nie ucieknę…
Załamał się. No i dodatkowo coś poczuł – swoją mamę.

O nie! Nie! 
- Mamo! Nie idź tu! – Mówił w jej głowie - Nie! Błagam, ni…
Nie zdążył, a raczej ona nie zdążyła niczego zrobić, bo weszła w pole ich wzroku i – co gorsza – węchu. 
- Kto to? – Zapytała Annabeth.
- A skąd mamy wiedzieć?! – Powiedział Dave z wyrzutem.
Lilith wstała i spojrzała na Hope.

- Nie patrz jej w oczy, to demon, mamo! 
Posłuchała.
 - Kim jesteś? – Zapytał Benjamin, podchodząc do jego matki.
- H-hope – powiedziała.
- Nazwisko?
- Lupin.
- Staraj się nie wsłuchiwać w jego głos. Elfy potrafią oczarować samymi... Słowami.
Hope zamknęła oczy. Teraz stała przy niej cała ich czwórka.
 - Co by z tobą zrobić… - zastanawiał się Dave.
- Róbcie z nią, co chcecie. Ja się już napiłam. – Stwierdziła Annabeth, odchodząc od nich.
- Ja nie będę marnować energii. Nie chcę – powiedziała Lilith.
Świetnie. Zostawcie ją z dwoma napalonymi zwierzętami. Tak. 
Nie pomyślał nawet o konsekwencjach. Zeskoczył z drzewa, lądując na ugiętych nogach. Czuł jak złość się w nim wzbiera, bo zobaczył, jak Benjamin całuję jego mamę w szyję, stojąc za nią. Dave stał przed nimi, a demon i wampir poszły gdzieś. Przynajmniej ma je z głowy. 
 - To dlatego tak tu śmierdzi psem! – Krzyknął Dave, patrząc na niego.
- Zostaw ją, wróżko – powiedział Remus, wiedząc, że to określenie zdenerwuje Benjamina.
- Dlaczego? Wybrałeś ją sobie za cel? No tak, przecież niedługo pełnia… Wilkołaki przed pełnią są podniecone… - opowiedział, odchodząc od jego mamy, która stała przerażona, nie mogąc się ruszyć.
- To moja mama głupku – powiedział przecierając twarz dłonią.
- Oh, synalek się znalazł – teraz ci dwaj stali obok niego.
Dave uśmiechnął się okropnie, a Benjamin podszedł do niego tak blisko, że Remus czuł jego oddech na sobie. Wtedy się zaczęło. Ale tak jak przy Lucjuszu i Bellatrix się powstrzymywał, tak teraz nawet nie próbował. Po prostu pozwolił wilkowi zawładnąć nim. Przemienił się z głośnym wyciem.
         Wilk miał jeszcze lepsze zmysły. Spojrzał na elfa i anioła. Ten pierwszy chciał go uderzyć, ale nie pozwolił mu. Wgryzł się z jego ramię i przewrócił go. Stał nad nim, trzymając jego ręce łapami. Uderzył go w twarz i Benjamin zemdlał. W tym samym czasie rzucił się na niego Dave. Ale tak samo jak poprzednik, nie zdążył nic mu zrobić.
- Rem… - usłyszał niedokończony wrzask mamy. Spojrzał na nią i zobaczył jak Annabeth wbija kły w jej szyję, a Lilith śmieje się głośno. Podbiegł do niej i jednym uderzeniem odciągnął ją od Hope. Potem krótkie ugryzienie i po sprawie. Został demon. Przez przypadek spojrzał jej w oczy.
- Przemienisz się z powrotem w człowieka. Już.
Zrobił to, co Lilith mu kazała. Dopiero teraz to zauważył. Ona była piękna! Idealna figura, śliczne oczy, melodyjny głos… Wszystko stanowiło niesamowitą całość. Złapała go za kołnierz koszuli i przyciągnęła do siebie. Jego mama zemdlała już kilka sekund temu.
                Lilith wpiła się w jego usta, a on nie protestował. Przecież tego właśnie pragnął. Objął ją w pasie i przyciągnął do siebie bliżej. Smakowała idealnie.
- Lupin, idioto! Zostaw ją, to przecież demon! – Usłyszał czyjś krzyk i oderwał się od jej ust. Megan.  
- Oh, nie przerywaj – powiedziała Lilith. Dotknęła szyi Remusa i pocałowała ją. On tylko przymknął oczy.
- Remus! Obudź się! Remmy…
Wtedy oprzytomniał. Odepchnął od siebie demona i przy okazji mocno pociągnął ją za włosy. Jęknęła z bólu i przewróciła się. Megan kopnęła ją w plecy z impetem, a gdy straciła przytomność, podeszła do Remusa i zaczęła nim szarpać.
- Co ty robisz?! Jak mogłeś dać się tak łatwo?! Głupek! – Puściła go. – Zabierajmy się stąd. Weź swoją mamę na ręce i chodź.
Remus był zbyt zdezorientowany i oszołomiony, więc wykonywał polecenia Megan jak robot. Szybko doszli do jego domu. Megan była… Szybka. Znowu to zauważył. Weszli do środka, Remus położył mamę na sofie. Obudziła się od razu, zerwała się i przytuliła Remusa, łapiąc go za szyję.
- Nic ci nie jest, kochanie – powiedziała z ulgą. Objął ją.
- Nic… - jego głos był… Dziwny. Hope pocałowała go w policzek i zwróciła uwagę na Megan.
- Dzień dobry… - bardziej zapytała niż powiedziała.
- Dzień dobry, pani Lupin. – Megan uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę – Megan Night.
- Ah, to ty! Z tobą Remus miał iść na dwór, prawda? – Zapytała, z uśmiechem ściskając jej dłoń.
- Tak, proszę pani.
                Chwila rozmowy i już siedział z Megan w ogródku, pijąc mrożoną kawę.
- Jak ty się znalazłaś w tym lesie? – Zapytał z wyrzutem.
- Powinieneś się cieszyć, gdyby nie ja… Nie chcę wiedzieć, do czego Lilith by się zmusiła.
Nie mógł w to uwierzyć. Megan go uratowała. Megan… Nie wiedział, dlaczego, ale miał przeczucie, że nie jest w stu procentach normalna.




Witam po dość długiej przerwie!
Czy mi się tylko wydaje, czy ta czcionka się zmienia?
Kopiuj z worda... Tragedia.
Jestem zła na pewną osobę, ponieważ miało być dzisiaj bardzo miło, ale wyszło jak wyszło i siedzę w domu nudząc się.
Przykro.
No dobra, nie przynudzam, tylko żegnam was i do napisania!
Lunaris  





10 komentarzy:

  1. Hah, przebacz, wybacz tej pewnej osobie!
    Podobał mi się ten rozdział. Śmiałam się (to dziwne) w kilku momentach, a kiedy było z tą Annabeth to takie: yyy!
    :o
    Ale. To dobrze, bardzo dobrze. Teraz czekam aż Remmy w końcu odkryje co jest nie tak z Meggan, bo chcę się dowiedzieć jaka mogłaby być jego reakcja. Tak, snuje nawet pewne domysły... Ale to nie ważne. :D
    I tak. Czcionka Ci się zmienia czasami. :D
    Czekam na kolejny rozdział!

    A. M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, słowem dzięki za komentarz, okropny człowieku (?)
      Pozdrawiam *ta, jasne*
      Lunaris

      Usuń
  2. Świetny rozdział! A ile się działo! No proszę mi tu szybko wstawiać kolejny rozdział! Ale to już! :D
    Wampiry, demony, anioły i elfy... Ciekawe :) Ale też... Dziwne... Bo mi też przyszły do głowy takie pomysły, ale nie do czasów Huncwotów... tylko do... A niespodzianka! Nie powiem! :D
    Jestem bardzo ciekawa co z Megan! (Ha, wiedziałam, że jest aniołem! XD)
    Z (nie)cierpliwością czekam na nn
    Lily

    PS I nie jestem pierwsza! Mówiłam, że przybędzie czytelników, mówiłam? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę, napiszę ;)
      Tak, Lily, miałaś rację "D
      Pozdrawiam
      Lunaris

      Usuń
  3. No witam, witam.
    Takie pytanko... Czytałaś Dary Anioła ? Bo te elfy, wampiry, anioły, no i ta demonica Lilith... Podejrzane xD
    Bardzo mnie ciekawi Megan. Czyżby była wampirem? Albo, jak sugeruje Lily Evans- aniołem?
    Czekam z niecierpliwością, na nn.
    Bym zapomniała! Z rozdziału, na rozdział jest coraz lepiej. Chodzi mi o styl itp.
    Serdecznie pozdrawiam
    Leviosa

    P.S
    Zapraszam do mnie, na rozdział 6, pt.: "Jakby była bombą masowego rażenia"
    www.lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com
    Będzie mi bardzo miło, jeśli zajrzysz, przeczytasz i skomentujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz mi, że nie komentuję u Ciebie, ale jakoś nie miałam czasu ostatnio, także zaraz się poprawię :)
      Pozdrawiam
      Lunaris

      Usuń
    2. A co do pytania, to nie, po prostu uwielbiam nadnaturalnych, a Lilith to bardzo znana demonica. Mam ją z "Magii i Miłości", nie pamiętam autora. Ale przeczytać Dary Anioła zamierzam ;)
      Lunaris

      Usuń
    3. Koniecznie przeczytaj. Naprawdę niesamowita książka ;)
      L.

      Usuń
  4. Świetny rozdział. Ten las taki tajemniczy. I te elf, demony, anioły i wampiry...Książkami fantasy tu czuć. :D Te wspomnienia mamy Remusa...Nawet mi się w pewnym momencie uśmiech na twarzy zrobił. Megan, ja nadal podtrzymuje swoją teorie z poprzednich komentarzy.
    N.R.T <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, wy mnie zamęczycie z tą Meggy-chan.
      A ja was zadziwię!
      Pozdrawiam
      Lunaris

      Usuń