Na początku, zanim oddam wam w stu procentach rozdział, chcę przeprosić za kompletny brak aktywności na waszych blogach. Cóż, jakoś nie mam weny na czytanie.
Nawet pewien blog yaoi o Remusie odstawiłam na chwilę i chyba mam do tyłu z dwie notki! :o Jak nie ja, dosłownie >.<
Nie wstawione wczoraj, z powodu braku laptopa.
Dobra. Czytajta i komentujta ;D
_____________________________________________________________________________________________________
Nawet pewien blog yaoi o Remusie odstawiłam na chwilę i chyba mam do tyłu z dwie notki! :o Jak nie ja, dosłownie >.<
Nie wstawione wczoraj, z powodu braku laptopa.
Dobra. Czytajta i komentujta ;D
_____________________________________________________________________________________________________
Zerwał się z łóżka od razu po przebudzeniu. Nie zabolała go głowa, ale zakręciło mu się w głowie. Echem odbijały się słowa pies, szczeniak, kłamca, morderca. Nic się nie łączyło. Wszystko było jakby wyrwane z kontekstu. Najpierw atak na Severusa, potem atak na niego samego. Najpierw ucieczka od ludzi, potem ucieczka od Greybacka. Najpierw skrzaty, potem przyjaciele, a na końcu ci dwaj. Tylko, dlaczego tyle tego stało się w... Dwa dni? Nawet nie był pewien.
Poszedł do łazienki i już miał wejść do wanny, kiedy usłyszał jakiś hałas. jakby coś mocno uderzyło w szybę. Westchnął, ubrał się z powrotem i wyszedł. Za szybą była sowa. Zawieszona w powietrzu, czekała, aż ktoś łaskawie otworzy jej okno, żeby mogła wlecieć do środka i wykonać swoje zadanie. Spełnił, więc jej żądanie. Od razu usiadła na jego ramieniu. Do nóżki miała przyczepiony list. Odwinął go i zaczął czytać. Niewiele było tego czytania. Cztery słowa i podpis.
"Przyjdź do mojego gabinetu.
Albus Dumbledore"
Wzdrygnął się. Sowa jakiś czas temu wyleciała z pokoju, ale nie zwrócił na to uwagi. Wziął czekoladę ze swojej szafki nocnej i zaczął jeść ją w zwykły dla siebie sposób, czyli jak batonika. Wyszedł z sypialni i skierował się do gabinetu dyrektora.
Dziwił się, bo na korytarzach nikogo nie było. Szkoła była opustoszała. Przeszło mu przez myśl, że to może dlatego, że jest śniadanie, ale zaraz wykluczył tą opcję. Było za późno. Kolejnym pomysłem było Hogsmeade, ale je też wykluczył, bo gdyby nawet dzisiaj było wyjście do tegoż miasteczka, to po pierwsze wiedziałby, a po drugie zostaliby uczniowie pierwszych i drugich klas. Na błoniach też nikogo nie zauważył, a zerkał kilka razy przez mijane okna. Padało. Pierwszy raz od kilku dni pogoda była brzydka.
Zwinął pusty papierek po czekoladzie i rzucił do śmietnika stojącego w rogu korytarza. Trafił. Uśmiech przemknął mu przez twarz, ale został zgaszony przez to, co zobaczył. Na ścianie między jednym oknem, a drugim był napis:
Dziwił się, bo na korytarzach nikogo nie było. Szkoła była opustoszała. Przeszło mu przez myśl, że to może dlatego, że jest śniadanie, ale zaraz wykluczył tą opcję. Było za późno. Kolejnym pomysłem było Hogsmeade, ale je też wykluczył, bo gdyby nawet dzisiaj było wyjście do tegoż miasteczka, to po pierwsze wiedziałby, a po drugie zostaliby uczniowie pierwszych i drugich klas. Na błoniach też nikogo nie zauważył, a zerkał kilka razy przez mijane okna. Padało. Pierwszy raz od kilku dni pogoda była brzydka.
Zwinął pusty papierek po czekoladzie i rzucił do śmietnika stojącego w rogu korytarza. Trafił. Uśmiech przemknął mu przez twarz, ale został zgaszony przez to, co zobaczył. Na ścianie między jednym oknem, a drugim był napis:
Remus Lupin-
Pies, kłamca, morderca i dziwka.
Pies, kłamca, morderca i dziwka.
Ustał przed napisem z szeroko otwartymi oczami i tak samo otwartym ustami. Jak ktokolwiek się dowiedział o zabójstwie? Skąd ktokolwiek wie o Fenrirze (bo stąd wywnioskował ostatnie słowo)?
- Idealnie oddaje ciebie, co nie? - Usłyszał głos kogoś, kto nie powinien się odzywać. Snape. Nawet się nie odwrócił.
- Kto to napisał? - Zapytał.
- Zależy. Ogólnie pomysł wyszedł od Lucjusza, realizacją zająłem się ja. Swoje trzy grosze dodali twoi przyjaciele - podkreślił ostatnie słowo. - Pies jest od Syriusza. Kłamca od Jamesa i Petera, morderca od Bellatrix, a dziwka od Lu. Swoją drogą... Nie mogę w to uwierzyć. Przecież Greyback jest obleśny. Jesteś... Na prawdę nienormalny. - Ślizgon podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. - Ale cóż. Oto cały ty - wskazał na napis. - Najlepsze jest to, że tylko ten, kto to zrobił, czytaj ja, może to stąd zdjąć! - Klasnął w dłonie i z uśmiechem odszedł w swoją stronę.
- Snape! - Remus krzyknął za nim, ale ten już gdzieś zniknął. Westchnął i rzucił ostatnie spojrzenie na ścianę. Poszedł dalej korytarzem ze spuszczoną głową.
***
Gabinet Albusa Dumbledore'a zawsze kojarzył mu się z azylem, bezpiecznym miejscem. Tym razem jednak, czuł się tutaj jak nieproszony gość. Kiedy siedział na fotelu przed biurkiem czuł na sobie spojrzenia portretów byłych dyrektorów i słyszał ich szepty. Jego serce biło bardzo szybko, nie mógł dobrze oddychać. Bał się słów profesora, siedzącego przed nim.
- To, co zrobiłeś w ostatnich dniach jest niewyobrażalne. Nie wiem, dlaczego tak się stało i nie wiem, jak mam przemówić ci do rozsądku. Czy to jest w ogóle wykonalne? Czy da się ci pomóc? Myślałem, że potrafisz nad sobą panować i zaufałem ci, pozwoliłem uczyć się w tej szkole. Każdy ma przecież prawo do nauki, do realizowania swoich marzeń. Ale dlaczego zawiodłeś? Myślałeś, że się nie dowiem? Że nie będę świadomy tego, co zrobiłeś? Myślałeś, że jesteś bezkarny?
Remus chyba wolałby, żeby dyrektor krzyczał. Mówił to wszystko tak spokojnym głosem... Ale dało się wyczuć gorycz, smutek i złość. Tylko, że lepiej byłoby, gdyby krzyczał.
- Nie wiem... Nie będę decydować, chociaż chciałbym. Jeszcze dzisiaj przybędzie tutaj pani minister Bagnold razem z kilkoma aurorami. Nie wiem, jaki będzie jej wyrok, ale na pewno nie będziesz się tutaj uczyć. Możesz iść się spakować.
Remus wstał z okropnym uczuciem w brzuchu. Coś jakby ból, ale to nie było to samo. To było gorsze.
- Ah. Jeszcze coś. Proszę - dyrektor podał Remusowi... Gazetę?
- Proszę pana, po co mi...
Spojrzał na otwartą stronę.
- Idealnie oddaje ciebie, co nie? - Usłyszał głos kogoś, kto nie powinien się odzywać. Snape. Nawet się nie odwrócił.
- Kto to napisał? - Zapytał.
- Zależy. Ogólnie pomysł wyszedł od Lucjusza, realizacją zająłem się ja. Swoje trzy grosze dodali twoi przyjaciele - podkreślił ostatnie słowo. - Pies jest od Syriusza. Kłamca od Jamesa i Petera, morderca od Bellatrix, a dziwka od Lu. Swoją drogą... Nie mogę w to uwierzyć. Przecież Greyback jest obleśny. Jesteś... Na prawdę nienormalny. - Ślizgon podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. - Ale cóż. Oto cały ty - wskazał na napis. - Najlepsze jest to, że tylko ten, kto to zrobił, czytaj ja, może to stąd zdjąć! - Klasnął w dłonie i z uśmiechem odszedł w swoją stronę.
- Snape! - Remus krzyknął za nim, ale ten już gdzieś zniknął. Westchnął i rzucił ostatnie spojrzenie na ścianę. Poszedł dalej korytarzem ze spuszczoną głową.
***
Gabinet Albusa Dumbledore'a zawsze kojarzył mu się z azylem, bezpiecznym miejscem. Tym razem jednak, czuł się tutaj jak nieproszony gość. Kiedy siedział na fotelu przed biurkiem czuł na sobie spojrzenia portretów byłych dyrektorów i słyszał ich szepty. Jego serce biło bardzo szybko, nie mógł dobrze oddychać. Bał się słów profesora, siedzącego przed nim.
- To, co zrobiłeś w ostatnich dniach jest niewyobrażalne. Nie wiem, dlaczego tak się stało i nie wiem, jak mam przemówić ci do rozsądku. Czy to jest w ogóle wykonalne? Czy da się ci pomóc? Myślałem, że potrafisz nad sobą panować i zaufałem ci, pozwoliłem uczyć się w tej szkole. Każdy ma przecież prawo do nauki, do realizowania swoich marzeń. Ale dlaczego zawiodłeś? Myślałeś, że się nie dowiem? Że nie będę świadomy tego, co zrobiłeś? Myślałeś, że jesteś bezkarny?
Remus chyba wolałby, żeby dyrektor krzyczał. Mówił to wszystko tak spokojnym głosem... Ale dało się wyczuć gorycz, smutek i złość. Tylko, że lepiej byłoby, gdyby krzyczał.
- Nie wiem... Nie będę decydować, chociaż chciałbym. Jeszcze dzisiaj przybędzie tutaj pani minister Bagnold razem z kilkoma aurorami. Nie wiem, jaki będzie jej wyrok, ale na pewno nie będziesz się tutaj uczyć. Możesz iść się spakować.
Remus wstał z okropnym uczuciem w brzuchu. Coś jakby ból, ale to nie było to samo. To było gorsze.
- Ah. Jeszcze coś. Proszę - dyrektor podał Remusowi... Gazetę?
- Proszę pana, po co mi...
Spojrzał na otwartą stronę.
"Greyback znowu zaatakował!
Wszędzie jest głośno o kolejnym zabójstwie najniebezpieczniejszego wilkołaka - Fenrira Greybacka.
Z tego, co udało się ustalić biegłym, wilkołak przybył z powrotem do Forks. Był sam.
"Uważamy, że miał ustalony cel." - Mówi Richard Payne, biegły śledczy auror. -
"Nie zjawił się tutaj od tak. Miał wszystko zaplanowane. Nie znamy jeszcze jego motywu, ale wiemy, że to było dopracowane zabójstwo, kompletnie nie w jego stylu. Jednak jesteśmy pewni jego winy.
Wygląda na to, że Greyback bawi się z nami. Zabija i robi to tak, żeby wszyscy wiedzieli. Nie chowa się, nie stara się zrobić tego po cichu."
Biegły opowiadał nam o sposobie zabijania, jaki stosuje Greyback.
Jak się okazało wilkołak zostawił ślad po sobie.
Jawny przekaz na ścianie domu zmarłych -
"Mówiłem, że pożałujesz, szczeniaczku"
Ofiarami Greybacka tym razem padło małżeństwo - Lyall i Hope Lupin.
Ich syn uczy się w Hogwarcie.
Mamy pewne podejrzenia co do motywu zabójstwa.
Wiemy, że młody Lupin jest wilkołakiem, a po słowach napisanych przez Greybacka można się domyślić, że to on go przemienił.
Co więc zrobił Lupin, że przypłacił to śmiercią rodziców?
Jak na razie pozostają nam tylko domysły."
Wszędzie jest głośno o kolejnym zabójstwie najniebezpieczniejszego wilkołaka - Fenrira Greybacka.
Z tego, co udało się ustalić biegłym, wilkołak przybył z powrotem do Forks. Był sam.
"Uważamy, że miał ustalony cel." - Mówi Richard Payne, biegły śledczy auror. -
"Nie zjawił się tutaj od tak. Miał wszystko zaplanowane. Nie znamy jeszcze jego motywu, ale wiemy, że to było dopracowane zabójstwo, kompletnie nie w jego stylu. Jednak jesteśmy pewni jego winy.
Wygląda na to, że Greyback bawi się z nami. Zabija i robi to tak, żeby wszyscy wiedzieli. Nie chowa się, nie stara się zrobić tego po cichu."
Biegły opowiadał nam o sposobie zabijania, jaki stosuje Greyback.
Jak się okazało wilkołak zostawił ślad po sobie.
Jawny przekaz na ścianie domu zmarłych -
"Mówiłem, że pożałujesz, szczeniaczku"
Ofiarami Greybacka tym razem padło małżeństwo - Lyall i Hope Lupin.
Ich syn uczy się w Hogwarcie.
Mamy pewne podejrzenia co do motywu zabójstwa.
Wiemy, że młody Lupin jest wilkołakiem, a po słowach napisanych przez Greybacka można się domyślić, że to on go przemienił.
Co więc zrobił Lupin, że przypłacił to śmiercią rodziców?
Jak na razie pozostają nam tylko domysły."
- Nie... - mruknął.
- Cóż. Przykro mi - powiedział Dumbledore.
Remus wypuścił gazetę z rąk i wybiegł z gabinetu. Biegł przez szkołę jak oszalały.
- Wytrzymam wyzwiska, wytrzymam to, co on mi robi... ALE DLACZEGO ONI?! JAK MOGŁEŚ GREYBACK?!! - Krzyczał. Po jakimś czasie upadł na ziemię. Łzy mieszały się z krwią. bo w szale przeciął sobie skórę paznokciami. Nawet nie wiedział, że się zmienia. Już jako wilk pobiegł do Zakazanego Lasu.
***
Wychodząc z lasu musiał bardzo uważać, bo kiedy biegał w ciele wilka, złamał sobie łapę. Teraz jego prawa noga była zrośnięta, ale krzywo. Nie bolała go zbytnio, jedynie bał się bólu jaki będzie musiał sobie zadać, żeby ponownie ją złamać i nastawić. Nie wiedział nawet czy mu się to uda, ale był przeświadczony, że musi zrobić to sam, bo pielęgniarka mu nie pomoże. Czuł, że - tak jak wszyscy - znienawidziła go. Szedł powoli do Pokoju Wspólnego gryfonów. Łzy nadal spływały mu po policzkach. Kiedy spojrzał w szybę i zobaczył w niej swoje odbicie, aż się wzdrygnął. Miał potargane włosy, brudne ubranie. Twarz też miał brudną od kurzu, a trochę czystsza była jedynie w miejscach, gdzie spływały łzy. Z cichym sapnięciem oparł się o ścianę. Bolał go kręgosłup. Nie wspominając o nodze, która zaczęła dawać o sobie znać.
***
Nie za bardzo wiedział, jak wszedł po tylu schodach i jak znalazł się pod portretem. Ale udało mu się to i nareszcie wszedł po Pokoju. Zastał tam Ericka, Damiena, Dorcas i Megan. Siedzieli przy stoliku.
- Cze Remmy - powiedział Damien.
Remus spojrzał na niego dziwnie. Czyżby... Oni go lubili?
- C-co tu robicie? - Zapytał.
- Gramy w karty - powiedziała Dorcas. Wtedy zauważył, że każdy z nich trzyma w ręku po kilka kart.
- Dlaczego ostatnio chodzisz sam? Nie rozumiem, co się stało? - Zapytała Megan.
- Nie wiecie?
- O czym? - Erick spojrzał na niego.
- Cóż. Przykro mi - powiedział Dumbledore.
Remus wypuścił gazetę z rąk i wybiegł z gabinetu. Biegł przez szkołę jak oszalały.
- Wytrzymam wyzwiska, wytrzymam to, co on mi robi... ALE DLACZEGO ONI?! JAK MOGŁEŚ GREYBACK?!! - Krzyczał. Po jakimś czasie upadł na ziemię. Łzy mieszały się z krwią. bo w szale przeciął sobie skórę paznokciami. Nawet nie wiedział, że się zmienia. Już jako wilk pobiegł do Zakazanego Lasu.
***
Wychodząc z lasu musiał bardzo uważać, bo kiedy biegał w ciele wilka, złamał sobie łapę. Teraz jego prawa noga była zrośnięta, ale krzywo. Nie bolała go zbytnio, jedynie bał się bólu jaki będzie musiał sobie zadać, żeby ponownie ją złamać i nastawić. Nie wiedział nawet czy mu się to uda, ale był przeświadczony, że musi zrobić to sam, bo pielęgniarka mu nie pomoże. Czuł, że - tak jak wszyscy - znienawidziła go. Szedł powoli do Pokoju Wspólnego gryfonów. Łzy nadal spływały mu po policzkach. Kiedy spojrzał w szybę i zobaczył w niej swoje odbicie, aż się wzdrygnął. Miał potargane włosy, brudne ubranie. Twarz też miał brudną od kurzu, a trochę czystsza była jedynie w miejscach, gdzie spływały łzy. Z cichym sapnięciem oparł się o ścianę. Bolał go kręgosłup. Nie wspominając o nodze, która zaczęła dawać o sobie znać.
***
Nie za bardzo wiedział, jak wszedł po tylu schodach i jak znalazł się pod portretem. Ale udało mu się to i nareszcie wszedł po Pokoju. Zastał tam Ericka, Damiena, Dorcas i Megan. Siedzieli przy stoliku.
- Cze Remmy - powiedział Damien.
Remus spojrzał na niego dziwnie. Czyżby... Oni go lubili?
- C-co tu robicie? - Zapytał.
- Gramy w karty - powiedziała Dorcas. Wtedy zauważył, że każdy z nich trzyma w ręku po kilka kart.
- Dlaczego ostatnio chodzisz sam? Nie rozumiem, co się stało? - Zapytała Megan.
- Nie wiecie?
- O czym? - Erick spojrzał na niego.
Nie wiedzą.
- O niczym. Nieważne.
Przyjaciele parsknęli śmiechem.
- Dobra. A teraz powiedz... Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść? - Zapytała Megan.
- Bo... Bo byłem w Zakazanym Lesie i jakoś tak wyszło.
- Idź się ogarnij i pograj z nami.
- Nie chcę.
Spojrzeli na niego.
- Dlaczego? - Zapytał Damien.
- Nie mam ochoty. Megan? Chodź ze mną - machnął na nią ręką.
Weszli do sypialni Huncwotów.
- Złam mi prawą nogę.
Spojrzała na niego głupio.
- Słucham?
- Złam mi prawą nogę - powtórzył. - Kiedy byłem w Lesie złamałem sobie łapę. Jako wilk. A ona się zrosła, tyle, że krzywo. Złam mi prawą nogę.
Położył się na swoim łóżku, a Megan ustała nad nim. Wzruszyła ramionami.
- Sam chciałeś. Pamiętaj.
I złamała mu prawą nogę. Bolało i Remus nie wiedział jak udało mu się nie krzyczeć. Potem Megan wyszła, a on usztywnił sobie złamanie i pokuśtykał wziąć prysznic. Potem wyszedł i położył się z powrotem. Czuł, że noga już prawie się zrosła.
Kiedy leżał, różdżką przywołał do siebie książkę i zaczął ją czytać. Teraz był już prawie w połowie. Zastanawiał się, gdzie są James, Syriusz i Peter. I ogólnie cała reszta uczniów. Potem, między jednym słowem, a drugim, zasnął.
***
Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomił sobie, że zamknął je zaklęciem, kiedy Megan wyszła. Teraz tylko zastanawiał się, po co to zrobił.
- Otwieraj, Lupin! - Usłyszał krzyk Damiena.
Niechętnie wziął do ręki różdżkę i cichym alochomora otworzył drzwi. Damien i jego najlepszy, nieodzowny przyjaciel Erick weszli do środka.
- Jesteście czarodziejami, mogliście użyć zaklęcia - przetarł twarz dłonią. Pomimo snu, nadal był zmęczony. I ciągle miał to dziwne uczucie w brzuchu.
Erick westchnął teatralnie.
- Ktoś cię szuka. Jacyś dwaj mężczyźni.
Remus zerwał się. Usunął zaklęciem usztywnienie nogi i wstał.
- Gdzie są?
- Wyszli. Nie rozmawiali z nami, ale słyszeliśmy ich z naszego pokoju. - Powiedział Dam.
- Dzięki chłopaki, dziękuję! - Wziął swoją szarą bluzę, zarzucił ją na siebie i już chciał wybiec z pokoju, kiedy Erick złapał go za kaptur.
- Idziesz ich szukać? Czy przed nimi uciekać?
Nie chciał go okłamywać, ale równocześnie nie chciał, żeby wiedzieli.
- Szukać ich, oczywiście - skłamał. Idealnie, bez śladu zastanowienia. Potrafił kłamać.
- Okej. To idź - Damien pociągnął swojego przyjaciela do ich pokoju i zniknął z nim za drzwiami.
Remus stał przez chwilę sam na szkarłatnym korytarzu, ale po chwili wybiegł. Chciał zlokalizować niebezpieczne obiekty.
Wypadł na korytarz i prawie się przewrócił. Jednak szybko odzyskał równowagę i ze swoją wilczą szybkością biegł dalej. W pewnym momencie usłyszał śmiech.
- Dzieciaki jednak mają pomysły! - Męski głos.
- Dobrze mu tak. - Następny.
Wiedział. Patrzeli na ten chwalebny napis na ścianie. Wycofał się i z zamiarem powrotu do Pokoju Wspólnego. Tyle, że nagle ktoś wyszedł zza zakrętu i wpadł na tego kogoś i przewrócił się z nim. Okazało się, że to profesor Nickmann.
- Remusie! - Powiedział, pomagając mu wstać z podłogi.
- Profesorze, ja... - Zaczął.
- Uciekaj stąd. Uciekaj z tej szkoły. Uciekaj z tego państwa... Uciekaj jak najdalej. Teraz! - Ponaglił go. - Ja cię tu nie widziałem.
Więc Remus uciekł.
Spakował się i zmniejszył wielkość swoich toreb, po czym założył luźne spodnie i także luźną koszulę, schował wszystko do kieszeni i wyskoczył przez okno, trafiając do sterty liści. Wtedy zmienił się w wilka i biegł.
***
Udało mu się trafić na pusty, czarodziejski dom, więc skorzystał z okazji. Wszedł do środka i podszedł do kominka.
- Ille de la Cité - powiedział, kiedy stanął w środku kominka i rzucił proszkiem fiuu.
Wypadł w domu swojej cioci.
Był to dość duży dom w mało zaludnionej części Reims, we francji. Obrzeża miasta. Domek miał parter i jedno piętro. Na parterze znajdowała się kuchnia, salon, łazienka, jadalnia i biblioteka, a na piętrze były cztery sypialnie, każda z osobną łazienką. Cztery - dla Evelyn, Danielle, Mark'a i Louisa. Jego citki i kuzynów. Mąż Evelyn umarł.
- Remus! Co ty tutaj robisz? - Zapytała ciocia, kiedy weszła do pokoju.
- Ja... - Na początku nie wiedział, co powiedzieć, ale potem padł w objęcia ciotki i zaczął snuć historię o tym, co się ostatnio wydarzyło. Opowiedział wszystko. Evelyn wiedziała, że jej siostrzeniec jest wilkołakiem.
***
Siedzieli na brązowej sofie, przed kominkiem. Nad nim wisiał telewizor. Obok kominka stały głośniki i kilka kwiatów. Przed sofą był stolik do kawy. Ściany w tym pokoju miały kolor beżowy. Po lewej stronie sofy był łuk do jadalni, na lewo od niego kolejny - do kuchni. Po prawej stronie sofy były drzwi wejściowe z położonym przed nimi, pięknym, czerwonym dywanem. Obok drzwi, na prostopadłej ścianie było wejście do łazienki. W głębi domu kolejne drzwi do biblioteki i schody prowadzące na piętro. Domek był bardzo przytulny i Remus lubił w nim przebywać.
- Więc Danielle i Mark poszli do miasta, a Louis jest na dworze. Mają teraz wolne od szkoły - ciocia Remusa wzruszyła ramionami.
- Razem? Barwa dla nich.
Danielle miała jedenaście lat, Louis był dziewięciolatkiem, zaś Mark był w wieku Remusa. Bardzo lubił swoich kuzynów. Może dlatego, ze poza rodzicami byli jego jedyną rodziną, a teraz... Jedyną jaka mu pozostała. Lekki uśmiech przeszedł mu przez twarz, kiedy zdał sobie sprawę jak podobni są jego kuzyni i ich matka. Evelyn miała długie, czarne włosy i niebieskie oczy. Wydatne kości policzkowe i duże usta. Cerę miała jasną. Danielle wyglądała prawie jak matka. Miała tylko szare oczy. Mark miał czarne włosy, niebieskie oczy, taką samą jak mama i siostra cerę. Był wysoki. Po tacie. Louis... Tak samo. Wyglądali identycznie, z jedynie drobnymi różnicami.
Mimo wszystkich złych rzeczy, czuł się teraz lepiej. Evelyn powiedziała mu, że będzie spał z Markiem w jego pokoju. Dała mu leki nasenne i uspokajające i kazała się położyć. Spełnił jej prośbę.
O.
Wszystko mnie boli!
Napisałam to przez trzy godziny (około)
Ja nie wiem. Zawsze tak długo zajmuje mi pisanie. :'(
Tragedia.
Dobra.
Mam nadzieję, że się podobało.
;3
Do napisania!
Lunaris
Ps. Rozdział jaki? NIESPRAWDZONY! :D ;3
Pps. Co do kolejnej notki z rozdziałem odsyłam do kolumny bocznej ;)
Przyjaciele parsknęli śmiechem.
- Dobra. A teraz powiedz... Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść? - Zapytała Megan.
- Bo... Bo byłem w Zakazanym Lesie i jakoś tak wyszło.
- Idź się ogarnij i pograj z nami.
- Nie chcę.
Spojrzeli na niego.
- Dlaczego? - Zapytał Damien.
- Nie mam ochoty. Megan? Chodź ze mną - machnął na nią ręką.
Weszli do sypialni Huncwotów.
- Złam mi prawą nogę.
Spojrzała na niego głupio.
- Słucham?
- Złam mi prawą nogę - powtórzył. - Kiedy byłem w Lesie złamałem sobie łapę. Jako wilk. A ona się zrosła, tyle, że krzywo. Złam mi prawą nogę.
Położył się na swoim łóżku, a Megan ustała nad nim. Wzruszyła ramionami.
- Sam chciałeś. Pamiętaj.
I złamała mu prawą nogę. Bolało i Remus nie wiedział jak udało mu się nie krzyczeć. Potem Megan wyszła, a on usztywnił sobie złamanie i pokuśtykał wziąć prysznic. Potem wyszedł i położył się z powrotem. Czuł, że noga już prawie się zrosła.
Kiedy leżał, różdżką przywołał do siebie książkę i zaczął ją czytać. Teraz był już prawie w połowie. Zastanawiał się, gdzie są James, Syriusz i Peter. I ogólnie cała reszta uczniów. Potem, między jednym słowem, a drugim, zasnął.
***
Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomił sobie, że zamknął je zaklęciem, kiedy Megan wyszła. Teraz tylko zastanawiał się, po co to zrobił.
- Otwieraj, Lupin! - Usłyszał krzyk Damiena.
Niechętnie wziął do ręki różdżkę i cichym alochomora otworzył drzwi. Damien i jego najlepszy, nieodzowny przyjaciel Erick weszli do środka.
- Jesteście czarodziejami, mogliście użyć zaklęcia - przetarł twarz dłonią. Pomimo snu, nadal był zmęczony. I ciągle miał to dziwne uczucie w brzuchu.
Erick westchnął teatralnie.
- Ktoś cię szuka. Jacyś dwaj mężczyźni.
Remus zerwał się. Usunął zaklęciem usztywnienie nogi i wstał.
- Gdzie są?
- Wyszli. Nie rozmawiali z nami, ale słyszeliśmy ich z naszego pokoju. - Powiedział Dam.
- Dzięki chłopaki, dziękuję! - Wziął swoją szarą bluzę, zarzucił ją na siebie i już chciał wybiec z pokoju, kiedy Erick złapał go za kaptur.
- Idziesz ich szukać? Czy przed nimi uciekać?
Nie chciał go okłamywać, ale równocześnie nie chciał, żeby wiedzieli.
- Szukać ich, oczywiście - skłamał. Idealnie, bez śladu zastanowienia. Potrafił kłamać.
- Okej. To idź - Damien pociągnął swojego przyjaciela do ich pokoju i zniknął z nim za drzwiami.
Remus stał przez chwilę sam na szkarłatnym korytarzu, ale po chwili wybiegł. Chciał zlokalizować niebezpieczne obiekty.
Wypadł na korytarz i prawie się przewrócił. Jednak szybko odzyskał równowagę i ze swoją wilczą szybkością biegł dalej. W pewnym momencie usłyszał śmiech.
- Dzieciaki jednak mają pomysły! - Męski głos.
- Dobrze mu tak. - Następny.
Wiedział. Patrzeli na ten chwalebny napis na ścianie. Wycofał się i z zamiarem powrotu do Pokoju Wspólnego. Tyle, że nagle ktoś wyszedł zza zakrętu i wpadł na tego kogoś i przewrócił się z nim. Okazało się, że to profesor Nickmann.
- Remusie! - Powiedział, pomagając mu wstać z podłogi.
- Profesorze, ja... - Zaczął.
- Uciekaj stąd. Uciekaj z tej szkoły. Uciekaj z tego państwa... Uciekaj jak najdalej. Teraz! - Ponaglił go. - Ja cię tu nie widziałem.
Więc Remus uciekł.
Spakował się i zmniejszył wielkość swoich toreb, po czym założył luźne spodnie i także luźną koszulę, schował wszystko do kieszeni i wyskoczył przez okno, trafiając do sterty liści. Wtedy zmienił się w wilka i biegł.
***
Udało mu się trafić na pusty, czarodziejski dom, więc skorzystał z okazji. Wszedł do środka i podszedł do kominka.
- Ille de la Cité - powiedział, kiedy stanął w środku kominka i rzucił proszkiem fiuu.
Wypadł w domu swojej cioci.
Był to dość duży dom w mało zaludnionej części Reims, we francji. Obrzeża miasta. Domek miał parter i jedno piętro. Na parterze znajdowała się kuchnia, salon, łazienka, jadalnia i biblioteka, a na piętrze były cztery sypialnie, każda z osobną łazienką. Cztery - dla Evelyn, Danielle, Mark'a i Louisa. Jego citki i kuzynów. Mąż Evelyn umarł.
- Remus! Co ty tutaj robisz? - Zapytała ciocia, kiedy weszła do pokoju.
- Ja... - Na początku nie wiedział, co powiedzieć, ale potem padł w objęcia ciotki i zaczął snuć historię o tym, co się ostatnio wydarzyło. Opowiedział wszystko. Evelyn wiedziała, że jej siostrzeniec jest wilkołakiem.
***
Siedzieli na brązowej sofie, przed kominkiem. Nad nim wisiał telewizor. Obok kominka stały głośniki i kilka kwiatów. Przed sofą był stolik do kawy. Ściany w tym pokoju miały kolor beżowy. Po lewej stronie sofy był łuk do jadalni, na lewo od niego kolejny - do kuchni. Po prawej stronie sofy były drzwi wejściowe z położonym przed nimi, pięknym, czerwonym dywanem. Obok drzwi, na prostopadłej ścianie było wejście do łazienki. W głębi domu kolejne drzwi do biblioteki i schody prowadzące na piętro. Domek był bardzo przytulny i Remus lubił w nim przebywać.
- Więc Danielle i Mark poszli do miasta, a Louis jest na dworze. Mają teraz wolne od szkoły - ciocia Remusa wzruszyła ramionami.
- Razem? Barwa dla nich.
Danielle miała jedenaście lat, Louis był dziewięciolatkiem, zaś Mark był w wieku Remusa. Bardzo lubił swoich kuzynów. Może dlatego, ze poza rodzicami byli jego jedyną rodziną, a teraz... Jedyną jaka mu pozostała. Lekki uśmiech przeszedł mu przez twarz, kiedy zdał sobie sprawę jak podobni są jego kuzyni i ich matka. Evelyn miała długie, czarne włosy i niebieskie oczy. Wydatne kości policzkowe i duże usta. Cerę miała jasną. Danielle wyglądała prawie jak matka. Miała tylko szare oczy. Mark miał czarne włosy, niebieskie oczy, taką samą jak mama i siostra cerę. Był wysoki. Po tacie. Louis... Tak samo. Wyglądali identycznie, z jedynie drobnymi różnicami.
Mimo wszystkich złych rzeczy, czuł się teraz lepiej. Evelyn powiedziała mu, że będzie spał z Markiem w jego pokoju. Dała mu leki nasenne i uspokajające i kazała się położyć. Spełnił jej prośbę.
O.
Wszystko mnie boli!
Napisałam to przez trzy godziny (około)
Ja nie wiem. Zawsze tak długo zajmuje mi pisanie. :'(
Tragedia.
Dobra.
Mam nadzieję, że się podobało.
;3
Do napisania!
Lunaris
Ps. Rozdział jaki? NIESPRAWDZONY! :D ;3
Pps. Co do kolejnej notki z rozdziałem odsyłam do kolumny bocznej ;)
Nie ma to jak czytać rozdział przy pięknych dźwiękach z Hangout...
OdpowiedzUsuńSoł.
Rozdział. Super. :3
Współczuję Remusowi...
W dwa dni tyle się stało.
Masakra.
Ogólnie. Na początku masz powtórzenie, coś, że głowa... Chyba tak. Jednakże.
Jedynymi moimi uczuciami jest złość, żal, współczucie i niesprawiedliwość...
Także. Podziałaś na moje emocje! 'o'
To dobrze. :D
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę!
Alex
P. S. Nie wiem po co się podpisuję, ale bez tego nie mogę. XD
Wszyscy się podpisują, Al... *doublefacepalm* Nawet ja XD
UsuńMiło. Milutko ;)
Ty też byś mogła pisać, wiesz? Serio. I to SP. Hm.
Słyszałam, że Remus napisał coś Syriuszowi. :o
X.X
Soł.
Do jutra, odbarzeńcu! (z małej, z małej, zmałejzmałejzmałej!)
Lunaris :D
Coś mu tu nie pasuję, tylko, że nie mam pojęcia co. Może chodzi o to, że nadal nie mogę uwierzyć w to co w ostatnich rozdziałach powiedział Drops? Albo ta śmierć rodziców Remusa - jak mogłaś? - a mimo wszystko byłam pewno, że to się wydarzy.
OdpowiedzUsuńDużo się zmieniło w rozdziałach, z miłych i zabawnych w taki dramat, w którym ofiarom jest biedny wilkołak. Ech...
Literówek kilku, które znalazłam sie czepiać nie będę bo sama nie jestem lepsza.
Oczywiście życzę weny i czasu oraz czekam na next.
Pozdrawiam Dora <3
Drops jest okropny, wiem.
UsuńRemus jest męczennikiem, wiem.
Ale na prawdę, potem wam to wynagrodzę!
Napiszę jakieś zabawne momenty, serio!
Obiecuję :D
Dzięki Ci, ale... Czy ty wróciłaś już tak na stałe, czy nie? :(
Dziękuję za komentarz!
Lunaris
Przepraszam że dopiero teraz ale no oglądałam anime i tak wyszło.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to...DLACZEGO MI TO ZROBIŁAŚ?!
Przez ciebie się poryczałam i jeszcze ronię łzy gdy o tym pomyślę.
Biedny Remus. Dość że go przyjaciele odrzucili to jeszcze rodzice zostali zamordowani :(
Mam nadzieje że się wszystko ułoży ^^
Czekam na następną notkę. Do jutra!
Lexy
Lexy taka biedna :'(
UsuńWybacz :D
Co mam powiedzieć, że Remusiak ma trudne życie?! ;-;
Cóż.
Dzięki za komentarz i do zobaczenia za kilka godzin! :D :3
Lunaris
Megan, dobijasz mnie -.-
OdpowiedzUsuńFrancja z małej!!!!! :D
A tak na serio, czemu? Czemu, czemu, czemu?! Reeeeeeeemus! To wszystko jest takie niesprawiedliwe, jego rodzice i wgl. I o co kaman z tymi uczniami? Zniknęli, a tamci grali w karty?! :D Tak mi szkoda Remusa i wgl.... Piszę tak bez ładu i skałdu, bo niedawno skończyłam "Złodziejkę książek" (polecam) i autor uśmiercił Rudy'ego!!! I papę i wgl... :( Dobra, nieważne :D
Przepraszam za ten mało składny komentarz i czekam na nn
Panna Nikt
PS Było kilka błędów, ale pisałaś, że niesprawdzony, więc wybaczam, ale.... ta Francja mnie dobiła, serio :')