środa, 24 grudnia 2014

Święta!

Lumos!
Witam drodzy podglądacze!
Jak wam mija wolny czas?
Mi średnio, bo trzeba posprzątać pół domu (drugie pół sprząta tata) i pomóc mamie w robieniu jedzonka. Jeszcze dzisiaj kończymy. ;-;
Ale dobra. Nie piszę tego po to, żeby was poinformować o tym, co robię w domu, tylko, żeby złożyć życzenia.
Jednak zanim, to... Chcę wam powiedzieć, że dzisiaj postaram się nadrobić zaległości na waszych blogach ;) Niesamowite, nie?
Dobra. Życzenia.
Więc. Życzę wam:
1. Dobrych wyników na sumach i owutemach.
2. Opanowania zaklęć, których nie potraficie.
3. Braku szlabanów w nowym roku.
4. Abyście dostali nową, piękną miotłę (chyba, że nie lubicie latać, albo już taką macie, wtedy... Na przykład samoczarującą różdżkę)
6. Darmowego talonu na cały asortyment Miodowego Królestwa.
5. Tego, co najważniejsze... LITRÓW KREMOWEGO PIWA!!
:3
Ale dobra. Na poważnie. Żeby spełniły się wasze marzenia (te realne, a nie odnośnie książek!), żebyście osiągnęli wszystkie wyznaczone przez siebie cele, żebyście znaleźli miłość i przyjaźń (chyba, że już je macie. Wtedy życzę, żeby nie zniknęły), życzę zdrowia, spokoju, szczęścia i dobrych ocen ;3
I magii. Magia jest ważna.
I dużo, dużo, dużodużodużo książek!
:)
Miłych świąt, czarodzieje!!
*wyciąga różdżkę*
Avifoures!
Orchidoues!
Relashio!
Żegnam!
;3

Lunaris

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 24.

Na początku, zanim oddam wam w stu procentach rozdział, chcę przeprosić za kompletny brak aktywności na waszych blogach. Cóż, jakoś nie mam weny na czytanie.
Nawet pewien blog yaoi o Remusie odstawiłam na chwilę i chyba mam do tyłu z dwie notki! :o Jak nie ja, dosłownie >.<
Nie wstawione wczoraj, z powodu braku laptopa.
Dobra. Czytajta i komentujta ;D 

_____________________________________________________________________________________________________

   Zerwał się z łóżka od razu po przebudzeniu. Nie zabolała go głowa, ale zakręciło mu się w głowie. Echem odbijały się słowa piesszczeniak, kłamcamorderca. Nic się nie łączyło. Wszystko było jakby wyrwane z kontekstu. Najpierw atak na Severusa, potem atak na niego samego. Najpierw ucieczka od ludzi, potem ucieczka od Greybacka. Najpierw skrzaty, potem przyjaciele, a na końcu ci dwaj. Tylko, dlaczego tyle tego stało się w... Dwa dni? Nawet nie był pewien. 
   Poszedł do łazienki i już miał wejść do wanny, kiedy usłyszał jakiś hałas. jakby coś mocno uderzyło w szybę. Westchnął, ubrał się z powrotem i wyszedł. Za szybą była sowa. Zawieszona w powietrzu, czekała, aż ktoś łaskawie otworzy jej okno, żeby mogła wlecieć do środka i wykonać swoje zadanie. Spełnił, więc jej żądanie. Od razu usiadła na jego ramieniu. Do nóżki miała przyczepiony list. Odwinął go i zaczął czytać. Niewiele było tego czytania. Cztery słowa i podpis. 
"Przyjdź do mojego gabinetu. 
Albus Dumbledore"
Wzdrygnął się. Sowa jakiś czas temu wyleciała z pokoju, ale nie zwrócił na to uwagi. Wziął czekoladę ze swojej szafki nocnej i zaczął jeść ją w zwykły dla siebie sposób, czyli jak batonika. Wyszedł z sypialni i skierował się do gabinetu dyrektora.
   Dziwił się, bo na korytarzach nikogo nie było. Szkoła była opustoszała. Przeszło mu przez myśl, że to może dlatego, że jest śniadanie, ale zaraz wykluczył tą opcję. Było za późno. Kolejnym pomysłem było Hogsmeade, ale je też wykluczył, bo gdyby nawet dzisiaj było wyjście do tegoż miasteczka, to po pierwsze wiedziałby, a po drugie zostaliby uczniowie pierwszych i drugich klas. Na błoniach też nikogo nie zauważył, a zerkał kilka razy przez mijane okna. Padało. Pierwszy raz od kilku dni pogoda była brzydka.
   Zwinął pusty papierek po czekoladzie i rzucił do śmietnika stojącego w rogu korytarza. Trafił. Uśmiech przemknął mu przez twarz, ale został zgaszony przez to, co zobaczył. Na ścianie między jednym oknem, a drugim był napis:
Remus Lupin- 
Pies, kłamca, morderca i dziwka. 
Ustał przed napisem z szeroko otwartymi oczami i tak samo otwartym ustami. Jak ktokolwiek się dowiedział o zabójstwie? Skąd ktokolwiek wie o Fenrirze (bo stąd wywnioskował ostatnie słowo)?
- Idealnie oddaje ciebie, co nie? - Usłyszał głos kogoś, kto nie powinien się odzywać. Snape. Nawet się nie odwrócił.
- Kto to napisał? - Zapytał.
- Zależy. Ogólnie pomysł wyszedł od Lucjusza, realizacją zająłem się ja. Swoje trzy grosze dodali twoi przyjaciele - podkreślił ostatnie słowo. - Pies jest od Syriusza. Kłamca od Jamesa i Petera, morderca od Bellatrix, a dziwka od Lu. Swoją drogą... Nie mogę w to uwierzyć. Przecież Greyback jest obleśny. Jesteś... Na prawdę nienormalny. - Ślizgon podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu. - Ale cóż. Oto cały ty - wskazał na napis. - Najlepsze jest to, że tylko ten, kto to zrobił, czytaj ja, może to stąd zdjąć! - Klasnął w dłonie i z uśmiechem odszedł w swoją stronę.
- Snape! - Remus krzyknął za nim, ale ten już gdzieś zniknął. Westchnął i rzucił ostatnie spojrzenie na ścianę. Poszedł dalej korytarzem ze spuszczoną głową.
***
   Gabinet Albusa Dumbledore'a zawsze kojarzył mu się z azylem, bezpiecznym miejscem. Tym razem jednak, czuł się tutaj jak nieproszony gość. Kiedy siedział na fotelu przed biurkiem czuł na sobie spojrzenia portretów byłych dyrektorów i słyszał ich szepty. Jego serce biło bardzo szybko, nie mógł dobrze oddychać. Bał się słów profesora, siedzącego przed nim.
- To, co zrobiłeś w ostatnich dniach jest niewyobrażalne. Nie wiem, dlaczego tak się stało i nie wiem, jak mam przemówić ci do rozsądku. Czy to jest w ogóle wykonalne? Czy da się ci pomóc? Myślałem, że potrafisz nad sobą panować i zaufałem ci, pozwoliłem uczyć się w tej szkole. Każdy ma przecież prawo do nauki, do realizowania swoich marzeń. Ale dlaczego zawiodłeś? Myślałeś, że się nie dowiem? Że nie będę świadomy tego, co zrobiłeś? Myślałeś, że jesteś bezkarny?
Remus chyba wolałby, żeby dyrektor krzyczał. Mówił to wszystko tak spokojnym głosem... Ale dało się wyczuć gorycz, smutek i złość. Tylko, że lepiej byłoby, gdyby krzyczał.
- Nie wiem... Nie będę decydować, chociaż chciałbym. Jeszcze dzisiaj przybędzie tutaj pani minister Bagnold razem z kilkoma aurorami. Nie wiem, jaki będzie jej wyrok, ale na pewno nie będziesz się tutaj uczyć. Możesz iść się spakować.
Remus wstał z okropnym uczuciem w brzuchu. Coś jakby ból, ale to nie było to samo. To było gorsze.
- Ah. Jeszcze coś. Proszę - dyrektor podał Remusowi... Gazetę?
- Proszę pana, po co mi...
Spojrzał na otwartą stronę.
"Greyback znowu zaatakował!
Wszędzie jest głośno o kolejnym zabójstwie najniebezpieczniejszego wilkołaka - Fenrira Greybacka. 
Z tego, co udało się ustalić biegłym, wilkołak przybył z powrotem do Forks. Był sam.
"Uważamy, że miał ustalony cel." - Mówi Richard Payne, biegły śledczy auror. -
"Nie zjawił się tutaj od tak. Miał wszystko zaplanowane. Nie znamy jeszcze jego motywu, ale wiemy, że to było dopracowane zabójstwo, kompletnie nie w jego stylu. Jednak jesteśmy pewni jego winy.
Wygląda na to, że Greyback bawi się z nami. Zabija i robi to tak, żeby wszyscy wiedzieli. Nie chowa się, nie stara się zrobić tego po cichu."
 Biegły opowiadał nam o sposobie zabijania, jaki stosuje Greyback. 
Jak się okazało wilkołak zostawił ślad po sobie.
Jawny przekaz na ścianie domu zmarłych -
"Mówiłem, że pożałujesz, szczeniaczku"
Ofiarami Greybacka tym razem padło małżeństwo - Lyall i Hope Lupin. 
Ich syn uczy się w Hogwarcie. 
Mamy pewne podejrzenia co do motywu zabójstwa. 
Wiemy, że młody Lupin jest wilkołakiem, a po słowach napisanych przez Greybacka można się domyślić, że to on go przemienił. 
Co więc zrobił Lupin, że przypłacił to śmiercią rodziców?
Jak na razie pozostają nam tylko domysły." 
- Nie... - mruknął.
- Cóż. Przykro mi - powiedział Dumbledore.
Remus wypuścił gazetę z rąk i wybiegł z gabinetu. Biegł przez szkołę jak oszalały.
- Wytrzymam wyzwiska, wytrzymam to, co on mi robi... ALE DLACZEGO ONI?! JAK MOGŁEŚ GREYBACK?!! - Krzyczał. Po jakimś czasie upadł na ziemię. Łzy mieszały się z krwią. bo w szale przeciął sobie skórę paznokciami. Nawet nie wiedział, że się zmienia. Już jako wilk pobiegł do Zakazanego Lasu.
***
   Wychodząc z lasu musiał bardzo uważać, bo kiedy biegał w ciele wilka, złamał sobie łapę. Teraz jego prawa noga była zrośnięta, ale krzywo. Nie bolała go zbytnio, jedynie bał się bólu jaki będzie musiał sobie zadać, żeby ponownie ją złamać i nastawić. Nie wiedział nawet czy mu się to uda, ale był przeświadczony, że musi zrobić to sam, bo pielęgniarka mu nie pomoże. Czuł, że - tak jak wszyscy - znienawidziła go. Szedł powoli do Pokoju Wspólnego gryfonów. Łzy nadal spływały mu po policzkach. Kiedy spojrzał w szybę i zobaczył w niej swoje odbicie, aż się wzdrygnął. Miał potargane włosy, brudne ubranie. Twarz też miał brudną od kurzu, a trochę czystsza była jedynie w miejscach, gdzie spływały łzy. Z cichym sapnięciem oparł się o ścianę. Bolał go kręgosłup. Nie wspominając o nodze, która zaczęła dawać o sobie znać.
***
   Nie za bardzo wiedział, jak wszedł po tylu schodach i jak znalazł się pod portretem. Ale udało mu się to i nareszcie wszedł po Pokoju. Zastał tam Ericka, Damiena, Dorcas i Megan. Siedzieli przy stoliku.
- Cze Remmy - powiedział Damien.
Remus spojrzał na niego dziwnie. Czyżby... Oni go lubili?
- C-co tu robicie? - Zapytał.
- Gramy w karty - powiedziała Dorcas. Wtedy zauważył, że każdy z nich trzyma w ręku po kilka kart.
- Dlaczego ostatnio chodzisz sam? Nie rozumiem, co się stało? - Zapytała Megan.
- Nie wiecie?
- O czym? - Erick spojrzał na niego.
Nie wiedzą. 
- O niczym. Nieważne.
Przyjaciele parsknęli śmiechem.
- Dobra. A teraz powiedz... Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść? - Zapytała Megan.
- Bo... Bo byłem w Zakazanym Lesie i jakoś tak wyszło.
- Idź się ogarnij i pograj z nami.
- Nie chcę.
Spojrzeli na niego.
- Dlaczego? - Zapytał Damien.
- Nie mam ochoty. Megan? Chodź ze mną - machnął na nią ręką.
Weszli do sypialni Huncwotów.
- Złam mi prawą nogę.
Spojrzała na niego głupio.
- Słucham?
- Złam mi prawą nogę - powtórzył. - Kiedy byłem w Lesie złamałem sobie łapę. Jako wilk. A ona się zrosła, tyle, że krzywo. Złam mi prawą nogę.
Położył się na swoim łóżku, a Megan ustała nad nim. Wzruszyła ramionami.
- Sam chciałeś. Pamiętaj.
I złamała mu prawą nogę. Bolało i Remus nie wiedział jak udało mu się nie krzyczeć. Potem Megan wyszła, a on usztywnił sobie złamanie i pokuśtykał wziąć prysznic. Potem wyszedł i położył się z powrotem. Czuł, że noga już prawie się zrosła.
   Kiedy leżał, różdżką przywołał do siebie książkę i zaczął ją czytać. Teraz był już  prawie w połowie. Zastanawiał się, gdzie są James, Syriusz i Peter. I ogólnie cała reszta uczniów. Potem, między jednym słowem, a drugim, zasnął.
***
   Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi. Uświadomił sobie, że zamknął je zaklęciem, kiedy Megan wyszła. Teraz tylko zastanawiał się, po co to zrobił.
- Otwieraj, Lupin! - Usłyszał krzyk Damiena.
Niechętnie wziął do ręki różdżkę i cichym alochomora otworzył drzwi. Damien i jego najlepszy, nieodzowny przyjaciel Erick weszli do środka.
- Jesteście czarodziejami, mogliście użyć zaklęcia - przetarł twarz dłonią. Pomimo snu, nadal był zmęczony. I ciągle miał to dziwne uczucie w brzuchu.
Erick westchnął teatralnie.
- Ktoś cię szuka. Jacyś dwaj mężczyźni.
Remus zerwał się. Usunął zaklęciem usztywnienie nogi i wstał.
- Gdzie są?
- Wyszli. Nie rozmawiali z nami, ale słyszeliśmy ich z naszego pokoju. - Powiedział Dam.
- Dzięki chłopaki, dziękuję! - Wziął swoją szarą bluzę, zarzucił ją na siebie i już chciał wybiec z pokoju, kiedy Erick złapał go za kaptur.
- Idziesz ich szukać? Czy przed nimi uciekać?
Nie chciał go okłamywać, ale równocześnie nie chciał, żeby wiedzieli.
- Szukać ich, oczywiście - skłamał. Idealnie, bez śladu zastanowienia. Potrafił kłamać.
- Okej. To idź - Damien pociągnął swojego przyjaciela do ich pokoju i zniknął z nim za drzwiami.
Remus stał przez chwilę sam na szkarłatnym korytarzu, ale po chwili wybiegł. Chciał zlokalizować niebezpieczne obiekty.
   Wypadł na korytarz i prawie się przewrócił. Jednak szybko odzyskał równowagę i ze swoją wilczą szybkością biegł dalej. W pewnym momencie usłyszał śmiech.
- Dzieciaki jednak mają pomysły! - Męski głos.
- Dobrze mu tak. - Następny.
Wiedział. Patrzeli na ten chwalebny napis na ścianie. Wycofał się i z zamiarem powrotu do Pokoju Wspólnego. Tyle, że nagle ktoś wyszedł zza zakrętu i wpadł na tego kogoś i przewrócił się z nim. Okazało się, że to profesor Nickmann.
- Remusie! - Powiedział, pomagając mu wstać z podłogi.
- Profesorze, ja... - Zaczął.
- Uciekaj stąd. Uciekaj z tej szkoły. Uciekaj z tego państwa... Uciekaj jak najdalej. Teraz! - Ponaglił go. - Ja cię tu nie widziałem.
Więc Remus uciekł.
Spakował się i zmniejszył wielkość swoich toreb, po czym założył luźne spodnie i także luźną koszulę, schował wszystko do kieszeni i wyskoczył przez okno, trafiając do sterty liści. Wtedy zmienił się w wilka i biegł.
***
   Udało mu się trafić na pusty, czarodziejski dom, więc skorzystał z okazji. Wszedł do środka i podszedł do kominka.
- Ille de la Cité - powiedział, kiedy stanął w środku kominka i rzucił proszkiem fiuu.
Wypadł w domu swojej cioci.
   Był to dość duży dom w mało zaludnionej części Reims, we francji. Obrzeża miasta. Domek miał parter i jedno piętro. Na parterze znajdowała się kuchnia, salon, łazienka, jadalnia i biblioteka, a na piętrze były cztery sypialnie, każda z osobną łazienką. Cztery - dla Evelyn, Danielle, Mark'a i Louisa. Jego citki i kuzynów. Mąż Evelyn umarł.
- Remus! Co ty tutaj robisz? - Zapytała ciocia, kiedy weszła do pokoju.
- Ja... - Na początku nie wiedział, co powiedzieć, ale potem padł w objęcia ciotki i zaczął snuć historię o tym, co się ostatnio wydarzyło. Opowiedział wszystko. Evelyn wiedziała, że jej siostrzeniec jest wilkołakiem.
***
   Siedzieli na brązowej sofie, przed kominkiem. Nad nim wisiał telewizor. Obok kominka stały głośniki i kilka kwiatów. Przed sofą był stolik do kawy. Ściany w tym pokoju miały kolor beżowy. Po lewej stronie sofy był łuk do jadalni, na lewo od niego kolejny - do kuchni. Po prawej stronie sofy były drzwi wejściowe z położonym przed nimi, pięknym, czerwonym dywanem. Obok drzwi, na prostopadłej ścianie było wejście do łazienki. W głębi domu kolejne drzwi do biblioteki i schody prowadzące na piętro. Domek był bardzo przytulny i Remus lubił w nim przebywać.
- Więc Danielle i Mark poszli do miasta, a Louis jest na dworze. Mają teraz wolne od szkoły - ciocia Remusa wzruszyła ramionami.
- Razem? Barwa dla nich.
Danielle miała jedenaście lat, Louis był dziewięciolatkiem, zaś Mark był w wieku Remusa. Bardzo lubił swoich kuzynów. Może dlatego, ze poza rodzicami byli jego jedyną rodziną, a teraz... Jedyną jaka mu pozostała. Lekki uśmiech przeszedł mu przez twarz, kiedy zdał sobie sprawę jak podobni są jego kuzyni i ich matka. Evelyn miała długie, czarne włosy i niebieskie oczy. Wydatne kości policzkowe i duże usta. Cerę miała jasną. Danielle wyglądała prawie jak matka. Miała tylko szare oczy. Mark miał czarne włosy, niebieskie oczy, taką samą jak mama i siostra cerę. Był wysoki. Po tacie. Louis... Tak samo. Wyglądali identycznie, z jedynie drobnymi różnicami.
   Mimo wszystkich złych rzeczy, czuł się teraz lepiej. Evelyn powiedziała mu, że będzie spał z Markiem w jego pokoju. Dała mu leki nasenne i uspokajające i kazała się położyć. Spełnił jej prośbę.






O.
Wszystko mnie boli!
Napisałam to przez trzy godziny (około)
Ja nie wiem. Zawsze tak długo zajmuje mi pisanie. :'(
Tragedia.
Dobra.
Mam nadzieję, że się podobało.
;3
Do napisania!
Lunaris
Ps. Rozdział jaki? NIESPRAWDZONY! :D ;3
Pps. Co do kolejnej notki z rozdziałem odsyłam do kolumny bocznej ;)

środa, 10 grudnia 2014

Rozdział 23.

Brawa dla mnie proszę!
I komentarze też mile widziane 
;)
Soł. Zanim zaczniecie czytać, chcę coś jeszcze powiedzieć (napisać?). Więc po pierwsze. Bardzo się cieszę, że mogę znowu pisać. I, że dam wam kolejną część tej historii, która teraz jest w dość... Hmm... Ciekawym punkcie. I nie wiem, czy myśleliście o tym rozdziale, czy zastanawialiście się, czy nie mogliście się doczekać, czy umieraliście ze zgryzoty, czy też było wam to kompletnie obojętne i zapomnieliście. Nie ważne. Ważne, że ja napiszę to i wstawię. Bo już sama źle się czuję z tym, że nie dodałam nic przez tak długi okres czasu. I teraz -  po tak długim odpoczynku i tak dużej odmienności od pisania w tym, co robiłam przez ten czas - z nowymi pomysłami, z chęciami i (jak na razie) weną powracam do tegoż opowiadanka. Powracam do Remmy'ego i do reszty. Do was. Mam nadzieję, że się cieszycie.
Soł. Macie.
AH! STOP! NIE, JESZCZE NIE CZYTAJCIE!
W tej notce... Pojawią się wulgaryzmy i wymowna scena z Remusem i Greybackiem. Wybaczcie mi.
Teraz możecie już czytać.
_________________________________________________________________________________


   - Kto pozwolił ci się odzywać psie?! Nie patrz na mnie, bo zarażę się twoją chorobą - powiedział z odrazą. Remus spojrzał na niego zdziwiony. Jego wilk tak się przestraszył i zdenerwował, że zaczął się wyrywać. A Remus był w zbyt wielkim szoku, by go powstrzymać.
Patrzał na Severusa Snape'a. Widział tylko jego. Jego chudą twarz, Jego tłuste włosy. Jego przepełnione satysfakcją oczy. Wiedział. Wiedział, że on czytał o wilkołakach. Wiedział, że Snape zdaje sobie sprawę z tego co zrobił. Że chciał to zrobić.  I wszystko inne znikło. Nie zauważał ani przyjaciół, którzy patrzeli na niego, niczego nie rozumiejąc, ani innych ludzi, którzy też na nich spoglądali i zastanawiali się co będzie dalej, ani Irytka, który przyleciał tutaj, zwabiony hałasem. Skupił się w stu procentach na ślizgonie. Wilk przejął kontrolę.
   Uczucie towarzyszące świadomej (mniej więcej świadomej) przemianie, było miłe. Kiedy jego kości zmieniały kształt i miejsce, nie bolało. Nie tak jak podczas pełni. To było coś innego. Coś, czego chciał. Poniekąd.
   Przemienił się. I wiedział, co robi. Złość przejęła nad nim kontrolę. I chociaż gdzieś tam, w środku, z tyłu  głowy, był ten Remus, który nie chciał tego. Ale kto by się przejmował takim małym i wkurzającym człowieczkiem, jakim w tym momencie była ta część jego umysłu? Warknął na Snape'a i podszedł do niego powoli. Na jego twarzy satysfakcja mieszała się ze strachem. Rzucił się na niego. Kiedy opadli na podłogę Remus uświadomił sobie, jak Snape jest słaby i kruchy. Ale w tym momencie jakoś się tym nie przejął. Warknął po raz kolejny.
- Skąd wiesz?! Jak się dowiedziałeś?! Nikomu nie miałem mówić! Nikt nie miał się dowiedzieć! - Ślizgon oczywiście nie rozumiał tego, co Remus mówił. On słyszał jedynie szczekanie, warczenie i wycie. Ale, po co miał rozumieć? Nie było to potrzebne.
   Wtedy poczuł nagły ból w plecach. Gdzieś w okolicy karku. Zeskoczył z Severusa z głośnym jękiem. gdy się odwrócił, zobaczył Jamesa i Syriusza trzymających łańcuch. Z drugiej strony był wnyk. Bolało go, ale na szczęście pułapka nie była srebrna. Zastanawiał się tylko, gdzie jest Peter.
   Znalazł go. Przed sobą. Z uniesioną różdżką. Zobaczył błysk czerwonego światła i padł na bok.
   Potem pamiętał już tylko ciemność.
***
   Obudził się w swojej sypialni. Bez żadnych ran, czy jakiegokolwiek śladu po tym, co się stało. Przynajmniej żadnego fizycznego śladu. Psychiczny był. Dość znaczny. Usiadł na skraju łóżka i przetarł twarz dłonią. 
A może to wszystko mi się tylko śniło? 
Nie mógł dociec, czy to, co się zdarzyło było snem, czy tylko część z tego to wytwór jego wyobraźni, czy też wszystko zdarzyło się naprawdę. Wstał i przebrał się. Była sobota. Nie mieli lekcji. Chciał pójść do biblioteki. To zawsze jest dobry pomysł. Na wszystko. Wyszedł więc. Kiedy był w Pokoju Wspólnym zrozumiał, że żadne z tych wydarzeń nie było snem.
Ludzie patrzeli.
Ludzie szeptali.
Ludzie schodzili z drogi.
On szedł ze spuszczoną głową i nie patrzał na nikogo.
Był tak bardzo upokorzony. Tak bardzo chciał cofnąć czas. Wiedział, że długo w tej szkole nie zostanie. Zabawne, jak los potrafi być przewrotny. Znowu zabrał mu coś, co dostał i czego pragnął. Westchnął głęboko. Zamiast do biblioteki skierował się do Zakazanego Lasu. I wszedł tam, plując w duchu na zakaz. W tej chwili miał go głęboko w poważaniu. Uśmiechnął się lekko z frustracji oraz przewrotności i śmieszności sytuacji. Wszedł na jakieś drzewo i posiedział na nim chwilę. Potem zeskoczył, znowu w duchu śmiejąc się z ludzkiej kruchości. Wyszedł i usiadł na ziemi. Był po drugiej stronie jeziora. Patrzał na ludzi, którzy tam, przed szkołą, krzyczeli do siebie, gonili się i w ogóle żyli normalnie. Chciałby tak. Jak oni. Rzucił się w tył i nawet nie mrugnął, kiedy zderzył się głową z ziemią. Było zadziwiająco ciepło, jak na koniec września. Martwił się, co będzie dalej. Jak ma funkcjonować? Co ma robić? Usłyszał szelest. Poczuł zapach. Wilkołaka. Westchnął, bo wiedział kto to. Nawet się nie ruszał. Jakoś nie miał na to siły.
- Remusie - jego imię zostało wypowiedziane przenikającym ciało szeptem, który miał swój cel. Ale ten cel nie został osiągnięty. Greybackowi nie udało się wywołać w nim pożądania. Nic. Nawet nie uzyskał spojrzenia.
- Jak życie Greyback? Jak tam? - Zapytał, jakby rozmawiał z kolegą. Ten spojrzał na niego zdziwiony i chyba przyjął to za dobrą kartę. Położył się obok Remusa.
- W porządku. A u ciebie?
- Bywało lepiej.
- To znaczy? - Wyglądał na zainteresowanego. Remus ze względu na swoją sytuację postanowił opowiedzieć mu wszystko. Więc opowiedział.
Po chwili ciszy odezwał się Fenrir.
- Mówiłem ci, że nie ma dla nas miejsca w tym świecie. Wiesz, że istnieją inne. Świat nadnaturalnych miesza się co prawda ze światem magicznym, ale od Mugoli jest odizolowany. Tam jest świetne życie. Sfora jest jak rodzina, są kluby w których wilkołaki są specjalnie traktowane. Są też takie, do których przed pełnią nie ma wstępu nikt poza nami i krwiopijcami. Tylko oni potrafią dotrzymać tempa wilkołakom w łóżku. Sprawdziłem to - uśmiechnął się.
Remus wzruszył ramionami.
- Nie ciągnie mnie do takiego życia.
Kolejna cisza.
- A jakie inne ci pozostało?
Brak odpowiedzi.
- Widzisz - Greyback usiadł. Dźgnął Remusa w bark, na znak, że ma zrobić to samo. - Ja mam do zaoferowania więcej niż oni - wskazał podbródkiem na Hogwart. - Ze mną twoje życie będzie lepsze. Też mogę uczyć cię magii. W domu mam pokój w którym są same książki. Też przecież dużo czytam. Miałbyś swój pokój na poddaszu. No i miałbyś mnie. Uwierz, że każdą twoją zachciankę bym spełnił...
- Ale ja musiałbym spełniać też twoje - powiedział Remus z przekąsem.
- Transakcja wiązana. Ale to byłoby przyjemne. Mam doświadczenie w tych sprawach.
Remus westchnął.
- Wiem. Nie zapomniałem.
- Było ci...
- Nie. To przez kontekst. Nie chciałem tego - spojrzał mu prosto w czy. Myślał, że kiedy Greyback spojrzy w jego smutne oczy, przestanie ciągnąć ten temat. Mylił się.
- Hm. - Przybliżył się do niego i zanim Remus zdążył zareagować, pocałował go. - A teraz chcesz? - Wymruczał do jego ucha.
- N-nie! - Remus nie mógł się wyrwać. Może wydawało się, że Fenrir lekko go trzyma, ale w rzeczywistości ściskał jego ramiona mocno.
- Kłamiesz - pocałował jego szyję.
- Przestań! Nie.. Nie chcę!
Greyback prychnął.
- To, że ty nie chcesz mnie nie obchodzi. Ja chcę. Dawno tego nie robiłem. Będzie wszystkiego z cztery dni.
Greyback przewrócił go i zaczął go całować. Remus opierał mu się z całych sił, chociaż wiedział, że to i tak nie ma sensu.
- Remmy, po prostu mi pozwól - znowu wymruczał te słowa.
- Nie! - Krzyknął Remus głośno.
Greyback prychnął.
- Spodoba ci się. Naprawdę potrafię zrobić ci dobrze.
Remus się wzdrygnął.
- Dlaczego akurat mnie sobie upatrzyłeś?!
Greyback chyba uznał jego pytanie za bardzo dziwne. Wstał z niego u usiadł obok, łapiąc Remusa za ramiona i prostując do pozycji siedzącej.
- Dlaczego. - Powtórzył ze śmiechem. - Bo jesteś inny. Większość dzieciaków nie przeżywa seksu ze mną, nie mówiąc o późniejszej przemianie. Ty przeżyłeś. I jeszcze myślisz, że możesz żyć normalnie - wymieniał. - No i jesteś słodki - pocałował go w policzek.
Zapanowała krótka cisza.
- To jak. Oddasz mi się, czy nie? Chcę cię tu i teraz - powiedział bez skrępowania.
- Nie. - Remus wstał i pchnął niczego niespodziewającego się wilkołaka prosto do jeziora. Potem zaczął uciekać. Znal ten las lepiej niż on. 
   Wbiegł między zarośla. Ich gałęzie zraniły jego skórę, ale po chwili rany zrosły się. Lawirował między drzewami w wilkołaczym tempie. Cieszył się, że udało mu się wykorzystać element zaskoczenia. Uważał, że teraz uda mu się uciec. Biegł. Mijał różne drzewa, kwiaty, rośliny, których nazw nie znał i najprawdopodobniej nigdy nie pozna. Jakoś nie było mu smutno. 
   Starał się jak najwięcej razy zmieniać kierunek drogi. Zrobił ostry zakręt w prawo. Po chwili skręcił o 90 stopni w lewo i biegł tak dość długo. Potem kolejny skręt w prawo i znalazł się znowu na obranej na początku ścieżce. Po jakimś czasie postanowił wejść na drzewa. Zrobił to więc i dalej biegł gałęziami. Byłoby to bardzo przyjemne uczucie, ale w tym momencie w tej sytuacji i tych okolicznościach... Jakoś nie zwracał na to uwagi. W pewnym momencie chyba zauważył centaura. 
- Może to był on, a ja źle zauważyłem... - Mruknął sam do siebie. Przez to prawie spadł z gałęzi, więc opanował się i skupił się na przeskakiwaniu. 
   Uderzyło w niego to, że chociażby się starał, nie potrafi obronić się przed Greybackiem. On ma zbyt dużą siłę. A Remus za bardzo się go bał, żeby użyć pełni swojej siły. 
   Zeskoczył. Do szkoły zostało mu jeszcze tylko trochę. 
   Zobaczył go. Stał przed nim. Kawałek od niego. Remus zatrzymał się z uczuciem frustracji i złości. Greyback patrzał na niego spod pół przymkniętych powiek. Uśmiechał się lekko. 
- Szybki jesteś, szczeniaczku. Bardzo. Trudne to było. Żeby cię dogonić. 
Zbliżył się. Remus że strachu nie mógł się ruszyć. 
- Słuchaj - powiedział grobowym głosem. - Jeśli teraz pozwolisz mi się chwilę tobą pobawić, zapomnę o tym, co zrobiłeś. 
Remus spojrzał na niego. 
- Nie ma takiej opcji. 
Greyback pchnął go na pobliskie drzewo. Tym razem zabolało, kiedy zderzył się z czymś twardym. Pulsujący ból rozszedł się od jego głowy do dołu pleców. 
- Radziłbym się zgodzić. - Poczuł jego kolano między swoimi nogami. 
- Nie ma takiej opcji - powtórzył. 
Wtedy Greyback warknął ze złości i kopnął go z impetem w krocze. Remusa tak to zabolało, że przed oczami miał mroczki i zakręciło mu się w głowie. Upadł ma kolana przed wilkołakiem. 
- Pożałujesz. Bardzo - Greyback pchnął jego głowę, tak, że po raz wtóry uderzył nią o twarde podłoże. Prawie zemdlał. 
Fenrir odwrócił się i po przejściu kilku kroków zatrzymał się. 
- Pożałujesz ty i twoi pierdoleni rodzice. To będzie twoja wina, szczeniaku - powiedział, nie patrząc na Remusa. Potem depotrował się. 
   Remus leżał. Długo. Bardzo długo. 
*** 
   Nie wyszedł z lasu. Po pierwsze nadal wszystko go bolało, po drugie był sfrustrowany i załamany, po trzecie bał się, a po czwarte... Nie chciał iść do Hogwartu. Nie miał ochoty na uciekania przed wzrokiem ludzi. Więc leżał. 
   Po godzinie wstał. Kiedy wyszedł z lasu, zaczęło się już ściemniać. Było to o tyle korzystne, że mniej ludzi było poza Pokojami Wspólnymi. Więc, co za tym idzie, mniej ludzi mijał. Poszedł do kuchni. 
   - Dzień dobry - mruknął, kiedy obskoczyły go skrzaty. 
- Wyjdź stąd. - Powiedział jeden z nich. Remus spojrzał na niego zdziwiony. 
- Wyjdź stąd. - Powiedział kolejny. 
- Wyjdź stąd. - Następny. 
Potem gdzieś w tłumie skrzatów zobaczył postać Dumbledore'a. 
- Zaufałem ci, a ty mnie zawiodłeś. Jesteś zwykłym psem. Wyjdź stąd. Skrzaty nie obsługują niższych rangą - powiedział, bez zzwykłego dla siebie uśmiechu i znikł. 
Remusowi zrobiło się bardzo przykro. Był tak bardzo zmęczony... Było mu wszystko jedno. Wyszedł. Chciało mu się płakać. 
- Ale przecież to nie była moja wina - mruknął. - To przez Severusa. 
Ale jak to Remus, wierzył innym i uznawał siebie za winnego. Bo jakby inaczej. Usiadł na parapecie we wnętrzu zamku. Westchnął. 
- Remus - usłyszał głos Jamesa. 
- Dlaczego nas okłamałeś - to nie było w zasadzie pytanie. Ale wypowiedział je Peter. 
- Mówiłeś, że jesteś normalny - powiedział Syriusz. Nie dał mu jednak dojść do słowa. - Jestem wychowany w rodzinie, która stara się oczyścić świat z takich jak ty. A ja przestrzegam tych praw, narzuconych mi przez mamę. Szkoda, że ten wnyk nie był srebrny. Umarłbyś. 
Te słowa były tak dobitnie, tak bardzo straszne, że Remus nie chciał słuchać więcej. Odskoczył do tyłu i stanął na ziemi. Biegł. Uciekał. Znowu. 
Przed przyjaciółmi. 
Megan się myliła. 
Nie rozumieją. 
Wszystko było grą. 
Wszystko było kłamstwem. 
*** 
   - Czy jest na tym świecie ktoś, kto mógłby ze mną porozmawiać?! - Krzyknął, a jego głos potoczył się po pustym korytarzu. Była północ. Ale jemu było już wszystko jedno. 
- Bo nie rozumiem. - Usłyszał głęboki, męski głos, gdzieś w oddali. 
- Właśnie profesorze. Wiedział Pan, że będzie sprawiał problemy. To wilkołak. One nie są społecznymi stworzeniami. Nadają się tylko do siedzenia w swoich stadach, w jakichś melinach, jaskiniach, lasach. Nie powinny być w szkole. Najlepiej byłoby, gdyby od razu się je zabijało - mówił o wilkołakach w formie nijakiej. Kolejny facet. 
- Uważałem... Że da sobie radę. Ale zawiódł mnie. - Dumbledore. - Zostawię tu panów. Zróbcie z nim, co chcecie. 
Usłyszał, jak dyrektor odchodzi. Zwinął się w kłębek w cieniu. 
Wiedzieli, gdzie on jest. 
Zobaczył ich przy wejściu do korytarza. Na początku myślał, że uda mu się ukryć w cieniu. Teraz wiedział, że tak się.nie da. Zobaczyli go. Widzieli go. 
- Poddaj się. Oddaj się nam. 
Remus prychnął. 
- Już jedna osoba prosiła mnie, żebym się mu oddał. I powiem wam to samo, co jemu. Nie ma takiej opcji. 
Przemienił się i zaatakował ich. Szybko. Wykręcił im karki. 
Zabił. 
Zabił. 
Odebrał życie tym, którzy tak na prawdę niczego nie zrobili. Może mię byli mu przychylni, ale przecież większość ludzi taka była w stosunku do niego. 
Ma ich krew na sobie. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Te słowa obijały się w jego głowie jak piosenka. 
Wyrzucił ciała przez okno. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Poszedł do łazienki, żeby zmyć z siebie krew. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił.
Wyszedł i czuł się tak, jakby wszyscy wiedzieli. 
Winny. 
Winny. 
Zabił.
Zabił. 
Starał się zachowywać normalnie, ale...
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Doprowadzamy kilkunastoma spojrzeniem wszedł po schodach. 
Winny. 
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 
Położył się na łóżku. Zasnął. 
Winny.
Winny. 
Zabił. 
Zabił. 

Morderca. 


Ha, ha! 
Napisane! 
Może nie jest wybitnie długi, ale chyba nadrabia fabułą. 
WIEM, ŻE CHCECIE MNIE ZABIĆ, ZA SCENĘ Z GREYBACKIEM. Wiem.
Przepraszam. 
Ale to jest takie jego. 
A ja nie chcę się mu narażać. 
Boję się. 
Serio. 
Poza tym...
On jest tu ważny. Można go wiele razy wykorzystać. Ta. 
Ale chyba uda ki się uniknąć śmierci z waszych rąk. Co?
XD 
Cóż. Proszę o komentarze. 
Do napisania! 
Lunaris
Ps. Nie sprawdzone! :3


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Zmęczona, obolała i... Gotowa?

Uwaga!
Witam znowu! Postaram się usprawiedliwić, drodzy podglądacze. Soł.
Jak już wcześniej wspominałam, dostałam się do etapu rejonowego konkursu przedmiotowego z polskiego. Ładnie, pięknie, zadżybiście. Uczyłam się i skupiałam na tym.
Czytałam te wszystkie Różyckie, Różewicze, Mickiewicze i inne, chodziłam na zajęcia dodatkowe.
I nie miałam czasu pisać.
Zaświadczyć mogą Alex i Lexy (zaświadczajta w komentarzach!)!
Nie pisałam nic. A mam dużo.
Opowiadania SP (ci co powinni wiedzą :D ), zwykłe opowiadania (piszę "Serię Zmysłową" co jest opowiadaniem o mnie, moich przyjaciółkach, Remusie, Syriuszu i Ethanie [Kroniki Obdarzonych]), opowiadania z Assassin's Creed, książka, blog.
Więc jest tego wybitnie dużo.
I z perspektywą wiszącego nade mną konkursu... Wiadomo.
ALE!
Konkurs był. W tę sobotę (tj. 6.12.2014). Wyniki były dzisiaj.
Nie przeszłam.
I jakoś szczególnie zła nie jestem. Może trochę przykro.
Cieszę się, bo będę mogła wrócić do normalnego funkcjonowania (i wstawiania w poniedziałek o 7:40, a nie 6:35). Więc.
Nowy rozdział niedługo.
Dajcie mi jeszcze ten tydzień na odparowanie.
Postaram się uaktualnić opowiadanko moje tutejsze najpóźniej do końca tego tygodnia.
Najprawdopodobniej około czwartku będzie nowy rozdział.
Więc.
Mam nadzieję, że ta przerwa nie sprawi, że mniej osób będzie komentowało.
Wybaczcie mi i
Do napisania!

Wasza
Lunaris