środa, 15 października 2014

Rozdział 22.

Czytam-Komentuję trwa!


Obudził się otoczony białą pościelą i z dziurą w życiorysie. Nie wiedział, jak się tu znalazł. Ktoś go przyniósł? Sam przyszedł? Wiedział, że jest w skrzydle szpitalnym, że jest poranek i, że słońce razi go w oczy. Promienie przebijały się przez nieskazitelnie czystą szybę, a on leżał z ręką na czole i starał się przypomnieć sobie, co się stało po tym, kiedy obudził się. Bo musiał się obudzić po pełni, chociaż teraz nie był pewny nawet tego. I gdzie jest pielęgniarka? Zawsze czekała na niego przy łóżku, bo w magiczny sposób wiedziała, kiedy się obudzi. Więc… Nie rozumiał. A może po prostu tym razem nie przyszła. Postanowił nie dociekać. Obok jego łóżka leżały leki. Wypił je, więc szybko. Smakowały gorzej niż zwykle, skrzywił się. Chociaż może to on był bardziej wyczerpany? Wzruszył ramionami, wstając. Usiadł na łóżku i wyjrzał za okno. Słońce świeciło mocno, a liście, które były wszędzie, jeszcze wczoraj, zniknęły. Wstając i wychodząc ze skrzydła szpitalnego, przypominał sobie, co robił przed pełnią. Wszystko pamiętał – wszedł do tunelu, usiadł na sofę, schował ubrania pod obluzowaną deskę w podłodze, zobaczył książkę, przekartkował ją i odłożył. Później był ból. Dobrze, ale co potem? Tutaj zaczynały się schody. W przenośni i naprawdę, bo właśnie doszedł do schodów. Chwiejnym krokiem wszedł po nich, ledwie powstrzymując morderczą siłę grawitacji. Potem wrócił do sypialni. Zastał tam swoich przyjaciół siedzących na podłodze i jedzących czekoladę. Uśmiechnął się.
- Wróciłeś – powiedział James z uśmiechem. – Chcesz czekolady? – Podał mu opakowanie.
- Zawsze – jedno słowo wystarczyło, by wywołać salwę śmiechu wśród i tak już roześmianych chłopców. Usiadł naprzeciw nich i pochłonął małe okienko czekolady. Jej smak rozlał mu się w ustach. Uwielbiał tą satysfakcje, jaką zapewniała czekolada. Jak można jej nie lubić?!  Syriusz patrzał na niego z przekrzywioną głową.- Co się tak patrzysz, Syriusz? – Zapytał go.- Nic. Tak po prostu. – Jego przyjaciel wzruszył ramionami.

- Pobrudziłeś się – Peter wziął chusteczki z etażerki, o którą się opierał i podpełzł do Remusa. Wytarł mu twarz, co ten przyjął ze śmiechem. Później wrócił na swoje miejsce, usiadł, przyciągając kolana do brzucha i uśmiechnął się jak małe dziecko. James ze śmiechu przewrócił się na plecy, miażdżąc opakowanie chipsów.

- Hej, idioto! I co? Teraz mamy jeść pogniecione?! – Krzyknął Syriusz, brutalnie odsuwając Jamesa (który przeturlał się na brzuch, nadal się śmiejąc) i biorąc do rąk opakowanie. Patrzał na nie, jak na zmarłego przyjaciela; przytulił je do siebie, łkając cicho. Peter usiadł za Syriuszem i poklepał go po plecach.
- Jak mogłeś, James? – Jęknął. – Biedny Syriusz już nigdy nie pozbędzie się tej traumy! I co teraz? No?
James nadal leżał na brzuchu śmiejąc, się i najwidoczniej nie zamierzał odpowiadać na tą lawinę pytań, która spłynęła na niego od Petera. Remus po prostu patrzał na nich, jak na idiotów. Bo, przecież nimi byli. Cichcem wziął opakowanie czekolady, patrząc to na Petera, to na Jamesa. Syriusz był zajęty rozpaczaniem nad chipsami. Zjadł resztę czekolady, brudząc sobie przy tym ręce i buzię. Postanawiając zatrzeć ślady zbrodni, wstał – nie zwracając uwagi na płaczącego Syriusza, śmiejącego się Jamesa i patrzącego w przestarzeń Petera – i poszedł do łazienki. Umył się, po czym krzyknął do przyjaciół, że chce się wykąpać. W zasadzie nie chciał tego robić, ale uznał, że kąpiel dobrze mu zrobi. Kąpiel zawsze jest dobrym pomysłem. Więc nalał sobie gorącej wody, pomieszał kilka płynów do kąpieli i – po wejściu do wanny – bawił się pianą. To była jedna z rzeczy, do których nigdy nikomu się nie przyzna. Uwielbiał bawić się pianą w wannie. Robił z niej zamki, bałwany, motylki… Tworzył sztukę. I zbijał bańki. Zachowywał się jak dziecko, ale co miał poradzić. Nie potrafił tego nie robić. Każdy z nas jest dzieckiem w pewnym stopniu. Po zrobieniu kilku niepowtarzalnych i godnych samego Leonarda da Vinci rzeźb – chociaż nie był pewien, czy da Vinci w ogóle coś wyrzeźbił – wyszedł z wanny, ubrał się i wrócił do przyjaciół. A w zasadzie przyjaciela, bo Syriusz i James gdzieś zniknęli. Peter siedział na swoim łóżku i czytał czasopismo. Remus spojrzał na niego.
- Gdzie reszta? – Zapytał.
- James na wygnaniu, a Syriusz w kącie pod kocem – powiedział, jakby to było normalne, nie odrywając wzroku od gazetki.
Spojrzał w róg pokoju i rzeczywiście zobaczył Syriusza. A raczej cos, co prawdopodobnie było Syriuszem, z uwagi na to, że wyglądało bardziej jak duży, zwinięty koc. Podszedł i kopnął to lekko. Drgnęło wydając cichy, zbolały jęk. Wzruszając ramionami, odszedł.
- Gdzie dokładnie poszedł pan Potter?
Peter spojrzał na niego jak na chorego psychicznie.
- Na wygnanie. Co mnie obchodzi, gdzie jest dokładnie?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – mruknął Remus i wyszedł z dormitorium.
**
Jamesa znalazł siedzącego na gzymsie okna na pierwszym piętrze. Podszedł do niego po cichu i przestraszył go, jednocześnie łapiąc w pasie, żeby przypadkiem nie spadł. Gdyby spadł, Remus musiałby uciekać przed aurorami, a w efekcie pewnie i tak trafiłby do Azkabanu. Wolał tego uniknąć, więc jednak zabezpieczył kolegę przed niechybną śmiercią.
- Co robisz?! – Zapytał z wyrzutem, odwracając się.
- Straszę cię – stwierdził Remus.
James zrobił minę z serii „naprawdę? Nie wiedziałem…”, po czym ustał przed Remusem.
- Mogę już wrócić? – Zapytał.
- Nie wiem. Peter siedzi na łóżku i czyta jakąś gazetę, a Syriusz udaje koc.
James nie zwrócił uwagi na zajęcie Syriusza ani nie zaśmiał się. Ta rozmowa wyglądała na całkiem poważną, nie licząc komicznego doboru słów. Obydwoje w tym samym momencie wzruszyli ramionami i skierowali się z powrotem do sypialni. Gdy wrócili, nie zastali wielkich zmian. Jedynie Peter czytał inną gazetę. Syriusz nadal „wtapiał się w otoczenie”. Wszystko z powodu pogniecionych chipsów.
***
Następnego dnia James i Syriusz pogodzili się. Ten drugi wyszedł spod koca dopiero, kiedy przyjaciele zasnęli. Przynajmniej tak uważał Remus, bo kiedy kładli się spać, Syriusz nadal siedział w kącie, ale kiedy się obudzili, spał w swoim łóżku. Syriusz był dziwny.
- Hej, chodźmy skrótem – zaproponował właśnie „człowiek-koc”, kiedy wychodzili z Sali transmutacji i zmierzali na błonia.
- Nie. Nigdy – odpowiedzieli mu przyjaciele równocześnie.
Syriusz pociągnął nosem, ale nie odpowiedział.
      Było już dość późno. Około siedemnastej. Zaczynało się robić szaro, więc na błoniach nie było praktycznie nikogo. Rozsiedli się na ławce pod starym dębem i rozmawiali, śmiejąc się wesoło.
- Mam pomysł! – Krzyknął nagle James, zrywając się na równe nogi. – Ale on jest niebezpieczny i zły.
Przyjaciele uśmiechnęli się. Oprócz jednego – Remusa. Ten patrzył na Jima nieufnie.
- Dawaj – Syriusz ponaglił go.
- Hipogryfy. Hagrid wyprowadził je nad jezioro i zostawił same sobie.
W jego oczach były bardzo widoczne ogniki podniecenia. Po sekundzie pojawiły się także w oczach Syriusza, który stanął obok Jima. Peter jakby się wahał, ale po chwili też wstał. Tylko Remus nadal siedział.
- Nie możemy tego zrobić – powiedział.
- Oh, przestań. Nie wierzę, że w regulaminie jest napisane „Nie latać na hipogryfach”. To przecież absurdalne i nikt oprócz nas by na to nie wpadł – spojrzał na Remusa jak na głupka.
- No weź, Remmy – jęknął Peter.
- Będzie fajnie! – Dodał James.
Remus westchnął, wywrócił teatralnie oczami, ale wstał i poszedł za przyjaciółmi. Ukryli się w krzakach niedaleko małego stadka hipogryfów.
- Ja biorę czarnego – szepnął Syriusz.
- Ja białego – dodał James.
- Ja brązowego – stwierdził Peter.
- Ja ciasteczkowego – powiedział Remus z entuzjazmem.
Przyjaciele spojrzeli na niego wzrokiem typu „zawsze słodycze, co?” i wyszli zza krzaków. Każdy ustał przed swoim hipogryfem, ukłonił mu się i dosiadł go.
Wilkołaki nie latają!
Wystrzelili. Każdy w tym samym kierunku. Lecieli szybko, nad jeziorem, skręcając i wlatując pomiędzy góry. Remus zastanawiał się, czy tego nie dałoby się podciągnąć pod opuszczanie terenu szkoły, ale niedane mu było dojść do kresu tych rozważań, ponieważ jego hipogryf zaczął wzbijać się wyżej i wyżej. Remus spojrzał w dół przestraszony. Jego przyjaciele lecieli kawałeczek pod nim.
Wyolbrzymiasz Remus.
Wiatr rozwiewał im włosy, ale nie sprawiał, że było im zimno. Co prawda Remus dostał gęsiej skórki, ale nie z zimna, lecz z podniecenia. Niesamowicie było lecieć na tak wielkim i potężnym stworzeniu.
- Taaa!! – Usłyszał krzyk Syriusza.
- To lepsze niż latanie na miotle! – Krzyknął James.
- I lepsze niż siedzenie w balonie! – Dodał Peter również krzycząc.
Wylądowali gdzieś na polanie w Zakazanym Lesie. To już na pewno było łamanie regulaminu, ale Remus nie zastanawiał się nad tym. Usiedli na kamieniach rozsypanych tu i ówdzie. Pachniało lasem. Możaby powiedzieć, że Remus czuł w ustach smak roślin.
***
      Huncwoci mieli szczęście, że Remus był z nimi. Miał świetną orientacje w terenie, a przecież teraz, w ich sytuacji, trzeba było wrócić. Siedzieli na hipogryfach i jechali stępem. Remus prowadził.
- Która godzina? – Zapytał Peter.
- Skąd mamy wiedzieć? – Odpowiedział James.
- Około dwudziestej – usłyszeli tajemniczy, niski głos spomiędzy drzew. Usłyszeli kroki pomiędzy drzewami. Po chwili przed nimi ukazał się centaur.
Miał ciemnobrązową sierść i proste włosy ściągnięte w kitka, w tym samym kolorze, oraz jasne, niebieskie oczy. Na prawym nadgarstku miał przewiązany czarny rzemyk.
- Kim jesteście i co tu robicie? – Zapytał.
Pierwszy odzyskał głos Remus.
- Jesteśmy uczniami Hogwartu. A… Hipogryfy tu wylądowały.
- To wasze hipogryfy? – Podszedł do jednego z nich i pogłaskał go.
- Pożyczone od gajowego – powiedział Syriusz wymijająco. – Jak się nazywasz?
Centaur spojrzał na niego.
- Kvasir. A wy?
Przedstawili się po kolei. Kvasir zatrzymał wzrok na Remusie.
- Ty jesteś dzieckiem księżyca, prawda? Widziałem to w gwiazdach. To, że coś ci się stanie. Tobie i twoim bliskim – stwierdził centaur, tajemniczym głosem. – Musisz uważać, na tego, który ciebie pragnie. On przysporzy ci jeszcze wielu problemów. – Powiedział. – Teraz żegnam się z wami, uczniowie Hogwartu. Do zobaczenia.
Popędził galopem w las. Remusowi serce biło szybciej. Miał ochotę nakrzyczeć na Kvasira. Albo coś poszarpać.
- Co to znaczy, że jesteś dzieckiem księżyca? – Zapytał zaciekawiony James.
- N-nie wiem – odpowiedział Remus. – Chodźmy już. Jest późno.
Zaczęli, więc jechać szybciej, żeby w jak najszybszym tempie dostać się na błonia. Przypomnieli sobie, bowiem o tym, że nie wiedzą, kiedy Hagrid zamierza odebrać hipogryfy znad jeziora. Jeśli już tego nie zrobił.
***
Wypadli naprzeciwko jeziora, po kilkunastu minutach. Odstawili hipogryfy (na szczęście reszta jeszcze tam stała) i wrócili do sypialni. Remus zasnął szybko.
***
Na śniadaniu kolejnego dnia, zjawili się o zwykłej porze. Było dużo uczniów. Usiedli koło siebie, a James po chwili odebrał gazetę od sowy, która przynosiła mu ją codziennie.
- Zobaczcie! – Podsunął ją do przyjaciół.
Greyback namierzony.
Fenrir Greyback – najbardziej bestialski wilkołak w czarodziejskim świecie – był widziany przez pewną czarownicę w okolicach miasta Forks.
„- Wyglądał strasznie” – mówi kobieta. „- Miał postrzępione ubrania, sklejone od krwi włosy i oczy… Szaleńca.”
Aurorzy przybyli na miejsce kilka minut po otrzymaniu zgłoszenia.
Nie udało im się jednak złapać wilkołaka.
Remus się przeraził. Niedaleko Forks… Poczuł falę gorąca. Był przerażony.
- Hej, Potter! – Krzyknął ktoś. To Severus Snape. Wróg Jamesa.
Nienawidzili się od pierwszej klasy. Wtedy James powiedział coś o jego włosach, Severus oddał mu tym samym… James uznał, że nie warto zadawać się z kimś takim. Chyba Snape myślał tak samo o Jamesie. Snape podszedł do nich.
- Oddawaj moją książkę do eliksirów – powiedział.
- Jaką książkę, człowieku? Ja nie mam nic twojego – James uniósł ręce.
- Jak to nie?! A komu musiałem jej użyczyć, bo swojej nie miał?! – Rzeczywiście, na ostatnich eliksirach, Slughorn dosiadł Jamesa do Severusa, bo nie miał książki. Przez twarz Jamesa przeszedł dziwny skurcz.
- Nie ma jej. Ale powinieneś poszukać w jeziorze.
Remus spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Ty… - Snape wyciągnął różdżkę i przysunął ją do gardła Jamesa. – Zaraz ty możesz znaleźć się w jeziorze!
- Hej, Severus, uspokój się. James na pewno ci jej nie wrzucił do jeziora – powiedział Remus.
- Kto pozwolił ci się odzywać, psie?! Nie patrz na mnie, bo zarażę się twoją chorobą – powiedział z odrazą. Remus spojrzał na niego zdziwiony. Jego wilk tak się przestraszył i zdenerwował, że zaczął się wyrywać. A Remus był w zbyt wielkim szoku, żeby go powstrzymać. 




Oczy mnie bolą!!
I kark... Ale skończyłam!
Co sądzicie o tej notce?
Chciałabym się wam pochwalić!
DOSTAŁAM SIĘ DO ETAPU REJONOWEGO, Z JĘZYKA POLSKIEGO!
Jej!!
Chociaż... Muszę przeczytać 8 lektur... ;-;
Tragedia XD
Pozdrawiam!
Lunaris

6 komentarzy:

  1. *mrowienie*
    Napisałam komentarz. I był taki niesamowity. I się perfidnie nie dodał.
    ...
    Super! :3
    Nie mogłam z Syriusza. Człowiek-koc. XD
    Napisałabym coś konstruktywnego, ale boli mnie głowa i cała energia ze mnie uleciała.
    I PISZ DALEJ, BO CHCĘ SIĘ DOWIEDZIEĆ, CO SIĘ STAŁO.
    Ale z drugiej strony tyle rzeczy od Ciebie chcę, że to może wystarczy mi na jeden (mucha. Zaraz ją zabije...), może dwa dni i wtedy z powrotem zacznę na Ciebie krzyczeć.
    Tak czy siak.
    Rozdział fajny.
    Baaaaaardzo mi się (mucha mnie doprowadza do szału) podobał... :3
    I czekam na kolejny! :>

    Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co ja mam poradzić na to, że Syriusz jest idiotą, no ;-; Do L takie reklamacje składaj XD
      Ona go WYTRESUJE. Tak.
      Jak tak o mrowieniu, to przypomniała mi się dzisiejsza Historia i WoS na których o musiałam wykazać się WIELKĄ samokontrolą. Taa... ;-;
      Dzięki za komentarz, pozdrawiam i PISZ.
      Lunaris

      Usuń
  2. Świetny rozdział. Ale żeby nie było tak, że ciągle chwalę, to się do czegoś przyczepię.
    Więc (wiem,nie zaczyna się zdania od więc, ale ja i tak to zrobię) rozdział trochę krótki. [jeeee... ale się przyczepiłam...] No i w ogóle chcę wiedzieć co było dalej, więc szybko pisz.
    No i gratuluję z powodu konkursu. Normalnie Cię podziwiam. Jak ja w jakimś konkursie z polskiego musiałam przeczytać dwie lektury, to przeczytałam połowę jednej i było... ciekawie.
    Nieważne.
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Ciarki mnie przeszły. Na początku śmiałam się aż się popłakałam ze śmiechu, a na końcu musiałam wziąć kilka głębszych oddechów. To jest niesamowite jakie emocje wywiera na mnie twoja sztuka.
    Gratuluje z powodu konkursu! Trzymam kciuki abyś została laureatką! Podziwiam ja pisałam i czekam aż polonistka sprawdzi. Co za nerwy. Dlatego tym bardziej dziękuje Ci za ten rozdział, bo przynajmniej się trochę pośmiałam i zapomniałam o wszystkim czym się przejmowałam. Tak więc bardzo dziękuje Ci za ,,człowieka-koc", który porwał dzisiaj moje serce i duszę sprawiając, że się śmiałam po bardzo długiej przerwie.
    Czekam na następny rozdział z mega niecierpliwością, bo koniecznie chce się dowiedzieć co się stało.
    Pisz, pisz, pisz. Proszę i dodaj szybciutko nowy rozdział, bo normalnie zaraz litery z klawiatury mi powyskakują zdenerwowane moim podekscytowaniem(?Nie jestem pewna czy to dobra określenie).
    Weny, weny i jeszcze raz weny!
    Pozdrawiam Tonks <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!
    Latanie na hipogryfach, ach piękne... Sama bym chciała polecieć XD Jak to opisywałaś, to od razu przed oczami stanął mi film HP i WA :D Pogniecione chipsy... Do czego to może doprowadzić :D Akcja się powoli rozwija i bardzo dobrze, tak trzymaj! :) JEdnak jest rzecz, która... sprawiła, że trochę źle mi się czytało :( Mianowicie powtórzenia imion. James to, James tamto... Syriusz coś tam zrobił, Syriusz powiedział, Syriusz przykrył się kocem.... Snape podszedł, Snape coś tam, Snape blablabla.... Chyba rozumiesz o co mi chodzi :) Czasami lepiej zastosować innego określenia (np. Gryfon) albo wcale, jeżeli ciągle piszemy o tej samej osobie :) Wiem, co teraz sobie myślisz.... "Daje mi rady, a sama napisała tyle powtórzeń na swoim blogu..." Tak, wiem, wiem. W moim rozdziale faktycznie było tych powtórzeń sporo, ale teraz już wiem nad czym pracować :) DLatego piszę ci o tych imionach, żebyś na przyszłość o tym pamiętała. Aha i jeszcze jedno! Czasownik "patrzał". Jest to... raczej forma, której używamy potocznie. Lepiej zastąpić to po prostu "patrzył" :)
    No to tyle. Przepraszam, że tyle ci tu wypomniałam, ale uzasadniona krytyka da więcej, niż "Kocham" itp. :)
    Oczywiście z niecierpliwością czekam na następny rozdział! :)

    Weny, weny i jeszcze czasu na pisanie
    Panna Nikt
    {http://www.druga-polowka-lily.blogspot.com/}

    PS Gratuluję sukcesu! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do mnie na nowy rozdział!
      http://www.druga-polowka-lily.blogspot.com/

      Usuń