Brawa dla mnie proszę!
I komentarze też mile widziane
;)
Soł. Zanim zaczniecie czytać, chcę coś jeszcze powiedzieć (napisać?). Więc po pierwsze. Bardzo się cieszę, że mogę znowu pisać. I, że dam wam kolejną część tej historii, która teraz jest w dość... Hmm... Ciekawym punkcie. I nie wiem, czy myśleliście o tym rozdziale, czy zastanawialiście się, czy nie mogliście się doczekać, czy umieraliście ze zgryzoty, czy też było wam to kompletnie obojętne i zapomnieliście. Nie ważne. Ważne, że ja napiszę to i wstawię. Bo już sama źle się czuję z tym, że nie dodałam nic przez tak długi okres czasu. I teraz - po tak długim odpoczynku i tak dużej odmienności od pisania w tym, co robiłam przez ten czas - z nowymi pomysłami, z chęciami i (jak na razie) weną powracam do tegoż opowiadanka. Powracam do Remmy'ego i do reszty. Do was. Mam nadzieję, że się cieszycie.
Soł. Macie.
AH! STOP! NIE, JESZCZE NIE CZYTAJCIE!
W tej notce... Pojawią się wulgaryzmy i wymowna scena z Remusem i Greybackiem. Wybaczcie mi.
Teraz możecie już czytać.
_________________________________________________________________________________
- Kto pozwolił ci się odzywać psie?! Nie patrz na mnie, bo zarażę się twoją chorobą - powiedział z odrazą. Remus spojrzał na niego zdziwiony. Jego wilk tak się przestraszył i zdenerwował, że zaczął się wyrywać. A Remus był w zbyt wielkim szoku, by go powstrzymać.
Patrzał na Severusa Snape'a. Widział tylko jego. Jego chudą twarz, Jego tłuste włosy. Jego przepełnione satysfakcją oczy. Wiedział. Wiedział, że on czytał o wilkołakach. Wiedział, że Snape zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Że chciał to zrobić. I wszystko inne znikło. Nie zauważał ani przyjaciół, którzy patrzeli na niego, niczego nie rozumiejąc, ani innych ludzi, którzy też na nich spoglądali i zastanawiali się co będzie dalej, ani Irytka, który przyleciał tutaj, zwabiony hałasem. Skupił się w stu procentach na ślizgonie. Wilk przejął kontrolę.
Uczucie towarzyszące świadomej (mniej więcej świadomej) przemianie, było miłe. Kiedy jego kości zmieniały kształt i miejsce, nie bolało. Nie tak jak podczas pełni. To było coś innego. Coś, czego chciał. Poniekąd.
Przemienił się. I wiedział, co robi. Złość przejęła nad nim kontrolę. I chociaż gdzieś tam, w środku, z tyłu głowy, był ten Remus, który nie chciał tego. Ale kto by się przejmował takim małym i wkurzającym człowieczkiem, jakim w tym momencie była ta część jego umysłu? Warknął na Snape'a i podszedł do niego powoli. Na jego twarzy satysfakcja mieszała się ze strachem. Rzucił się na niego. Kiedy opadli na podłogę Remus uświadomił sobie, jak Snape jest słaby i kruchy. Ale w tym momencie jakoś się tym nie przejął. Warknął po raz kolejny.
- Skąd wiesz?! Jak się dowiedziałeś?! Nikomu nie miałem mówić! Nikt nie miał się dowiedzieć! - Ślizgon oczywiście nie rozumiał tego, co Remus mówił. On słyszał jedynie szczekanie, warczenie i wycie. Ale, po co miał rozumieć? Nie było to potrzebne.
Wtedy poczuł nagły ból w plecach. Gdzieś w okolicy karku. Zeskoczył z Severusa z głośnym jękiem. gdy się odwrócił, zobaczył Jamesa i Syriusza trzymających łańcuch. Z drugiej strony był wnyk. Bolało go, ale na szczęście pułapka nie była srebrna. Zastanawiał się tylko, gdzie jest Peter.
Znalazł go. Przed sobą. Z uniesioną różdżką. Zobaczył błysk czerwonego światła i padł na bok.
Potem pamiętał już tylko ciemność.
***
Obudził się w swojej sypialni. Bez żadnych ran, czy jakiegokolwiek śladu po tym, co się stało. Przynajmniej żadnego fizycznego śladu. Psychiczny był. Dość znaczny. Usiadł na skraju łóżka i przetarł twarz dłonią.
A może to wszystko mi się tylko śniło?
Nie mógł dociec, czy to, co się zdarzyło było snem, czy tylko część z tego to wytwór jego wyobraźni, czy też wszystko zdarzyło się naprawdę. Wstał i przebrał się. Była sobota. Nie mieli lekcji. Chciał pójść do biblioteki. To zawsze jest dobry pomysł. Na wszystko. Wyszedł więc. Kiedy był w Pokoju Wspólnym zrozumiał, że żadne z tych wydarzeń nie było snem.
Ludzie patrzeli.
Ludzie szeptali.
Ludzie schodzili z drogi.
On szedł ze spuszczoną głową i nie patrzał na nikogo.
Był tak bardzo upokorzony. Tak bardzo chciał cofnąć czas. Wiedział, że długo w tej szkole nie zostanie. Zabawne, jak los potrafi być przewrotny. Znowu zabrał mu coś, co dostał i czego pragnął. Westchnął głęboko. Zamiast do biblioteki skierował się do Zakazanego Lasu. I wszedł tam, plując w duchu na zakaz. W tej chwili miał go głęboko w poważaniu. Uśmiechnął się lekko z frustracji oraz przewrotności i śmieszności sytuacji. Wszedł na jakieś drzewo i posiedział na nim chwilę. Potem zeskoczył, znowu w duchu śmiejąc się z ludzkiej kruchości. Wyszedł i usiadł na ziemi. Był po drugiej stronie jeziora. Patrzał na ludzi, którzy tam, przed szkołą, krzyczeli do siebie, gonili się i w ogóle żyli normalnie. Chciałby tak. Jak oni. Rzucił się w tył i nawet nie mrugnął, kiedy zderzył się głową z ziemią. Było zadziwiająco ciepło, jak na koniec września. Martwił się, co będzie dalej. Jak ma funkcjonować? Co ma robić? Usłyszał szelest. Poczuł zapach. Wilkołaka. Westchnął, bo wiedział kto to. Nawet się nie ruszał. Jakoś nie miał na to siły.
- Remusie - jego imię zostało wypowiedziane przenikającym ciało szeptem, który miał swój cel. Ale ten cel nie został osiągnięty. Greybackowi nie udało się wywołać w nim pożądania. Nic. Nawet nie uzyskał spojrzenia.
- Jak życie Greyback? Jak tam? - Zapytał, jakby rozmawiał z kolegą. Ten spojrzał na niego zdziwiony i chyba przyjął to za dobrą kartę. Położył się obok Remusa.
- W porządku. A u ciebie?
- Bywało lepiej.
- To znaczy? - Wyglądał na zainteresowanego. Remus ze względu na swoją sytuację postanowił opowiedzieć mu wszystko. Więc opowiedział.
Po chwili ciszy odezwał się Fenrir.
- Mówiłem ci, że nie ma dla nas miejsca w tym świecie. Wiesz, że istnieją inne. Świat nadnaturalnych miesza się co prawda ze światem magicznym, ale od Mugoli jest odizolowany. Tam jest świetne życie. Sfora jest jak rodzina, są kluby w których wilkołaki są specjalnie traktowane. Są też takie, do których przed pełnią nie ma wstępu nikt poza nami i krwiopijcami. Tylko oni potrafią dotrzymać tempa wilkołakom w łóżku. Sprawdziłem to - uśmiechnął się.
Remus wzruszył ramionami.
- Nie ciągnie mnie do takiego życia.
Kolejna cisza.
- A jakie inne ci pozostało?
Brak odpowiedzi.
- Widzisz - Greyback usiadł. Dźgnął Remusa w bark, na znak, że ma zrobić to samo. - Ja mam do zaoferowania więcej niż oni - wskazał podbródkiem na Hogwart. - Ze mną twoje życie będzie lepsze. Też mogę uczyć cię magii. W domu mam pokój w którym są same książki. Też przecież dużo czytam. Miałbyś swój pokój na poddaszu. No i miałbyś mnie. Uwierz, że każdą twoją zachciankę bym spełnił...
- Ale ja musiałbym spełniać też twoje - powiedział Remus z przekąsem.
- Transakcja wiązana. Ale to byłoby przyjemne. Mam doświadczenie w tych sprawach.
Remus westchnął.
- Wiem. Nie zapomniałem.
- Było ci...
- Nie. To przez kontekst. Nie chciałem tego - spojrzał mu prosto w czy. Myślał, że kiedy Greyback spojrzy w jego smutne oczy, przestanie ciągnąć ten temat. Mylił się.
- Hm. - Przybliżył się do niego i zanim Remus zdążył zareagować, pocałował go. - A teraz chcesz? - Wymruczał do jego ucha.
- N-nie! - Remus nie mógł się wyrwać. Może wydawało się, że Fenrir lekko go trzyma, ale w rzeczywistości ściskał jego ramiona mocno.
- Kłamiesz - pocałował jego szyję.
- Przestań! Nie.. Nie chcę!
Greyback prychnął.
- To, że ty nie chcesz mnie nie obchodzi. Ja chcę. Dawno tego nie robiłem. Będzie wszystkiego z cztery dni.
Greyback przewrócił go i zaczął go całować. Remus opierał mu się z całych sił, chociaż wiedział, że to i tak nie ma sensu.
- Remmy, po prostu mi pozwól - znowu wymruczał te słowa.
- Nie! - Krzyknął Remus głośno.
Greyback prychnął.
- Spodoba ci się. Naprawdę potrafię zrobić ci dobrze.
Remus się wzdrygnął.
- Dlaczego akurat mnie sobie upatrzyłeś?!
Greyback chyba uznał jego pytanie za bardzo dziwne. Wstał z niego u usiadł obok, łapiąc Remusa za ramiona i prostując do pozycji siedzącej.
- Dlaczego. - Powtórzył ze śmiechem. - Bo jesteś inny. Większość dzieciaków nie przeżywa seksu ze mną, nie mówiąc o późniejszej przemianie. Ty przeżyłeś. I jeszcze myślisz, że możesz żyć normalnie - wymieniał. - No i jesteś słodki - pocałował go w policzek.
Zapanowała krótka cisza.
- To jak. Oddasz mi się, czy nie? Chcę cię tu i teraz - powiedział bez skrępowania.
- Nie. - Remus wstał i pchnął niczego niespodziewającego się wilkołaka prosto do jeziora. Potem zaczął uciekać. Znal ten las lepiej niż on.
Wbiegł między zarośla. Ich gałęzie zraniły jego skórę, ale po chwili rany zrosły się. Lawirował między drzewami w wilkołaczym tempie. Cieszył się, że udało mu się wykorzystać element zaskoczenia. Uważał, że teraz uda mu się uciec. Biegł. Mijał różne drzewa, kwiaty, rośliny, których nazw nie znał i najprawdopodobniej nigdy nie pozna. Jakoś nie było mu smutno.
Starał się jak najwięcej razy zmieniać kierunek drogi. Zrobił ostry zakręt w prawo. Po chwili skręcił o 90 stopni w lewo i biegł tak dość długo. Potem kolejny skręt w prawo i znalazł się znowu na obranej na początku ścieżce. Po jakimś czasie postanowił wejść na drzewa. Zrobił to więc i dalej biegł gałęziami. Byłoby to bardzo przyjemne uczucie, ale w tym momencie w tej sytuacji i tych okolicznościach... Jakoś nie zwracał na to uwagi. W pewnym momencie chyba zauważył centaura.
- Może to był on, a ja źle zauważyłem... - Mruknął sam do siebie. Przez to prawie spadł z gałęzi, więc opanował się i skupił się na przeskakiwaniu.
Uderzyło w niego to, że chociażby się starał, nie potrafi obronić się przed Greybackiem. On ma zbyt dużą siłę. A Remus za bardzo się go bał, żeby użyć pełni swojej siły.
Zeskoczył. Do szkoły zostało mu jeszcze tylko trochę.
Zobaczył go. Stał przed nim. Kawałek od niego. Remus zatrzymał się z uczuciem frustracji i złości. Greyback patrzał na niego spod pół przymkniętych powiek. Uśmiechał się lekko.
- Szybki jesteś, szczeniaczku. Bardzo. Trudne to było. Żeby cię dogonić.
Zbliżył się. Remus że strachu nie mógł się ruszyć.
- Słuchaj - powiedział grobowym głosem. - Jeśli teraz pozwolisz mi się chwilę tobą pobawić, zapomnę o tym, co zrobiłeś.
Remus spojrzał na niego.
- Nie ma takiej opcji.
Greyback pchnął go na pobliskie drzewo. Tym razem zabolało, kiedy zderzył się z czymś twardym. Pulsujący ból rozszedł się od jego głowy do dołu pleców.
- Radziłbym się zgodzić. - Poczuł jego kolano między swoimi nogami.
- Nie ma takiej opcji - powtórzył.
Wtedy Greyback warknął ze złości i kopnął go z impetem w krocze. Remusa tak to zabolało, że przed oczami miał mroczki i zakręciło mu się w głowie. Upadł ma kolana przed wilkołakiem.
- Pożałujesz. Bardzo - Greyback pchnął jego głowę, tak, że po raz wtóry uderzył nią o twarde podłoże. Prawie zemdlał.
Fenrir odwrócił się i po przejściu kilku kroków zatrzymał się.
- Pożałujesz ty i twoi pierdoleni rodzice. To będzie twoja wina, szczeniaku - powiedział, nie patrząc na Remusa. Potem depotrował się.
Remus leżał. Długo. Bardzo długo.
***
Nie wyszedł z lasu. Po pierwsze nadal wszystko go bolało, po drugie był sfrustrowany i załamany, po trzecie bał się, a po czwarte... Nie chciał iść do Hogwartu. Nie miał ochoty na uciekania przed wzrokiem ludzi. Więc leżał.
Po godzinie wstał. Kiedy wyszedł z lasu, zaczęło się już ściemniać. Było to o tyle korzystne, że mniej ludzi było poza Pokojami Wspólnymi. Więc, co za tym idzie, mniej ludzi mijał. Poszedł do kuchni.
- Dzień dobry - mruknął, kiedy obskoczyły go skrzaty.
- Wyjdź stąd. - Powiedział jeden z nich. Remus spojrzał na niego zdziwiony.
- Wyjdź stąd. - Powiedział kolejny.
- Wyjdź stąd. - Następny.
Potem gdzieś w tłumie skrzatów zobaczył postać Dumbledore'a.
- Zaufałem ci, a ty mnie zawiodłeś. Jesteś zwykłym psem. Wyjdź stąd. Skrzaty nie obsługują niższych rangą - powiedział, bez zzwykłego dla siebie uśmiechu i znikł.
Remusowi zrobiło się bardzo przykro. Był tak bardzo zmęczony... Było mu wszystko jedno. Wyszedł. Chciało mu się płakać.
- Ale przecież to nie była moja wina - mruknął. - To przez Severusa.
Ale jak to Remus, wierzył innym i uznawał siebie za winnego. Bo jakby inaczej. Usiadł na parapecie we wnętrzu zamku. Westchnął.
- Remus - usłyszał głos Jamesa.
- Dlaczego nas okłamałeś - to nie było w zasadzie pytanie. Ale wypowiedział je Peter.
- Mówiłeś, że jesteś normalny - powiedział Syriusz. Nie dał mu jednak dojść do słowa. - Jestem wychowany w rodzinie, która stara się oczyścić świat z takich jak ty. A ja przestrzegam tych praw, narzuconych mi przez mamę. Szkoda, że ten wnyk nie był srebrny. Umarłbyś.
Te słowa były tak dobitnie, tak bardzo straszne, że Remus nie chciał słuchać więcej. Odskoczył do tyłu i stanął na ziemi. Biegł. Uciekał. Znowu.
Przed przyjaciółmi.
Megan się myliła.
Nie rozumieją.
Wszystko było grą.
Wszystko było kłamstwem.
***
- Czy jest na tym świecie ktoś, kto mógłby ze mną porozmawiać?! - Krzyknął, a jego głos potoczył się po pustym korytarzu. Była północ. Ale jemu było już wszystko jedno.
- Bo nie rozumiem. - Usłyszał głęboki, męski głos, gdzieś w oddali.
- Właśnie profesorze. Wiedział Pan, że będzie sprawiał problemy. To wilkołak. One nie są społecznymi stworzeniami. Nadają się tylko do siedzenia w swoich stadach, w jakichś melinach, jaskiniach, lasach. Nie powinny być w szkole. Najlepiej byłoby, gdyby od razu się je zabijało - mówił o wilkołakach w formie nijakiej. Kolejny facet.
- Uważałem... Że da sobie radę. Ale zawiódł mnie. - Dumbledore. - Zostawię tu panów. Zróbcie z nim, co chcecie.
Usłyszał, jak dyrektor odchodzi. Zwinął się w kłębek w cieniu.
Wiedzieli, gdzie on jest.
Zobaczył ich przy wejściu do korytarza. Na początku myślał, że uda mu się ukryć w cieniu. Teraz wiedział, że tak się.nie da. Zobaczyli go. Widzieli go.
- Poddaj się. Oddaj się nam.
Remus prychnął.
- Już jedna osoba prosiła mnie, żebym się mu oddał. I powiem wam to samo, co jemu. Nie ma takiej opcji.
Przemienił się i zaatakował ich. Szybko. Wykręcił im karki.
Zabił.
Zabił.
Odebrał życie tym, którzy tak na prawdę niczego nie zrobili. Może mię byli mu przychylni, ale przecież większość ludzi taka była w stosunku do niego.
Ma ich krew na sobie.
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Te słowa obijały się w jego głowie jak piosenka.
Wyrzucił ciała przez okno.
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Poszedł do łazienki, żeby zmyć z siebie krew.
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Wyszedł i czuł się tak, jakby wszyscy wiedzieli.
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Starał się zachowywać normalnie, ale...
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Doprowadzamy kilkunastoma spojrzeniem wszedł po schodach.
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Położył się na łóżku. Zasnął.
Winny.
Winny.
Zabił.
Zabił.
Morderca.
Ha, ha!
Napisane!
Może nie jest wybitnie długi, ale chyba nadrabia fabułą.
WIEM, ŻE CHCECIE MNIE ZABIĆ, ZA SCENĘ Z GREYBACKIEM. Wiem.
Przepraszam.
Ale to jest takie jego.
A ja nie chcę się mu narażać.
Boję się.
Serio.
Poza tym...
On jest tu ważny. Można go wiele razy wykorzystać. Ta.
Ale chyba uda ki się uniknąć śmierci z waszych rąk. Co?
XD
Cóż. Proszę o komentarze.
Do napisania!
Lunaris
Ps. Nie sprawdzone! :3