środa, 24 grudnia 2014

Święta!

Lumos!
Witam drodzy podglądacze!
Jak wam mija wolny czas?
Mi średnio, bo trzeba posprzątać pół domu (drugie pół sprząta tata) i pomóc mamie w robieniu jedzonka. Jeszcze dzisiaj kończymy. ;-;
Ale dobra. Nie piszę tego po to, żeby was poinformować o tym, co robię w domu, tylko, żeby złożyć życzenia.
Jednak zanim, to... Chcę wam powiedzieć, że dzisiaj postaram się nadrobić zaległości na waszych blogach ;) Niesamowite, nie?
Dobra. Życzenia.
Więc. Życzę wam:
1. Dobrych wyników na sumach i owutemach.
2. Opanowania zaklęć, których nie potraficie.
3. Braku szlabanów w nowym roku.
4. Abyście dostali nową, piękną miotłę (chyba, że nie lubicie latać, albo już taką macie, wtedy... Na przykład samoczarującą różdżkę)
6. Darmowego talonu na cały asortyment Miodowego Królestwa.
5. Tego, co najważniejsze... LITRÓW KREMOWEGO PIWA!!
:3
Ale dobra. Na poważnie. Żeby spełniły się wasze marzenia (te realne, a nie odnośnie książek!), żebyście osiągnęli wszystkie wyznaczone przez siebie cele, żebyście znaleźli miłość i przyjaźń (chyba, że już je macie. Wtedy życzę, żeby nie zniknęły), życzę zdrowia, spokoju, szczęścia i dobrych ocen ;3
I magii. Magia jest ważna.
I dużo, dużo, dużodużodużo książek!
:)
Miłych świąt, czarodzieje!!
*wyciąga różdżkę*
Avifoures!
Orchidoues!
Relashio!
Żegnam!
;3

Lunaris

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 24.

Na początku, zanim oddam wam w stu procentach rozdział, chcę przeprosić za kompletny brak aktywności na waszych blogach. Cóż, jakoś nie mam weny na czytanie.
Nawet pewien blog yaoi o Remusie odstawiłam na chwilę i chyba mam do tyłu z dwie notki! :o Jak nie ja, dosłownie >.<
Nie wstawione wczoraj, z powodu braku laptopa.
Dobra. Czytajta i komentujta ;D 

_____________________________________________________________________________________________________

   Zerwał się z łóżka od razu po przebudzeniu. Nie zabolała go głowa, ale zakręciło mu się w głowie. Echem odbijały się słowa piesszczeniak, kłamcamorderca. Nic się nie łączyło. Wszystko było jakby wyrwane z kontekstu. Najpierw atak na Severusa, potem atak na niego samego. Najpierw ucieczka od ludzi, potem ucieczka od Greybacka. Najpierw skrzaty, potem przyjaciele, a na końcu ci dwaj. Tylko, dlaczego tyle tego stało się w... Dwa dni? Nawet nie był pewien. 
   Poszedł do łazienki i już miał wejść do wanny, kiedy usłyszał jakiś hałas. jakby coś mocno uderzyło w szybę. Westchnął, ubrał się z powrotem i wyszedł. Za szybą była sowa. Zawieszona w powietrzu, czekała, aż ktoś łaskawie otworzy jej okno, żeby mogła wlecieć do środka i wykonać swoje zadanie. Spełnił, więc jej żądanie. Od razu usiadła na jego ramieniu. Do nóżki miała przyczepiony list. Odwinął go i zaczął czytać. Niewiele było tego czytania. Cztery słowa i podpis. 
"Przyjdź do mojego gabinetu. 
Albus Dumbledore"
Wzdrygnął się. Sowa jakiś czas temu wyleciała z pokoju, ale nie zwrócił na to uwagi. Wziął czekoladę ze swojej szafki nocnej i zaczął jeść ją w zwykły dla siebie sposób, czyli jak batonika. Wyszedł z sypialni i skierował się do gabinetu dyrektora.
   Dziwił się, bo na korytarzach nikogo nie było. Szkoła była opustoszała. Przeszło mu przez myśl, że to może dlatego, że jest śniadanie, ale zaraz wykluczył tą opcję. Było za późno. Kolejnym pomysłem było Hogsmeade, ale je też wykluczył, bo gdyby nawet dzisiaj było wyjście do tegoż miasteczka, to po pierwsze wiedziałby, a po drugie zostaliby uczniowie pierwszych i drugich klas. Na błoniach też nikogo nie zauważył, a zerkał kilka razy przez mijane okna. Padało. Pierwszy raz od kilku dni pogoda była brzydka.
   Zwinął pusty papierek po czekoladzie i rzucił do śmietnika stojącego w rogu korytarza. Trafił. Uśmiech przemknął mu przez twarz, ale został zgaszony przez to, co zobaczył. Na ścianie między jednym oknem, a drugim był napis:
Remus Lupin- 
Pies, kłamca, morderca i dziwka. 
Ustał przed napisem z szeroko otwartymi oczami i tak samo otwartym ustami. Jak ktokolwiek się dowiedział o zabójstwie? Skąd ktokolwiek wie o Fenrirze (bo stąd wywnioskował ostatnie słowo)?
- Idealnie oddaje ciebie, co nie? - Usłyszał głos kogoś, kto nie powinien się odzywać. Snape. Nawet się nie odwrócił.
- Kto to napisał? - Zapytał.
- Zależy. Ogólnie pomysł wyszedł od Lucjusza, realizacją zająłem się ja. Swoje trzy grosze dodali twoi przyjaciele - podkreślił ostatnie słowo. - Pies jest od Syriusza. Kłamca od Jamesa i Petera, morderca od Bellatrix, a dziwka od Lu. Swoją drogą... Nie mogę w to uwierzyć. Przecież Greyback jest obleśny. Jesteś... Na prawdę nienormalny. - Ślizgon podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. - Ale cóż. Oto cały ty - wskazał na napis. - Najlepsze jest to, że tylko ten, kto to zrobił, czytaj ja, może to stąd zdjąć! - Klasnął w dłonie i z uśmiechem odszedł w swoją stronę.
- Snape! - Remus krzyknął za nim, ale ten już gdzieś zniknął. Westchnął i rzucił ostatnie spojrzenie na ścianę. Poszedł dalej korytarzem ze spuszczoną głową.
***
   Gabinet Albusa Dumbledore'a zawsze kojarzył mu się z azylem, bezpiecznym miejscem. Tym razem jednak, czuł się tutaj jak nieproszony gość. Kiedy siedział na fotelu przed biurkiem czuł na sobie spojrzenia portretów byłych dyrektorów i słyszał ich szepty. Jego serce biło bardzo szybko, nie mógł dobrze oddychać. Bał się słów profesora, siedzącego przed nim.
- To, co zrobiłeś w ostatnich dniach jest niewyobrażalne. Nie wiem, dlaczego tak się stało i nie wiem, jak mam przemówić ci do rozsądku. Czy to jest w ogóle wykonalne? Czy da się ci pomóc? Myślałem, że potrafisz nad sobą panować i zaufałem ci, pozwoliłem uczyć się w tej szkole. Każdy ma przecież prawo do nauki, do realizowania swoich marzeń. Ale dlaczego zawiodłeś? Myślałeś, że się nie dowiem? Że nie będę świadomy tego, co zrobiłeś? Myślałeś, że jesteś bezkarny?
Remus chyba wolałby, żeby dyrektor krzyczał. Mówił to wszystko tak spokojnym głosem... Ale dało się wyczuć gorycz, smutek i złość. Tylko, że lepiej byłoby, gdyby krzyczał.
- Nie wiem... Nie będę decydować, chociaż chciałbym. Jeszcze dzisiaj przybędzie tutaj pani minister Bagnold razem z kilkoma aurorami. Nie wiem, jaki będzie jej wyrok, ale na pewno nie będziesz się tutaj uczyć. Możesz iść się spakować.
Remus wstał z okropnym uczuciem w brzuchu. Coś jakby ból, ale to nie było to samo. To było gorsze.
- Ah. Jeszcze coś. Proszę - dyrektor podał Remusowi... Gazetę?
- Proszę pana, po co mi...
Spojrzał na otwartą stronę.
"Greyback znowu zaatakował!
Wszędzie jest głośno o kolejnym zabójstwie najniebezpieczniejszego wilkołaka - Fenrira Greybacka. 
Z tego, co udało się ustalić biegłym, wilkołak przybył z powrotem do Forks. Był sam.
"Uważamy, że miał ustalony cel." - Mówi Richard Payne, biegły śledczy auror. -
"Nie zjawił się tutaj od tak. Miał wszystko zaplanowane. Nie znamy jeszcze jego motywu, ale wiemy, że to było dopracowane zabójstwo, kompletnie nie w jego stylu. Jednak jesteśmy pewni jego winy.
Wygląda na to, że Greyback bawi się z nami. Zabija i robi to tak, żeby wszyscy wiedzieli. Nie chowa się, nie stara się zrobić tego po cichu."
 Biegły opowiadał nam o sposobie zabijania, jaki stosuje Greyback. 
Jak się okazało wilkołak zostawił ślad po sobie.
Jawny przekaz na ścianie domu zmarłych -
"Mówiłem, że pożałujesz, szczeniaczku"
Ofiarami Greybacka tym razem padło małżeństwo - Lyall i Hope Lupin. 
Ich syn uczy się w Hogwarcie. 
Mamy pewne podejrzenia co do motywu zabójstwa. 
Wiemy, że młody Lupin jest wilkołakiem, a po słowach napisanych przez Greybacka można się domyślić, że to on go przemienił. 
Co więc zrobił Lupin, że przypłacił to śmiercią rodziców?
Jak na razie pozostają nam tylko domysły." 
- Nie... - mruknął.
- Cóż. Przykro mi - powiedział Dumbledore.
Remus wypuścił gazetę z rąk i wybiegł z gabinetu. Biegł przez szkołę jak oszalały.
- Wytrzymam wyzwiska, wytrzymam to, co on mi robi... ALE DLACZEGO ONI?! JAK MOGŁEŚ GREYBACK?!! - Krzyczał. Po jakimś czasie upadł na ziemię. Łzy mieszały się z krwią. bo w szale przeciął sobie skórę paznokciami. Nawet nie wiedział, że się zmienia. Już jako wilk pobiegł do Zakazanego Lasu.
***
   Wychodząc z lasu musiał bardzo uważać, bo kiedy biegał w ciele wilka, złamał sobie łapę. Teraz jego prawa noga była zrośnięta, ale krzywo. Nie bolała go zbytnio, jedynie bał się bólu jaki będzie musiał sobie zadać, żeby ponownie ją złamać i nastawić. Nie wiedział nawet czy mu się to uda, ale był przeświadczony, że musi zrobić to sam, bo pielęgniarka mu nie pomoże. Czuł, że - tak jak wszyscy - znienawidziła go. Szedł powoli do Pokoju Wspólnego gryfonów. Łzy nadal spływały mu po policzkach. Kiedy spojrzał w szybę i zobaczył w niej swoje odbicie, aż się wzdrygnął. Miał potargane włosy, brudne ubranie. Twarz też miał brudną od kurzu, a trochę czystsza była jedynie w miejscach, gdzie spływały łzy. Z cichym sapnięciem oparł się o ścianę. Bolał go kręgosłup. Nie wspominając o nodze, która zaczęła dawać o sobie znać.
***
   Nie za bardzo wiedział, jak wszedł po tylu schodach i jak znalazł się pod portretem. Ale udało mu się to i nareszcie wszedł po Pokoju. Zastał tam Ericka, Damiena, Dorcas i Megan. Siedzieli przy stoliku.
- Cze Remmy - powiedział Damien.
Remus spojrzał na niego dziwnie. Czyżby... Oni go lubili?
- C-co tu robicie? - Zapytał.
- Gramy w karty - powiedziała Dorcas. Wtedy zauważył, że każdy z nich trzyma w ręku po kilka kart.
- Dlaczego ostatnio chodzisz sam? Nie rozumiem, co się stało? - Zapytała Megan.
- Nie wiecie?
- O czym? - Erick spojrzał na niego.
Nie wiedzą. 
- O niczym. Nieważne.
Przyjaciele parsknęli śmiechem.
- Dobra. A teraz powiedz... Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść? - Zapytała Megan.
- Bo... Bo byłem w Zakazanym Lesie i jakoś tak wyszło.
- Idź się ogarnij i pograj z nami.
- Nie chcę.
Spojrzeli na niego.
- Dlaczego? - Zapytał Damien.
- Nie mam ochoty. Megan? Chodź ze mną - machnął na nią ręką.
Weszli do sypialni Huncwotów.
- Złam mi prawą nogę.
Spojrzała na niego głupio.
- Słucham?
- Złam mi prawą nogę - powtórzył. - Kiedy byłem w Lesie złamałem sobie łapę. Jako wilk. A ona się zrosła, tyle, że krzywo. Złam mi prawą nogę.
Położył się na swoim łóżku, a Megan ustała nad nim. Wzruszyła ramionami.
- Sam chciałeś. Pamiętaj.
I złamała mu prawą nogę. Bolało i Remus nie wiedział jak udało mu się nie krzyczeć. Potem Megan wyszła, a on usztywnił sobie złamanie i pokuśtykał wziąć prysznic. Potem wyszedł i położył się z powrotem. Czuł, że noga już prawie się zrosła.
   Kiedy leżał, różdżką przywołał do siebie książkę i zaczął ją czytać. Teraz był już  prawie w połowie. Zastanawiał się, gdzie są James, Syriusz i Peter. I ogólnie cała reszta uczniów. Potem, między jednym słowem, a drugim, zasnął.
***
   Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomił sobie, że zamknął je zaklęciem, kiedy Megan wyszła. Teraz tylko zastanawiał się, po co to zrobił.
- Otwieraj, Lupin! - Usłyszał krzyk Damiena.
Niechętnie wziął do ręki różdżkę i cichym alochomora otworzył drzwi. Damien i jego najlepszy, nieodzowny przyjaciel Erick weszli do środka.
- Jesteście czarodziejami, mogliście użyć zaklęcia - przetarł twarz dłonią. Pomimo snu, nadal był zmęczony. I ciągle miał to dziwne uczucie w brzuchu.
Erick westchnął teatralnie.
- Ktoś cię szuka. Jacyś dwaj mężczyźni.
Remus zerwał się. Usunął zaklęciem usztywnienie nogi i wstał.
- Gdzie są?
- Wyszli. Nie rozmawiali z nami, ale słyszeliśmy ich z naszego pokoju. - Powiedział Dam.
- Dzięki chłopaki, dziękuję! - Wziął swoją szarą bluzę, zarzucił ją na siebie i już chciał wybiec z pokoju, kiedy Erick złapał go za kaptur.
- Idziesz ich szukać? Czy przed nimi uciekać?
Nie chciał go okłamywać, ale równocześnie nie chciał, żeby wiedzieli.
- Szukać ich, oczywiście - skłamał. Idealnie, bez śladu zastanowienia. Potrafił kłamać.
- Okej. To idź - Damien pociągnął swojego przyjaciela do ich pokoju i zniknął z nim za drzwiami.
Remus stał przez chwilę sam na szkarłatnym korytarzu, ale po chwili wybiegł. Chciał zlokalizować niebezpieczne obiekty.
   Wypadł na korytarz i prawie się przewrócił. Jednak szybko odzyskał równowagę i ze swoją wilczą szybkością biegł dalej. W pewnym momencie usłyszał śmiech.
- Dzieciaki jednak mają pomysły! - Męski głos.
- Dobrze mu tak. - Następny.
Wiedział. Patrzeli na ten chwalebny napis na ścianie. Wycofał się i z zamiarem powrotu do Pokoju Wspólnego. Tyle, że nagle ktoś wyszedł zza zakrętu i wpadł na tego kogoś i przewrócił się z nim. Okazało się, że to profesor Nickmann.
- Remusie! - Powiedział, pomagając mu wstać z podłogi.
- Profesorze, ja... - Zaczął.
- Uciekaj stąd. Uciekaj z tej szkoły. Uciekaj z tego państwa... Uciekaj jak najdalej. Teraz! - Ponaglił go. - Ja cię tu nie widziałem.
Więc Remus uciekł.
Spakował się i zmniejszył wielkość swoich toreb, po czym założył luźne spodnie i także luźną koszulę, schował wszystko do kieszeni i wyskoczył przez okno, trafiając do sterty liści. Wtedy zmienił się w wilka i biegł.
***
   Udało mu się trafić na pusty, czarodziejski dom, więc skorzystał z okazji. Wszedł do środka i podszedł do kominka.
- Ille de la Cité - powiedział, kiedy stanął w środku kominka i rzucił proszkiem fiuu.
Wypadł w domu swojej cioci.
   Był to dość duży dom w mało zaludnionej części Reims, we francji. Obrzeża miasta. Domek miał parter i jedno piętro. Na parterze znajdowała się kuchnia, salon, łazienka, jadalnia i biblioteka, a na piętrze były cztery sypialnie, każda z osobną łazienką. Cztery - dla Evelyn, Danielle, Mark'a i Louisa. Jego citki i kuzynów. Mąż Evelyn umarł.
- Remus! Co ty tutaj robisz? - Zapytała ciocia, kiedy weszła do pokoju.
- Ja... - Na początku nie wiedział, co powiedzieć, ale potem padł w objęcia ciotki i zaczął snuć historię o tym, co się ostatnio wydarzyło. Opowiedział wszystko. Evelyn wiedziała, że jej siostrzeniec jest wilkołakiem.
***
   Siedzieli na brązowej sofie, przed kominkiem. Nad nim wisiał telewizor. Obok kominka stały głośniki i kilka kwiatów. Przed sofą był stolik do kawy. Ściany w tym pokoju miały kolor beżowy. Po lewej stronie sofy był łuk do jadalni, na lewo od niego kolejny - do kuchni. Po prawej stronie sofy były drzwi wejściowe z położonym przed nimi, pięknym, czerwonym dywanem. Obok drzwi, na prostopadłej ścianie było wejście do łazienki. W głębi domu kolejne drzwi do biblioteki i schody prowadzące na piętro. Domek był bardzo przytulny i Remus lubił w nim przebywać.
- Więc Danielle i Mark poszli do miasta, a Louis jest na dworze. Mają teraz wolne od szkoły - ciocia Remusa wzruszyła ramionami.
- Razem? Barwa dla nich.
Danielle miała jedenaście lat, Louis był dziewięciolatkiem, zaś Mark był w wieku Remusa. Bardzo lubił swoich kuzynów. Może dlatego, ze poza rodzicami byli jego jedyną rodziną, a teraz... Jedyną jaka mu pozostała. Lekki uśmiech przeszedł mu przez twarz, kiedy zdał sobie sprawę jak podobni są jego kuzyni i ich matka. Evelyn miała długie, czarne włosy i niebieskie oczy. Wydatne kości policzkowe i duże usta. Cerę miała jasną. Danielle wyglądała prawie jak matka. Miała tylko szare oczy. Mark miał czarne włosy, niebieskie oczy, taką samą jak mama i siostra cerę. Był wysoki. Po tacie. Louis... Tak samo. Wyglądali identycznie, z jedynie drobnymi różnicami.
   Mimo wszystkich złych rzeczy, czuł się teraz lepiej. Evelyn powiedziała mu, że będzie spał z Markiem w jego pokoju. Dała mu leki nasenne i uspokajające i kazała się położyć. Spełnił jej prośbę.






O.
Wszystko mnie boli!
Napisałam to przez trzy godziny (około)
Ja nie wiem. Zawsze tak długo zajmuje mi pisanie. :'(
Tragedia.
Dobra.
Mam nadzieję, że się podobało.
;3
Do napisania!
Lunaris
Ps. Rozdział jaki? NIESPRAWDZONY! :D ;3
Pps. Co do kolejnej notki z rozdziałem odsyłam do kolumny bocznej ;)

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 23.

Brawa dla mnie proszę!
I komentarze też mile widziane 
;)
Soł. Zanim zaczniecie czytać, chcę coś jeszcze powiedzieć (napisać?). Więc po pierwsze. Bardzo się cieszę, że mogę znowu pisać. I, że dam wam kolejną część tej historii, która teraz jest w dość... Hmm... Ciekawym punkcie. I nie wiem, czy myśleliście o tym rozdziale, czy zastanawialiście się, czy nie mogliście się doczekać, czy umieraliście ze zgryzoty, czy też było wam to kompletnie obojętne i zapomnieliście. Nie ważne. Ważne, że ja napiszę to i wstawię. Bo już sama źle się czuję z tym, że nie dodałam nic przez tak długi okres czasu. I teraz -  po tak długim odpoczynku i tak dużej odmienności od pisania w tym, co robiłam przez ten czas - z nowymi pomysłami, z chęciami i (jak na razie) weną powracam do tegoż opowiadanka. Powracam do Remmy'ego i do reszty. Do was. Mam nadzieję, że się cieszycie.
Soł. Macie.
AH! STOP! NIE, JESZCZE NIE CZYTAJCIE!
W tej notce... Pojawią się wulgaryzmy i wymowna scena z Remusem i Greybackiem. Wybaczcie mi.
Teraz możecie już czytać.
_________________________________________________________________________________


   - Kto pozwolił ci się odzywać psie?! Nie patrz na mnie, bo zarażę się twoją chorobą - powiedział z odrazą. Remus spojrzał na niego zdziwiony. Jego wilk tak się przestraszył i zdenerwował, że zaczął się wyrywać. A Remus był w zbyt wielkim szoku, by go powstrzymać.
Patrzał na Severusa Snape'a. Widział tylko jego. Jego chudą twarz, Jego tłuste włosy. Jego przepełnione satysfakcją oczy. Wiedział. Wiedział, że on czytał o wilkołakach. Wiedział, że Snape zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Że chciał to zrobić.  I wszystko inne znikło. Nie zauważał ani przyjaciół, którzy patrzeli na niego, niczego nie rozumiejąc, ani innych ludzi, którzy też na nich spoglądali i zastanawiali się co będzie dalej, ani Irytka, który przyleciał tutaj, zwabiony hałasem. Skupił się w stu procentach na ślizgonie. Wilk przejął kontrolę.
   Uczucie towarzyszące świadomej (mniej więcej świadomej) przemianie, było miłe. Kiedy jego kości zmieniały kształt i miejsce, nie bolało. Nie tak jak podczas pełni. To było coś innego. Coś, czego chciał. Poniekąd.
   Przemienił się. I wiedział, co robi. Złość przejęła nad nim kontrolę. I chociaż gdzieś tam, w środku, z tyłu  głowy, był ten Remus, który nie chciał tego. Ale kto by się przejmował takim małym i wkurzającym człowieczkiem, jakim w tym momencie była ta część jego umysłu? Warknął na Snape'a i podszedł do niego powoli. Na jego twarzy satysfakcja mieszała się ze strachem. Rzucił się na niego. Kiedy opadli na podłogę Remus uświadomił sobie, jak Snape jest słaby i kruchy. Ale w tym momencie jakoś się tym nie przejął. Warknął po raz kolejny.
- Skąd wiesz?! Jak się dowiedziałeś?! Nikomu nie miałem mówić! Nikt nie miał się dowiedzieć! - Ślizgon oczywiście nie rozumiał tego, co Remus mówił. On słyszał jedynie szczekanie, warczenie i wycie. Ale, po co miał rozumieć? Nie było to potrzebne.
   Wtedy poczuł nagły ból w plecach. Gdzieś w okolicy karku. Zeskoczył z Severusa z głośnym jękiem. gdy się odwrócił, zobaczył Jamesa i Syriusza trzymających łańcuch. Z drugiej strony był wnyk. Bolało go, ale na szczęście pułapka nie była srebrna. Zastanawiał się tylko, gdzie jest Peter.
   Znalazł go. Przed sobą. Z uniesioną różdżką. Zobaczył błysk czerwonego światła i padł na bok.
   Potem pamiętał już tylko ciemność.
***
   Obudził się w swojej sypialni. Bez żadnych ran, czy jakiegokolwiek śladu po tym, co się stało. Przynajmniej żadnego fizycznego śladu. Psychiczny był. Dość znaczny. Usiadł na skraju łóżka i przetarł twarz dłonią. 
A może to wszystko mi się tylko śniło? 
Nie mógł dociec, czy to, co się zdarzyło było snem, czy tylko część z tego to wytwór jego wyobraźni, czy też wszystko zdarzyło się naprawdę. Wstał i przebrał się. Była sobota. Nie mieli lekcji. Chciał pójść do biblioteki. To zawsze jest dobry pomysł. Na wszystko. Wyszedł więc. Kiedy był w Pokoju Wspólnym zrozumiał, że żadne z tych wydarzeń nie było snem.
Ludzie patrzeli.
Ludzie szeptali.
Ludzie schodzili z drogi.
On szedł ze spuszczoną głową i nie patrzał na nikogo.
Był tak bardzo upokorzony. Tak bardzo chciał cofnąć czas. Wiedział, że długo w tej szkole nie zostanie. Zabawne, jak los potrafi być przewrotny. Znowu zabrał mu coś, co dostał i czego pragnął. Westchnął głęboko. Zamiast do biblioteki skierował się do Zakazanego Lasu. I wszedł tam, plując w duchu na zakaz. W tej chwili miał go głęboko w poważaniu. Uśmiechnął się lekko z frustracji oraz przewrotności i śmieszności sytuacji. Wszedł na jakieś drzewo i posiedział na nim chwilę. Potem zeskoczył, znowu w duchu śmiejąc się z ludzkiej kruchości. Wyszedł i usiadł na ziemi. Był po drugiej stronie jeziora. Patrzał na ludzi, którzy tam, przed szkołą, krzyczeli do siebie, gonili się i w ogóle żyli normalnie. Chciałby tak. Jak oni. Rzucił się w tył i nawet nie mrugnął, kiedy zderzył się głową z ziemią. Było zadziwiająco ciepło, jak na koniec września. Martwił się, co będzie dalej. Jak ma funkcjonować? Co ma robić? Usłyszał szelest. Poczuł zapach. Wilkołaka. Westchnął, bo wiedział kto to. Nawet się nie ruszał. Jakoś nie miał na to siły.
- Remusie - jego imię zostało wypowiedziane przenikającym ciało szeptem, który miał swój cel. Ale ten cel nie został osiągnięty. Greybackowi nie udało się wywołać w nim pożądania. Nic. Nawet nie uzyskał spojrzenia.
- Jak życie Greyback? Jak tam? - Zapytał, jakby rozmawiał z kolegą. Ten spojrzał na niego zdziwiony i chyba przyjął to za dobrą kartę. Położył się obok Remusa.
- W porządku. A u ciebie?
- Bywało lepiej.
- To znaczy? - Wyglądał na zainteresowanego. Remus ze względu na swoją sytuację postanowił opowiedzieć mu wszystko. Więc opowiedział.
Po chwili ciszy odezwał się Fenrir.
- Mówiłem ci, że nie ma dla nas miejsca w tym świecie. Wiesz, że istnieją inne. Świat nadnaturalnych miesza się co prawda ze światem magicznym, ale od Mugoli jest odizolowany. Tam jest świetne życie. Sfora jest jak rodzina, są kluby w których wilkołaki są specjalnie traktowane. Są też takie, do których przed pełnią nie ma wstępu nikt poza nami i krwiopijcami. Tylko oni potrafią dotrzymać tempa wilkołakom w łóżku. Sprawdziłem to - uśmiechnął się.
Remus wzruszył ramionami.
- Nie ciągnie mnie do takiego życia.
Kolejna cisza.
- A jakie inne ci pozostało?
Brak odpowiedzi.
- Widzisz - Greyback usiadł. Dźgnął Remusa w bark, na znak, że ma zrobić to samo. - Ja mam do zaoferowania więcej niż oni - wskazał podbródkiem na Hogwart. - Ze mną twoje życie będzie lepsze. Też mogę uczyć cię magii. W domu mam pokój w którym są same książki. Też przecież dużo czytam. Miałbyś swój pokój na poddaszu. No i miałbyś mnie. Uwierz, że każdą twoją zachciankę bym spełnił...
- Ale ja musiałbym spełniać też twoje - powiedział Remus z przekąsem.
- Transakcja wiązana. Ale to byłoby przyjemne. Mam doświadczenie w tych sprawach.
Remus westchnął.
- Wiem. Nie zapomniałem.
- Było ci...
- Nie. To przez kontekst. Nie chciałem tego - spojrzał mu prosto w czy. Myślał, że kiedy Greyback spojrzy w jego smutne oczy, przestanie ciągnąć ten temat. Mylił się.
- Hm. - Przybliżył się do niego i zanim Remus zdążył zareagować, pocałował go. - A teraz chcesz? - Wymruczał do jego ucha.
- N-nie! - Remus nie mógł się wyrwać. Może wydawało się, że Fenrir lekko go trzyma, ale w rzeczywistości ściskał jego ramiona mocno.
- Kłamiesz - pocałował jego szyję.
- Przestań! Nie.. Nie chcę!
Greyback prychnął.
- To, że ty nie chcesz mnie nie obchodzi. Ja chcę. Dawno tego nie robiłem. Będzie wszystkiego z cztery dni.
Greyback przewrócił go i zaczął go całować. Remus opierał mu się z całych sił, chociaż wiedział, że to i tak nie ma sensu.
- Remmy, po prostu mi pozwól - znowu wymruczał te słowa.
- Nie! - Krzyknął Remus głośno.
Greyback prychnął.
- Spodoba ci się. Naprawdę potrafię zrobić ci dobrze.
Remus się wzdrygnął.
- Dlaczego akurat mnie sobie upatrzyłeś?!
Greyback chyba uznał jego pytanie za bardzo dziwne. Wstał z niego u usiadł obok, łapiąc Remusa za ramiona i prostując do pozycji siedzącej.
- Dlaczego. - Powtórzył ze śmiechem. - Bo jesteś inny. Większość dzieciaków nie przeżywa seksu ze mną, nie mówiąc o późniejszej przemianie. Ty przeżyłeś. I jeszcze myślisz, że możesz żyć normalnie - wymieniał. - No i jesteś słodki - pocałował go w policzek.
Zapanowała krótka cisza.
- To jak. Oddasz mi się, czy nie? Chcę cię tu i teraz - powiedział bez skrępowania.
- Nie. - Remus wstał i pchnął niczego niespodziewającego się wilkołaka prosto do jeziora. Potem zaczął uciekać. Znal ten las lepiej niż on. 
   Wbiegł między zarośla. Ich gałęzie zraniły jego skórę, ale po chwili rany zrosły się. Lawirował między drzewami w wilkołaczym tempie. Cieszył się, że udało mu się wykorzystać element zaskoczenia. Uważał, że teraz uda mu się uciec. Biegł. Mijał różne drzewa, kwiaty, rośliny, których nazw nie znał i najprawdopodobniej nigdy nie pozna. Jakoś nie było mu smutno. 
   Starał się jak najwięcej razy zmieniać kierunek drogi. Zrobił ostry zakręt w prawo. Po chwili skręcił o 90 stopni w lewo i biegł tak dość długo. Potem kolejny skręt w prawo i znalazł się znowu na obranej na początku ścieżce. Po jakimś czasie postanowił wejść na drzewa. Zrobił to więc i dalej biegł gałęziami. Byłoby to bardzo przyjemne uczucie, ale w tym momencie w tej sytuacji i tych okolicznościach... Jakoś nie zwracał na to uwagi. W pewnym momencie chyba zauważył centaura. 
- Może to był on, a ja źle zauważyłem... - Mruknął sam do siebie. Przez to prawie spadł z gałęzi, więc opanował się i skupił się na przeskakiwaniu. 
   Uderzyło w niego to, że chociażby się starał, nie potrafi obronić się przed Greybackiem. On ma zbyt dużą siłę. A Remus za bardzo się go bał, żeby użyć pełni swojej siły. 
   Zeskoczył. Do szkoły zostało mu jeszcze tylko trochę. 
   Zobaczył go. Stał przed nim. Kawałek od niego. Remus zatrzymał się z uczuciem frustracji i złości. Greyback patrzał na niego spod pół przymkniętych powiek. Uśmiechał się lekko. 
- Szybki jesteś, szczeniaczku. Bardzo. Trudne to było. Żeby cię dogonić. 
Zbliżył się. Remus że strachu nie mógł się ruszyć. 
- Słuchaj - powiedział grobowym głosem. - Jeśli teraz pozwolisz mi się chwilę tobą pobawić, zapomnę o tym, co zrobiłeś. 
Remus spojrzał na niego. 
- Nie ma takiej opcji. 
Greyback pchnął go na pobliskie drzewo. Tym razem zabolało, kiedy zderzył się z czymś twardym. Pulsujący ból rozszedł się od jego głowy do dołu pleców. 
- Radziłbym się zgodzić. - Poczuł jego kolano między swoimi nogami. 
- Nie ma takiej opcji - powtórzył. 
Wtedy Greyback warknął ze złości i kopnął go z impetem w krocze. Remusa tak to zabolało, że przed oczami miał mroczki i zakręciło mu się w głowie. Upadł ma kolana przed wilkołakiem. 
- Pożałujesz. Bardzo - Greyback pchnął jego głowę, tak, że po raz wtóry uderzył nią o twarde podłoże. Prawie zemdlał. 
Fenrir odwrócił się i po przejściu kilku kroków zatrzymał się. 
- Pożałujesz ty i twoi pierdoleni rodzice. To będzie twoja wina, szczeniaku - powiedział, nie patrząc na Remusa. Potem depotrował się. 
   Remus leżał. Długo. Bardzo długo. 
*** 
   Nie wyszedł z lasu. Po pierwsze nadal wszystko go bolało, po drugie był sfrustrowany i załamany, po trzecie bał się, a po czwarte... Nie chciał iść do Hogwartu. Nie miał ochoty na uciekania przed wzrokiem ludzi. Więc leżał. 
   Po godzinie wstał. Kiedy wyszedł z lasu, zaczęło się już ściemniać. Było to o tyle korzystne, że mniej ludzi było poza Pokojami Wspólnymi. Więc, co za tym idzie, mniej ludzi mijał. Poszedł do kuchni. 
   - Dzień dobry - mruknął, kiedy obskoczyły go skrzaty. 
- Wyjdź stąd. - Powiedział jeden z nich. Remus spojrzał na niego zdziwiony. 
- Wyjdź stąd. - Powiedział kolejny. 
- Wyjdź stąd. - Następny. 
Potem gdzieś w tłumie skrzatów zobaczył postać Dumbledore'a. 
- Zaufałem ci, a ty mnie zawiodłeś. Jesteś zwykłym psem. Wyjdź stąd. Skrzaty nie obsługują niższych rangą - powiedział, bez zzwykłego dla siebie uśmiechu i znikł. 
Remusowi zrobiło się bardzo przykro. Był tak bardzo zmęczony... Było mu wszystko jedno. Wyszedł. Chciało mu się płakać. 
- Ale przecież to nie była moja wina - mruknął. - To przez Severusa. 
Ale jak to Remus, wierzył innym i uznawał siebie za winnego. Bo jakby inaczej. Usiadł na parapecie we wnętrzu zamku. Westchnął. 
- Remus - usłyszał głos Jamesa. 
- Dlaczego nas okłamałeś - to nie było w zasadzie pytanie. Ale wypowiedział je Peter. 
- Mówiłeś, że jesteś normalny - powiedział Syriusz. Nie dał mu jednak dojść do słowa. - Jestem wychowany w rodzinie, która stara się oczyścić świat z takich jak ty. A ja przestrzegam tych praw, narzuconych mi przez mamę. Szkoda, że ten wnyk nie był srebrny. Umarłbyś. 
Te słowa były tak dobitnie, tak bardzo straszne, że Remus nie chciał słuchać więcej. Odskoczył do tyłu i stanął na ziemi. Biegł. Uciekał. Znowu. 
Przed przyjaciółmi. 
Megan się myliła. 
Nie rozumieją. 
Wszystko było grą. 
Wszystko było kłamstwem. 
*** 
   - Czy jest na tym świecie ktoś, kto mógłby ze mną porozmawiać?! - Krzyknął, a jego głos potoczył się po pustym korytarzu. Była północ. Ale jemu było już wszystko jedno. 
- Bo nie rozumiem. - Usłyszał głęboki, męski głos, gdzieś w oddali. 
- Właśnie profesorze. Wiedział Pan, że będzie sprawiał problemy. To wilkołak. One nie są społecznymi stworzeniami. Nadają się tylko do siedzenia w swoich stadach, w jakichś melinach, jaskiniach, lasach. Nie powinny być w szkole. Najlepiej byłoby, gdyby od razu się je zabijało - mówił o wilkołakach w formie nijakiej. Kolejny facet. 
- Uważałem... Że da sobie radę. Ale zawiódł mnie. - Dumbledore. - Zostawię tu panów. Zróbcie z nim, co chcecie. 
Usłyszał, jak dyrektor odchodzi. Zwinął się w kłębek w cieniu. 
Wiedzieli, gdzie on jest. 
Zobaczył ich przy wejściu do korytarza. Na początku myślał, że uda mu się ukryć w cieniu. Teraz wiedział, że tak się.nie da. Zobaczyli go. Widzieli go. 
- Poddaj się. Oddaj się nam. 
Remus prychnął. 
- Już jedna osoba prosiła mnie, żebym się mu oddał. I powiem wam to samo, co jemu. Nie ma takiej opcji. 
Przemienił się i zaatakował ich. Szybko. Wykręcił im karki. 
Zabił. 
Zabił. 
Odebrał życie tym, którzy tak na prawdę niczego nie zrobili. Może mię byli mu przychylni, ale przecież większość ludzi taka była w stosunku do niego. 
Ma ich krew na sobie. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Te słowa obijały się w jego głowie jak piosenka. 
Wyrzucił ciała przez okno. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Poszedł do łazienki, żeby zmyć z siebie krew. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił.
Wyszedł i czuł się tak, jakby wszyscy wiedzieli. 
Winny. 
Winny. 
Zabił.
Zabił. 
Starał się zachowywać normalnie, ale...
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Doprowadzamy kilkunastoma spojrzeniem wszedł po schodach. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Położył się na łóżku. Zasnął. 
Winny.
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 

Morderca. 


Ha, ha! 
Napisane! 
Może nie jest wybitnie długi, ale chyba nadrabia fabułą. 
WIEM, ŻE CHCECIE MNIE ZABIĆ, ZA SCENĘ Z GREYBACKIEM. Wiem.
Przepraszam. 
Ale to jest takie jego. 
A ja nie chcę się mu narażać. 
Boję się. 
Serio. 
Poza tym...
On jest tu ważny. Można go wiele razy wykorzystać. Ta. 
Ale chyba uda ki się uniknąć śmierci z waszych rąk. Co?
XD 
Cóż. Proszę o komentarze. 
Do napisania! 
Lunaris
Ps. Nie sprawdzone! :3


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Zmęczona, obolała i... Gotowa?

Uwaga!
Witam znowu! Postaram się usprawiedliwić, drodzy podglądacze. Soł.
Jak już wcześniej wspominałam, dostałam się do etapu rejonowego konkursu przedmiotowego z polskiego. Ładnie, pięknie, zadżybiście. Uczyłam się i skupiałam na tym.
Czytałam te wszystkie Różyckie, Różewicze, Mickiewicze i inne, chodziłam na zajęcia dodatkowe.
I nie miałam czasu pisać.
Zaświadczyć mogą Alex i Lexy (zaświadczajta w komentarzach!)!
Nie pisałam nic. A mam dużo.
Opowiadania SP (ci co powinni wiedzą :D ), zwykłe opowiadania (piszę "Serię Zmysłową" co jest opowiadaniem o mnie, moich przyjaciółkach, Remusie, Syriuszu i Ethanie [Kroniki Obdarzonych]), opowiadania z Assassin's Creed, książka, blog.
Więc jest tego wybitnie dużo.
I z perspektywą wiszącego nade mną konkursu... Wiadomo.
ALE!
Konkurs był. W tę sobotę (tj. 6.12.2014). Wyniki były dzisiaj.
Nie przeszłam.
I jakoś szczególnie zła nie jestem. Może trochę przykro.
Cieszę się, bo będę mogła wrócić do normalnego funkcjonowania (i wstawiania w poniedziałek o 7:40, a nie 6:35). Więc.
Nowy rozdział niedługo.
Dajcie mi jeszcze ten tydzień na odparowanie.
Postaram się uaktualnić opowiadanko moje tutejsze najpóźniej do końca tego tygodnia.
Najprawdopodobniej około czwartku będzie nowy rozdział.
Więc.
Mam nadzieję, że ta przerwa nie sprawi, że mniej osób będzie komentowało.
Wybaczcie mi i
Do napisania!

Wasza
Lunaris

środa, 15 października 2014

Rozdział 22.

Czytam-Komentuję trwa!


Obudził się otoczony białą pościelą i z dziurą w życiorysie. Nie wiedział, jak się tu znalazł. Ktoś go przyniósł? Sam przyszedł? Wiedział, że jest w skrzydle szpitalnym, że jest poranek i, że słońce razi go w oczy. Promienie przebijały się przez nieskazitelnie czystą szybę, a on leżał z ręką na czole i starał się przypomnieć sobie, co się stało po tym, kiedy obudził się. Bo musiał się obudzić po pełni, chociaż teraz nie był pewny nawet tego. I gdzie jest pielęgniarka? Zawsze czekała na niego przy łóżku, bo w magiczny sposób wiedziała, kiedy się obudzi. Więc… Nie rozumiał. A może po prostu tym razem nie przyszła. Postanowił nie dociekać. Obok jego łóżka leżały leki. Wypił je, więc szybko. Smakowały gorzej niż zwykle, skrzywił się. Chociaż może to on był bardziej wyczerpany? Wzruszył ramionami, wstając. Usiadł na łóżku i wyjrzał za okno. Słońce świeciło mocno, a liście, które były wszędzie, jeszcze wczoraj, zniknęły. Wstając i wychodząc ze skrzydła szpitalnego, przypominał sobie, co robił przed pełnią. Wszystko pamiętał – wszedł do tunelu, usiadł na sofę, schował ubrania pod obluzowaną deskę w podłodze, zobaczył książkę, przekartkował ją i odłożył. Później był ból. Dobrze, ale co potem? Tutaj zaczynały się schody. W przenośni i naprawdę, bo właśnie doszedł do schodów. Chwiejnym krokiem wszedł po nich, ledwie powstrzymując morderczą siłę grawitacji. Potem wrócił do sypialni. Zastał tam swoich przyjaciół siedzących na podłodze i jedzących czekoladę. Uśmiechnął się.
- Wróciłeś – powiedział James z uśmiechem. – Chcesz czekolady? – Podał mu opakowanie.
- Zawsze – jedno słowo wystarczyło, by wywołać salwę śmiechu wśród i tak już roześmianych chłopców. Usiadł naprzeciw nich i pochłonął małe okienko czekolady. Jej smak rozlał mu się w ustach. Uwielbiał tą satysfakcje, jaką zapewniała czekolada. Jak można jej nie lubić?!  Syriusz patrzał na niego z przekrzywioną głową.- Co się tak patrzysz, Syriusz? – Zapytał go.- Nic. Tak po prostu. – Jego przyjaciel wzruszył ramionami.

- Pobrudziłeś się – Peter wziął chusteczki z etażerki, o którą się opierał i podpełzł do Remusa. Wytarł mu twarz, co ten przyjął ze śmiechem. Później wrócił na swoje miejsce, usiadł, przyciągając kolana do brzucha i uśmiechnął się jak małe dziecko. James ze śmiechu przewrócił się na plecy, miażdżąc opakowanie chipsów.

- Hej, idioto! I co? Teraz mamy jeść pogniecione?! – Krzyknął Syriusz, brutalnie odsuwając Jamesa (który przeturlał się na brzuch, nadal się śmiejąc) i biorąc do rąk opakowanie. Patrzał na nie, jak na zmarłego przyjaciela; przytulił je do siebie, łkając cicho. Peter usiadł za Syriuszem i poklepał go po plecach.
- Jak mogłeś, James? – Jęknął. – Biedny Syriusz już nigdy nie pozbędzie się tej traumy! I co teraz? No?
James nadal leżał na brzuchu śmiejąc, się i najwidoczniej nie zamierzał odpowiadać na tą lawinę pytań, która spłynęła na niego od Petera. Remus po prostu patrzał na nich, jak na idiotów. Bo, przecież nimi byli. Cichcem wziął opakowanie czekolady, patrząc to na Petera, to na Jamesa. Syriusz był zajęty rozpaczaniem nad chipsami. Zjadł resztę czekolady, brudząc sobie przy tym ręce i buzię. Postanawiając zatrzeć ślady zbrodni, wstał – nie zwracając uwagi na płaczącego Syriusza, śmiejącego się Jamesa i patrzącego w przestarzeń Petera – i poszedł do łazienki. Umył się, po czym krzyknął do przyjaciół, że chce się wykąpać. W zasadzie nie chciał tego robić, ale uznał, że kąpiel dobrze mu zrobi. Kąpiel zawsze jest dobrym pomysłem. Więc nalał sobie gorącej wody, pomieszał kilka płynów do kąpieli i – po wejściu do wanny – bawił się pianą. To była jedna z rzeczy, do których nigdy nikomu się nie przyzna. Uwielbiał bawić się pianą w wannie. Robił z niej zamki, bałwany, motylki… Tworzył sztukę. I zbijał bańki. Zachowywał się jak dziecko, ale co miał poradzić. Nie potrafił tego nie robić. Każdy z nas jest dzieckiem w pewnym stopniu. Po zrobieniu kilku niepowtarzalnych i godnych samego Leonarda da Vinci rzeźb – chociaż nie był pewien, czy da Vinci w ogóle coś wyrzeźbił – wyszedł z wanny, ubrał się i wrócił do przyjaciół. A w zasadzie przyjaciela, bo Syriusz i James gdzieś zniknęli. Peter siedział na swoim łóżku i czytał czasopismo. Remus spojrzał na niego.
- Gdzie reszta? – Zapytał.
- James na wygnaniu, a Syriusz w kącie pod kocem – powiedział, jakby to było normalne, nie odrywając wzroku od gazetki.
Spojrzał w róg pokoju i rzeczywiście zobaczył Syriusza. A raczej cos, co prawdopodobnie było Syriuszem, z uwagi na to, że wyglądało bardziej jak duży, zwinięty koc. Podszedł i kopnął to lekko. Drgnęło wydając cichy, zbolały jęk. Wzruszając ramionami, odszedł.
- Gdzie dokładnie poszedł pan Potter?
Peter spojrzał na niego jak na chorego psychicznie.
- Na wygnanie. Co mnie obchodzi, gdzie jest dokładnie?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – mruknął Remus i wyszedł z dormitorium.
**
Jamesa znalazł siedzącego na gzymsie okna na pierwszym piętrze. Podszedł do niego po cichu i przestraszył go, jednocześnie łapiąc w pasie, żeby przypadkiem nie spadł. Gdyby spadł, Remus musiałby uciekać przed aurorami, a w efekcie pewnie i tak trafiłby do Azkabanu. Wolał tego uniknąć, więc jednak zabezpieczył kolegę przed niechybną śmiercią.
- Co robisz?! – Zapytał z wyrzutem, odwracając się.
- Straszę cię – stwierdził Remus.
James zrobił minę z serii „naprawdę? Nie wiedziałem…”, po czym ustał przed Remusem.
- Mogę już wrócić? – Zapytał.
- Nie wiem. Peter siedzi na łóżku i czyta jakąś gazetę, a Syriusz udaje koc.
James nie zwrócił uwagi na zajęcie Syriusza ani nie zaśmiał się. Ta rozmowa wyglądała na całkiem poważną, nie licząc komicznego doboru słów. Obydwoje w tym samym momencie wzruszyli ramionami i skierowali się z powrotem do sypialni. Gdy wrócili, nie zastali wielkich zmian. Jedynie Peter czytał inną gazetę. Syriusz nadal „wtapiał się w otoczenie”. Wszystko z powodu pogniecionych chipsów.
***
Następnego dnia James i Syriusz pogodzili się. Ten drugi wyszedł spod koca dopiero, kiedy przyjaciele zasnęli. Przynajmniej tak uważał Remus, bo kiedy kładli się spać, Syriusz nadal siedział w kącie, ale kiedy się obudzili, spał w swoim łóżku. Syriusz był dziwny.
- Hej, chodźmy skrótem – zaproponował właśnie „człowiek-koc”, kiedy wychodzili z Sali transmutacji i zmierzali na błonia.
- Nie. Nigdy – odpowiedzieli mu przyjaciele równocześnie.
Syriusz pociągnął nosem, ale nie odpowiedział.
      Było już dość późno. Około siedemnastej. Zaczynało się robić szaro, więc na błoniach nie było praktycznie nikogo. Rozsiedli się na ławce pod starym dębem i rozmawiali, śmiejąc się wesoło.
- Mam pomysł! – Krzyknął nagle James, zrywając się na równe nogi. – Ale on jest niebezpieczny i zły.
Przyjaciele uśmiechnęli się. Oprócz jednego – Remusa. Ten patrzył na Jima nieufnie.
- Dawaj – Syriusz ponaglił go.
- Hipogryfy. Hagrid wyprowadził je nad jezioro i zostawił same sobie.
W jego oczach były bardzo widoczne ogniki podniecenia. Po sekundzie pojawiły się także w oczach Syriusza, który stanął obok Jima. Peter jakby się wahał, ale po chwili też wstał. Tylko Remus nadal siedział.
- Nie możemy tego zrobić – powiedział.
- Oh, przestań. Nie wierzę, że w regulaminie jest napisane „Nie latać na hipogryfach”. To przecież absurdalne i nikt oprócz nas by na to nie wpadł – spojrzał na Remusa jak na głupka.
- No weź, Remmy – jęknął Peter.
- Będzie fajnie! – Dodał James.
Remus westchnął, wywrócił teatralnie oczami, ale wstał i poszedł za przyjaciółmi. Ukryli się w krzakach niedaleko małego stadka hipogryfów.
- Ja biorę czarnego – szepnął Syriusz.
- Ja białego – dodał James.
- Ja brązowego – stwierdził Peter.
- Ja ciasteczkowego – powiedział Remus z entuzjazmem.
Przyjaciele spojrzeli na niego wzrokiem typu „zawsze słodycze, co?” i wyszli zza krzaków. Każdy ustał przed swoim hipogryfem, ukłonił mu się i dosiadł go.
Wilkołaki nie latają!
Wystrzelili. Każdy w tym samym kierunku. Lecieli szybko, nad jeziorem, skręcając i wlatując pomiędzy góry. Remus zastanawiał się, czy tego nie dałoby się podciągnąć pod opuszczanie terenu szkoły, ale niedane mu było dojść do kresu tych rozważań, ponieważ jego hipogryf zaczął wzbijać się wyżej i wyżej. Remus spojrzał w dół przestraszony. Jego przyjaciele lecieli kawałeczek pod nim.
Wyolbrzymiasz Remus.
Wiatr rozwiewał im włosy, ale nie sprawiał, że było im zimno. Co prawda Remus dostał gęsiej skórki, ale nie z zimna, lecz z podniecenia. Niesamowicie było lecieć na tak wielkim i potężnym stworzeniu.
- Taaa!! – Usłyszał krzyk Syriusza.
- To lepsze niż latanie na miotle! – Krzyknął James.
- I lepsze niż siedzenie w balonie! – Dodał Peter również krzycząc.
Wylądowali gdzieś na polanie w Zakazanym Lesie. To już na pewno było łamanie regulaminu, ale Remus nie zastanawiał się nad tym. Usiedli na kamieniach rozsypanych tu i ówdzie. Pachniało lasem. Możaby powiedzieć, że Remus czuł w ustach smak roślin.
***
      Huncwoci mieli szczęście, że Remus był z nimi. Miał świetną orientacje w terenie, a przecież teraz, w ich sytuacji, trzeba było wrócić. Siedzieli na hipogryfach i jechali stępem. Remus prowadził.
- Która godzina? – Zapytał Peter.
- Skąd mamy wiedzieć? – Odpowiedział James.
- Około dwudziestej – usłyszeli tajemniczy, niski głos spomiędzy drzew. Usłyszeli kroki pomiędzy drzewami. Po chwili przed nimi ukazał się centaur.
Miał ciemnobrązową sierść i proste włosy ściągnięte w kitka, w tym samym kolorze, oraz jasne, niebieskie oczy. Na prawym nadgarstku miał przewiązany czarny rzemyk.
- Kim jesteście i co tu robicie? – Zapytał.
Pierwszy odzyskał głos Remus.
- Jesteśmy uczniami Hogwartu. A… Hipogryfy tu wylądowały.
- To wasze hipogryfy? – Podszedł do jednego z nich i pogłaskał go.
- Pożyczone od gajowego – powiedział Syriusz wymijająco. – Jak się nazywasz?
Centaur spojrzał na niego.
- Kvasir. A wy?
Przedstawili się po kolei. Kvasir zatrzymał wzrok na Remusie.
- Ty jesteś dzieckiem księżyca, prawda? Widziałem to w gwiazdach. To, że coś ci się stanie. Tobie i twoim bliskim – stwierdził centaur, tajemniczym głosem. – Musisz uważać, na tego, który ciebie pragnie. On przysporzy ci jeszcze wielu problemów. – Powiedział. – Teraz żegnam się z wami, uczniowie Hogwartu. Do zobaczenia.
Popędził galopem w las. Remusowi serce biło szybciej. Miał ochotę nakrzyczeć na Kvasira. Albo coś poszarpać.
- Co to znaczy, że jesteś dzieckiem księżyca? – Zapytał zaciekawiony James.
- N-nie wiem – odpowiedział Remus. – Chodźmy już. Jest późno.
Zaczęli, więc jechać szybciej, żeby w jak najszybszym tempie dostać się na błonia. Przypomnieli sobie, bowiem o tym, że nie wiedzą, kiedy Hagrid zamierza odebrać hipogryfy znad jeziora. Jeśli już tego nie zrobił.
***
Wypadli naprzeciwko jeziora, po kilkunastu minutach. Odstawili hipogryfy (na szczęście reszta jeszcze tam stała) i wrócili do sypialni. Remus zasnął szybko.
***
Na śniadaniu kolejnego dnia, zjawili się o zwykłej porze. Było dużo uczniów. Usiedli koło siebie, a James po chwili odebrał gazetę od sowy, która przynosiła mu ją codziennie.
- Zobaczcie! – Podsunął ją do przyjaciół.
Greyback namierzony.
Fenrir Greyback – najbardziej bestialski wilkołak w czarodziejskim świecie – był widziany przez pewną czarownicę w okolicach miasta Forks.
„- Wyglądał strasznie” – mówi kobieta. „- Miał postrzępione ubrania, sklejone od krwi włosy i oczy… Szaleńca.”
Aurorzy przybyli na miejsce kilka minut po otrzymaniu zgłoszenia.
Nie udało im się jednak złapać wilkołaka.
Remus się przeraził. Niedaleko Forks… Poczuł falę gorąca. Był przerażony.
- Hej, Potter! – Krzyknął ktoś. To Severus Snape. Wróg Jamesa.
Nienawidzili się od pierwszej klasy. Wtedy James powiedział coś o jego włosach, Severus oddał mu tym samym… James uznał, że nie warto zadawać się z kimś takim. Chyba Snape myślał tak samo o Jamesie. Snape podszedł do nich.
- Oddawaj moją książkę do eliksirów – powiedział.
- Jaką książkę, człowieku? Ja nie mam nic twojego – James uniósł ręce.
- Jak to nie?! A komu musiałem jej użyczyć, bo swojej nie miał?! – Rzeczywiście, na ostatnich eliksirach, Slughorn dosiadł Jamesa do Severusa, bo nie miał książki. Przez twarz Jamesa przeszedł dziwny skurcz.
- Nie ma jej. Ale powinieneś poszukać w jeziorze.
Remus spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Ty… - Snape wyciągnął różdżkę i przysunął ją do gardła Jamesa. – Zaraz ty możesz znaleźć się w jeziorze!
- Hej, Severus, uspokój się. James na pewno ci jej nie wrzucił do jeziora – powiedział Remus.
- Kto pozwolił ci się odzywać, psie?! Nie patrz na mnie, bo zarażę się twoją chorobą – powiedział z odrazą. Remus spojrzał na niego zdziwiony. Jego wilk tak się przestraszył i zdenerwował, że zaczął się wyrywać. A Remus był w zbyt wielkim szoku, żeby go powstrzymać. 




Oczy mnie bolą!!
I kark... Ale skończyłam!
Co sądzicie o tej notce?
Chciałabym się wam pochwalić!
DOSTAŁAM SIĘ DO ETAPU REJONOWEGO, Z JĘZYKA POLSKIEGO!
Jej!!
Chociaż... Muszę przeczytać 8 lektur... ;-;
Tragedia XD
Pozdrawiam!
Lunaris

piątek, 10 października 2014

Rozdział 21.

Akcja Czytam-Komentuję nigdy nie przestanie trwać! 
Nigdy, nigdy!! 
+Rozdział z lekka innowacyjny!


- Dlaczego?! 
Stali na wysokim zboczu. Pod nimi było wielkie i nieprzebyte morze, którego fale bezlitośnie uderzały o klif. Było ciemno; wiatr wiał bardzo mocno, tak, że nawet dwoje wilkołaków otulało się szczelnie szatami. 
- Dlaczego? - Powtórzył drugi z kpiną w głosie. - Dlatego, że jesteś inny. Że chcesz żyć normalnie, chociaż to niemożliwe. Wiesz - Podszedł bliżej do rozmówcy; teraz stał kilka centymetrów od niego. - Większość chłopców nie przeżywa nawet przemiany. Nie mówiąc już o normalnym życiu. 
Podniósł się szybko. Nadal czuł na skórze zimno od wiatru i wilgoć od wody. A może to przez otwarte okno i pot? Nie zastanawiał się. Wstał i poszedł do łazienki. Jego przyjaciele nadal smacznie spali. Umył się dokładnie, po czym ubrał szaty szkolne, spakował się - wcześniej sprawdzając po dwa razy, czy na pewno ma wszystkie prace domowe - i wyszedł z sypialni. Postanowił ich dzisiaj nie budzić. Niech radzą sobie sami. Uśmiechnął się.
Starał się nie zamartwiać, jak to miał w zwyczaju. Ale było wiele powodów do zamartwiania. Jeden z nich właśnie stał przed nim. W czarnej spódniczce przed kolana, kabaretkach, czarnych butach, białej koszuli i szacie. Z czarno-pomarańczowymi włosami spiętymi w luźny kok i z szkarłatno-złotymi oczami. Z mocno czerwonymi ustami i zbyt długimi kłami. Z paznokciami pomalowanymi na czarno. Ten powód machał energicznie rękami, o mało nie uderzając go przy tym. Tłumaczył mu, jak to został zaatakowany w Zakazanym Lesie przez centaura, z którym teraz się przyjaźni.
- Megan! - Krzyknął do tego powodu. - Opanuj się na chwilę, bo zaraz mnie zabijesz tą ekspresją.
Ona uśmiechnęła się w odpowiedzi i uderzyła go w ramię.
- Jutro pełnia - powiedziała, patrząc na niego smutno. - Już się nie możesz doczekać, co?
- Tak - westchnął. Musiał wymyślić powód, dla którego tym razem zniknie od przyjaciół.
Chora mama?
Nie, to już było.
Chory tata?
To już też wykorzystał.
Tragedia rodzinna?
Przecież już umarła mu babcia, dziadek trafił do szpitala, ciocia została pobita, wujka zaatakowały wampiry... Najlepsze było to, że nie miał babci, dziadka, wujka, a jedyna ciotka, mieszkała we Francji z jego kuzynką i kuzynem, i na pewno nie została pobita.
- Mam pomysł. Pójdziemy do Lasu, zrzucę cię z klifu, pójdziesz do piguły, powiesz jej, że przyjaciołom ma wcisnąć bajeczkę, że jesteś w Mungu - Megan była wyraźnie zadowolona ze swojego pomysłu. Remusowi wydawał się absurdalny. Chociaż patrząc z drugiej strony...
- Zobaczymy - machnął ręką.
Weszli do Wielkiej Sali. Stoły były prawie puste, jedynie kilka rannych ptaszków odważyło się wstać tak wcześnie. Do ósmej było prawie półtorej godziny. Najwięcej osób siedziało przy stole Hufflepuffu. Z pięć od krukonów i dwie osoby ze Slyth'u. Przy stole Gryffindoru siedziały dwie osoby - Megan Night i Remus Lupin.
- Dlaczego im nie powiesz? - Zapytała nagle Megan.
Remus spojrzał na nią z mieszaniną zdziwienia i strachu na twarzy.
- Bo się ode mnie odwrócą - powiedział, zanim zdążył pomyśleć, jak samolubnie to brzmi.
Jego przyjaciółka uśmiechnęła się.
- Nie sądzę. To twoi przyjaciele - powiedziała, wzruszając ramionami. - Wiem, jakie przekonania panują w ich rodzinach, ale jeśli na prawdę cię kochają, zostaną. Tak robią przyjaciele. Poza tym - wzięła do ręki gruszkę i ugryzła ją z uśmiechem - tak byłoby prościej też dla ciebie.
Remus sam tak myślał. Ale z drugiej strony wiedział, że może być zupełnie inaczej, Megan wcale mu nie pomogła. Nawet sprawiła, że poczuł się gorzej.
- Dzięki - powiedział zmęczonym głosem. - Teraz znowu będę o tym wszystkim myślał.
Spojrzała na niego smutno.
- Przepraszam - wstała i usiadła obok niego. Wcześniej siedziała naprzeciwko.
Położyła mu rękę na ramieniu.
- A może nic nie rób? - Zaproponowała. - Pozwól im samym się domyślić? Jeśli są twoimi przyjaciółmi, znają cię dobrze. W trzeciej klasie będziemy dokładnie omawiać wilkołaki. Wtedy może zrozumieją. Zobaczysz, jak to się potoczy.
Zdziwiony powoli odłożył widelec z nadzianym na nim kurczakiem. Spojrzał na Megan i przytulił ją mocno.
- Dziękuję - powiedział głosem stłumionym przez jej szatę.
Kiedy odsunął się od niej zaczęli się śmiać. Zjedli śniadanie do końca i poszli na błonia. Usiedli w tym miejscu, w którym kilka dni temu przyznali się sobie, czym są. Siedzieli rozmawiając.
- Hej, zaraz lekcja - powiedziała Megan, zrywając się.
- Obrona. Lecimy - Ostatnie słowo Remus krzyknął do niej, kiedy biegł. Pod klasę dotarli przed dzwonkiem.
***
Nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią nie potrafiła prowadzić lekcji. Ale to nie zrażało Remusa i nadal, uparcie zgłaszał się, udzielał i bardzo, bardzo starał. Dzisiaj jednak nie było mu dane nawet słuchać tego, co mówi pani Auditore, ponieważ jego przyjaciele mieli pretensje.
- Nie obudziłeś nas - zaczął James.
- Wolałeś uciec i Merlin jeden wie, co robić z Megan Night - dodał Syriusz.
Remus chciał się tłumaczyć, że on nic nie robił, że po prostu chciał zostawić ich samych, bo obudził się szybko, ale nie pozwolono mu.
- I prawie się spóźniliśmy.
Bo rzeczywiście. Megan i Remus stanęli przed klasą równo z dzwonkiem. Wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali na nauczycielkę. Remus obejrzał się i zobaczył ją, idącą wolnym krokiem, ale po sekundzie z bocznego korytarza kawałek przed nią, wypadli James, Syriusz i Peter, Za ten niebywały pokaz umiejętności szybkiego biegania, zostali nagrodzeni piętnastoma ujemnymi punktami. Teraz on musiał to odrobić. Tylko w jaki sposób, w momencie, kiedy jego przyjaciele nie pozwalają mu na to?
- Przepraszam - machnął ręką. - Nie sądzicie, że powinienem skupić się na lekcji, żeby odrobić te stracone przez was punkty?
I już nie słuchał ich minimalnych zaczepek ani innych głupich rzeczy jakie robili.
Oczywiście pod koniec lekcji Gryffindor wyszedł na plus. Dwadzieścia punktów w górę.
***
Jeśli miała być szczera wobec samej siebie, to nie wiedziała, czy powiedziała prawdę przyjacielowi. Może jednak źle postąpiła mówiąc mu, żeby pozostawił wszystko w rękach losu, Merlina i Boga. Ta trójka wcale nie była zgranym tercetem. Nie zastanawiała się nad tym jednak. Przez tyle lat nieustannego cierpienia uznała, że nie warto. Nauczyła się ignorować wszystko. Żarty jej przyjaciół. Swoje wspomnienia, Flirt jakichś przygłupów, którzy chcieli się z nią umówić. Smutek. Żal. Ból. Nawet ból fizyczny umiała ignorować. Każdą rzecz, która sprawia, że jesteś człowiekiem ona potrafiła odesłać z kwitkiem. Tak samo, jak potrafiła udawać. Każde uczucie. Remus też to potrafił. Bo też przeżył wiele złego. Ale nie tyle co ona.
Z cichym westchnieniem znudzenia usiadła na łóżko. Pokój miała sama. Zabawne.
Zdjęła uwierające kabaretki i spódniczkę, zamieniając je na ulubione, czarne spodnie. Koszuli i krawatu też się pozbyła, a na ich miejsce ubrała szary sweterek. Włosy wyczesała i ponownie spięła w kok. Założyła brązowe buty emu, których bynajmniej nie nosiła jako butów wyjściowych. Nie podobały się jej. Pomimo swojego z lekka chłopięcego charakteru Megan nie potrafiłaby wyjść do ludzi brzydko ubrana. Zawsze starała się dobierać ubrania jak najlepiej i w stylu jak najbardziej adekwatnym do jej nastroju. Jednego dnia była odstraszającą gotką, drugiego zmysłową dziewczyną ubraną w skórę, kolejnego hipisem, punkiem... Czasem nawet ubierała się na sportowo. Wszystko zależało od jej nastroju i tego, co chciała uzyskać. Tym razem po prostu stawiała na wygodę, a poza tym nie miała w planach spotkania z kimkolwiek. Wyszła z sypialni i skierowała się w stronę kuchni, uprzednio biorąc do ręki pierwszą, lepszą mangę yaoi, jaka wpadła jej w ręce. Były porozrzucane po jej pokoju tak jak mangi-horrory i książki fantasy. Wszystko to stanowiło część jej samej. Odwracając mangę tyłem zobaczyła, że jest to Sweet and gentle heat. Nie lubiła tego. Myślała, że wzięła ACID Town, ale cóż. Okładki tych mang bardzo się różniły i po chwili Megan zaśmiała się z własnej głupoty. Jedna z okładek (tej, którą trzymała w rękach) była kolorowa i wesoła, a od ACID Town biła rozpacz i przygnębienie. Pokiwała głową i zaczęła czytać, jednocześnie idąc. Kiedy dotarła pod kuchnię uśmiechnęła się i zamknęła czytaną mangę. Przerwała właśnie Barnaby'emu i Kotetsu we wspólnej kąpieli, ale cóż. Była głodna! Weszła do środka i od razu została obskoczona przez skrzaty.
- Czego Panienka potrzebuje? - Zapytał jeden, piskliwym glosikiem.
- Chciałam poprosić o duży kubek gorącej czekolady i jakieś dobre ciastka do mojej sypialni. Mogę? - Znała odpowiedź, ale i tak z zasad grzeczności zapytała. Skrzaty pokiwały energicznie głowami. Megan uśmiechnęła się. Nie lubiła wykorzystywać innych, ale skrzaty po to były. Poza tym chyba to lubiły.
Wróciła się więc do pokoju, wznawiając lekturę. Barnaby chyba się cieszył, bo mógł dokończyć kąpiel ze swoim kochankiem.
Kiedy wróciła do pokoju jej uczta już na nią czekała. Usiadła więc, odkładając mangę i wzięła do ręki książkę. Zatopiła się w lekturze zapominając o świecie.
***
Remus siedział z przyjaciółmi w Pokoju Wspólnym. Ale była to inna grrupka niż zazwyczaj. Huncwoci, Erick i Damien, Dorcas, Lily, Eleanor i Agatha. 
- Hmm... Gdzie Megan? - Zapytał Damien. 
- Siedzi w pokoju odcięta od świata i ostentacyjnie pokazuje, że ma straszne życie - powiedziała Agatha. 
- Skąd wiesz? - Zainteresował się Syriusz. 
- Tak przypuszczam - wzruszyła ramionami i odrzuciła włosy do tyłu. 
- Pójdę po nią - stwierdziła Eleanor. Wstała i poszła po koleżankę. 
Rozmawiali i śmiali się ze wszystkiego w około. Po chwili przyszła Megan i El. 
- Przerwaliście mi - stwierdziła z udawaną złością. 
***
Szedł korytarzem do Wrzeszczącej Chaty. Czuł się jak zwykle rzed pełnią - źle. Zbierało mu się na wymioty. Kiedy doszedł do ciemnego pomieszczenia, z zakrawionymi ścianami i skrzypiącą podłogą usiadł na sofie, która zaskrzypiała mówiąc, że nie jest to bezpieczne. Zdjął koszulę i spodnie i wcisnął je pod obluzowaną deskę podłogi. Przetarł twarz dłonią. Jego uwagę przytuła książka leżąca na stole. Z zakrwawioną okładką i z tego, czego po chwili udaje mu się dowiedzieć, także stronami. Książka miała tytuł "Kredo". Przeglądał strony powoli ze strachem spowodowanym opisanymi w niej czynnościami. Po przekartkowaniu całej, zobaczył, że w okładce z tyłu znajduje się schowek. Otworzył go. W środku był naszyjnik w kształcie... Czegoś co przypominało trójkąt ze skrzydełkami. I z napisem "Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone"



Siemka! Co tam? 
Mnie boli głowa. Przepraszam, za przestawienie terminu ;-;
I chyba pomyliłam imiona tych gości z mangi... Zresztą. Nieważne XD
Mam nadzieję, że się podobało ;)
Lunaris

sobota, 4 października 2014

Przepraszam najmocniej

Siemka podglądacze!
Nowa notka miała pojawić się 3, jednakże z powodu minimalnych problemików  nie udało mi się jej dokończyć. Dzisiaj jestem w Gdańsku (właśnie siedzę w samochodzie przed Auchan), więc kolejny rozdział pojawi się jutro do maksymalnie 13 :)
Przepraszam za niekonsekweność :/

Lunaris

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 20.

Czytasz? Komentuj! Daj znak, że mam dla kogo pisać!
Poza tym, zapraszam do zwrócenia uwagi na kolumienkę "Prorok" .
Informacje dotyczące rozdziałów, jeśli chcecie. 


- Chcę coś zjeść! - Krzyknął Peter, kiedy siedzieli w Pokoju Wspólnym w środę, po lekcjach. Pogoda za oknem była śliczna; słońce w świeciło mocno, pomimo nieubłaganie zbliżającej się jesieni, na niebie nie było ani jednej chmurki, poza tym wiał lekki i przyjemny wiatr. Jeden z tych wiatrów, które nie sprawiają, że człowiek nie chce wystawiać nosa za drzwi, ale wręcz przeciwnie, chciałby wybiec mu na przeciw z krzykiem "Nie zwiejesz mnie!". To był taki wiatr, który dodaje pozytywnej energii.
Udało im się zająć sobie miejsce przy stoliku pod oknem, więc Remus szybko rzucił się na fotel przy oknie, rozkładając się na nim wygodnie i napawał się słońcem, którego promienie przyjemnie smagały mu twarz.
- Pete, nie żeby coś - Syriusz uniósł ręce. - Ale ty zawsze chcesz coś zjeść. - Poklepał przyjaciela po ramieniu. Peter spojrzał na niego, ale nie odpowiedział. James parsknął śmiechem i z wesołym wzrokiem spojrzał na Remusa, po czym kiwnął w stronę przyjaciół i wywrócił oczami. Remus zrobił pobłażliwą minę i puknął się palcem w czoło śmiejąc się. Wyjrzał na zewnątrz.
- Syriusz, otwórz okno - polecił przyjacielowi. Ten niechętnie wstał i spełnił prośbę.
W tym czasie James zajął mu miejsce, bo siedział najdalej od okna i promienie słońca nie ogrzewały go.
- O nie Potter! Nie ma takiej opcji w ogóle! Spadaj! - Syriusz pchnął Jima.
- E-e! Wstałeś, miałem prawo to zrobić!
- Jesteście w zmowie! To mistyfikacja i oszczerstwo! - Wskazał palcem na Remusa, który uniósł ręce w poddańczym geście.
- Ja nic nie zrobiłem - powiedział znudzonym głosem. - Poza tym Syriuszu, nie wiedziałem, że znasz takie trudne słowa.
- Nie znam. Rzucałem na chybił trafił. Udało mi się dobrze je wykorzystać? - Uśmiechnął się szeroko, najwidoczniej się poddając i siadając na uprzednim miejscu Jamesa, który patrzał na niego z wyrazem triumfu na twarzy.
Remus zaś spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Tak, udało ci się, głupku - machnął na niego ręką.
Peter śmiał się już od dłuższego czasu.
- Stop! - Uniósł jedną rękę. - Nie mam już siły! Boli! - Jęknął. - Brzuch! Mnie! - Wziął duży wdech; był cały czerwony od śmiechu. - To wasza wina!
Teraz wszyscy się śmieli.
Potem Remus znowu spojrzał na zewnątrz, przez czystą do połysku szybę. Pomyślał, że skrzaty w Hogwarcie muszą bardzo ciężko pracować, bo wszędzie wszystko wygląda idealnie. Pozwolił swoim myślom błądzić. Po zakamarkach Hogwartu, błoni, Zakazanego Lasu. Wszystko było takie świetne. Sam fakt, że jest tu. Że z resztą Huncwotów łączy go taka mocna więź, że są dla siebie jak bracia. To wszystko było niewypowiedzianie niesamowite. Huncwoci nie mieli przed sobą tajemnic. No, dobrze. Oficjalnie nie mieli. Remus spochmurniał.

Czy skoro jesteśmy sobie tak bliscy, powinienem im powiedzieć?
Czy to nie jest przypadkiem oszukiwanie?
Wmawianie im nieprawdy?
Mydlenie oczu?
Nagle zainteresował się Wierzbą Bijącą. Kolejnym artefaktem jego likantropii. Przykre było to, że Remus chciał powiedzieć przyjaciołom, czym jest. Ale co z tego, że chciał? Że miał dobre chęci? "Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi chęciami". I tak jest już potępiony, więc czemu by nie spróbować? No, ale co by było, gdyby im powiedział? Syriusz jest z rodziny, która nienawidzi mieszańców. Peter pewnie też. O Jamesie nie wspominając, przecież jego tata jest aurorem.
Już kilka razy złapał się na myśleniu na temat tego, czy się przyznać. To źle. Czyżby  zamierzał zdradzić swój sekret? Czyżby chciał wtajemniczyć przypadkowe osoby w tajniki swojego cierpienia? Z drugiej strony, czy jego przyjaciele nie byli jedynymi osobami z zewnątrz, którym mógł to powiedzieć? Czy chce dalej tak żyć? Okłamywać tych, na których mu zależy? Być fałszywym? Czasami czuł się jak zbieg z Azkabanu. Czasami myślał, że lepiej byłoby nie mieć przyjaciół. Nie miałby takich problemów. Ale czy to nie jest samolubność? Która z opcji byłaby samolubna? Czy w ogóle którakolwiek jest? I która z nich bardziej podchodzi pod masochizm, skoro i z jednej, i z drugiej strony jest mu trudno i niedobrze? Nie wiedział i najprawdopodobniej nigdy się nie dowie. Bo, czy sensownym jest rozmyślać nad czymś takim? Czy jest sens psuć sobie samopoczucie? Westchnął głęboko. 
Zbyt dużo myślisz. 
- Remusiaku, słuchasz mnie, kochanie? - James pomachał mu ręką przed oczami.
- Tak. Nie. Powtórz - powiedział, potrząsając głową.
- Co ty robisz, hę? - Zapytał Syriusz. - Ostatnio często błądzisz myślami. Gdzieś.
- No przepraszam, no - jęknął.
- Coś się stało? - Zainteresował się Peter. - Nam możesz powiedzieć wszystko. 
Jesteś pewien? Nawet to, że jeśli zechcę mogę zabić cię jednym ruchem ręki?  
- Nie. Nic - przetarł twarz dłonią i spojrzał na Jamesa..- Mów.
Jim uśmiechnął się pobłażliwie.
- Dobra, powiem od początku. Czytałem Proroka i tam pisali o Greybacku. Wiesz coś o nim?
- Dlaczego miałbym coś o nim wiedzieć? Nie rozumiem, dlaczego mnie pytasz. Skąd mam mieć jakąkolwiek wiedzę na jego temat? Nie znam go. Nigdy nawet go nie widziałem - zdenerwował się Remus.
- Ej. Po prostu Syriusz i Peter, ani ja nic nie wiemy - James zaczął go uspokajać.
Na to zdenerwował się jeszcze bardziej. Teraz zaczną coś podejrzewać.
- Coś tam wiem... No, on jest wilkołakiem. Przemienia małe dzieci. Najczęściej chłopców. Gwałci ich... - Przełknął ślinę. - Ponoć jest okropny.
Chłopaki patrzeli na niego.
- Czytałem o nim. Jest poszukiwany - mruknął Jim.
- Nie zamkną go. Nie uda im się - powiedział Remus z przekonaniem.
- Dlaczego? Aurorzy są świetnie wyszkoleni - wtrącił Syriusz.
- Właśnie. Poza tym, ich jest wielu, a on sam jeden - dodał Peter.
Remus pokręcił głową.
- Najpierw trzeba go znaleźć. A to nie jest proste. Powiem więcej, to jest prawie awykonalne - podkreślił ostatnie słowo. - Uznajmy, że go znajdą. Ale na sto procent nie uda im się go złapać. Nie zamkną go.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Cóż. Hej, a wiecie czy to prawda, że kiedy zabije się wilkołaka, to wszyscy, których przemienił znowu stają się ludźmi? - Peter zmienił temat.
- To nie jest prawda. Zabijesz go to umiera. I tyle. Brak jakichkolwiek dodatków, czy efektów specjalnych - Remus kiedyś wierzył, że tak jest. Zbije Greybacka i znów będzie mógł wieść zwyczajne życie. Ale czy on potrafiłby wieść normalne życie? Chyba nie. Pomimo wszystko, przyzwyczaił się do bycia wilkołakiem, a poza negatywnymi, były też pozytywne strony takiej egzystencji.
- Skąd tyle wiesz o wilkołakach, Remmy? - Zapytał nagle James, po chwili ciszy.
- Eee... Interesuję się nimi - Trzeba zmienić temat. Zmienić temat. - A co z tymi dziwnymi zniknięciami mugoli, ostatnimi czasy?
- Tez o tym czytałem... - Zaczął James, ale Syriusz mu przerwał.
- To ty taki oczytany bardziej jesteś...
Jim obrzucił go zranionym spojrzeniem, ale nie odgryzł się.
- Myślę, że te zniknięcia są ze sobą powiązane.
- No, poza tym ich wszystkich musiał porwać i zabić czarodziej - dodał Peter.
- Taa... - James opadł na oparcie fotela, rozkładając się w nim.
- Ale po co komu mordować tylu mugoli? - Zapytał Syriusz.
- Ludzie są dziwni, a niektórzy nie mogą znieść myśli, że mugole żyją. Więc... Zresztą - Remus machnął ręką z roztargnieniem. - Nie ważne. Nie rozmawiajmy o tym.
- Ej, a może to właśnie Greyback? - Powiedział Peter.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Wątpię. - Westchnął Remus. Miał dość tych tematów, chociaż sam się ich podjął. - Wracajmy do sypialni - zaproponował.
Więc poszli. Usiedli na łóżku Remus, stojącym w rogu pokoju.
- Wracając do tego co mówiłem. Głody jestem - jęknął Peter.
- No, to... Mam chipsy - Syriusz z cichym westchnieniem wstał z łóżka i podszedł do swojej szafki wyjmując z niej opakowanie mugolskich lays'ów.
- Ja mam cukierki - tum razem James wstał.
-Ja opakowanie mini-batoników - Remus zgramolił się z łóżka i otworzył swoją szafkę. Poszperał w niej i w końcu znalazł wcześniej wspomniane słodycze.
Wrócił na swoje miejsce między Syriuszem opierającym się o ścianę przy wezgłowiu łóżka, a Peterem.
- Syriusz? - Zaczął James. - Wiesz, od dłuższego czasu chcę ci coś powiedzieć.
Syriusz spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Mów więc.
- Jesteś idiotą.
Peter i Remus śmiali się głośno, kiedy Syriusz rzucił się na Jamesa. Turlali się po łóżku, aż w końcu z niego spadli. James podniósł się, masując głowę.
- Aua. Boli. Tu - powiedział jak dziecko, płaczliwym głosem.
- Mam to samo - Syriusz rzucił się na swoje miejsce, uderzając przy tym Remusa. Bolałoby, gdyby nie wilkołactwo.
***
Remus nie mógł zasnąć. Wiercił się, kręcił i nic nie dawało liczenie owiec, wymyślanie historyjek, czy nawet nie otwieranie oczu na siłę, przez dłuższy czas. Wstał i podszedł do okna, siadając na podłodze. Patrzał na błonia oświetlone blaskiem księżyca, który teraz bardziej przypominał rogalik. Taki chudy, czekoladowy rogalik, taki, który Remus z chęcią by zjadł. Albo nie. Taki z nadzieniem kokosowym, którego Remus by nie tknął, bo przyprawiłby go o wymioty. Tak. Takie porównanie wydaje się być lepsze.
Ze swojej perspektywy widział wyjście ze szkoły. I właśnie ktoś nim wychodził. Jakaś postać owiana nutą tajemnicy i cienia. Ubrana na czarno, w skórzane spodnie i gorset. To musiała być kobieta. Miała włosy sięgające kawałek za ramiona. Ciemne. Kto to był?
Po chwili postać weszła za krzaki, przez co Remus stracił ją z oczu. Nie widział jej przez jakiś czas, aż w końcu coś poruszyło gałęziami krzewu. Zza krzaków wyszedł duży, biały wilk i popędził w stronę Zakazanego Lasu. Remus patrzał za nim długo. Potem wstał i położył się do łóżka. Zasnął od razu.
***
Remus lubił lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Syriusz lubił lekcje Asrtonomii. James lubił lekcje Zaklęć. Peter lubił lekcje Zielarstwa. Ale zgodnie, Huncwoci nienawidzili lekcji Historii Magii. Były nudne, żmudne i bez sensu prowadzone. Każdy z nich łudził się, że profesor Binns chociaż raz ich zaskoczy i zrobi coś ciekawego. Ale nie. On wchodził do klasy wolnym krokiem, stawał za katedrą i zaczynał swój monotonny i nieciekawy monolog, trwający całą lekcje. Zdawał się nie zauważać tego, że nikt go nie słucha i jedynie trzy osoby w całej klasie cokolwiek notują. Więc i tym razem, nie odstawiając swojego zwykłego przyzwyczajenia, Binns wszedł do klasy, ustał za katedrą, wyciągnął notatki. I już miał zacząć wygłaszać mowę, kiedy do klasy wparował profesor Nickmann.
- Panie profesorze - powiedział na wydechu, opierając się o framugę drzwi. Był wyraźnie zmęczony, jakby przebiegł spory kawałek. - Profesor Dumbledore pana wzywa. Mówi, że to ważne i, że musi pan do niego iść.
- A co z lekcją? - Zapytał, nie chcąc zostawiać swojego rytuału niedokończonego. Może chociaż kilkanaście minut monologu? Dwadzieścia? Dziesięć? Pięć?
Nie? Westchnął.
- Ja ją poprowadzę. Zastąpię pana - nauczyciel run uśmiechnął się rozbrajająco czarująco.
- No dobrze, skoro to takie ważne - podrapał się z tyłu głowy. - Tu są notatki.
I wyszedł. Nickmann zamknął za nim drzwi.
- Witam was. Nie znacie mnie zapewne, no, może pomijając kilka osób - tu spojrzał na Huncwotów. - Nazywam się Louis Nickamnn, jestem nauczycielem Starożytnych Run. Z historią raczej ma to niewiele wspólnego - usiadł na schodkach pod tablicą, tak, żeby wszyscy go widzieli, ale nie musiał się wysilać, żeby stać - więc powiedzcie mi, co teraz przerabiacie?
W klasie cisza. Ale wszyscy patrzeli na nieznanego nauczyciela z zaciekawieniem. Wiele dziewcząt nawet z niemałym zauroczeniem; profesor był przystojny.
- Aha. Okej - powiedział. - Czyli muszę wstać. Piękne dzięki, wiecie? - Westchnął teatralnie i wstał. Wziął notatki Binnsa do ręki. - Jejku, jakie kaligraficzne pismo - mruknął.
Po chwili ciszy odwrócił się do klasy, opierając się o ścianę.
- Dobra. Uznaję, że nie ma sensu, żebym wam to mówił. I tak nikt z was nic nie notuje. A ten temat nie jest aż taki ważny. Poza tym, jeśli powiem profesorowi Binnsowi, że to z wami przerobiłem, a wy przytakniecie, jeśli się was zapyta, co nadmieńmy, raczej się nie stanie, będzie dobrze. Pójdziemy na takie coś? - Po klasie rozległo się entuzjastyczne "tak". Nauczyciel uśmiechnął się. - Chcecie pogadać o czymś? O moim przedmiocie? Albo... No nie wiem. Jak macie jakiekolwiek pytania do mojej osoby, walcie śmiało.
Jakaś uczennica zgłosiła się. Profesor spojrzał na nią i kiwnął głową.
- Jest pan w związku?
Śmiechy rozległy się po klasie.
- Tak. A co? - Uśmiechnął się.
Uczennica pokręciła głową i oddała uśmiech. Remusowi przypomniało się kilka scen. Pierwsza w korytarzu. Kiedy usłyszał dwóch mężczyzn i widział, jak się całują. Potem kartka do Eiri'ego, od Nickmann'a i to jego dziwne, podekscytowane spojrzenie. Wyrzut w głosie profesora, kiedy nauczyciel astronomii nie przyszedł do niego, tak jak obiecał. Remus nie chciał wiedzieć co Eiri obiecał Nickmann'owi. Zrozumiał wystarczająco dużo, żeby uśmiechnąć się głupio.
- Czy starożytne runy są trudne? - Rzucił ktoś z tyłu klasy.
- Nie. Przynajmniej dla mnie, ale to raczej subiektywna ocena. Ale raczej uczniowie nie mają z tym przedmiotem problemu - wzruszył ramionami.
- Co pan wie o napaściach na mugoli? - Zapytał James.
Nickmann spojrzał na niego. Nastała chwila ciszy, jakby zastanawiał się ile im powiedzieć.
- Musicie wiedzieć, że dzieje się coś niedobrego. Coś wielkiego - znowu zamyślił się. - Te zniknięcie i mordy są powiązane. To nie jest tak, że kilku czarodziejów nagle zapragnęło pozabijać mugoli. Nie. To ktoś... Jeden. Silny i jak na razie niewykrywalny.
Wszyscy się wzdrygnęli.
- Hej, ale nie bójcie się! Nie ma czego. W końcu zostanie złapany, wtrącony do Azkabanu i tyle go widzieli - powiedział.
- A może to Fenrir Greyback? Teraz przecież jest poszukiwany - Peter nadal był przeświadczony tym, że to wilkołak wszystkich zabija.
- Wątpię. On tak nie robi. Woli przemieniać i gwałcić małych chłopców, niż zajmować się dorosłymi mugolami. Greyback to wariat. Nie udałoby mu się zrobić tego tak, żeby nikt go nie złapał.
- Ale przecież Ministerstwo go szuka. Więc skoro jest wariatem, dlaczego go nie złapali? - Podchwycił Syriusz.
- Bo jest przebiegłym wariatem - to stwierdzenie wywołało salwę śmiechu w klasie. - Ale nie, na serio, to uważam, że nie on to robi. To nie jego styl. Jak już wspomniałem, on skupia się na przemienianiu. Woli małe dzieci, bo zapewne uważa, że są łatwiejszą zdobyczą. Nie interesują go dorośli - stwierdził, przelotnie patrząc na Remusa. Ten nie miał siły słuchać tego dłużej. Spojrzał na nauczyciela błagalnie. Udało mu się. Nickmann pochwycił spojrzenie. - No, ale nieważne. Ktoś, coś? Co dalej?
Remus westchnął głęboko. Nie miał siły dłużej rozmawiać na temat śmierci i Greybacka. Po raz kolejny odpłynął myślami gdzieś daleko.
***
- Jest świetny - powiedział James.
Siedzieli na błoniach i rozmawiali na temat jedynej ciekawej lekcji Historii Magii, jaka im się przytrafiła.
- No! Chyba wezmę Starożytne runy, jak już będziemy mogli - zamyślił się Syriusz.
Po chwili przyszła do nich Megan. Ubrana w skórzane spodnie i szarą koszulkę. Rzuciła się na ziemię między Remusem, a Syriuszem.
- Siemka. Mogę? - Zapytała, kiedy było już po fakcie.
- Yhym - mruknął Peter, pochłaniając czekoladowego batonika.
Megan oparła się o mur szkoły, który znajdował się za nimi. Zamknęła oczy.
- A ty co, zmęczona? - James przesunął się tak, że siedział naprzeciwko niej. Dźgnął ją palcem w brzuch.
- Taa... Nie wyspałam się - przetarła twarz dłonią.
- To co w nocy robiłaś? - Remus zapytał szukając, czegoś w torbie.
- Łaziłam po błoniach - wzruszyła ramionami.
Remus znieruchomiał. Wyłączył się. Przed oczami stanął mu obraz postaci wychodzącej ze szkoły. Wilka wybiegającego zza krzaków. Ta kobieta... To mogła być Megan. Ale czy na pewno? I co z tym wilkiem? Kim była jego przyjaciółka? Nie mogła być wilkołakiem. Nigdy nie widział jej w czasie pełni. Chyba, że w tunelu jest jeszcze jedno przejście, prowadzące do innego miejsca... Ale nie. Przecież wyczułby ją. Nawet teraz czułby, że pachnie inaczej. No, dobrze, pachniała inaczej, ale nie tak, jak wilkołaki. Równie dobrze mogłyby być to perfumy.
- No dobra, ja spadam - Megan wstała.
Ocknął się szybko.
- Czekaj. Chce się coś zapytać. Chodź - powiedział, łapiąc ją za ramie.
Przyjaciele patrzeli na niego dziwnie.
Złapał ją dość mocno i uśmiechnął się w duchu. Nic nie powiedziała.
Doszli do jakichś tylnych drzwi. Były zamknięte. Usiedli na schodach przed nimi. Z obu stron rosły krzewy.
- Co się stało Remus? - Zapytała zaciekawiona. Jakby martwiła się o niego.
- Megan... To będzie dziwne pytanie, ale... Powiedz mi - spojrzał jej prosto w oczy. Szkarłatno-złote. - Powiedz... Kim jesteś?
Ona zdziwiła się.
- No, jak to kim. Czarodziejem. Megan. Night - powiedziała szybko, unikając jego spojrzenia. Westchnął.
- Wiesz, że... - Zaczął, ale mu przerwała.
- Lykan. - Powiedziała na wydechu. Szybko, tak, że Remus zrozumiał tylko dzięki likantropii.
- Co? - Zdziwił się.
- Lykan. Niezbyt znane. Prawie wymarłe. Na świecie są dwa. Jedna druga z tego siedzi przed tobą - powiedziała, nadal na niego nie patrząc. - Lykanie to pół wampiry, pół wilkołaki. W jakiejś części też ludzie. Mogę zmieniać się w wilka. Przed pełnią moje zmysły szaleją. Muszę pić krew. Ale odczuwam zmiany temperatur. - Spojrzała na niego w końcu. - Oto, czym jestem, wilkołaku-Remusie.
Znowu westchnął.
Nie wierzył, że ona wie. 




Lumos, czarodzieje!
Jak tam u was?
Ja... POKOCHAŁAM DARY ANIOŁA. I MALECA. *.*
I Adama Lamberta. No i Tommy'ego Joe'go Ratliff'a. :3
Notka krótsza, ale nie miałam pomysłu jak to wyciągnąć. Wstawiona z autopublikacji! Dotąd przeze mnie nie używanej.
Powiem, że niezbyt pewna byłam co do użycia jej.
Ah, no i z góry mówię. To nie miało się tak skończyć. No, ale co tam. Niech będzie. 


 

piątek, 19 września 2014

Cóż mam rzec.

Eh...
Weny brak, przynajmniej na pisanie rozdziałów do bloga.
Ale! To nie oznacza, że tego nie zrobię!
Do wtorku najpóźniej dodam nowy rozdział. Obiecuję.
I zamierzam usystematyzować notki tutaj się pojawiające.
Pani Alex i Pani Lexy bardzo mi w tym pomagają, chociaż najprawdopodobniej nie zdają sobie z tego sprawy.
Otóż.
Te dwie osoby wyznaczają mi terminy do oddawania rozdziałów zupełnie innego opowiadania.
Z tym, że ja te terminy będę wykorzystywać także tutaj.
Nie będzie już niesystematycznie pojawiających się notek!
Stop dla miesięcznego czekania na rozdział!
Od teraz będzie tutaj lepiej.
Zmienię też kolumienkę "Mapa Huncwotów" na "Prorok". W ten sposób będzie lepiej.
Tak więc do nowej notki, podglądacze!
Do zaniedługo!
;*

Lunaris

wtorek, 2 września 2014

Nominacja z zaskoczenia

Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez i ♥ me, i powiem, że jestem zaskoczona, bo myślałam, że to z tą akcją już ucichło, a tu okazuje się, że nie. :3
Zresztą nieważne XD
Dziękuję za to i za to, że ostatnio zaczęłaś komentować! Bardzo się z tego powodu cieszę, serio! ♥
Także. Nikogo nie nominuję, bo tej nominacji nie można oddawać, a tych, których ewentualnie mogłam, już nominowałam :/
Ale na pytania odpowiem!
Soł.
1.Podaj swoje imię/imiona.
Jestem Marta, ale wolałabym, żeby zwracano się do mnie Megan ;) Ewentualnie trzy.
Ci którzy powinni, zrozumieją.
2. Jaka jest twoja ulubiona książka? 
Harry Potter.
Poza tym Niezgodna, Z ciemnością jej do twarzy, Dracula, podręcznik do polskiego i pewna książka, która nie ma tytułu i nie została wydana. Jeszcze, Al. Jeszcze. (ostatnie zdanie do autorki)
3. Gdybyś mogła przywrócić życie jednej postaci, kto by to był? 
Remus Lupin. Tak. 
4. Masz jakieś zwierze? 
Rybki. Ale ich nie liczę.
Poza tym... Wilka.
Takiego tam, możecie znać z książek Rowling, bo (nie wiem czemu) wykorzystała go jako postać w swojej serii. Ja się nie zgodziłam, ale on tak. Cóż.
5. Twój ulubiony film? 
Ostatnio zachwycił mnie film tytułem "Lucy", ale ogólnie ulubionego nie mam.
Wszystko co z nadnaturalnością i magią przeważnie jest moje ulubione.
6. Twoja ulubiona piosenka? 
W tym momencie słucham "Don't forget where you belong". Ulubionej nie posiadam.
7. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, to co byś zmieniła, czego byś nie zrobiła? 
Kiedyś znałam takiego chłopaka... Chciałabym go nie poznać.
Poza tym... Chciałabym zrobić coś więcej w związku z pewną osobą. Ale to bardziej osobista rzecz.
8. Twoje motto, którym się kierujesz? 
Chyba takowego nie posiadam.
Jest wiele rzeczy, które mnie ukierunkowują...
Np. Jeśli idziesz za tłumem, nie dotrzesz nigdzie. Zatrzymasz się.
Jeśli pójdziesz własną ścieżką, nawet bez jakiegokolwiek wsparcia, jeśli nie uda ci się dopiąć celu będziesz mieć satysfakcję, że próbowałeś.
To chyba głównie.
9. Czy chciałabyś zrobić sobie tatuaż? 
Tak.
Coś takiego, ale, żeby wilk był bardziej "na" księżycu i bez trawy.
4869332.jpg (400×446)

10. Twój największy życiowy sukces? 
Wyróżnienie na konkursie przedmiotowym z matematyki, dostanie się do wymarzonego gimnazjum i założenie bloga.
11. Co robisz, żeby jak najszybciej poprawić sobie humor? 
Czytam, piszę, słucham muzyki, wymyślam historyjki i tłumaczę symbole.

Także. Z pytań to na tyle :)
Jeszcze raz DZIĘKUJĘ!! =^.^=

Co do bloga nowa notka będzie. Niedługo, bo pomimo świetniej ilości komentarzy wen gdzieś uciekł. Nie wiem, ale wysłałam listy gończe i zgłosiłam zaginięcie. Może Itaka pomoże?

Do napisania
:3
Lunaris

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 19.


Komentarze pomagają w pisaniu!
Czytam - Komentuję

Jak już wcześniej wspomniałam, zakończenie wakacji tylko dla czarodziejów nie było tragedią. Remus cieszył się, że znów będzie mógł błądzić po wielkim zamku, spotykać się z przyjaciółmi, odkrywać tajniki magii, no i przede wszystkim - chodzić do niesamowitej Hogwarckiej Biblioteki. I znając resztę Huncwotów już by się z Remusa śmieli, z tę ostatnią myśl.
- Dzień dobry wszystkim - powiedział, gdy zszedł do kuchni. Jego mama robiła śniadanie, a tata jej pomagał.
- Cześć Remusie - Lyall postawił talerz z kanapkami na stole. - Wracasz do Hogwartu...
- Już nie mogę się doczekać! Chcę wrócić, chcę już tam być! To jest tak niesamowite miejsce... - Jego mama z uśmiechem usiadła naprzeciwko niego.
- Lyall, widziałeś tą roślinę, którą Remmy nam przysłał? - Zapytała.
- Tak. Jest wielka, prawda? Chyba wiemy dlaczego - poklepał syna po plecach i potargał mu włosy.
- To wcale nie jest zabawne. Czuję się jak chory psychicznie, bo ona mnie lubi - powiedział Remus, opierając głowę na rękach.
Jego rodzice tylko parsknęli śmiechem.
- Spójrz na to z innej perspektywy. Masz coś, jakby zwierzątko domowe - jego tata nie tracił entuzjazmu.
- Skąd wy macie tyle dobrego humoru, to ja nie wiem - oparł się o krzesło z rezygnacją.
~~~~
Byli już na peronie, teraz wystarczy jedynie przejść przez barierkę i po sprawie. Po łzawym pożegnaniu z mamą, razem z tatą podeszli do barierki i od niechcenia odparli się o nią. Po chwili ustąpiła i znaleźli się na peronie 9 i 3/4. Ich peronie.
- Nie będę ci wygłaszał mów. Baw się dobrze - powiedział ojciec.
- Tato... Mam jeszcze dużo czasu... Powiedz mi, w jakim byłeś domu? I jakie miałeś oceny? I w ogóle jak się zachowywałeś? - Przez twarz jego ojca przemknął krótki uśmiech.
- Ja byłem w Gryffindorze. Oceny... Dobre. Nie byłem taki pracowity jak mój syn. A co do zachowania... Miałem kilku przyjaciół... Pottera... Znałem też Alpharda Black. Szkoda, że był w Slytherinie, bardzo miły facet... Więc jak już tak we trójkę, ja, Charlus i Marcel, wszędzie ze sobą chodziliśmy. Wszystko robiliśmy razem, a z tego wychodziły różne dziwne rzeczy.
- Marcel? Jaki Marcel? - Dopytywał Remus.
- Nie znasz go. Marcel Eiri.
- Znam! To przecież mój nauczyciel Astronomii*! A pan Potter to ojciec Jamesa, mojego przyjaciela.
Lyall zdziwił się. I to bardzo.
- A Alphard Black... - kontynuował Remus.
- To mój wuj. - Usłyszeli głos kogoś, obok nich.
Syriusz. Nadal posiniaczony, ale Syriusz.
- Syri! - Remus przytulił go.
- Dzień dobry, panie Lupin - powiedział jego przyjaciel.
- Alphard to twój wuj?
- Tak.
Remus zauważył Jamesa i jego rodziców, gdzieś w oddali.
- James! James! - Krzyknął. Jim chciał pożegnać się z rodzicami, ale... - Nie! Weź rodziców!
- Remus, nie organizuj mi spotkania po latach... - Zaczął jego ojciec, a Syriusz się zaśmiał.
- Za późno.
Podeszli do nich. Charlus, Dorea i James Potter. Szczęśliwa rodzina.
- Cześć chłopaki! - James od razu rzucił się na przyjaciół.
- Dzień dobry - powiedział Lyall. - Chralus, pamiętasz mnie w ogóle?
Remus widział zdziwienie na twarzy pana Pottera. Po chwili jego ojciec został zamknięty w niedźwiedzim uścisku przez swojego przyjaciela. Cała trójka (no, może czwórka, doliczając panią Potter) uśmiechała się szeroko.
- Przyjdźcie do nas. Do mnie i Hope. Co wy na to?
- Mi pasuje. Idziemy, kochanie?
- Oczywiście - powiedziała Dorea. - Pa Jamesiku. Nie zapomniałeś czegoś? Wszystko wziąłeś? Jakby co, to mamusia ci przyśle - przytuliła syna.
- Mamo... Skończ.
- Oj weź, Dorea... Siary nie rób - Charlus pociągnął żonę, pożegnał się z synem i razem z Lyall'em poszli na mugolską część peronu.
- Wow! Nasi ojcowie się znali! - Krzyknął James, kiedy siedzieli w przedziale i czekali na Petera.
- Nie wiedzieliście? - Syriusz przetarł twarz dłonią. - Ja bym już dawno zapytał...
- Oj dobra. Zamknij się, panie idealny.
- Znali też profesora Eiri'ego. - Dodał Remus.
- Serio? - Jamesowi opadły ramiona. - Wow.
Do przedziału wparował Peter.
- Co tam, jak tam? - Zapytał, rzucając się na miejsce koło Syriusza. Remus z Jamesem siedzieli naprzeciwko.
- Nasi rodzice i wuj Syriusza się znali. I jeszcze Eiri. Marcel Eiri - powiedział James.
Większość drogi przegadali na temat tego, co mogli robić ich rodzice w szkole.
~~~~
Po ceremonii przydziału i długiej piosence Tiary, przemówił dyrektor.
- Witajcie! Niektórzy z powrotem, a inni po raz pierwszy. Nie będę przedłużać, więc po prostu powiem to, czego zawsze musicie słuchać od starego zgreda, stojącego tutaj. - Dumbledore uśmiechnął się. - Do Zakazanego Lasu wstęp wzbroniony. Zakazana jest połowa rzeczy ze sklepu Zonka i tym podobnych. Dziękuję, smacznego! - Powiedział i usiadł.
Na stole pojawiły się miliony przepysznych potraw. Wszyscy byli głodni po długiej jeździe pociągiem, więc po chwili słychać było tylko odgłosy jedzenia.
- Syriusz, po uczcie nam opowiesz? - Zapytał Peter.
- Ale, co... Ah. Dobra - Syri skinął głową. Potem nikt nic nie mówił.
Może poza dyrektorem.
- Więc kolejny rok czas zacząć! Życzę wam miłej nauki...
- Na tyle, na ile nauka może być miła - zauważył James.
- A teraz proszę prefektów, o zaprowadzenie pierwszorocznych do pokojów wspólnych.
- Musimy się pospieszyć, jeśli nie chcemy gnieść się ze wszystkimi w Pokoju - Remus spojrzał na przyjaciół i po chwili cała czwórka wystrzeliła do przodu.
- Chodźcie tu - Syriusz wskazał na jakiś boczny korytarz.
- Hę? Po co? Przecież mamy iść... - Zaczął James.
- Skrót. Chodźcie za mną.
I na takie coś przystali.
~~~~
- Syriusz, ja cię zabiję! - Krzyknął Remus, kiedy po godzinie nadal błądzili po zamku.
- No, może to był następny korytarz... Albo poprzedni... - Syriusz podrapał się z tyłu głowy.
- Jest już pewnie po ciszy nocnej! A my nadal...
Nie skończył, bo James syknął, żeby byli cicho.
Remus usłyszał. Iryt.
- Super - Peter był załamany. - Idźmy.Znajdziemy jakąś pustą klasę, albo coś.
Więc poszli. Po cichu, jak najbardziej przy ścianach.
- Tralalala! Trupututu! - Słyszeli krzyki Irytka.
- Szybciej! - Syknął Syriusz.
- Ty się nie odzywaj, głupku - powiedział James nie patrząc przed siebie, co było tragiczne w skutkach.
Jako, że James szedł pierwszy wpadł na zbroję. A ona przewróciła się z łoskotem na ziemię. Stanęli jak wryci.
- Zabiję was obu! - Powtórzył Remus.
- Hę? Co do... UCZNIOWIE NIE ŚPIĄ! UCZNIOWIE SĄ NA KORYTARZU! - Krzyk i śmiech Irytka otrzeźwiły Remusa.
- W NOGI! - Krzyknął.
Biegli korytarzami najszybciej jak tylko się dało. Remus gorączkowo myślał o jakimś bezpiecznym miejscu, z którego jednocześnie dałoby się obserwować, czy ktoś idzie, czy nie. Po chwili ukazały się przed nimi wielkie, czarne drzwi.
- Wchodzimy! - Krzyknął James.
Więc weszli.
Znaleźli się w wielkim pokoju, którego ściany... Miały okna. Ale po co robić okna w środku zamku?
- Widzieliście te okna z zewnątrz? - Zapytał Peter.
- Nie - powiedział szybko Syriusz.
- McGonagall! Na ziemię! - Kolejny krzyk Jima.
Ale profesor McGonagall nawet nie spojrzała w ich stronę. A czy okna w środku zamku nie wymagają chociażby minimalnej uwagi?
Remus wstał powoli.
- Co robisz?! - Syknął Peter.
- Patrzcie, ona nas nie widzi... - Remus zapukał w szybę. Nic.
Wszyscy wstali i patrzyli z niedowierzaniem na ścianę. Okno.
- Na jakim piętrze jesteśmy? - Zapytał Syriusz.
- Siódmym. Tu wisi ten dziwny obraz. Niedaleko jest Gruba Dama - stwierdził Remus.
- Trzeba to zapisać. Ten pokój może się przydać.
- Powiedziałeś dokładnie to, o czym pomyślałem, drogi Jamesie - Syriusz usiadł na podłodze.
- Czekamy, aż nie będzie czysto i lecimy do Poko... Znacie hasło? - Jęknął Peter.
Syriusz i James przetarli twarz dłonią.
- Super. - Stwierdził ten drugi.
- Ja znam. Słyszałem jak prefekci mówili... Emm... Funt smoczego łajna - Remus zaśmiał się.
- Ona już nie wie, co wymyślać - wszyscy parsknęli śmiechem.
Wrócili do sypialni około dwunastej w nocy. Po odbyciu kłótni z Grubą Damą, na temat tego, że ją obudzili. Już nikomu nie chciało się słuchać opowieści Syriusza. A Remus nie miał siły na załamywanie rąk, bo wrócili tak późno. Położył się i od razu zasnął.
~~~~
Następnego dnia, tylko Remus był mniej więcej żywy. Peter zasypiał nawet na śniadaniu, James chodził opierając się o ściany, a Syriusz przy każdej możliwej okazji zamykał oczy i opierał się o najbliższy stały punkt (którym nadmieńmy najczęściej był  Remus).
- Co się z wami dzieje, chłopaki? - Zapytała Lily Evans na którejś z przerw.
- Nie wyspaliśmy się - powiedział James, oparty o ścianę.
- Ah. No tak. - Zaśmiała się.
- Tragedia - Remus przetarł twarz dłonią. Bolało go prawe ramię, bo to na nim najczęściej opierał się Syriusz. Tak jak w tej chwili, na przykład. Peter siedział obok Jamesa, też opierając się o ścianę.
- Chcę koniec lekcji... - Jęknął.
- To dopiero pierwszy dzień, Pete - Syriusz odezwał się.
- Wiem. - Rezygnacja w głosie Petera była tak jawna, że każdy się zaśmiał.
- Jeszcze tylko jedna lekcja. Wrócimy, odrobimy zadania, Syriusz nam opowie bajeczkę i pójdziemy spać - taka perspektywa bardzo mu odpowiadała.
Chociaż chciał zrobić coś jeszcze. Ostatnią lekcją była astronomia, którą we wtorki mieli zawsze w południe. W piątki była wieczorem.
~~~~
- MUSICIE się tego nauczyć. Jeśli nie, nie wiem, po co przychodzicie na lekcje - profesor Eiri był wyraźnie zły na Snape'a, który zapytał się, po co mają uczyć się ewolucji gwiazd.
- To jest bardzo proste, więc nie rozumiem po co się czepiacie - uśmiechnął się.
- Proste - prychnął Severus cicho. - Może dla pana.
- Coś jeszcze, panie Snape?
- Nie - powiedział, a jego przyjaciele zaśmieli się cicho.
Do klasy wszedł jakiś starszy uczeń z Ravenclawu.
- Panie profesorze, to od pana Nickmann'a - powiedział, podając nauczycielowi kartkę.
Pan Eiri uśmiechnął się a w jego oczach pojawiły się ogniki.
- Nie będę odpisywał. Ben, powiedz, że się zgadzam - powiedział do krukona. Ten skinął głową i wyszedł.
- Więc, wracając. Obłoki pyłowo-gazowe mogą zagęszczać się w wyniku lokalnej fluktacji gęstości - kontynuował swój wywód na temat rozwoju gwiazd. Remus zastanawiał się, czy podejść do niego po lekcji i zapytać... Ale w zasadzie o co miałby zapytać? Nie. Jest zmęczony i to jest ważniejsze. Może kiedyś uda mu się porozmawiać z nim na osobności. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj razem z resztą huncwotów zrealizują swój ambitny plan. Tak. Przynajmniej się wyśpią. To był jedyny plus całego tego dnia.
~~~~
Szli do portretu Grubej Damy.
- Gdzie były te drzwi? - Zapytał James, kiedy przechodzili chyba obok miejsca, w którym znaleźli niesamowity pokój. 
- No... Tu - Remus wskazał na ścianę.
- Tak, panie Lupin, bardzo mądre. Nie powiem. Tu - James ustał obok ściany i wykonał dziany ruch, mający na celu jeszcze bardziej uwydatnić brak drzwi - jest ściana.
- Nie wiem. Ale tym korytarzem biegliśmy i na tą ścianę wpadliśmy, a tu były drzwi.
- Remus ma rację... - Syriusz podrapał się z tyłu głowy.
- Co tak stoicie chłopcy? - Zapytał ktoś. - Oglądacie ścianę? - Odwrócili się w tamtą stronę.
- Nie panie profesorze. - To Eiri. Syriusz nie wiedział co mówić - po prostu coś nam się wydawało...
- Hmm...?
- Bo... Kiedyś szliśmy tędy i tu były drzwi, a tera ich nie ma - powiedział szybko Remus, zanik którykolwiek z kolegów wyda, że wczoraj to oni byli "nieśpiącymi uczniami". 
Marcel Eiri zdziwił się i oparł nonszalancko o ścianę, w miejscu gdzie jeszcze niedawno były wielkie wrota. Puknął ją kciukiem kilka razy.
- Może jeszcze nie wiecie, ale ten zamek ma wiele tajemnic - powiedział z uśmiechem.
- A pan, mój tata i tata Remusa odkryli jego sekrety? - Wypalił James.
Profesor uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czyli miałem rację! Wy jesteście dziećmi moich przyjaciół! - Podniósł jedną rękę w geście zwycięstwa. - Nie. Nikt nie odkrył wszystkich jego sekretów.
- Jeszcze - powiedzieli wszyscy razem. Nawet Remus.
Kolejny uśmiech profesora.
- Tak. Jeszcze. A wy - wskazał na nich. - Jesteście potomkami największych rozrabiaków Hogwartu. Lyall Lupin. Charlus Potter. Alphard Black. Henry Pettigrew**. No i może ja... - spojrzał gdzieś w bok, ale po chwili znów na nich. - Mimo, że nie wszyscy się przyjaźnili, to wszyscy się znali i czasem współpracowali.
Huncwoci uśmiechnęli się.
- Więc nie możemy ich zawieść - krzyknął James.
- To byłaby hańba! - Dodał Syriusz.
- Nie przeczę, ale także nie popieram. Jestem nauczycielem.
- Mar? - Profesor Nickmann podszedł do nich. - Dzień dobry - uśmiechnął się.
- Dobry! - Odpowiedzieli jednocześnie, co wywołało śmiech nauczycieli.
- Obiecałeś mi coś - powiedział nauczyciel run. - Więc wybacz, że przerywam ci konwersację z uczniami, ale... - Wzruszył ramionami.
- No dobrze. Chłopcy powiem wam tylko, że niektóre rzeczy w tym zamku zmieniają swoje położenie, a niektóre są tylko wtedy, kiedy ich potrzebujemy i kiedy myślimy o nich - Eiri mrugnął do nich o oddalił się z Nickmann'em.  
- O co mu chodziło?! Nie jestem dobry w zgadywanki logiczne! - Jęknął Peter.
Remus przypomniał sobie, że kiedy biegli, myślał o tym, żeby znaleźli pokój, w którym mogliby się schować i obserwować, co dzieje się na zewnątrz.
- Stąd te okna! Wiem! - Krzyknął i obejrzał się w około. - Patrzcie. - Pomyślał o dużym pokoju z kominkiem i trzema sofami. Po chwili przed nimi ukazały się drzwi. - A teraz powiem wam, co będzie w środku. Kominek i trzy sofy. Wchodzimy.
I gdy weszli zobaczyli duży pokój, utrzymany w ciepłych, brązowych kolorach. W centralnym punkcie przeciwległej ściany znajdował się duży, ciemny kominek, naprzeciwko niego, symetrycznie stały trzy sofy.
- Trzeba pomyśleć, jakiego pomieszczenia się potrzebuje... Wtedy on się pojawia - powiedział Syriusz.
- Tak! - Remus klasnął w dłonie.
- Zostańmy tu! Na chwilę! W tym pokoju to mogę nawet zadania odrobić! - James rzucił się na jedną z sof.
- No, a to nie lada wyczyn. Ja jestem za - Peter popędził w stronę kominka i usiadł przed nim, wyciągając czekoladę z torby.
- Ja też! - Syriusz wyciągnął się na kolejnej sofie.
Remus uśmiechnął się.
- Skoro odrobicie zadania... Peter, daj kawałek! - Krzyknął i rzucił się na przyjaciela.
~~~~
Wrócili po trzech godzinach, ale i tak nie było późno. Mieli już odrobione lekcje, więc połowa planu była wykonana. Gdy Remus spojrzał na zegarek, wskazywał godzinę osiemnastą. Siedzieli, już wykąpani i czekali, aż Syriusz łaskawie zacznie swoją opowieść.
- Hej, to nie jest łatwe, mówić o takich rzeczach! - Krzyknął, patrząc na przyjaciół siedzących przed nim na podłodze, w półokręgu z minami wyrażającymi zainteresowanie. Remus uznał, że muszą wyglądać jak dzieci. A Syriusz jak jakiś nie bardzo ogarnięty nauczyciel.
- Dawaj - James uderzył przyjaciela w nogę, bo nie chciało mu się wstawać; Syri siedział przed nimi na łóżku. Jak kiedyś Remus. Uśmiechnął się.
- Eh... Ja... Bo nie jestem w Slytherinie... Mój ojciec się wkurzył. Starzy na mnie krzyczeli. Matka groziła wydziedziczeniem i rzuciła we mnie swoim ulubionym, pozłacanym pucharem... To od tego miałem rozciętą wargę i policzek. Bo niby uniknąłem bezpośredniej konfrontacji ze szkłem, ale kawałki, jak już się zbiło na mnie poleciały. Więc... A tata... Remus ty patrzałeś. Widziałem kątem oka. Pasek. - Wzdrygnął się i rzucił do tyłu tak, że nogi miał spuszczone poza łóżkiem, ale jednocześnie leżał w poprzek jego. - Nie będę wam zdradzać szczegółów.
Siedzieli oniemiali.
- A twoja rodzina?! Nic nie zrobili?! Przecież mieszkasz z ciotką i kuzynkami, i wujkiem, który cię lubi... - Wymieniał Remus.
- Wuj Cygnus i ciotka Druella z Bellą, Narcyzą i Andromedą byli u Lestrange'ów. Brat w swoim pokoju, wuj Alphard też. Zresztą u nas panuje zasada, że nikt się nie miesza. Nasza rodzina, nasze sprawy. Oni są na drugiej linii rodziny, więc... To jest nienormalne.
Nikt się nie odzywał. James wdrapał się na łóżko i usiadł po turecku koło Syriusza. Zaraz po nim zrobili to Peter i Remus.
- Masz nas. Pamiętaj - powiedział Peter.
- Możesz nas uważać za rodzinę - dodał James.
- Jesteśmy z tobą - stwierdził Remus.
Syriusz uśmiechnął się i (nikt nie wiedział jak) złapał wszystkich przyjaciół z chęcią przytulenia ich. Jednak wszyscy, cała czwórka spadli z łóżka.
- Zabiję cię... - Powiedział Remus.
- Mówisz mi to już chyba setny raz, Remmy...
~~~~
Następnego dnia każdy z nich czuł się jak przysłowiowy młody Bóg. Wyspali się i to bardzo. Po lekcjach, chcieli iść na błonia.
- Tędzy będzie szybciej. Chodźcie za mną - rzekł Syriusz, a przyjaciele niezbyt chętnie podążyli za nim.
Szli korytarzami przez dość długi czas.
~~~~
- SYRIUSZ! - Krzyk trzech chłopców był słyszalny chyba w całym zamku, chociaż byli w jakimś mało uczęszczanym korytarzu na drugim piętrze.
- No, myślałem, że tym razem się uda... - Tłumaczył się czwarty z nich.
Wtedy Huncwoci nauczyli się jednego. Nigdy nie chodzić za Syriuszem Blackiem. 







*Nie pamiętam, czy Astronomia była w pierwszych latach, ale uznajmy, że była, bo tylko do tego przedmiotu mogłam go upchnąć, a jest mi on niezbędnie potrzebny
**Nie znalazłam jego imienia, więc wymyśliłam xD

Miał być szybciej, ale nie wyszło!
No, mam nadzieję, że nie jest aż tak źle XD
Nie poprawiony, nie przeczytany wstawiam wam i oddaję w wasze ręce ;)
Co tu więcej pisać?
Spadam oglądać świetne yaoi które znalazłam! (sekaiichi hatsukoi POLECAM!)
Lunaris