Czytasz? Komentuj! Daj znak, że mam dla kogo pisać!
Poza tym, zapraszam do zwrócenia uwagi na kolumienkę "Prorok" .
Informacje dotyczące rozdziałów, jeśli chcecie.
Informacje dotyczące rozdziałów, jeśli chcecie.
- Chcę coś zjeść! - Krzyknął Peter, kiedy siedzieli w Pokoju Wspólnym w środę, po lekcjach. Pogoda za oknem była śliczna; słońce w świeciło mocno, pomimo nieubłaganie zbliżającej się jesieni, na niebie nie było ani jednej chmurki, poza tym wiał lekki i przyjemny wiatr. Jeden z tych wiatrów, które nie sprawiają, że człowiek nie chce wystawiać nosa za drzwi, ale wręcz przeciwnie, chciałby wybiec mu na przeciw z krzykiem "Nie zwiejesz mnie!". To był taki wiatr, który dodaje pozytywnej energii.
Udało im się zająć sobie miejsce przy stoliku pod oknem, więc Remus szybko rzucił się na fotel przy oknie, rozkładając się na nim wygodnie i napawał się słońcem, którego promienie przyjemnie smagały mu twarz.
- Pete, nie żeby coś - Syriusz uniósł ręce. - Ale ty zawsze chcesz coś zjeść. - Poklepał przyjaciela po ramieniu. Peter spojrzał na niego, ale nie odpowiedział. James parsknął śmiechem i z wesołym wzrokiem spojrzał na Remusa, po czym kiwnął w stronę przyjaciół i wywrócił oczami. Remus zrobił pobłażliwą minę i puknął się palcem w czoło śmiejąc się. Wyjrzał na zewnątrz.
- Syriusz, otwórz okno - polecił przyjacielowi. Ten niechętnie wstał i spełnił prośbę.
W tym czasie James zajął mu miejsce, bo siedział najdalej od okna i promienie słońca nie ogrzewały go.
- O nie Potter! Nie ma takiej opcji w ogóle! Spadaj! - Syriusz pchnął Jima.
- E-e! Wstałeś, miałem prawo to zrobić!
- Jesteście w zmowie! To mistyfikacja i oszczerstwo! - Wskazał palcem na Remusa, który uniósł ręce w poddańczym geście.
- Ja nic nie zrobiłem - powiedział znudzonym głosem. - Poza tym Syriuszu, nie wiedziałem, że znasz takie trudne słowa.
- Nie znam. Rzucałem na chybił trafił. Udało mi się dobrze je wykorzystać? - Uśmiechnął się szeroko, najwidoczniej się poddając i siadając na uprzednim miejscu Jamesa, który patrzał na niego z wyrazem triumfu na twarzy.
Remus zaś spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Tak, udało ci się, głupku - machnął na niego ręką.
Peter śmiał się już od dłuższego czasu.
- Stop! - Uniósł jedną rękę. - Nie mam już siły! Boli! - Jęknął. - Brzuch! Mnie! - Wziął duży wdech; był cały czerwony od śmiechu. - To wasza wina!
Teraz wszyscy się śmieli.
Potem Remus znowu spojrzał na zewnątrz, przez czystą do połysku szybę. Pomyślał, że skrzaty w Hogwarcie muszą bardzo ciężko pracować, bo wszędzie wszystko wygląda idealnie. Pozwolił swoim myślom błądzić. Po zakamarkach Hogwartu, błoni, Zakazanego Lasu. Wszystko było takie świetne. Sam fakt, że jest tu. Że z resztą Huncwotów łączy go taka mocna więź, że są dla siebie jak bracia. To wszystko było niewypowiedzianie niesamowite. Huncwoci nie mieli przed sobą tajemnic. No, dobrze. Oficjalnie nie mieli. Remus spochmurniał.
Czy skoro jesteśmy sobie tak bliscy, powinienem im powiedzieć?
Czy to nie jest przypadkiem oszukiwanie?
Wmawianie im nieprawdy?
Mydlenie oczu?
Czy to nie jest przypadkiem oszukiwanie?
Wmawianie im nieprawdy?
Mydlenie oczu?
Nagle zainteresował się Wierzbą Bijącą. Kolejnym artefaktem jego likantropii. Przykre było to, że Remus chciał powiedzieć przyjaciołom, czym jest. Ale co z tego, że chciał? Że miał dobre chęci? "Droga do piekła jest wybrukowana dobrymi chęciami". I tak jest już potępiony, więc czemu by nie spróbować? No, ale co by było, gdyby im powiedział? Syriusz jest z rodziny, która nienawidzi mieszańców. Peter pewnie też. O Jamesie nie wspominając, przecież jego tata jest aurorem.
Już kilka razy złapał się na myśleniu na temat tego, czy się przyznać. To źle. Czyżby zamierzał zdradzić swój sekret? Czyżby chciał wtajemniczyć przypadkowe osoby w tajniki swojego cierpienia? Z drugiej strony, czy jego przyjaciele nie byli jedynymi osobami z zewnątrz, którym mógł to powiedzieć? Czy chce dalej tak żyć? Okłamywać tych, na których mu zależy? Być fałszywym? Czasami czuł się jak zbieg z Azkabanu. Czasami myślał, że lepiej byłoby nie mieć przyjaciół. Nie miałby takich problemów. Ale czy to nie jest samolubność? Która z opcji byłaby samolubna? Czy w ogóle którakolwiek jest? I która z nich bardziej podchodzi pod masochizm, skoro i z jednej, i z drugiej strony jest mu trudno i niedobrze? Nie wiedział i najprawdopodobniej nigdy się nie dowie. Bo, czy sensownym jest rozmyślać nad czymś takim? Czy jest sens psuć sobie samopoczucie? Westchnął głęboko.
Już kilka razy złapał się na myśleniu na temat tego, czy się przyznać. To źle. Czyżby zamierzał zdradzić swój sekret? Czyżby chciał wtajemniczyć przypadkowe osoby w tajniki swojego cierpienia? Z drugiej strony, czy jego przyjaciele nie byli jedynymi osobami z zewnątrz, którym mógł to powiedzieć? Czy chce dalej tak żyć? Okłamywać tych, na których mu zależy? Być fałszywym? Czasami czuł się jak zbieg z Azkabanu. Czasami myślał, że lepiej byłoby nie mieć przyjaciół. Nie miałby takich problemów. Ale czy to nie jest samolubność? Która z opcji byłaby samolubna? Czy w ogóle którakolwiek jest? I która z nich bardziej podchodzi pod masochizm, skoro i z jednej, i z drugiej strony jest mu trudno i niedobrze? Nie wiedział i najprawdopodobniej nigdy się nie dowie. Bo, czy sensownym jest rozmyślać nad czymś takim? Czy jest sens psuć sobie samopoczucie? Westchnął głęboko.
Zbyt dużo myślisz.
- Remusiaku, słuchasz mnie, kochanie? - James pomachał mu ręką przed oczami.
- Tak. Nie. Powtórz - powiedział, potrząsając głową.
- Co ty robisz, hę? - Zapytał Syriusz. - Ostatnio często błądzisz myślami. Gdzieś.
- Tak. Nie. Powtórz - powiedział, potrząsając głową.
- Co ty robisz, hę? - Zapytał Syriusz. - Ostatnio często błądzisz myślami. Gdzieś.
- No przepraszam, no - jęknął.
- Coś się stało? - Zainteresował się Peter. - Nam możesz powiedzieć wszystko.
- Coś się stało? - Zainteresował się Peter. - Nam możesz powiedzieć wszystko.
Jesteś pewien? Nawet to, że jeśli zechcę mogę zabić cię jednym ruchem ręki?
- Nie. Nic - przetarł twarz dłonią i spojrzał na Jamesa..- Mów.
Jim uśmiechnął się pobłażliwie.
- Dobra, powiem od początku. Czytałem Proroka i tam pisali o Greybacku. Wiesz coś o nim?
- Dlaczego miałbym coś o nim wiedzieć? Nie rozumiem, dlaczego mnie pytasz. Skąd mam mieć jakąkolwiek wiedzę na jego temat? Nie znam go. Nigdy nawet go nie widziałem - zdenerwował się Remus.
- Ej. Po prostu Syriusz i Peter, ani ja nic nie wiemy - James zaczął go uspokajać.
Na to zdenerwował się jeszcze bardziej. Teraz zaczną coś podejrzewać.
- Coś tam wiem... No, on jest wilkołakiem. Przemienia małe dzieci. Najczęściej chłopców. Gwałci ich... - Przełknął ślinę. - Ponoć jest okropny.
Chłopaki patrzeli na niego.
- Czytałem o nim. Jest poszukiwany - mruknął Jim.
- Nie zamkną go. Nie uda im się - powiedział Remus z przekonaniem.
- Dlaczego? Aurorzy są świetnie wyszkoleni - wtrącił Syriusz.
- Właśnie. Poza tym, ich jest wielu, a on sam jeden - dodał Peter.
Remus pokręcił głową.
- Najpierw trzeba go znaleźć. A to nie jest proste. Powiem więcej, to jest prawie awykonalne - podkreślił ostatnie słowo. - Uznajmy, że go znajdą. Ale na sto procent nie uda im się go złapać. Nie zamkną go.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Cóż. Hej, a wiecie czy to prawda, że kiedy zabije się wilkołaka, to wszyscy, których przemienił znowu stają się ludźmi? - Peter zmienił temat.
- To nie jest prawda. Zabijesz go to umiera. I tyle. Brak jakichkolwiek dodatków, czy efektów specjalnych - Remus kiedyś wierzył, że tak jest. Zbije Greybacka i znów będzie mógł wieść zwyczajne życie. Ale czy on potrafiłby wieść normalne życie? Chyba nie. Pomimo wszystko, przyzwyczaił się do bycia wilkołakiem, a poza negatywnymi, były też pozytywne strony takiej egzystencji.
- Skąd tyle wiesz o wilkołakach, Remmy? - Zapytał nagle James, po chwili ciszy.
- Eee... Interesuję się nimi - Trzeba zmienić temat. Zmienić temat. - A co z tymi dziwnymi zniknięciami mugoli, ostatnimi czasy?
- Tez o tym czytałem... - Zaczął James, ale Syriusz mu przerwał.
- To ty taki oczytany bardziej jesteś...
Jim obrzucił go zranionym spojrzeniem, ale nie odgryzł się.
- Myślę, że te zniknięcia są ze sobą powiązane.
- No, poza tym ich wszystkich musiał porwać i zabić czarodziej - dodał Peter.
- Taa... - James opadł na oparcie fotela, rozkładając się w nim.
- Ale po co komu mordować tylu mugoli? - Zapytał Syriusz.
- Ludzie są dziwni, a niektórzy nie mogą znieść myśli, że mugole żyją. Więc... Zresztą - Remus machnął ręką z roztargnieniem. - Nie ważne. Nie rozmawiajmy o tym.
- Ej, a może to właśnie Greyback? - Powiedział Peter.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Wątpię. - Westchnął Remus. Miał dość tych tematów, chociaż sam się ich podjął. - Wracajmy do sypialni - zaproponował.
Więc poszli. Usiedli na łóżku Remus, stojącym w rogu pokoju.
- Wracając do tego co mówiłem. Głody jestem - jęknął Peter.
- No, to... Mam chipsy - Syriusz z cichym westchnieniem wstał z łóżka i podszedł do swojej szafki wyjmując z niej opakowanie mugolskich lays'ów.
- Ja mam cukierki - tum razem James wstał.
-Ja opakowanie mini-batoników - Remus zgramolił się z łóżka i otworzył swoją szafkę. Poszperał w niej i w końcu znalazł wcześniej wspomniane słodycze.
Wrócił na swoje miejsce między Syriuszem opierającym się o ścianę przy wezgłowiu łóżka, a Peterem.
- Syriusz? - Zaczął James. - Wiesz, od dłuższego czasu chcę ci coś powiedzieć.
Syriusz spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Mów więc.
- Jesteś idiotą.
Peter i Remus śmiali się głośno, kiedy Syriusz rzucił się na Jamesa. Turlali się po łóżku, aż w końcu z niego spadli. James podniósł się, masując głowę.
- Aua. Boli. Tu - powiedział jak dziecko, płaczliwym głosem.
- Mam to samo - Syriusz rzucił się na swoje miejsce, uderzając przy tym Remusa. Bolałoby, gdyby nie wilkołactwo.
***
Remus nie mógł zasnąć. Wiercił się, kręcił i nic nie dawało liczenie owiec, wymyślanie historyjek, czy nawet nie otwieranie oczu na siłę, przez dłuższy czas. Wstał i podszedł do okna, siadając na podłodze. Patrzał na błonia oświetlone blaskiem księżyca, który teraz bardziej przypominał rogalik. Taki chudy, czekoladowy rogalik, taki, który Remus z chęcią by zjadł. Albo nie. Taki z nadzieniem kokosowym, którego Remus by nie tknął, bo przyprawiłby go o wymioty. Tak. Takie porównanie wydaje się być lepsze.
Ze swojej perspektywy widział wyjście ze szkoły. I właśnie ktoś nim wychodził. Jakaś postać owiana nutą tajemnicy i cienia. Ubrana na czarno, w skórzane spodnie i gorset. To musiała być kobieta. Miała włosy sięgające kawałek za ramiona. Ciemne. Kto to był?
Po chwili postać weszła za krzaki, przez co Remus stracił ją z oczu. Nie widział jej przez jakiś czas, aż w końcu coś poruszyło gałęziami krzewu. Zza krzaków wyszedł duży, biały wilk i popędził w stronę Zakazanego Lasu. Remus patrzał za nim długo. Potem wstał i położył się do łóżka. Zasnął od razu.
***
Remus lubił lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Syriusz lubił lekcje Asrtonomii. James lubił lekcje Zaklęć. Peter lubił lekcje Zielarstwa. Ale zgodnie, Huncwoci nienawidzili lekcji Historii Magii. Były nudne, żmudne i bez sensu prowadzone. Każdy z nich łudził się, że profesor Binns chociaż raz ich zaskoczy i zrobi coś ciekawego. Ale nie. On wchodził do klasy wolnym krokiem, stawał za katedrą i zaczynał swój monotonny i nieciekawy monolog, trwający całą lekcje. Zdawał się nie zauważać tego, że nikt go nie słucha i jedynie trzy osoby w całej klasie cokolwiek notują. Więc i tym razem, nie odstawiając swojego zwykłego przyzwyczajenia, Binns wszedł do klasy, ustał za katedrą, wyciągnął notatki. I już miał zacząć wygłaszać mowę, kiedy do klasy wparował profesor Nickmann.
- Panie profesorze - powiedział na wydechu, opierając się o framugę drzwi. Był wyraźnie zmęczony, jakby przebiegł spory kawałek. - Profesor Dumbledore pana wzywa. Mówi, że to ważne i, że musi pan do niego iść.
- A co z lekcją? - Zapytał, nie chcąc zostawiać swojego rytuału niedokończonego. Może chociaż kilkanaście minut monologu? Dwadzieścia? Dziesięć? Pięć?
Nie? Westchnął.
- Ja ją poprowadzę. Zastąpię pana - nauczyciel run uśmiechnął się rozbrajająco czarująco.
- No dobrze, skoro to takie ważne - podrapał się z tyłu głowy. - Tu są notatki.
I wyszedł. Nickmann zamknął za nim drzwi.
- Witam was. Nie znacie mnie zapewne, no, może pomijając kilka osób - tu spojrzał na Huncwotów. - Nazywam się Louis Nickamnn, jestem nauczycielem Starożytnych Run. Z historią raczej ma to niewiele wspólnego - usiadł na schodkach pod tablicą, tak, żeby wszyscy go widzieli, ale nie musiał się wysilać, żeby stać - więc powiedzcie mi, co teraz przerabiacie?
W klasie cisza. Ale wszyscy patrzeli na nieznanego nauczyciela z zaciekawieniem. Wiele dziewcząt nawet z niemałym zauroczeniem; profesor był przystojny.
- Aha. Okej - powiedział. - Czyli muszę wstać. Piękne dzięki, wiecie? - Westchnął teatralnie i wstał. Wziął notatki Binnsa do ręki. - Jejku, jakie kaligraficzne pismo - mruknął.
Po chwili ciszy odwrócił się do klasy, opierając się o ścianę.
- Dobra. Uznaję, że nie ma sensu, żebym wam to mówił. I tak nikt z was nic nie notuje. A ten temat nie jest aż taki ważny. Poza tym, jeśli powiem profesorowi Binnsowi, że to z wami przerobiłem, a wy przytakniecie, jeśli się was zapyta, co nadmieńmy, raczej się nie stanie, będzie dobrze. Pójdziemy na takie coś? - Po klasie rozległo się entuzjastyczne "tak". Nauczyciel uśmiechnął się. - Chcecie pogadać o czymś? O moim przedmiocie? Albo... No nie wiem. Jak macie jakiekolwiek pytania do mojej osoby, walcie śmiało.
Jakaś uczennica zgłosiła się. Profesor spojrzał na nią i kiwnął głową.
- Jest pan w związku?
Śmiechy rozległy się po klasie.
- Tak. A co? - Uśmiechnął się.
Uczennica pokręciła głową i oddała uśmiech. Remusowi przypomniało się kilka scen. Pierwsza w korytarzu. Kiedy usłyszał dwóch mężczyzn i widział, jak się całują. Potem kartka do Eiri'ego, od Nickmann'a i to jego dziwne, podekscytowane spojrzenie. Wyrzut w głosie profesora, kiedy nauczyciel astronomii nie przyszedł do niego, tak jak obiecał. Remus nie chciał wiedzieć co Eiri obiecał Nickmann'owi. Zrozumiał wystarczająco dużo, żeby uśmiechnąć się głupio.
- Czy starożytne runy są trudne? - Rzucił ktoś z tyłu klasy.
- Nie. Przynajmniej dla mnie, ale to raczej subiektywna ocena. Ale raczej uczniowie nie mają z tym przedmiotem problemu - wzruszył ramionami.
- Co pan wie o napaściach na mugoli? - Zapytał James.
Nickmann spojrzał na niego. Nastała chwila ciszy, jakby zastanawiał się ile im powiedzieć.
- Musicie wiedzieć, że dzieje się coś niedobrego. Coś wielkiego - znowu zamyślił się. - Te zniknięcie i mordy są powiązane. To nie jest tak, że kilku czarodziejów nagle zapragnęło pozabijać mugoli. Nie. To ktoś... Jeden. Silny i jak na razie niewykrywalny.
Wszyscy się wzdrygnęli.
- Hej, ale nie bójcie się! Nie ma czego. W końcu zostanie złapany, wtrącony do Azkabanu i tyle go widzieli - powiedział.
- A może to Fenrir Greyback? Teraz przecież jest poszukiwany - Peter nadal był przeświadczony tym, że to wilkołak wszystkich zabija.
- Wątpię. On tak nie robi. Woli przemieniać i gwałcić małych chłopców, niż zajmować się dorosłymi mugolami. Greyback to wariat. Nie udałoby mu się zrobić tego tak, żeby nikt go nie złapał.
- Ale przecież Ministerstwo go szuka. Więc skoro jest wariatem, dlaczego go nie złapali? - Podchwycił Syriusz.
- Bo jest przebiegłym wariatem - to stwierdzenie wywołało salwę śmiechu w klasie. - Ale nie, na serio, to uważam, że nie on to robi. To nie jego styl. Jak już wspomniałem, on skupia się na przemienianiu. Woli małe dzieci, bo zapewne uważa, że są łatwiejszą zdobyczą. Nie interesują go dorośli - stwierdził, przelotnie patrząc na Remusa. Ten nie miał siły słuchać tego dłużej. Spojrzał na nauczyciela błagalnie. Udało mu się. Nickmann pochwycił spojrzenie. - No, ale nieważne. Ktoś, coś? Co dalej?
Remus westchnął głęboko. Nie miał siły dłużej rozmawiać na temat śmierci i Greybacka. Po raz kolejny odpłynął myślami gdzieś daleko.
***
- Jest świetny - powiedział James.
Siedzieli na błoniach i rozmawiali na temat jedynej ciekawej lekcji Historii Magii, jaka im się przytrafiła.
- No! Chyba wezmę Starożytne runy, jak już będziemy mogli - zamyślił się Syriusz.
Po chwili przyszła do nich Megan. Ubrana w skórzane spodnie i szarą koszulkę. Rzuciła się na ziemię między Remusem, a Syriuszem.
- Siemka. Mogę? - Zapytała, kiedy było już po fakcie.
- Yhym - mruknął Peter, pochłaniając czekoladowego batonika.
Megan oparła się o mur szkoły, który znajdował się za nimi. Zamknęła oczy.
- A ty co, zmęczona? - James przesunął się tak, że siedział naprzeciwko niej. Dźgnął ją palcem w brzuch.
- Taa... Nie wyspałam się - przetarła twarz dłonią.
- To co w nocy robiłaś? - Remus zapytał szukając, czegoś w torbie.
- Łaziłam po błoniach - wzruszyła ramionami.
Remus znieruchomiał. Wyłączył się. Przed oczami stanął mu obraz postaci wychodzącej ze szkoły. Wilka wybiegającego zza krzaków. Ta kobieta... To mogła być Megan. Ale czy na pewno? I co z tym wilkiem? Kim była jego przyjaciółka? Nie mogła być wilkołakiem. Nigdy nie widział jej w czasie pełni. Chyba, że w tunelu jest jeszcze jedno przejście, prowadzące do innego miejsca... Ale nie. Przecież wyczułby ją. Nawet teraz czułby, że pachnie inaczej. No, dobrze, pachniała inaczej, ale nie tak, jak wilkołaki. Równie dobrze mogłyby być to perfumy.
- No dobra, ja spadam - Megan wstała.
Ocknął się szybko.
- Czekaj. Chce się coś zapytać. Chodź - powiedział, łapiąc ją za ramie.
Przyjaciele patrzeli na niego dziwnie.
Złapał ją dość mocno i uśmiechnął się w duchu. Nic nie powiedziała.
Doszli do jakichś tylnych drzwi. Były zamknięte. Usiedli na schodach przed nimi. Z obu stron rosły krzewy.
- Co się stało Remus? - Zapytała zaciekawiona. Jakby martwiła się o niego.
- Megan... To będzie dziwne pytanie, ale... Powiedz mi - spojrzał jej prosto w oczy. Szkarłatno-złote. - Powiedz... Kim jesteś?
Ona zdziwiła się.
- No, jak to kim. Czarodziejem. Megan. Night - powiedziała szybko, unikając jego spojrzenia. Westchnął.
- Wiesz, że... - Zaczął, ale mu przerwała.
- Lykan. - Powiedziała na wydechu. Szybko, tak, że Remus zrozumiał tylko dzięki likantropii.
- Co? - Zdziwił się.
- Lykan. Niezbyt znane. Prawie wymarłe. Na świecie są dwa. Jedna druga z tego siedzi przed tobą - powiedziała, nadal na niego nie patrząc. - Lykanie to pół wampiry, pół wilkołaki. W jakiejś części też ludzie. Mogę zmieniać się w wilka. Przed pełnią moje zmysły szaleją. Muszę pić krew. Ale odczuwam zmiany temperatur. - Spojrzała na niego w końcu. - Oto, czym jestem, wilkołaku-Remusie.
Znowu westchnął.
Nie wierzył, że ona wie.
Jim uśmiechnął się pobłażliwie.
- Dobra, powiem od początku. Czytałem Proroka i tam pisali o Greybacku. Wiesz coś o nim?
- Dlaczego miałbym coś o nim wiedzieć? Nie rozumiem, dlaczego mnie pytasz. Skąd mam mieć jakąkolwiek wiedzę na jego temat? Nie znam go. Nigdy nawet go nie widziałem - zdenerwował się Remus.
- Ej. Po prostu Syriusz i Peter, ani ja nic nie wiemy - James zaczął go uspokajać.
Na to zdenerwował się jeszcze bardziej. Teraz zaczną coś podejrzewać.
- Coś tam wiem... No, on jest wilkołakiem. Przemienia małe dzieci. Najczęściej chłopców. Gwałci ich... - Przełknął ślinę. - Ponoć jest okropny.
Chłopaki patrzeli na niego.
- Czytałem o nim. Jest poszukiwany - mruknął Jim.
- Nie zamkną go. Nie uda im się - powiedział Remus z przekonaniem.
- Dlaczego? Aurorzy są świetnie wyszkoleni - wtrącił Syriusz.
- Właśnie. Poza tym, ich jest wielu, a on sam jeden - dodał Peter.
Remus pokręcił głową.
- Najpierw trzeba go znaleźć. A to nie jest proste. Powiem więcej, to jest prawie awykonalne - podkreślił ostatnie słowo. - Uznajmy, że go znajdą. Ale na sto procent nie uda im się go złapać. Nie zamkną go.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Cóż. Hej, a wiecie czy to prawda, że kiedy zabije się wilkołaka, to wszyscy, których przemienił znowu stają się ludźmi? - Peter zmienił temat.
- To nie jest prawda. Zabijesz go to umiera. I tyle. Brak jakichkolwiek dodatków, czy efektów specjalnych - Remus kiedyś wierzył, że tak jest. Zbije Greybacka i znów będzie mógł wieść zwyczajne życie. Ale czy on potrafiłby wieść normalne życie? Chyba nie. Pomimo wszystko, przyzwyczaił się do bycia wilkołakiem, a poza negatywnymi, były też pozytywne strony takiej egzystencji.
- Skąd tyle wiesz o wilkołakach, Remmy? - Zapytał nagle James, po chwili ciszy.
- Eee... Interesuję się nimi - Trzeba zmienić temat. Zmienić temat. - A co z tymi dziwnymi zniknięciami mugoli, ostatnimi czasy?
- Tez o tym czytałem... - Zaczął James, ale Syriusz mu przerwał.
- To ty taki oczytany bardziej jesteś...
Jim obrzucił go zranionym spojrzeniem, ale nie odgryzł się.
- Myślę, że te zniknięcia są ze sobą powiązane.
- No, poza tym ich wszystkich musiał porwać i zabić czarodziej - dodał Peter.
- Taa... - James opadł na oparcie fotela, rozkładając się w nim.
- Ale po co komu mordować tylu mugoli? - Zapytał Syriusz.
- Ludzie są dziwni, a niektórzy nie mogą znieść myśli, że mugole żyją. Więc... Zresztą - Remus machnął ręką z roztargnieniem. - Nie ważne. Nie rozmawiajmy o tym.
- Ej, a może to właśnie Greyback? - Powiedział Peter.
Wszyscy na niego spojrzeli.
- Wątpię. - Westchnął Remus. Miał dość tych tematów, chociaż sam się ich podjął. - Wracajmy do sypialni - zaproponował.
Więc poszli. Usiedli na łóżku Remus, stojącym w rogu pokoju.
- Wracając do tego co mówiłem. Głody jestem - jęknął Peter.
- No, to... Mam chipsy - Syriusz z cichym westchnieniem wstał z łóżka i podszedł do swojej szafki wyjmując z niej opakowanie mugolskich lays'ów.
- Ja mam cukierki - tum razem James wstał.
-Ja opakowanie mini-batoników - Remus zgramolił się z łóżka i otworzył swoją szafkę. Poszperał w niej i w końcu znalazł wcześniej wspomniane słodycze.
Wrócił na swoje miejsce między Syriuszem opierającym się o ścianę przy wezgłowiu łóżka, a Peterem.
- Syriusz? - Zaczął James. - Wiesz, od dłuższego czasu chcę ci coś powiedzieć.
Syriusz spojrzał na niego z zaciekawieniem.
- Mów więc.
- Jesteś idiotą.
Peter i Remus śmiali się głośno, kiedy Syriusz rzucił się na Jamesa. Turlali się po łóżku, aż w końcu z niego spadli. James podniósł się, masując głowę.
- Aua. Boli. Tu - powiedział jak dziecko, płaczliwym głosem.
- Mam to samo - Syriusz rzucił się na swoje miejsce, uderzając przy tym Remusa. Bolałoby, gdyby nie wilkołactwo.
***
Remus nie mógł zasnąć. Wiercił się, kręcił i nic nie dawało liczenie owiec, wymyślanie historyjek, czy nawet nie otwieranie oczu na siłę, przez dłuższy czas. Wstał i podszedł do okna, siadając na podłodze. Patrzał na błonia oświetlone blaskiem księżyca, który teraz bardziej przypominał rogalik. Taki chudy, czekoladowy rogalik, taki, który Remus z chęcią by zjadł. Albo nie. Taki z nadzieniem kokosowym, którego Remus by nie tknął, bo przyprawiłby go o wymioty. Tak. Takie porównanie wydaje się być lepsze.
Ze swojej perspektywy widział wyjście ze szkoły. I właśnie ktoś nim wychodził. Jakaś postać owiana nutą tajemnicy i cienia. Ubrana na czarno, w skórzane spodnie i gorset. To musiała być kobieta. Miała włosy sięgające kawałek za ramiona. Ciemne. Kto to był?
Po chwili postać weszła za krzaki, przez co Remus stracił ją z oczu. Nie widział jej przez jakiś czas, aż w końcu coś poruszyło gałęziami krzewu. Zza krzaków wyszedł duży, biały wilk i popędził w stronę Zakazanego Lasu. Remus patrzał za nim długo. Potem wstał i położył się do łóżka. Zasnął od razu.
***
Remus lubił lekcje Obrony Przed Czarną Magią. Syriusz lubił lekcje Asrtonomii. James lubił lekcje Zaklęć. Peter lubił lekcje Zielarstwa. Ale zgodnie, Huncwoci nienawidzili lekcji Historii Magii. Były nudne, żmudne i bez sensu prowadzone. Każdy z nich łudził się, że profesor Binns chociaż raz ich zaskoczy i zrobi coś ciekawego. Ale nie. On wchodził do klasy wolnym krokiem, stawał za katedrą i zaczynał swój monotonny i nieciekawy monolog, trwający całą lekcje. Zdawał się nie zauważać tego, że nikt go nie słucha i jedynie trzy osoby w całej klasie cokolwiek notują. Więc i tym razem, nie odstawiając swojego zwykłego przyzwyczajenia, Binns wszedł do klasy, ustał za katedrą, wyciągnął notatki. I już miał zacząć wygłaszać mowę, kiedy do klasy wparował profesor Nickmann.
- Panie profesorze - powiedział na wydechu, opierając się o framugę drzwi. Był wyraźnie zmęczony, jakby przebiegł spory kawałek. - Profesor Dumbledore pana wzywa. Mówi, że to ważne i, że musi pan do niego iść.
- A co z lekcją? - Zapytał, nie chcąc zostawiać swojego rytuału niedokończonego. Może chociaż kilkanaście minut monologu? Dwadzieścia? Dziesięć? Pięć?
Nie? Westchnął.
- Ja ją poprowadzę. Zastąpię pana - nauczyciel run uśmiechnął się rozbrajająco czarująco.
- No dobrze, skoro to takie ważne - podrapał się z tyłu głowy. - Tu są notatki.
I wyszedł. Nickmann zamknął za nim drzwi.
- Witam was. Nie znacie mnie zapewne, no, może pomijając kilka osób - tu spojrzał na Huncwotów. - Nazywam się Louis Nickamnn, jestem nauczycielem Starożytnych Run. Z historią raczej ma to niewiele wspólnego - usiadł na schodkach pod tablicą, tak, żeby wszyscy go widzieli, ale nie musiał się wysilać, żeby stać - więc powiedzcie mi, co teraz przerabiacie?
W klasie cisza. Ale wszyscy patrzeli na nieznanego nauczyciela z zaciekawieniem. Wiele dziewcząt nawet z niemałym zauroczeniem; profesor był przystojny.
- Aha. Okej - powiedział. - Czyli muszę wstać. Piękne dzięki, wiecie? - Westchnął teatralnie i wstał. Wziął notatki Binnsa do ręki. - Jejku, jakie kaligraficzne pismo - mruknął.
Po chwili ciszy odwrócił się do klasy, opierając się o ścianę.
- Dobra. Uznaję, że nie ma sensu, żebym wam to mówił. I tak nikt z was nic nie notuje. A ten temat nie jest aż taki ważny. Poza tym, jeśli powiem profesorowi Binnsowi, że to z wami przerobiłem, a wy przytakniecie, jeśli się was zapyta, co nadmieńmy, raczej się nie stanie, będzie dobrze. Pójdziemy na takie coś? - Po klasie rozległo się entuzjastyczne "tak". Nauczyciel uśmiechnął się. - Chcecie pogadać o czymś? O moim przedmiocie? Albo... No nie wiem. Jak macie jakiekolwiek pytania do mojej osoby, walcie śmiało.
Jakaś uczennica zgłosiła się. Profesor spojrzał na nią i kiwnął głową.
- Jest pan w związku?
Śmiechy rozległy się po klasie.
- Tak. A co? - Uśmiechnął się.
Uczennica pokręciła głową i oddała uśmiech. Remusowi przypomniało się kilka scen. Pierwsza w korytarzu. Kiedy usłyszał dwóch mężczyzn i widział, jak się całują. Potem kartka do Eiri'ego, od Nickmann'a i to jego dziwne, podekscytowane spojrzenie. Wyrzut w głosie profesora, kiedy nauczyciel astronomii nie przyszedł do niego, tak jak obiecał. Remus nie chciał wiedzieć co Eiri obiecał Nickmann'owi. Zrozumiał wystarczająco dużo, żeby uśmiechnąć się głupio.
- Czy starożytne runy są trudne? - Rzucił ktoś z tyłu klasy.
- Nie. Przynajmniej dla mnie, ale to raczej subiektywna ocena. Ale raczej uczniowie nie mają z tym przedmiotem problemu - wzruszył ramionami.
- Co pan wie o napaściach na mugoli? - Zapytał James.
Nickmann spojrzał na niego. Nastała chwila ciszy, jakby zastanawiał się ile im powiedzieć.
- Musicie wiedzieć, że dzieje się coś niedobrego. Coś wielkiego - znowu zamyślił się. - Te zniknięcie i mordy są powiązane. To nie jest tak, że kilku czarodziejów nagle zapragnęło pozabijać mugoli. Nie. To ktoś... Jeden. Silny i jak na razie niewykrywalny.
Wszyscy się wzdrygnęli.
- Hej, ale nie bójcie się! Nie ma czego. W końcu zostanie złapany, wtrącony do Azkabanu i tyle go widzieli - powiedział.
- A może to Fenrir Greyback? Teraz przecież jest poszukiwany - Peter nadal był przeświadczony tym, że to wilkołak wszystkich zabija.
- Wątpię. On tak nie robi. Woli przemieniać i gwałcić małych chłopców, niż zajmować się dorosłymi mugolami. Greyback to wariat. Nie udałoby mu się zrobić tego tak, żeby nikt go nie złapał.
- Ale przecież Ministerstwo go szuka. Więc skoro jest wariatem, dlaczego go nie złapali? - Podchwycił Syriusz.
- Bo jest przebiegłym wariatem - to stwierdzenie wywołało salwę śmiechu w klasie. - Ale nie, na serio, to uważam, że nie on to robi. To nie jego styl. Jak już wspomniałem, on skupia się na przemienianiu. Woli małe dzieci, bo zapewne uważa, że są łatwiejszą zdobyczą. Nie interesują go dorośli - stwierdził, przelotnie patrząc na Remusa. Ten nie miał siły słuchać tego dłużej. Spojrzał na nauczyciela błagalnie. Udało mu się. Nickmann pochwycił spojrzenie. - No, ale nieważne. Ktoś, coś? Co dalej?
Remus westchnął głęboko. Nie miał siły dłużej rozmawiać na temat śmierci i Greybacka. Po raz kolejny odpłynął myślami gdzieś daleko.
***
- Jest świetny - powiedział James.
Siedzieli na błoniach i rozmawiali na temat jedynej ciekawej lekcji Historii Magii, jaka im się przytrafiła.
- No! Chyba wezmę Starożytne runy, jak już będziemy mogli - zamyślił się Syriusz.
Po chwili przyszła do nich Megan. Ubrana w skórzane spodnie i szarą koszulkę. Rzuciła się na ziemię między Remusem, a Syriuszem.
- Siemka. Mogę? - Zapytała, kiedy było już po fakcie.
- Yhym - mruknął Peter, pochłaniając czekoladowego batonika.
Megan oparła się o mur szkoły, który znajdował się za nimi. Zamknęła oczy.
- A ty co, zmęczona? - James przesunął się tak, że siedział naprzeciwko niej. Dźgnął ją palcem w brzuch.
- Taa... Nie wyspałam się - przetarła twarz dłonią.
- To co w nocy robiłaś? - Remus zapytał szukając, czegoś w torbie.
- Łaziłam po błoniach - wzruszyła ramionami.
Remus znieruchomiał. Wyłączył się. Przed oczami stanął mu obraz postaci wychodzącej ze szkoły. Wilka wybiegającego zza krzaków. Ta kobieta... To mogła być Megan. Ale czy na pewno? I co z tym wilkiem? Kim była jego przyjaciółka? Nie mogła być wilkołakiem. Nigdy nie widział jej w czasie pełni. Chyba, że w tunelu jest jeszcze jedno przejście, prowadzące do innego miejsca... Ale nie. Przecież wyczułby ją. Nawet teraz czułby, że pachnie inaczej. No, dobrze, pachniała inaczej, ale nie tak, jak wilkołaki. Równie dobrze mogłyby być to perfumy.
- No dobra, ja spadam - Megan wstała.
Ocknął się szybko.
- Czekaj. Chce się coś zapytać. Chodź - powiedział, łapiąc ją za ramie.
Przyjaciele patrzeli na niego dziwnie.
Złapał ją dość mocno i uśmiechnął się w duchu. Nic nie powiedziała.
Doszli do jakichś tylnych drzwi. Były zamknięte. Usiedli na schodach przed nimi. Z obu stron rosły krzewy.
- Co się stało Remus? - Zapytała zaciekawiona. Jakby martwiła się o niego.
- Megan... To będzie dziwne pytanie, ale... Powiedz mi - spojrzał jej prosto w oczy. Szkarłatno-złote. - Powiedz... Kim jesteś?
Ona zdziwiła się.
- No, jak to kim. Czarodziejem. Megan. Night - powiedziała szybko, unikając jego spojrzenia. Westchnął.
- Wiesz, że... - Zaczął, ale mu przerwała.
- Lykan. - Powiedziała na wydechu. Szybko, tak, że Remus zrozumiał tylko dzięki likantropii.
- Co? - Zdziwił się.
- Lykan. Niezbyt znane. Prawie wymarłe. Na świecie są dwa. Jedna druga z tego siedzi przed tobą - powiedziała, nadal na niego nie patrząc. - Lykanie to pół wampiry, pół wilkołaki. W jakiejś części też ludzie. Mogę zmieniać się w wilka. Przed pełnią moje zmysły szaleją. Muszę pić krew. Ale odczuwam zmiany temperatur. - Spojrzała na niego w końcu. - Oto, czym jestem, wilkołaku-Remusie.
Znowu westchnął.
Nie wierzył, że ona wie.
Lumos, czarodzieje!
Jak tam u was?
Ja... POKOCHAŁAM DARY ANIOŁA. I MALECA. *.*
I Adama Lamberta. No i Tommy'ego Joe'go Ratliff'a. :3
Notka krótsza, ale nie miałam pomysłu jak to wyciągnąć. Wstawiona z autopublikacji! Dotąd przeze mnie nie używanej.
Powiem, że niezbyt pewna byłam co do użycia jej.
Ah, no i z góry mówię. To nie miało się tak skończyć. No, ale co tam. Niech będzie.
Jak tam u was?
Ja... POKOCHAŁAM DARY ANIOŁA. I MALECA. *.*
I Adama Lamberta. No i Tommy'ego Joe'go Ratliff'a. :3
Notka krótsza, ale nie miałam pomysłu jak to wyciągnąć. Wstawiona z autopublikacji! Dotąd przeze mnie nie używanej.
Powiem, że niezbyt pewna byłam co do użycia jej.
Ah, no i z góry mówię. To nie miało się tak skończyć. No, ale co tam. Niech będzie.