sobota, 21 lutego 2015

Rozdział 26.

          Ostatnie dni były okropne. Nie wiedzieli, kiedy ich przyjaciel wyjdzie ze Skrzydła Szpitalnego. Martwili się i najgorsze było to, że pielęgniarka nie pozwalała im wejść tam i zobaczyć się z brakującym ogniwem ich paczki. Nauczyciele też zauważyli zniknięcie Remusa i zachowanie jego kolegów. Dlatego byli teraz u profesor McGonagall i dlatego każdy z nich był zniecierpliwiony.
- Chłopcy. Wiem, że pan Lupin leży w Skrzydle Szpitalnym, ale to nie oznacza, że macie się tak zachowywać! Wasze wybryki są nie do zniesienia! Nie możecie w taki sposób dawać upust emocjom! – Krzyczała nauczycielka.
          Chodziło oczywiście o kilka ostatnich żartów, jakie mistrzowsko wykonali. Nie były to wielkie rzeczy… Na lekcji eliksirów James zagadywał Snape’a (jeśli tak można to nazwać), a Syriusz wsypał do kociołka trochę piołunu. Slughorn przymknął na to oko, bo Chłopiec z Dobrego Domu to zrobił, ale chyba informacje o tym ekscesie wyciekły do profesorki. Innym razem na transmutacji Peter zmienił swoje pióro w stado bahanek, co wywołało niemały popłoch wśród uczniów i nauczycielki. Co prawda nie było to zamierzone, ale Huncwoci postanowili dopisać to do listy pełnoprawnych żartów. Podczas lekcji historii magii James wyczarował „zimny ogień”, po czym razem z resztą przyjaciół zaczęli nim rzucać jak piłką. Kiedy tylko nauczyciel spojrzał, od razu go chowali. W ten niesamowity sposób sprawili, że ta wykład profesora stał się bardzo zabawny, co było rzadkie. Kiedy lekcja OPCM’u kończyła się, Huncwoci zaczęli odgrywać scenkę z „Romea i Julii”. James był Romeem, Syriusz Julią, a Peter panem Capulettim. Zrobili to spontanicznie, dlatego, że na lekcji ktoś wspomniał tę sztukę i chwilę o niej rozmawiali. Jedna z lekcji zielarstwa wydała im się zbyt nudna i dlatego Syriusz postanowił zrobić harmider. Kiedy nauczycielka tłumaczyła jak przesadzić jakąś kompletnie bezsensownie bezpieczną roślinę, on podszedł to jednej z tych, których nazwy nie brzmiały przyjaźnie i dotknął jej. Okazało się, że była to roślina mięsożerna i wciągnęła rękę Syriusza. Na szczęście Black nie przypłacił tego wybryku kalectwem, a pani profesor kazała im wyjść z klasy i szybciej skończyła lekcję, z uwagi no to, że roślinka ucierpiała. Jednak najbardziej podobał im się żart, który zrobili na lekcji astronomii. Do niego, bowiem przygotowywali się całą godzinę. Syriuszowi udało się wyczarować mugolskie lampiony. James zaczarował je, żeby wyleciały w powietrze o określonej godzinie. Kiedy badali niebo na lekcji, dwadzieścia pomarańczowo-żółtych kul wzbiło się do góry. Kilka z nich leciało nawet w stronę wieży. Wszyscy – nie wiedząc, co ich atakuje – zaczęli w popłochu chować się do zamku. Teoretycznie nikt nie wiedział kot to zrobił, ale profesorka chyba miała swoje powody by się domyślić.
          Tylko, że tego nie było dużo. Nawet jak na trzy dni. Prawda?
          Teraz każdy z nich miał głupi wyraz twarzy. Bo jakże żałować tak idealnych żartów? Jakże żałować tak dopracowanych planów? To przecież było piękne i niesamowite, i nikt inny nie zrobiłby tego lepiej.
- Proszę pani... - Zaczął Syriusz, ale niedane mu było dokończyć, bo do gabinetu wpadła pielęgniarka.
Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem na twarzy.
- Minerwo. Remus się obudził - powiedziała.
          Huncwoci nie bacząc na konsekwencje, na krzyczącą nauczycielkę i na zdezorientowaną panią Pomfrey, którą prawie przewrócili - wybiegli z pomieszczenia i popędzili w stronę Skrzydła Szpitalnego. Po drodze wpadli na Panią Norris i chyba któryś z nich nadepnął jej na ogon. Ale oni biegli dalej. Stanęli przed drzwiami żeby złapać oddechy i weszli do środka szczęśliwi, że dostaną te kilka chwil - w przeciągu, których pielęgniarka będzie szła szła do chorych - w gratisie.
          Zobaczyli Remusa leżącego na łóżku najbliżej okna. Podeszli. Ich oczom ukazał się blady, posiniaczony Lupin z bardzo potarganymi włosami i podkrążonymi oczami.
- Cześć złotko - powiedział James, siadając obok tak, żeby nie zgnieść przyjaciela.
Remus uśmiechnął się promiennie i usiadł.
- Nic wam nie jest... Jesteście tu ze mną... I rozmawiacie... - mruczał chyba bardziej do siebie, niż do nich.
Black, Potter i Pettigrew spojrzeli po sobie.
- O co ci chodzi, Remus? - Zapytał ten ostatni, podchodząc bliżej.
Przyjaciel spojrzał na niego zmieszany.
- Ja... Śniły mi się dziwne rzeczy. Nieważne - machnął ręką. - Ile spałem? Jak długo mnie nie było?
- Trzy dni - odpowiedział Syriusz.
***
Trzy dni. Ale od tego trzeba odjąć...
Chociaż przecież poszedłem do Wrzeszczącej Chaty zaraz przed nocą. 
        Więc nic nie trzeba odejmować. 
          Czyli aż trzy dni śnił o samym sobie. Teraz patrząc z perspektywy czasu myślał, że to może było coś jak przewidywanie przyszłości... Sny prorocze i te sprawy. Może to wszystko się zdarzy? Może to będzie prawdą i do końca życia będzie musiał się ukrywać, może będzie zmuszony przyłączyć się do Greybacka, bo nikt inny go nie przyjmie i wtedy będzie musiał znosić to wszystko i...
- Remus! - Ktoś nim potrząsnął. Syriusz. - Weź już wróć do nas. Nie dość, że spałeś trzy dni, to teraz też się wyłączasz...
- Wybacz. Te sny po prostu zmuszają mnie teraz do przemyśleń - powiedział znużonym głosem.
- Co ci się śniło? - Zapytał James.
Remus oczywiście nie chciał odpowiadać.
- Dziwne rzeczy. Wszyscy tam umierali. Wy, rodzice, inni przyjaciele, ludzie... Wszyscy - powiedział, wymyślając i mieszając prawdę z fikcją.
- Ale to sen. Tylko sen. Twoi rodzice przecież żyją. My tu siedzimy. Z resztą też wszystko w porządku. A co do ludzi... - Peter westchnął.
- Kilku mugoli i półkrwistych zaginęło. Znowu - dokończył Syriusz, przecierając twarz dłonią.
- Nie przejmujcie się tym, chłopcy - usłyszeli za sobą głos opiekunki ich domu. - To nie wasza sprawa. Waszym rodzinom nic się nie stanie - podeszła do nich, stukając obcasami w rażąco białe kafelki podłogowe. - Jak się pan czuje, panie Lupin?
- Dobrze. Poza bólem głowy. Wszystko już w porządku, pani profesor.
- Co nie zmienia faktu, że jeszcze tu zostaniesz, chłopcze! - Krzyknęła pielęgniarka. - Muszę cię zbadać dokładnie, dowiedzieć się, co...
- Nie sądzę, żebyśmy mogli stwierdzić, co stało się panu Lupinowi... Już przecież próbowałaś. I Filius, i Pomona. Nikt nie wie. - Stwierdziła McGonagall.
Pani Pomfrey zwróciła na nią zmieszany wzrok, a chłopcy spojrzeli po sobie.
- Jesteś jak celebryta. Wszyscy cię badali, Remus... Kurcze - mruknął James półgębkiem.
Huncwoci ledwie powstrzymali się od śmiechu.
- Dobrze, panie Lupin. Zbadam pana, dam panu leki i może pan wyjść. - Powiedziała pielęgniarka.
Remus uśmiechnął się.
***
          Po milionie badań i pytań o jego stan zdrowia, Remus mógł udać się do swojego dormitorium. Bardzo chciał się już tam znaleźć ze względu na niedawne "sytuacje". Chciał znów zobaczyć swoich przyjaciół siedzących na łóżkach i śmiejących się z jakichś głupot, chciał kłócić się, kto pierwszy pójdzie do łazienki wieczorem, a potem rano wstać wcześniej, żeby zdążyć wziąć prysznic przed lekcjami. Pragnął zjeść śniadanie w Wielkiej Sali razem z Megan, Erickiem i Damienem, a potem czekać na resztę swojej paczki. Nawet nie przeszkadzała mu perspektywa udziału w lekcjach. Jednak gdzieś w głębi duszy, z tyłu głowy, miał to złe przeczucie. Czuł się, jakby ten świat i ta aluzja bezpieczeństwa miały nagle zniknąć pozostawiając po sobie dwie rzeczy: Greybacka i ból.
- Hasło? - Zapytała.
Remus zaczął grzebać w swojej pamięci, aż w końcu doszedł do wniosku, że nikt mu hasła nie powiedział. Wzruszył więc ramionami.
- Gruba Damo, przecież mnie znasz... - powiedział błagalnie. - Byłem w Skrzydle Szpitalnym... Nikt mi nie powiedział...
- Nie wpuszczę cię - ucięła swoim piskliwym głosem.
Usiadł więc na podłodze i załamany zaczął liczyć pęknięcia w płytkach.
- Hej, Remmy! - Krzyknął ktoś wesołym głosem. - Hasła nie znasz?
Spojrzał na niego. Damien. I jego niezastąpiony przyjaciel Erick. Uśmiechnął się.
- Długo cię nie było - Erick pomógł mu wstać, potem przytulił go. - Wszystko już w porządku?
- Taa... Nawet nie wiem, co mi było - Remus wzruszył ramionami i przytulił Damiena. - Wiem jedynie, że byłem nieprzytomny, a to było wybitnie nieprzyjemne. Nie polecam.
Jego przyjaciele zaśmiali się.
- Już nieważnie. Dobrze, że wyszedłeś, tyle ci powiem. Wejdźmy może, co? - Dam wskazał podbródkiem na portret Grubej Damy. - Zapamiętaj Remm. Fortitudo. To hasło.
Gruba Dama odsunęła się na bok i mogli wejść do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Remus uśmiechnął się patrząc na znajome twarze. Było tu dużo ludzi, a każdy i tak zawsze znajdował dla siebie miejsce. Teraz - jak zawsze - panował tu gwar, a zapachy mieszały się w powietrzu. Wyczuć można było całą masę rzeczy. Czekoladę - Remus przełknął ślinę -, kawę, herbatę... Ale także rzeczy, których zwykli ludzie raczej nie czuli, czyli zapachy poszczególnych osób.
- Remus! Wszystko w porządku? - Krzyknął ktoś z grupy kilku osób siedzących w rogu pomieszczenia. Remus zobaczył, że był to Kingsley Schacklebolt.
- Tak. Już dobrze - uśmiechnął się.
Damien poklepał go po plecach.
- Wszyscy się tu o ciebie martwiliśmy. Nie mówiąc już o Huncwotach.
Większość ludzi w szkole już ich znała. To było zabawne.
- Taa... Nawet nie wiesz, jakie świetne rzeczy robili na lekcjach! Wszystko, żeby o tobie nie myśleć przez chwilę... - Dodał Erick.
- To słodkie - zakończył Dam.
Obydwoje uśmiechnęli się szeroko.
         Jego koledzy usiedli przy kominku, gdzie - o dziwo - było wolne miejsce, a Remus poszedł do sypialni. Wiedział, że jeżeli tam nie znajdzie Huncwotów, to będą albo w kuchni, albo w Pokoju Życzeń, albo na błoniach. Na szczęście nie musiał ich szukać, bo gdy tylko dochodził do drzwi ich dormitorium, usłyszał krzyk Petera:
- Potter, oddaj mi moje ciastka!! Sam je robiłem, masz mi je oddać, w tej chwili, albo przysięgam, rzucę na ciebie tak trudne zaklęcie, że przy moich umiejętnościach na pewno je sknocę i w życiu się nie uzdrowisz!!!
Uśmiechnął się i wszedł do środka.
I to, co zobaczył wstrząsnęło nim dogłębnie. Jego przyjaciele spojrzeli na niego. Peter przestał krzyczeć i gonić Jamesa, który teraz też stał w bezruchu, a Syriusz zastygł w pozycji pół-siedzącej na łóżku.
- Remusku, jak się cieszymy, że... - zaczął Syriusz zbyt miłym głosem, ale nie mógł dokończyć, bo Remus mu przerwał.
- Trzy dni. Tyle mnie nie było - zaczął mówić spokojnie. - To niewiele. To mało. Wracam. - Spojrzał na nich i zmienił ton na wściekły - A TU WYGLĄDA JAK PO WOJNIE!!! JAKBY SPADŁA TU BOMBA, POTEM PRZESZŁO TORNADO, A NA KOŃCU TO WSZYSTKO STRATOWAŁO STADO PĘDZĄCYCH HIPOGRYFÓW!!!
Pokój rzeczywiście wyglądał jak pobojowisko. Na podłodze leżały porozrzucane paczki po słodyczach, ubrania i puste butelki po soku. Każde łóżko - włącznie z remusowym - było niepościelone, co więcej - wyglądało okropnie. Poduszki rozwalone, kołdra leżąca w jakimś dziwnym i znanym tylko autorowi porządku, prześcieradło powyciągane, a dodatkowy koc walnięty gdzieś na skraju. Każde z czterech łóżek wyglądało mniej więcej w taki sposób.
         Koledzy podbiegli do niego i próbowali go uspokoić, a przy tym wytłumaczyć samych siebie.
- Remus, ale ciebie nie było i my się martwiliśmy... - zaczął James.
- Słyszałem już, jak się martwiliście. Damien i Erick mi powiedzieli, cytuję, jakie świetne rzeczy robiliście na lekcjach - uśmiechnął się jadowicie. James spuścił wzrok.
- Poza tym nie miał kto nam pomagać w zadaniach domowych i nie mieliśmy już siły, żeby... - tym razem Peter spróbował.
- Wiem, jak bardzo pomocny wam jestem... Ale nie jesteście dziećmi! Powinniście umieć rozgraniczyć czas, albo chociaż zadania, jeśli nie potraficie sobie z czymś poradzić sami - znów się uśmiechnął. Peter spuścił wzrok.
- Ale Remusiku, my byliśmy tak zdesperowani, tak bardzo w depresji... - Syriusz chciał ich uratować, ale Remus tylko spiorunował go wzrokiem.
- Black. To samo powiedział Potter. Zamknij się.
Remus wyminął ich i podszedł do okna. Poza bałaganem w pokoju było wybitnie duszno. Otworzył je i spojrzał na kolegów.
- Łazienka też tak wygląda? - Warknął na nich.
- Nie - odburknęli.
- Więc... Ja idę wziąć długi prysznic, a wy...?
- Posprzątamy... - powiedzieli chórem.
Remus klasnął w dłonie.
- Świetnie chłopcy, świetnie! - Krzyknął radośnie i na palcach przez tulipany (co praktycznie można by odebrać jako niezły żart, bo zdjął buty, kiedy wszedł do dormitorium, a teraz wolał iść na palcach, lecz bynajmniej nie przez tulipany, a przez zawaloną brudami podłogę) ruszył do łazienki. W drzwiach obrócił się i powiedział jeszcze na odchodnym:
- Bardzo dobre pokojówki by z was były.
A kiedy w odpowiedzi otrzymał satysfakcjonujące, pełne nienawiści spojrzenia, wszedł do środka i z uśmiechem zaczął przygotowywać sobie kąpiel, bo uznał, że nawet długi prysznic nie wystarczy czasowo, żeby wychodząc, ujrzał czysty pokój.
***
           Wyszedł z wanny, ubrał się, wyczesał włosy i umył zęby, i był gotowy na zderzenie z rzeczywistością. Westchnął głęboko i otworzył drzwi.
- No, no, no... Pięknie chłopcy... - powiedział z uznaniem, bo pokój był teraz czyściutki. - Myślę, że zasługujecie na nagrodę - uśmiechnął się.
Wszyscy spojrzeli na niego.
- Dostaniecie cukierki!
- Taak! Cukierki! - Krzyknęli jednocześnie.
          Po chwili siedzieli w kółku na podłodze. Na środku leżało opakowanie cukierków.
- To jak? Gramy zadania? Zrobisz zadanie, masz cukierek. Nie zrobisz... Dostajesz wyzwanie.
W oczach wszystkich pojawiły się figlarne ogniki.
- Jasne - powiedział Syriusz.
- Wchodzę w to - dodał Peter.
- Jestem z wami - stwierdził Remus.
Po godzinnej grze, James dostał niewykonalne zadanie.*
- Pocałuj Petera. Tak ładnie, z języczkiem! - Powiedział Syriusz.
Wszyscy spojrzeli na niego, a Peter pisnął ze strachu.
- Syriusz, czemu mi to robisz?! - Krzyknął.
- Wybacz, stary... - uśmiechnął się Black.
Wszystkie oczy zwróciły się na Jamesa.
- Nie ma opcji! Ja tego nie-zro-bię. Koniec kropka. Dziękuj mi Pete - powiedział czarnowłosy. - Jesteś okropny, Black.
Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Chciałem dać ci challenge - powiedział. - Ogarniasz mugolską colę? - Zapytał chytrym głosem.
- Noo - odpowiedział James ostrożnie.
- Więc. Weźmiesz do ust osiem mentosów...
Remus i Peter parsknęli śmiechem. Będzie zabawnie.
- Będziesz pić małą butelkę coli...
James przełknął ślinę.
- A to wszystko zrobisz na błoniach, tak, żeby każdy mógł cię zobaczyć.
- Jesteś serio okropny. Może ktoś ma coś lepszego? Ogólnie razem powinniście wybrać to zadanie...
- Nie, mnie się bardzo podoba to Syriusza - stwierdził Peter.
- Jak wyżej - powiedział Remus.
James westchnął głośno.
- Nienawidzę was.
***
          James miał pecha. To wiedzieli wszyscy Huncwoci. Była bowiem śliczna pogoda, a on musiał zrobić ten challenge na pełnych ludzi błoniach. Tragedia.
          Wyszli z zamku, wszyscy - oprócz Pottera - w świetnych humorach i poszli pod swoje drzewo. - Muszę...? - Jęknął czarnowłosy.
- Musisz. - Opowiedzieli chórem.
James jęknął znowu i postawił sobie butelkę coli dietetycznej pod nogi. Remus, Peter i Syriusz usiedli na ławce pod drzewem.
Potter wyciągał z opakowania mentosy i władał je do ust. Kilka osób zaczęło na niego patrzeć, a Megan, Lily, Dorcas, Eleanor, Agatha, Damien i Erick podeszli do Huncwotów.
- Co on najlepszego wyprawia? - Zapytała Lily.
- On... Ekhem. Graliśmy w zadania i on nie zrobił swojego... - Zaczął Syriusz, a w tym momencie Peter jęknął - no i teraz ma wyzwanie. Ma wypić colę z mentosami w ustach.
W tym momencie wszyscy uśmiechnęli się i usiedli.
- Dawaj, Jim - powiedział Peter.
James wziął butelkę i z niechęcią otworzył ją. Potem zaczął pić. Wtedy wszyscy, którzy to widzieli zaczęli się śmiać, bo Potter stał się żywą fontanną. Z jego ust tryskała spieniona cola, a on sam w ustach miał coś, co dało by się opisać mniej więcej burzą z piorunami. To nie mogło być przyjemne, ale zabawnie wyglądało z boku, więc nikt nie zadawał pytań. Kiedy mentosy straciły swoją moc, James wypluł ich resztki gdzieś obok drzewa i z mokrą koszulką opadł obok przyjaciół na ziemię.
- Serio was nienawidzę - powiedział głosem tak zmęczonym, jakby przebiegł 10 kilometrów.
- To było zabawne - stwierdziła Megan.
- Wysoce zabawne - dodał Remus.
Z miny Jamesa można było odczytać, że jemu nie było do śmiechu.
***
          Do dormitorium wrócili szybko, bo James miał dość morką koszulkę, a przecież było zimno. Był środek listopada. Kiedy siedzieli w Pokoju Wspólnym, Remus postanowił napisać list do rodziców. Poszedł do sypialni, wziął pergamin, pióro i atrament, i wrócił do przyjaciół.
- Co robisz? - Zapytał James sennym głosem.
- Piszę list do rodziców.
- Aham.
Kochani rodzice!
Wiem, że długo do was nie pisałem, podczas gdy od mamy dostałem setki listów, ale co mam poradzić. Szkoła daje się we znaki.
Mimo wszystko - uprzedzając twoje pytanie mamo - radzę sobie dobrze, a nawet bardzo dobrze. Cieszę się, że tu jestem. James, Syriusz i Peter bardzo się o mnie martwili, kiedy leżałem w Skrzydle Szpitalnym ostatnio. A to wszystko przez pełnie. Nie wiem co dokładnie się stało, ale przez trzy dni byłem nieprzytomny. Teraz już jest dobrze, ale jest mi bardzo miło. Dowiedziałem się od kolegi, że wszyscy z mojego roku martwili się o mnie. To miłe, prawda?
Piszę miedzy innymi po to, żeby zapytać jak się czujecie. Mam nadzieję, że dobrze! Nie chciałbym, żeby podczas mojej nieobecności coś się stało. Obwiniałbym się.
Mam do was ważne pytanie - czy mógłbym w tym roku także zostać w szkole na przerwę świąteczną? Moi koledzy chyba też zostają, a ja chciałbym być tu z nimi. Nie przeszkadzałoby to wam? Jeśli nie chcenie, powiedzcie, przyjadę. Dla mnie to nie problem. I tak już za wami tęsknię.
Wiem, że ten list nie jest długi, ale Peter już ciągnie mnie na spacer, wiec nie mam czasu, aby napisać więcej.
Czekam na odpowiedź!
Wasz
Remus
- No chodź! Idziemy wszyscy razem, fajnie będzie, super, mega, niesamowicie, a ty tu siedzisz i piszesz, i... -  Peter ciągnął go za ramie i mówił jednostajnym i pełnym wyrzutu głosem.
- Już! Ale pójdziemy to wysłać - wskazał na pergamin.
- Jasne - powiedział Peter.
***
          Okazało się, że mówiąc wszyscy, Peter miał na myśli naprawdę dużo osób. Bowiem korytarzem szła teraz cała chmara uczniów - Remus, Peter, Syriusz, James, Erick, Damien, Megan, Dorcas, Eleanor i Lily. Takie małe stado.
- James. To co zrobiłeś na przerwie było niesamowite i na prawdę cie podziwiam... - zaczął Damien.
- Zamknij się. To nie było przyjemne - uciął poszkodowany James.
- Ale za to jakie zabawne! - Krzyknęła Dorcas.
- Wyglądałeś jak fontanna, powiedzmy szczerze - stwierdziła Megan.
- Syriusz był już człowiekiem-kocem, James człowiekiem-fontanną... Ja się boję, co będzie dalej - powiedział Remus.
Wszyscy parsknęli śmiechem.
- Jak to "Syriusz był człowiekiem-kocem"? - Zapytała Lily.
Huncwoci opowiedzieli jej tą jakże interesującą historię.
- Ej świta! Idziemy do Sowiarni - krzyknął Syriusz.
- Jasne, człowieku-kocu - zaśmiał się Erick.
- On ma moc koca. Jego słuchajmy - powiedziała Eleanor.
Znów wszyscy zaczęli się śmiać.
- W-wyobraziłam sobie takiego Syriusza stającego nagle na lekcji transmutacji i krzyczącego "moc koca!", i wtedy zamiast Syriusza pojawia się koc, i ten koc zaczyna pełznąć w stronę drzwi, a potem wychodzi, i wszyscy są z-zdeezorientowani, i... - Damien musiał złapać Megan, bo ze śmiechu nie mogła utrzymać równowagi.
Cała grupka stanęła w jednym momencie i zaczęła się śmiać tak bardzo, że po chwili większość leżała na zimnej podłodze, a reszta podpierała się o ściany.
W taki sposób jakoś doszli do Sowiarni. Weszli tam w głośnym gwarze rozmów.
- Stop! - Krzyknął Remus, między jednym wybuchem śmiechu, a drugim.
Podszedł do swojej sowy i wysłał ją z listem do rodziców. Jednakże w trakcie tego, ktoś z grupy rzucił coś śmiesznego i wszyscy zaczęli się śmiać. Wtedy sowy przestraszyły się i wszystkie wzleciały w powietrze w tym niezbyt dużym pomieszczeniu. Zaczęły ich atakować, odbierając ich jako nieprzyjaciół i wrogów numer jeden. Z krzykiem wybiegli z Sowiarni. Potem pobiegli gdzieś koło granicy Zakazanego Lasu i usiedli na kamieniach.
- Merlinie, to było straszne! - Krzyknęła Lily.
- To będzie moja trauma z dzieciństwa. Zawsze - stwierdziła Dorcas.
Wtedy usłyszeli pisk i spojrzeli w stronę skąd dochodził.
          Eleanor stała kawałeczek od nich otoczona chmarą niebieskich chochlików.
- El, co się dzieje?! - Krzyknęła Megan.
- One mnie zaatakowały, pomocy! - Odkrzyknęła Williams i zaczęła uciekać przed napastnikami ciągnącymi ją za włosy i ubranie. One poleciały za nią tworząc serpentynę goniącą biedną dziewczynę. Na początku chłopcy patrzeli, jak dziewczyny biegną na pomoc przyjaciółce. Jednak nikt nie wziął różdżki, więc nie mogły rzucić zaklęcia obezwładniającego te małe i irytujące stworzenia. Nie udało im się zrobić nic poza większym zdenerwowaniem chochlików. Stały więc teraz wszystkie razem, a wokół nich i nad nimi latały niebieskie stworzenia. Huncwoci, Erick i Damien zaczęli się śmiać.
- Idziemy wam na ratunek, drogie panie! - Krzyknęli James i Syriusz.
Kiedy problem został zażegnany, (a wystarczyło kilka z chochlików mocno uderzyć, wtedy reszta przestraszyła się i uciekła do Lasu) postanowili wrócić do Pokoju Wspólnego. Było im ciepło, każdy był spocony, a przecież na zewnątrz było co najmniej minus pięć stopni.
- Ej, zobaczcie! - Krzyknął Erick, kiedy byli już prawie w zamku.
- Śnieg pada! - Damien stanął w miejscu, rozłożył ręce i zaczął łapać płatki śniegu.
Wszyscy zaczęli się śmiać.
***
          Wieczorem Huncwoci siedzieli w sypialni i rozmawiali wesoło.
- Co zamierzacie robić na święta? - Zapytał James.
- Ja zostaję tu. Mama jedzie do siostry, a że ja jej nie lubię... - Peter wzruszył ramionami.
- Ja też zostaję. Tym razem nie chcę jechać do domu. - Stwierdził Syriusz.
- Ja chyba też będę tu. Tak myślę - powiedział Remus.
- To ja też! - Krzyknął James.
Kiedy skończyli się śmiać, postanowili, że pójdą spać. Było późno, a jednak został im jeszcze prawie miesiąc nauki. 






*Wybaczcie mi, ale nie miałam pomysłu na te zadania xd

TAK! JESTEM, WRÓCIŁAM, NAPISAŁAM, WSTAWIŁAM!
Co sądzicie? Liczę na komentarze! No.
Cóż, szczerze nie wiem, co mam wam tu napisać, więc po prostu - DO NASTĘPNEGO!
który nie będzie za miesiąc. Obiecuję ;)
Lunaris
Ps. 6 stron w wordzie, Times New Roman, 13,5 pkt.!! :D

5 komentarzy:

  1. No, czekaj potrzebuję jeszcze chwilę aby przestać się śmiać...
    No i już okey. No śmiałam się, jak chyba jeszcze nigdy w tym tygodniu.
    Rozdział bardzo przyjemny, jak się go czyta. Nawet nie zauważyłam kiedy już był koniec.
    W sumie to nie wiem co jeszcze moge apisać, bo nie mam się do czego przyczepić.
    No to rozdział cudny i z niecierpliwością czekam na next.
    Weny, chęci i czasu,
    pozdrawiam,
    Dora <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej
    Wybacz, że dawno nie komentowałam: jestem w trakcie nadrabiania zaległości ;) Obiecuję, że niedługo zostawię tu swoją opinię, a na razie chciałabym zaprosić Cię na 9 rozdział Jily:
    www.lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com

    Pozdrowionka
    Leviosa

    OdpowiedzUsuń
  3. Musiałam tu wpaść i przeczytać chociaż ten jeden rozdział, bo po prostu kocham wszystko co związane z HP. <3
    Huncwoci <3 no i już się zakochałam! Obiecuję, że w najbliższym tygodniu nadrobię zaległości! ^^
    Sama piszę opowiadanie [Lily i James - czasy szkolne - tak w skrócie hah].

    Wiem, wiem piszę bez składu i ładu... za co przepraszam, ale ostatnio jestem roztargniona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Huh. Witam. Przeczytałam!
    Choć powinnam już jechać na konie, ale jakoś nie chce mi się ruszać.
    Rozdział super. :D Tylko zjadłaś kilka literek (dobre chociaż były?) i to tyle z jakiś tam błędów.
    Ogólnie fajnie, że ten rozdział był taki wesoły. Po tym śnie Remusa... *wzrusza*
    Także. Ja lecę do stajni i czekam na kolejny rozdział! :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń