piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 7.


Następnego dnia, a właściwie nad ranem, bo przecież Remus zasnął dopiero o drugiej w nocy, budzik zadzwonił o godzinie siódmej.

- Ups... - Remus zaspanym wzrokiem spojrzał na zniszczony zegarek - Ups podwójne...
Wstał i zaczął szukać różdżki. Po około dziesięciu minutach uznał, że nie ma jej w dormitorium.
- Merlinie, co ja zrobiłem?!
Był zaspany i nie myślał stuprocentowo normalnie, więc w samych spodenkach, bez koszulki zszedł do Pokoju Wspólnego. Spotkał tam Damiena.
- Re... - Damien spojrzał na niego. - Remus? Powiesz mi, dlaczego... Eh, nie jesteś ubrany?
- Co? - Dopiero w tym momencie dotarło do Remusa to, że rzeczywiście nie ma na sobie koszulki.
- Ups... Po raz kolejny tego dnia... - przetarł twarz dłonią. - Oj dobra, pomóż mi znaleźć moją różdżkę, okay?
- Spoko - powiedział Dam.
Nie znaleźli jej przy kominku ani na sofie, ani pod fotelami... Nigdzie jej nie było. Remus zwrócił uwagę na pozostałości po szkarłatnych firanach. Teraz wisiało tam coś, co może miało kolor szkarłatu, ale przy końcach było po prostu czarne. Ah, no i to było o ponad połowę krótsze od zwykłych firan, które w swoim pierwotnym stanie sięgały ziemi, a nawet duża ich część leżała na podłodze.
- Jejciu, rzeczywiście się spaliły... - powiedział Remus.
- No przecież mówiłem! I co teraz zrobimy?!
- Nie histeryzuj, nie krzycz, mów ciszej... Boli mnie głowa Damien.
- Przepraszam.
- A może uszyjemy nowe?
- Ja nie potrafię szyć! Erick też! A może dziewczyny? Nie one chyba też nie potrafią szyć... A może jednak pójdziemy do McGonagall? No bo skoro nikt nie umie szyć... Albo nie, spróbujemy, w bibliotece musi być jakaś książka o szyciu, to nam by pomogło. Ale jak nie będzie, to co? - Damien mówił bardzo szybko.
- Doobra, szycie to był zły, zły pomysł! Damien, proszę mów wolniej i przestań się denerwować.
- Przepraszam.
- Skończ mnie przepraszać!
- Przepraszam, że cię przep... - gdy Dam zauważył minę Remusa, uśmiechnął się szeroko. - Ups.
- Robisz to specjalnie! - Remus odwzajemnił uśmiech. - Idę się przebrać...
- Raczej ubrać - Wszedł mu w słowo Damien.
- Oh, okej. Idę się ubrać, potem dalej będę szukać mojej różdżki.
- Biegnij.
Więc Remus pobiegł. Wpadł do sypialni i po kolejnym przeszukaniu pokoju, i uznaniu, że różdżki rzeczywiście tutaj nie ma, poszedł do toalety.
Gdy przebrał się i załatwił wszystkie poranne potrzeby znów zaczął szukać różdżki. I znów jej nie znalazł.
Był już bardzo zły i zrezygnowany, gdy schodził po raz kolejny do Pokoju Wspólnego. Wszyscy już na nego czekali.
- Chodźmy na śniadanie, a potem poszukamy twojej różdżki - powiedział Erick.
- Skąd... Ah, Damien - Remus uśmiechnął się.
- Prze... Eee... No. - Mina Damiena była wybitnie zabawna.
- Właśnie.
- O co wam chodzi? - Zapytała Dorcas.
- Damien mnie w kółko za coś przeprasza.
- Robi to specjalnie. On uwielbia irytować ludzi - Erick szturchnął Damiena.
Gdy byli niedaleko Wielkiej Sali, ktoś z nich rzucił hasło "ścigamy się" . Więc wszyscy zaczęli biec. Pierwszy dobiegł oczywiście Remus. Druga Megan. Długo po niej przybiegł Erick, Damien i na szarym końcu - Dorcas. Remus zastanawiał się, czemu Meg tak szybko biega. Była w Wielkiej Sali chwilę po nim.
Znacie to uczucie, gdy nie możecie poznać jakiejś tajemnicy? Gorzki smak tego, że ktoś ją zna, a wy nie. I próbujecie ją poznać. Nawet czasem zmuszacie się do szantażu... Ale i tak nie możecie jej poznać. I nachodzi was pytanie 'Czemu nie mogę wiedzieć, co to za tajemnica?'. I próbujecie, próbujecie...
Dlatego Remus postanowił trochę pomyszkować. Jego charakter, a gwoli ścisłości jedna cecha - dociekliwość - zmuszała go do tego. Teraz jednak powiedział sobie, że dowie się później.
Usiedli przy stole. Jednocześnie jedząc, pijąc i rozmawiając, Remus przyglądał się wystrojowi Wielkiej Sali. Z sufitu 'padał' zaczarowany śnieg, na parapetach leżał biały puch. W każdym rogu stała wielka choinka ustrojona lampkami i śmiesznymi bombkami. Zwrócił też uwagę na Dorcas, która chyba nie lubiła wstawać wcześnie rano.
Chociaż w zasadzie było już dobrze po dziewiątej.
- Dorcas, wyspałaś się? - Zapytał milutkim głosem.
- A mam kłamać, czy mówić prawdę?
- Kłam.
- Och, jakże się wyspałam! Jejciu, jaka jestem pełna energii! Merlinie, już zawsze będę wstawać tak wcześnie rano!!  - Mówiąc to (raczej krzycząc, ale...) wymachiwała rękami.
- Dobrze, już się uspokój - Erick zwrócił jej uwagę. - A skoro jesteś tak bardzo pełna energii...
I rozpętała się wielka bitwa na jedzenie. Erick rzucił w Dor sałatką, którą nałożył na łyżkę, ona oddała mu pięknym za nadobne - dostał w twarz z kubeczka lodów truskawkowych. Remusowi oberwało się kawałkiem kurczaka, we włosach miał trochę groszku, gdzieś pod koszulką czół szpinak. Po chwili cała Wielka Sala była polem bitwy. Nawet Slytherin się przyłączył. Wszędzie latało jedzenie. Gdzieś obok lewego ucha Remusa przeleciał kawałek ryby, nad głową Ericka lewitowała szklanka z sokiem pomarańczowym, która po chwili przechyliła się, oblewając chłopaka lepkim napojem. Remus zauważył, że to Ethan - chłopak z Ravenclawu, też na pierwszym roku - trzymał różdżkę wycelowaną w ową szklankę. Ale zaraz tę różdżkę upuścił, ponieważ uderzył go kawałek sera, rzucony przez Veronicę. Ale co to? Victoria ze Slytherinu rzuciła keczupem w swojego starszego kolegę. Remus chwycił łyżkę, nabrał na nią sporą ilość dżemu i cisnął nim w Damiena. Trafił jednak w Dorcas, która odpłaciła mu się rzucając w niego makaronem. Megan Przyłączyła się do niej i wylała na Remusa sok jabłkowy, ale to było niczym w porównaniu z Alexandrą z Hufflepuffu, która była brudna od płynnej czekolady. Bitwa trwałaby dłużej, gdyby nie...
- Co?! Co tutaj się dzieje?! - Usłyszeli głos profesora Slughorna.
- Ekhm... Tylko mała bitwa - powiedziała Ślizgonka, która rzuciła keczupem w starszego kolegę.
- Panno Novered, śmiem twierdzić, że nie była to tylko 'mała bitwa'. Ale nie będę drążyć, macie wolne, więc powiedzmy, że... Ujdzie wam płazem, ten drobny występek. - Powiedział z uśmiechem. - Ale musicie pomóc mi tutaj posprzątać. Przy okazji nauczycie się nowego zaklęcia. Chłoszczyść!
Remus schował się do małego, bocznego korytarzu. Rozejrzał się. Korytarzyk miał co najwyżej metr szerokości, ale jeśli idzie o długość... Remus nie potrafił jednoznacznie tego określić.
Dokąd on prowadzi?
Dociekliwość wygrała, więc zagłębił się w korytarz. Wywnioskował, że musi to być korytarz dla nauczycieli, bo wejście do niego, znajduje się obok stołu prezydialnego. Ale gdzie jest wyjście?
Szedł mijając małe okienka i pochodnie. W rogu, przy zakręcie stała srebrna zbroja. Minął pewne drzwi, na których widniał napis "Gabinet Argusa Filcha". Szedł dalej. Kolejna pochodnia. Z nudów zaczął je liczyć. Siedem. Osiem. Dziewięć. Dziesięć...
Długi ten korytarz. 
Dwadzieścia...
W końcu zobaczył światło. Pobiegł do niego i wyszedł po lewej stronie drzwi do Wielkiej Sali.
To jest ten korytarz, do którego na początku roku wszedł Hagrid i z którego wyszła profesor McGonagall.
Odkrywszy to, Remus zauważył swoich przyjaciół na schodach.
- Ej, czekajcie! - Zawołał.
- Gdzie ty wyparowałeś? - Zapytał Damien.
- Ja... Nie mam różdżki, więc schowałem się do jakiegoś korytarzyka i postanowiłem się nim przejść.
- I co? - Ten temat zainteresował Megan.
- I nic. Wychodzi o tutaj - wskazał na łuk po lewej od wrót Wielkiej Sali. - Jest tam wejście do gabinetu pana Filcha. To wszystko.
- Eee tam. Nuda - Dorcas ziewnęła przeciągle. - Chodźmy, pomimo wszystko chciałabym się umyć.
- Dobry pomysł - potwierdził Erick.
Gdy doszli do portretu Grubej Damy okazało się, że zmieniła hasło.
- Ale my byliśmy na śniadaniu, a nikogo poza nami nie ma z Gryffindoru! Gruba Damo... Wpuść nas! Przecież nas znasz! - Błagała Dor.
- Nie ma hasła, nie ma przejścia - powiedziała wyniośle.
- Nie... - jęknął Remus. Usiadł na podłodze koło portretu.
- I co teraz?
- Idźmy do McGonagall...
- PROFESOR McGonagall, panie Monter. - Usłyszęli głos swojej nauczycielki.
- Pani profesor! Przepraszam... - powiedział Damien.
- Co się stało?
- Gruba Dama zmieniła hasło i nie chce nas wpuścić.
- Iustitia* 
Gruba Dama prychnęła i otworzyła im drzwi do Pokoju Wspólnego.
- Skąd pani... - zaczęła Megan.
- Jestem na bieżąco informowana o zmianach haseł. Nie martwcie si... - profesor McGonagall spojrzała w głąb pokoju, a potem przeniosła swój surowy wzrok na nich. - CO SIĘ STAŁO Z FIRANAMI?!
Pierwszy odzyskał głos Remus.
- Spaliły się, ponieważ Erickowi zaczęły palić się spodnie. Spanikował i zaczął biegać po Pokoju Wspólnym, przez co zajęły się ogniem. Uratowaliśmy tylko taką część.
- Erick? Nic ci się nie stało? - Zapytała łagodniej.
- Nie... Damien i Dorcas mi pomogli. A Remus i Megan ratowali te zasłonki...
- No dobrze, w takiej sytuacji... Gryffindor dostaje po pięć punktów za każdego, oprócz pana, panie Lawson, a co do firan... - Wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała jakieś zaklęcie i firany były jak nowe. - Do widzenia.
Powoli weszli do Pokoju Wspólnego i usiedli na sofie.
- No to super. Firanki mamy z głosy - powiedziała Megan.
- Taak... Nikt nie będzie musiał nic szyć - dodał Remus.
- No tak, a to bardzo pocieszające. - Erick powiedział to z tak wielką ulgą, że wszyscy parsknęli śmiechem.
- Szukajmy mojej różdżki! - Remus zerwał się z sofy.
- Jasne - powiedzieli wszyscy chórem.
Po dwóch godzinach przeszukiwania Pokoju Wspólnego, przeszli do sypialni Remusa, Jamesa, Syriusza i Petera.
- Jejku, jak wy macie tu czysto! - Krzyknął Damien.
- Ja tutaj sprzątam. Nie lubię, jak jest niepoukładane - powiedział Remus z uśmiechem.
- Reemi... Nie chcę nic mówić, ale znalazłam twoją różdżkę - powiedziała Dorcas.
- CO?! GDZIE?!
- Hah, zawiniętą w kołdrze, chyba na twoim łóżku, co? - Dorcas siedziała rzeczywiście na jego łóżku, trzymając w ręku jego różdżkę.
Remus zaśmiał się z lekka nerwowo.
                                 
Usiadł koło Dorcas i przytulił ją tak mocno, że przewrócili się. Wyglądało to trochę dziwnie, ale i tak się śmiali.
- Wiesz, nie jesteś aż taki lekki, zejdź ze mnie - powiedziała Dor.
- Okeej...
Tym razem siedzieli w jego sypialni. Znów do pierwszej w nocy. Znów śmiejąc się, rozmawiając, przy okazji jeszcze bili się poduszkami. Remus zaczął uważać te święta za jedne z najlepszych, chociaż tak na prawdę jeszcze się nie zaczęły.






Siemka podglądacze!
Co u was?
Mam dzisiaj dobre samopoczucie (chociaż jeszcze przed chwilą pisałam wypracowanie z fizyki, o samochodach elektrycznych), więc notka też z lekka humorystyczna.
Mam nadzieję, że chociaż troszkę się pośmialiście.
BŁAGAM O KOMENTARZE, bo one pomagają pisać i podbudowują wenę :*
Nie bądźcie obojętni - komentujcie!
Chcę wiedzieć jakie są wasze wrażenia :*
Do napisania.
Megan Lunaris Moony
Ps. Chyba chciałam coś jeszcze wam napisać w tej części 'komunikacyjnej', że tak powiem, więc jakby coś, dopiszę to, a tutaj znajdzie się napis "EDIT" :*


środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział 6.



Pierwszy dzień ferii zimowych. Remus spał bardzo długo, obudził się około godziny 13.
Gdyby chłopaki wiedzieli... Ale byłby śmiech...
Uśmiechnął się do swoich myśli. Po odbyciu zwykłego porannego rytuału (toaleta, ułożenie włosów, ubranie się, pościelenie łóżka), poszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Zobaczył tam Megan i Dorcas, siedzące obok dwóch chłopaków. Podszedł do nich.
- Ale na prawdę! Nie żartuję! - Megan śmiała się głośno, Dorcas tłumaczyła coś chłopakom.
- Dzień dobry - powiedział.
- Witamy pana Lupina - odpowiedziała Megan.
- Cześć! Jestem Erick Lawson - powiedział chłopak o blond włosach, które sięgały poniżej ramion oraz piwnych oczach.
- A ja Damien Monter - ten chłopak miał brązowe, krótkie włosy postawione na jeżyka i oczy, które przywodziły na myśl małego jelonka.
- Remus Lupin - uśmiechnął się - mogę się dosiąść?
- Jasne! Siadaj! - Powiedziała Dorcas.
Usiadł więc obok niej. Naprzeciwko siedziała Megan, obok niej Erick. Na lewo od Remusa Dorcas, a obok niej, naprzeciwko Erick'a - Damien.
- Zwarta grupka - zaśmiał się Damien.
- No a jakby inaczej? - Erick zawtórował mu.
- Zostawili cię? - Zapytała Dorcas Remusa.
- Kto? Ah, chłopaki? Taak... Czuję się... - udał, że ociera łzę - po prostu okropnie... To jest straszne...
- Oh... Tragedia. Ja bym umarła - Megan miała wybitnie dobry humor.
- Ja przeżyłem, ale ledwo.
Wszyscy zaczęli się śmiać tak głośno, że kilka osób siedzących obok spojrzało się na nich krzywo.
Gdy skończyli jeść, wyszli na błonia. Pogoda była śliczna. Nie wiał wiatr, za to świeciło słońce, a pomimo bardzo niskiej temperatury wszystkim było ciepło. Jednak to pewnie przez bitwę na śnieżki.
- Tobie nie jest zimno? - Damien był zdumiony. Jego czerwone policzki i nos wyglądały komicznie na tle bladej twarzy i ciemnych włosów.
- Nie. A ty wyglądasz zabawnie - powiedział, po czym rzucił w niego śnieżką.
- Ej! To było niesprawiedliwe!
- Na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone - powiedział grobowym głosem, po czym odwracając się uniknął pędzącej w jego stronę śnieżki.
- Ilu nas jest? - Zapytał Erick.
- Pięciu. Sam nie potrafisz liczyć? - Zapytała Megan.
- W domku nie nauczyli?- Podchwyciła Dorcas.
- Merlinie, dlaczego? - Błagalny głos Erick'a wyraźnie rozbawił Damiana. 
Po chwili usłyszeli pewną dziewczynę.
- Siemaneczko! - Miała brązowe włosy i kolorowe oczy. Remus skądś ją kojarzył.

Ceremonia przydziału. Jest w Ravenclawie.
- Witaj Veronico - powiedziała Megan oficjalnym tonem. Ona znała tę dziewczynę lepiej od Remusa.
- A witaj, witaj...
- Dzień dobry, proszę pani. Me imię to Remus John Lupin - ucałował jej dłoń.
- Jestem Erick Lawson. Nie oczekuj, że będę cię po rękach całować, okej? - Erick spojrzał wymownie na Remusa, który uśmiechnął się.
- Ja nazywam się Damien Monter.
- Meadowes Dorcas - Dor wskoczyła na ramiona Megan.
- No to już się znamy. Widzę, żeście w stanie wojny.
- A i jak najbardziej - powiedział Remus.
- Potrzebujecie odważnego rycerza?
- Jeśli takowa możliwość by zaistniała...
- Możecie skończyć? Ja nie mam takiego wyrafinowanego słownictwa - powiedziała Dorcas, udając irytację.
Gdy skończyli śmiać się z Dorcas, podzielili się na dwie drużyny. Remus był z Veronicą i Damienem. Ich bitwa trwała około czterech godzin. Po tym czasie uznali, że wrócą do zamku. Szli przemoczeni, zmęczeni i spragnieni, ale jednocześnie z dobrymi humorami.Veronica poszła do wieży Ravenclawu, zaś reszta skierowała się do portretu Grubej Damy.
- Umieeram! - Krzyknęła Dorcas.
- To sobie umieraj. Płakać nie będziemy - powiedział Ercik.
- Osz ty! - Dor popchnęła Ericka i wpadł na Damiena, ten zaś podstawił nogę Megan, która potknęła się o niego i pociągnęła za sobą Remusa. Wszyscy leżeli na ziemi, wszyscy oprócz Dorcas.
- Ups - powiedziała śmiejąc się.
- Zabiję... Umrzesz, serio - Megan udawała złość. Nie wyszło jej to zbyt dobrze.
Po dojściu do Pokoju Wspólnego, każdy poszedł się przebrać. Remus założył ulubioną niebieska koszulkę i szare spodnie. Spotkali się ponownie na sofie przy kominku.
- Jestem zmęczona - Dor nie dawała za wygraną.
- Przed chwilą mówiłaś, że umierasz i wiesz jakie były tego skutki. Więc błagam, bądź cicho - Remus spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- Co wam się śniło? - Zapytał Damien.
- Mnie nic - Remus odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Mi też - Erick siedział z zamkniętymi oczami i głową opartą o bok kominka.
- I mi też - powiedziała Dorcas.
- A mi się śniło, że jestem w lesie i ... - Megan zaczęła opowiadać. Po około pięciu minutach Damien przerwał jej.
- Dobra, dobra... Myślałem, że się trochę streścisz...
- Megan? Jak ona się rozgada to końca nie widać... - Dor uśmiechnęła się pobłażliwie w stronę Meg, która wciąż miała otwarte usta i uniesione ręce.
- Jesteście okropni. Tutaj był punkt kulminacyjny!
- Błagam... - udawana irytacja Remusa była wybitnie przekonująca.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Remus zauważył, że poza nimi, nikt z Gryffindoru nie został na święta w zamku.
Po chwili Erick zaczął krzyczeć.
- Co się stało?! - Zapytała zdziwiona Megan.
- On... Się pali! - Krzyknął Remus.
- Po coś siadał obok kominka?!! - Damien szukał różdżki w bluzie.
- KTO MA RÓŻDŻKĘ?! - Dorcas goniła biegającego po Pokoju Wspólnym Ericka,któremu paliła się nogawka spodni.
Remus szybko otrząsnął się i wyciągnął różdżkę.
- Aquamenti Gdy Erick się uspokoił, wszyscy zauważyli, że Pokój Wspólny zajął się ogniem.
- Boże... Sam sobie nie poradzę!!
- Jak brzmiało to zaklęcie? - Zapytała Megan. W jej głosie słychać było panikę.
Paliły się firany na oknach i kawałek dywanu. Ogień przemieszczał się szybko.
- Aquamenti. Pomóż, błagam...
Po opanowaniu sytuacji, okazało się, że Erick ma poparzoną nogę. Damien rzucił jakieś zaklęcie lecznicze i obyło się bez wizyty u pielęgniarki.
- A co z firankami? - Zapytała Dorcas.
- Może nikt nie zauważy?
- Wierzysz w to Erick?
- Nie.
- Właśnie.
- Trudno. Nie umrzemy od tego, co? - Powiedział Remus.
- Chyba nie... - Mina Megan rozśmieszyła ich trochę, jednak nikt się nie zaśmiał.

- Dobra, nie dzisiaj. Prawie umarłem! - Erick rzucił się na sofę. Reszta poszła w jego ślady.
- Może zaklęciem? Albo... Uszyjemy nowe - Damien nadal był zdenerwowany.
- Nie dzisiaj, nie teraz, nie w tej chwili - powiedziała Dor.


- Dobra. Wiecie co? Już wyobrażam sobie reakcję chłopaków na to. 'Co tutaj była za imprezka?! Bez nas?!! ' - Remus udawał głos Jamesa.
- Albo ogólnie całego domu... - podchwyciła Meg.
- Hahahah, będzie ciekawie - zaśmiał się Damien.
- Będzie tak. Wszyscy wejdą do PW, a tutaj co? A tutaj sfajczone firanki. No i będzie bulwers. 'Co tu się działo?!' Wiecie... A my? My nic nie wiemy... A potem takie: 'Oh, to nie my'
Rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali, rozmawiali... I tak do pierwszej w nocy.
- Idźmy spać... - ziewnęła Dorcas.
- No dobra. Zbyt dużo się stało - Erick zawtórował jej.
Gdy wszyscy się wyziewali, każdy poszedł do siebie.
Remus zasnął bardzo szybko. 






Tym razem wstawiam nn dość wcześnie! Bądźcie dumni!
Kolejny rozdział będzie dość szybko. Może nawet pojutrze, zobaczymy.
Mam nadzieję, że miło się czytało :*
Czekam na wasze komentarze!
Kocham
Megan Lunaris Moony

piątek, 18 kwietnia 2014

Czy to bajka, czy nie bajka?

Czy mi się tylko wydaje, czy te gadżety wróciły na swoje miejsce?!
Bo chyba taak!!
ŁUCHUUUU!!
Jejciu, jej!! (Nie pytajcie, serio)
**
Nowa notka niedługo. Jak na razie mam stopa z weną i nijak nie wiem, jak ją przywrócić do życia. Ale nie martwicie się, postaram się. Tym bardziej, że zatrzymałam się w takim momencie, w którym mogę dużo ciekawych rzeczy wpleść. I dobrze, dla mnie lepiej.
Swoją drogą, jak już piszę taką zwykłą - nazwijmy to 'komunikacyjną', bo nic tym do bloga nie wnoszę - notkę, to uświadomię wam, że mam już ponad 1000 wyświetleń i to jest kolejny powód mej radości. Po prostu świetnie!  :3
Ostatnio idąc do kina z przyjacielem, uznałam, że gościu, który sprzedawał bilety i inne rzeczy, które kupuje się w kinie, wygląda jak Remus. Siedziałam z kolegą na fotelach naprzeciwko kas całą godzinę (bo tyle brakowało nam do seansu). Nie wiecie, jakie to było zabawne. Pomijając fakt, że mój przyjaciel nieźle się wkurzył na mnie, bo musiał tam siedzieć i się nudzić. Jakaż ja okropna. Oh. :D
**
Mam napisane opowiadanie o Remusie i pewnej dziewczynie, kompletnie niezwiązane z tym moim opowiadaniem, nie wiem, czy będziecie mogli je przeczytać, czy je wstawię.
Ostatnio zauważyłam, że zbyt podoba mi się parring wolfstar (Remus/Syriusz) i nie wiem, co z tym faktem począć. Jest o nich wiele opowiadań, więc poczytam, może mi się znudzą.
Co do mojego opowiadania, niedługo zmiana czasu (przenoszę się kilka klas wyżej). Pisać od pierwszej klasy dość nudno. Co mogą robić takie maluchy? XD
Z góry was uprzedzam:
MOI HUNCWOCI SĄ W 90% NIEKANONICZNI.
To tak żebyście się nie zdziwili. Reszta szybciej niż w książce odkryje, kim jest Remus i takie tam...
Ale więcej nie mówię ;)

Życzcie mojej wenie powrotu do zdrowia ;))
Do napisania podglądacze :*
Megan Lunaris Moony

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 5.


- Dzień dobry, profesorze - Remus pomimo późnej godziny był bardzo rozbudzony.
- Jak się czujesz po ceremonii przydziału? Gryffindor... To było do przewidzenia - powiedział Dumbledore.
- Do przewidzenia? Dlaczego profesorze? Przecież... Ja myślałem, że trafię do Ravenclawu... Albo do Slytherinu.... Ale o Gryffindorze nawet nie myślałem!
- Przecież to oczywiste! Chociaż Ravenclaw też by do ciebie pasował... No, ale skończmy ten temat i przejdźmy do konkretów. Co do przemian...
- No właśnie profesorze... Niedługo będzie pełnia księżyca i...
- Spokojnie. Oto plan każdej pełni: godzinę przed wschodem księżyca idziesz do skrzydła szpitalnego, pani Redbird będzie podawać ci leki i badać cię. Potem przebierzesz się w szpitalną pidżamę, ubierzesz mundurek i pójdziesz razem z pielęgniarką do Wrzeszczącej Chaty. Nie martw się, że podczas pełni ktoś tam wejdzie; przejścia chroni Wierzba Bijąca, która... Nie jest zbyt bezpieczna. Można koło niej przejść jedynie, dotykając wystającego pnia, ale o tym wiedzą jedynie nauczyciele, pielęgniarka i ty. Liczę, że nikomu o tym nie powiesz - Dyrektor spojrzał wymownie na Remusa i uśmiechnął się.
- A po co miałbym? Nie chcę przecież, żeby ktokolwiek się dowiedział. - Remus odwzajemnił uśmiech.
- Wiem, wiem... Tylko cię ostrzegam. Więc następnie, po pełni, przyjdzie pielęgniarka i tutaj zaczyna się najgorsze. Będziesz musiał pozbyć się wstydu; przyniesie ci ubrania, a ty ubierzesz się i pójdziesz z nią z powrotem do skrzydła szpitalnego. Zostaniesz przebadany i doprowadzony do normalnego stanu. Myślę, że będziesz przebywał około dwóch dni u pielęgniarki, wliczając dzień od razu po pełni księżyca.
- Mam nadzieję, że moi koledzy nie domyślą się, czym jestem.
- Czym? Chyba kim, Remusie. Zobaczymy, miejmy nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
- Tak, miejmy nadzieję...
***
      Po pierwszych dwóch tygodniach Remus wciąż nie czuł się zbyt pewnie przemierzając wszystkie korytarze. Nie przemierzał ich jednak sam, więc nie przeszkadzało mu gubienie się i odnajdywanie drogi dopiero po godzinie. Zawsze byli z nim Peter, Syriusz i James. Teraz jednak Remus nie wiedział co zrobić, bo zbliżała się pełnia księżyca.

Co mam im powiedzieć? Co zrobię jak się domyślą? Przecież każdy z nich pochodzi z magicznej rodziny, słyszeli o wilkołakach... A jak któryś skojarzy fakty...
Nie potrafił opanować strachu, ale pomimo tego wciąż śmiał się z żartów Jamesa, pouczał Syriusza, gdy ten przezywał innych i irytował Petera swoim zamiłowaniem do książek. Dziwił się w jaki sposób ma przyjaciół. Tyle lat stronił od ludzi... A teraz bez problemu nawiązuje kontakty.
- No to co, wiesz czy nie? - Peter od dziesięciu minut nie potrafił wymyślić jak brzmiała inkantacja to zaklęcia podnoszącego przedmioty. Uczyli się o nim na ostatniej lekcji, a profesor Flitwick postanowił zadać im test. Napisał na tablicy kilka pytań i prosił o udzielenie na nie odpowiedzi. Peter zatrzymał się przy... Pierwszym pytaniu.
- Oh... wenguardinum....
- Nie wymyślaj mi tutaj czegoś z kosmosu...
- Ale ja nie pamiętam!
- Wingardium leviosa. Pisz, błagam... - Remus udawał irytację.
- No blisko byłem!
- Od wengardinum do wingardium jest rzeczywiście blisko, Remus po co krzyczysz? - Syriusz nie mógł powstrzymać się od uwagi i od śmiechu.
- No właśnie! Oh, ależ ty bestialski! - James dołączył do Syriusza.
- Nie wiedziałem, że znasz takie słowo jak 'bestialski', Jim...
- Zamknij się.
      Następnego dnia Remusowi nie było już do śmiechu. Wszytko go bolało i nie mógł się skupić na zajęciach. Nie miał siły chodzić po schodach, starał się nie odzywać zbyt dużo, ponieważ każde wypowiedziane słowo mówił z wyrzutem i irytacją. Jego zmysły były maksymalnie wyostrzone, irytowało go nawet skrzypienie piór na lekcjach. 
Oczekiwanie na pełnię w Hogwarcie, to coś zupełnie innego niż w domu. Tutaj jest więcej zapachów i dźwięków. 
- Jak można tak nudno prowadzić lekcje? - Głos Agathy był dla niego wybitnie irytujący. Piskliwy, głośny i wiecznie niezadowolony. Wychodząc z klasy Historii Magii, zauważył ją, Lily, Dorcas i Eleanor. Tak jak on, Syriusz, Peter i James, dziewczyny zawsze chodziły razem.
- Nie wymagaj od niego zbyt dużo. Taki stary człowiek jak on, jest zmęczony życiem - głos Lily też go irytował. Pomimo swojej ciepłej barwy, był zbyt głośny.
- On myśli tylko o emeryturze - Dorcas miała dość niską barwę głosu. 
Gdyby one wszystkie tak mówiły, nie bolałaby mnie teraz głowa.
Remus uśmiechnął się do swoich myśli. Szedł z chłopakami około pięciu metrów przed dziewczynami, ale pomimo gwaru na przerwie, potrafił odróżnić głos i zapach każdej osoby.
- Tak, pewnie w jego głowie już są jakieś wakacje nad morzem... Albo gdzieś w lesie - Eleanor miała cichy i wysoki głos. Nie był tak irytujący jak inne.
- Co mamy po obiedzie? - Zapytał James.
- Transmutację, zielarstwo i wolne - największy entuzjazm Remus okazał przy słowie 'wolne' .
- Nie chce mi się. Nie mam siły. - udawane zmęczenie Syriusza, rozśmieszyło całą ich grupkę.
      Gdybyście zapytali Remusa jak się czuje, odpowiedziałby penie, że jak inferius. Nie pamiętał lekcji zielarstwa, jedyne co potrafił sobie z niej przypomnieć to kakofonia zapachów i dźwięków. Wieczorem udał się do Skrzydła Szpitalnego, wcześniej mówiąc kolegom, że źle się czuje.
- Siemka Remmy - głos Megan przyprawił go o dreszcze. A może to zapach papierosa, którego paliła?
- Cześć - odpowiedział pustym, gardłowym głosem.
- Co ci jest? Zobacz, zaraz wzejdzie księżyc, dzisiaj pełnia!! Całą noc zamierzam tutaj siedzieć. - Zgasiła papierosa i podeszła do niego szybkim, wesołym krokiem.
- Skąd masz tyle energii?
- Ja? Nie wiem, ale po prostu lubię pełnię! A dzisiaj jest gwieździste niebo i jest tak ślicznie. Gdzie idziesz? Pewnie do skrzydła szpitalnego, bo okropnie wyglądasz. Zgadłam? Oh, po co się pytam, przecież widzę.
- Możesz mówić wolniej? Rozumiem co trzecie słowo - chyba spojrzał na nią zbyt morderczo, bo zamknęła się. Przez chwilę szli w ciszy, nie licząc cichych odgłosów ich kroków i momentów kiedy Megan wskakiwała na parapet, lub przechodziła pomiędzy otwartymi oknami.
- Zachowujesz się jak wampir. One przed pełnią są zawsze pobudzone - Remus powiedział to zbyt kąśliwie.
- A ty wyglądasz jak wilkołak. One przed pełnią są jak inferiusy.
Na dźwięk określenia 'wilkołak' Remus wzdrygnął się. Minęły może dwie sekundy i (nie chcąc, żeby o czymś pomyślała) prychnął głośno, po czym zaśmiał się. Wszystkie możliwe odruchy i emocje miał opanowane i potrafił je udawać.
- Cóż to rzeczywiście zabrzmiało z lekka zabawnie - Megan przesadziła z powagą w głosie. - Do widzenia panu, zamierzam włamać się do łazienki prefektów i wziąć długą, rozgrzewającą kąpiel, po czym pójdę na wieżę astronomiczną i pooglądam księżyc - wystarczyło jedno spojrzenie na nią i Remus wiedział, że nie żartowała z kąpielą w łazience prefektów.
- Skąd wiesz, gdzie jest łazienka prefektów i skąd znasz do niej hasło?
- Ah, nieważne! - Przytuliła go i odeszła bocznym korytarzem.
Do skrzydła szpitalnego doszedł sam. Gdy tylko przekroczył próg, dopadła go pielęgniarka.
- No wreszcie! Już, pij te eliksiry i ubieraj pidżamę!
Szli tymi samymi korytarzami, które Remus przemierzał przed chwilą. Po dojściu do Wierzby Bijącej pielęgniarka wyciągnęła różdżkę i zaklęciem podniosła kamień, dotykając nim wystającego z pnia sęka. Drzewo znieruchomiało i pani Redbird pociągnęła Remusa do ciemnego wejścia jaskini. Szli nim przez chwilę, a Remusowi robiło się niedobrze od zapachu ziemi.
- Gdzie idziemy? - Zapytał zimnym głosem.
- Do Wrzeszczącej Chaty. Dyrektor rozpowiedział w Hogsmeade, że tam straszy, więc nie martw się o nic. Nie wyjdziesz z niej, jest zabezpieczona zaklęciami.
- Dobrze...
Doszli do schodów. Drewnianych, stromych i niewygodnych. Weszli po nich i oczom Remusa ukazało się duże, nieoświetlone pomieszczenie, z zabarykadowanymi oknami. Ściany były drewniane, Remusowi przeszło przez myśl, że nie powstrzymają wilkołaka. Stała tutaj stara, czerwona kanapa, dwie komody i lustro.
- Zostawiam cię. Do zobaczenia jutro Remusie - powiedziała pielęgniarka. Zbyt oficjalnie i bez krzty współczucia, ze wstrętem. 
Mógłbym cię zabić. 
- Tak, do zobaczenia - jego głos był zbyt morderczy. Starał się powstrzymywać wilkołaka, którego futro czuł pod skórą. Starał się, ale opanowywania tego, jeszcze się nie nauczył.
      Pierwsze światło księżyca. Ból. Krzyk. Ból. Potem już nic nie pamiętał.
      Obudził go wschód słońca. Było mu zimno, bolały go mięśnie, kości i przede wszystkim głowa. Poczuł nieprzyjemny powiew powietrza i usłyszał skrzypienie podłogi. Nie miał nawet siły się podnieść. A jeszcze w domu był z siebie tak dumny; potrafił ubrać bokserki... Teraz leżał nago i czekał, aż pielęgniarka poda mu ubrania. Gdy ubrał się i dostał pierwszą dawkę leków przeciwbólowych pozwolił pani Redbird poprowadzić się do Skrzydła Szpitalnego. Położył się na łóżku i po przejściu kilku badań zasnął.
     Gdy obudził się była godzina 15. Usłyszał przyjaciół stojących przy jego łóżku i otworzył oczy.
- Remmy!! Jak się czujesz kochanie?? - Zapytał Peter.
- Hahaha, Peter co z twoją orientacją? - Syriusz pomimo swoich słów przytulił Remusa i pocałował go w policzek - nie licz na częste okazywanie uczuć w ten sposób Remmy. Wyglądasz jak śmierć.
- Taa, tylko kosy ci brakuje facet - James przerwał Syriuszowi.
- Ja... Nie wiem co mi jest, ale jest mi okropnie i tragicznie - wszyscy zaczęli się śmiać.
***
      Nadchodzące święta Bożego Narodzenia, wcale nie dodawały Remusowi otuchy. Wręcz przeciwnie był zły, bo nie mógł pomóc mamie w przygotowaniach, a zwykle to był jego prezent świąteczny dla rodziców. Wszyscy jego przyjaciele wyjeżdżali. Wiedział, że Dorcas i Megan zostają, więc pomyślał, że to dobry pretekst by poznać je lepiej. A przynajmniej Dor. Postanowił napisać list do rodziców, ale nie teraz. Teraz szedł z Jamesem, Syriuszem i Peterem na stację w Hogsmeade. Nie było mu zimno, podczas gdy jego koledzy mieli czerwone policzki i nosy. Wiał zimny wiatr i sypał śnieg. Remus uniósł głowę i popatrzał na ciemne niebo, na gwiazdy i księżyc, i zaczął zastanawiać się, czemu pociąg odjeżdża wieczorem.
- Co z tobą nie tak? Tobie nigdy nie jest zimno... - Syriusz był zirytowany.
- Cóż... Zmarźluchy - uśmiechnął się do przyjaciół i obsypał ich śniegiem, po czym został wrzucony w zaspę sporych rozmiarów. Zapadł się w nią cały i po chwili błagania koledzy wyciągnęli go.
- Nie zadzieraj z nami - powiedział James.
- Nigdy nie wyjdzie ci to na dobre - dodał Peter.
Pożegnali się, a Remus pomyślał, że ma świetnych przyjaciół. 
Przyjaciół...




Witam po długiej przerwie podglądacze!!
Ciągle nie doszłam do tego, jak ogarnąć te dodatki, więc nadal proszę o pomoc ;)
Oddaję w wasze ręce niepoprawiony rozdział i z bólem serca (,pleców, i karku) opuszczam was, kieruję się do kuchni po herbatkę, po czym oddaję się w objęcia świata "Niezgodnej" .
Cztery to mój Remus ^^
Pozdrawiam  Potterheads - Niezgodnych B|
Czekam na komentarze :*

Megan Lunaris Moony

sobota, 5 kwietnia 2014

Merlinie ratuj... POMOCY!

Potrzebuję waszej pomocy!!
I to w trybie natychmiastowym.
Pewnie zauważyliście, że coś (nie pytajcie mnie co) przestawiło mi kilka gadżetów na dół bloga.
Pojęcia nie mam jak to zmienić.
Nie jestem aż taka głupia i weszłam w układ bloga, ale tam one są na swoim miejscu. Resetuję bloga wewte i w kółko, i nic.
No załamka... .__.
Pomożecie? Macie jakieś pomysły jak to zrobić??
Błagam na kolanach o pomoc!!!
Z góry dziękuję, drodzy podglądacze :* :(

Ps. Wybaczcie, że nie dodaję nn, ale nie mam weny. Serio odwdzięczę się wam... Za jakiś czas :((